Herr ReichskomiSSar
Piotr Jaroszczak

 

Jakiś czas temu były dyrektor Radia Wolna Europa Jan Nowak Jeziorański podał się protestacyjnie do dymisji ze stanowiska jednego z dyrektorów Kongresu Polonii Amerykańskiej, bowiem nie spodobał mu się list Prezesa Kongresu, Edwarda Moskala do prezydenta Kwaśniewskiego, krytykujący nagonkę niektórych środowisk żydowskich na Polaków i nadmierną ustępliwość władz polskich względem ich żądań . Powodem tego, że J.N.Jeziorański tak bardzo popiera interesy tych środowisk może być jego okupacyjna przeszłość. Otóż Zdzisław Jeziorański, takie bowiem jest jego prawdziwe imię i nazwisko, pracował w latach 1940-42 dla hitlerowskiego okupanta na wysokim stanowisku n a d-komisarza w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie i administrował opuszczonym względnie skonfiskowanym mieniem żydowskim. Musiał się cieszyć dużym zaufaniem okupanta, skoro inna, dużo ważniejsza i groźniejsza instytucja, a mianowicie SS, gotowa mu była powierzyć zarząd cegielni. Informacja o przeszłości okupacyjnej J.N.Jeziorańskiego jest w Polsce znana. Kilka artykułów na ten temat zamieściła wspomniana wyżej "Solidarność Walcząca". Wzmiankowała o tym książka Andrzeja Czechowicza "Siedem trudnych lat", oraz książka Kazimierza Zamorskiego "Pod anteną Radia Wolna Europa". Jak pisze ten ostatni autor niejasną sprawą była luka w życiorysie Jeziorańskiego ,względnie niezgodne z prawdą podanie czasu przynależności do AK (wcześniej ZWZ) - otóż wg. Nowaka było to już od 1939 roku, faktycznie zaś dopiero od połowy 1941 roku.

W 1974 roku ukazało się drugie wydanie wspomnień Andrzeja Czechowicza "Siedem trudnych lat" , gdzie zamieszczono odbitkę sporządzonego w języku niemieckim dokumentu, którego polskie tłumaczenie jest podane poniżej:

Oswiadczenie Johana Kassnera
(z artykułu
"Nadkomisarz czy zarządca domu?"
opublikowanego w "Naszym Dzienniku" - wstawił WK.)

OŚWIADCZENIE Z MOCĄ PRZYSIĘGI

Ja, Johann Kassner, zam. przy Altoettingerstrasse 4/11, 8 Muenchen 80, oświadczam niniejszym, jak pod przysięgą, że bracia Henryk Jeziorański, zam. w Chicago, Illinois, USA, i Jan Jeziorański, obecnie w Monachium, byli zatrudnieni w latach 1940-1942 jako oficjalnie i urzędowo zatwierdzeni nadkomisarze w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie, w Polsce. Komisaryczny Zarząd Zabezpieczonych Nieruchomości jako oficjalny urząd władzy okupacyjnej, zarządzał nieruchomościami przejętymi od żydowskich właścicieli. Pana Jana Jeziorańskiego, który obecnie znany jest jako Jan Nowak i jest zatrudniony jako dyrektor polskiego działu Radia Wolna Europa, spotykałem wielokrotnie z okazji służbowych kontaktów w biurach Komisarycznego Zarządu Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie.

podpis Johann Kassner

Monachium, 22 kwietnia 1970

Nr dok. 2863 Fr

Potwierdzam niniejszym prawdziwość powyższego, przeze mnie uznanego jako prawnie ważnego podpisu pana Johannesa Kassnera, emeryta, w 8 Monachium 80, Altottinger-Str. 4, żonatego, pozostającego w prawnie ważnym stanie małżeńskim, legitymującego się swym niemieckim paszportem.

Monachium, 22 kwietnia 1970

pieczęć okrągła i podpis:

Dr Karl Friedrich

Notar

J.N.Jeziorański po ukazaniu się książki Czechowicza ujawniającej jego przeszłość mocno się oburzył i oddał sprawę do niemieckiego sądu. Jednak sąd w Kolonii , wyrokiem z dnia 2 lipca 1975 roku całą skargę oddalił, pisząc w uzasadnieniu między innymi:

W notarialnym oświadczeniu wymienionego pana Kassnera, na które powołuje się autor książki, jest mowa, że powód w latach 1940-1942 był zatrudniony w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie jako oficjalny i urzędowo zatwierdzony nadkomisarz. Ponadto stwierdza się tamże, że Komisaryczny Zarząd Zabezpieczonych Nieruchomości zarządzał jako oficjalny urząd władzy okupacyjnej nieruchomościami, z których zostali wywłaszczeni ich żydowscy właściciele. Opis funkcji i czynności powoda w Komisarycznym Zarządzie pozwala nieuprzedzonemu czytelnikowi na taką interpretację i takie wyciągnięcie wniosku, jakie jest zawarte w kwestionowanym artykule, mianowicie, że autor książki określa i oskarża powoda jako nazistowskiego Treuhandera. Zatem więc powód pracował wówczas - czemu też i nie przeczy - w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości jako urzędzie nazistowskiej władzy okupacyjnej, czyli w urzędzie, który zajmował się administracją nieruchomości, które należały względnie należały były do żydowskich właścicieli i które zostały przez władze okupacyjne co najmniej zarekwirowane.

Jak pisze w swej książce K.Zamorski (str.208) - "Bardzo sugestywnie i przekonywująco opisuje Jan Nowak swą karierę w organizacji podziemnej: "Jest marzec 1941 roku". To pierwszy kontakt. Potem, "w czasie tej następnej rozmowy", dowiaduje się, że ma do czynienia z członkiem Związku Walki Zbrojnej, który kieruje go do ludzi mających umożliwić mu pracę w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości. "W dwa tygodnie później objąłem administrację dwóch sporych kamienic na Królewskiej i otrzymałem Arbeitskartę... późną wiosną 1941 roku składałem przysięgę organizacyjną ZWZ " ('Kurier z Warszawy' - Londyn 1978, str. 44-46).

Jednak z opisu tego nadal nie wynika , co działo się przedtem. Otóż wedle niego, pierwszy kontakt Jeziorańskiego z organizacją podziemną nastąpił w 1941 r. i dopiero na jej polecenie podjął on pracę w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości jako "zarządca domu". Dziwne jest jednak to ,że ukrywał on starannie ten epizod ze swojego życiorysu , aż do jesieni 1974 r. W końcu zlecona przez podziemie praca w służbach wroga mogła być powodem do dumy. Tymczasem okazuje się ,że owa działalność w okupacyjnej instytucji, nawet w charakterze li tylko "zarządcy domu" ,musiała być żenująca także dla niego samego. Ponadto zarówno oświadczenie J.Kassnera jak i orzeczenie niemieckiego sądu świadczą o tym ,że Jeziorański pracował we wspomnianej instytucji nie jako "zarządca domu" ale "nadkomisarz" i to w latach 1940-1942. Co więcej załączona poniżej kopia dokumentu potwierdza ,że już sierpniu 1940 roku Zdzisław Jeziorański starał się o posadę "Treuhandera" pożydowskiej cegielni w Radzyminie , w czym miał poparcie odnośnego Fuhrera SS. Powyższe fakty nie dadzą się już wytłumaczyć wypełnianiem poleceń organizacji podziemnej , z którą pierwszy kontakt miał być nawiązany dopiero w 1941 roku.

Dokument wydany dnia 8 sierpnia 1940 roku przez szefa SS w dystrykcie warszawskim, popierającego Zdzisława Jeziorańskiego na stanowisku Treuhandera cegielni "Neue Ziegelei in Radzymin", stanowiącej własność Żyda o nazwisku Aria Harder. W czasie okupacji niemieckiej Jan Nowak Jeziorański, posługiwał się imieniem "Zdzisław". Przedstawiony dokument świadczy, że Jan Nowak Jeziorański zwrócił się do szefa SS dystryktu warszawskiego o poparcie jego starań o przejęcie pożydowskiej cegielni w Radzyminie i poparcie takie uzyskał.

Do Pana Kreishauptmanna Powiatu Warszawa

Warszawa, ul. 6-go Sierpnia 34

Wydział Gospodarki i Wyżywienia"

W czasie odwiedzin pana Zdzisława Jeziorańskiego, ur. 2 września 1914 roku w Warszawie, prosił on nas o przyjęcie go jako Treuhandera nieruchomości "Nowa Cegielnia w Radzyminie" stanowiącej własność Żyda Arii Hardera.

Równocześnie zwracam Panu uwagę, że wnioskodawca jest krewnym Pana Stanisława Jeziorańskiego, który w dniu 15.07.1940 r. został mianowany burmistrzem miasta Radzymin.

Pieczęć okrągła: Der Fuhrer der SS

und das Selbstschutzes im Bereich Warschau-Land

/*/ SS obersturmfuhrer

Próbowano wprawdzie dyskredytować ów dokument jako tzw. "fałszywkę", ale wiele wskazuje na to ,że jest on jednak oryginalny. Pisze o tym w swej książce cytowany już K.Zamorski (str. 210) :

"...Oczywiście "fałszywka", orzekł Jan Nowak i zwoławszy swój zespół do C.D. Jackson Room (taka duża sala konferencyjna) uroczyście oświadczył, że nigdy w Radzyminie nie był, żadnych tam krewnych nie miał, a dokument - co nie ulega wątpliwości - jest falsyfikatem. Wiele lat potem przypomniał sobie, że jego "daleki krewny, Stanisław Jeziorański", w czasie wojny "został burmistrzem Radzymina" ("Polska z oddali", str. 343). Tamże można wyczytać, że eksperci w Waszyngtonie i w Monachium orzekli, że inkryminujący dokument jest falsyfikatem. Argumenty, chyba Jana Nowaka, bo wątpię, by pochodziły od ekspertów, są więcej niż naiwne. Ale jeśli, jak on twierdzi, jest w posiadaniu ich ekspertyzy, to nie zadali sobie wiele trudu, by zbadać okoliczności powstania dokumentu. W przeciwnym razie nie wytykaliby dorobienia odnośnych znaków do przegłosów (Umlaut), takich jak u lub ó, i obecności polskich liter ń i ł, lub też braku pozdrowienia "Heił Hitler". Ależ te właśnie "błędy", mające dokument skompromitować, świadczą o jego autentyczności. Przesłano mi plik dokumentów stanowiących załączniki do dogłębnej analizy zarówno samego dokumentu, jak i okoliczności jego powstania, dokonanej na miejscu w archiwach przez osoby - ośmielam się być zdania -bardziej kompetentne. Wbrew temu, co Jan Nowak twierdzi, dokument jest autentyczny.

Potwierdzają ten fakt osoby występujące w tekście, ich oryginalne podpisy (pismo Kreishauptmanna Rupprechta, podpis dr. Zahna), jak również informacje zawarte w treści pisma, układ pisma, nadruki, czcionka i pieczęcie. A także charakterystyczny dla kancelarii niemieckiej sposób formowania i spinania akt metalowymi wąsami, który pozostawił ślady rdzy i uszkodzenia papieru... Niemcy przejęli majątek b. państwa polskiego. Stąd też w urzędach korzystano (zwłaszcza w pierwszych latach okupacji) z polskich maszyn do pisania. Również personel pomocniczy w urzędach stanowili Polacy. Do Umlautów nie przywiązywano dużej wagi. Często w innych pismach urzędów niemieckich nie ma Umlautów, brak jest korekty pisma, w dokumentach występują liczne błędy literowe, jak i błędy cyfrowe (zwłaszcza w raportach i sprawozdaniach). W pismach SS und Selbstschutzfuhrera, jak i Sonderdienstu nie ma pozdrowienia 'Heil Hitler' (...) ."

Co ciekawe także inny, podawany wcześniej przez Jeziorńskiego szczegół z życiorysu odnośnie jego rzekomego udziału w przewiezieniu informacji o niemieckiej broni V-1, okazał się być także niezgodny z prawdą. Pisze o tym dalej K.Zamorski (str. 196):

"Książka Newmana, "They Saved London", ukazała się w 1952 roku ( wydawca Werner Laurie, London). Wśród wypowiedzi cytowanego i obszernie Nowaka zastanawiający jest passus ze str. 56:

Moje mikrofilmy doszły bezpiecznie, ale nie wcześniej niż po wojnie dowiedziałem się co one zawierały: plany i informacji dotyczące niemieckiej stacji badawczej w Peenemunde! Wtedy uśmiałem się. Ponieważ w pociągu z Warszawy do Gdyni siedziałem obok niemieckiego żołnierza-propagandzisty. Do podtrzymania morale Niemcy używali takich właśnie ludzi: byle sierżant chętnie rozwodził się na temat szans wojny. Ten perorował teraz na temat "tajnej broni", o której mówił mu "ktoś kto wie", że jej ostateczne wykonanie jest bliskie i wykończy ona zachodnich sojuszników w paru tygodniach, tym łatwiej że nie spodziewają się tego co ich czeka. Biedak nie wiedział, że ta cenna informacja o "tajnej" broni, w chwili gdy się nią tak chełpił, znajdowała się tuż obok niego .

Książkę omówił w londyńskich "Wiadomościach" (nr 318 z 4 maja 1952) Zygmunt Nowakowski i na tle tej recenzji płk Iranek-Osmecki w liście do redakcji (nr 324 z 15 czerwca 1952), podkreślając walory narracyjne autora książek, zgłosił szereg istotnych zastrzeżeń dotyczących opisu pracy AK i wywiadu, do jakich upoważnia go fakt, że "jako szef wywiadu Armii Krajowej" osobiście kierował "do maja 1944 całością akcji wykrycia tajemnicy 'V' ". Stwierdził też, że:

Udział trzeciej osoby rzeczywistej, kpt. Jana Nowaka w przewiezieniu planów Peenemunde z Warszawy do Stockholmu również niezgodny jest z faktami. Odbył on wprawdzie w czerwcu 1943 podróż z Warszawy do Stockholmu, ze zgoła innym przeznaczeniem, ale już w kwietniu tego roku plany Peenemunde były w rękach sztabu brytyjskiego w Londynie. Dokumenty znajdujące się w archiwach londyńskich; na które powołuje się książka, nie zawierają żadnej wzmianki o udziale kpt. Nowaka w całej tej akcji, gdyż nie miał on z nią nic wspólnego w żadnym stadium jej rozwoju. Trudno zrozumieć, jaki cel ma wprowadzenie do opowiadania osoby rzeczywistej, której udział w wydarzeniach jest tylko urojony .

Autor listu myli się odnośnie daty wyprawy Nowaka do Szwecji. Faktycznie Nowak odbył tę podróż w kwietniu , nie w czerwcu, ale nie podważa to argumentu, że to nie on przewoził dane o V-l, gdyż dotarł do stolicy Szwecji (i odnośnych polskich czynników) dopiero 5 maja l943, po 16 dniach niezbyt wygodnej podróży. Płk Iranek-Osmecki zrzucony został w Polsce 13 marca 1943 i pierwszą osobą, z jaką nawiązał kontakt - zanim jeszcze zameldował się u komendanta głównego AK - był ppłk Marian Drobik, ówczesny szef Oddziału II Komendy Głównej AK. Od niego właśnie dowiedział się o penetracji Peenemunde, o czym raport został, właśnie kilka dni przed ich spotkaniem, wysłany specjalnym kurierem do Londynu. Więc daty mówią same za siebie. Należy też wziąć pod uwagę rodzaj, stopień ważności misji Nowaka. On sam na str. 99 swej epopei "Kurier z Warszawy" (Odnowa, Londyn 1978) stwierdza, że zadaniem jego było przetarcie trasy w obie strony z Gdyni lub Gdańska do Sztokholmu i z powrotem tudzież zorganizowanie tam regularnego przerzutu poczty i kurierów, a celem (str. 98) nawiązanie Współpracy dwóch antyniemieckich akcji propagandowych, polskiej N l angielskiej "czarnej propagandy". Faktycznie była to, jak to określił szef bazy wywiadowczej w Sztokholmie "podróż próbna" (str. 449). Takiemu kurierowi żaden odpowiedzialny dowódca nie powierza materiału tej wagi, jak raport o Peendemunde ".

Z całej tej historii można wyciągnąć jedną naukę: porządek w państwie zależy od posiadania przez obywateli pełnej informacji o ludziach zajmujących wysokie i eksponowane stanowiska.

Piotr Jaroszczak Oryginał artykułu

    Literatura:
  1. K.Zamorski - Pod anteną Radia Wolna Europa - Poznań 1995,
  2. S.Reymann - Najjaśniejsza Rzeczypospolita Nr 4(45) z 6 czerwca 1996 .
  3. A.Reymann - Najjaśniejsza Rzeczypospolita Nr 2(67) z 12 czerwca 2000 .

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1