– 24 –

 

III.

 

Religia. – Relikwie. – Wielkonocne śmiechy. – Zepsucie obyczajów. – Rozpusta duchownych, biskupów i papieży. – Borgia – Wyćwika. – Ciemnota. – Ciceronianie.

 

Spojrzyjmy na stan kościoła przed reformacyą.

 

            Lud chrześciański nie wyglądał już daru żywota wiecznego z łaski żyjącego i świętego Boga. Do uzyskania tegóż potrzeba owszem było użyć wszystkich tych środków, które się w wyobraźni zabonnych, bojaźliwych i trwogą przyjętych ludzi wymarzyły. Niebo zapełniło się świętymi i orędownikami, którzy o dar żywota się przyczyniali; ziemia zaś obfitowała w pobożne uczynki, ofiary, praktyki i rozliczne ceremonie, któremi na zbawienie zasłużyć się usiłowano. Mykonius, który przez długie lata bywszy mnichem stał się potém współpracownikiem Lutra, opisuje religią temi słowy:

 

„Na mękę i zasługę Chrystusową zapatrywano się jakby na istną bajkę, lub na powieści Homera. O wierze, przez którą sobie sprawiedliwość Chrystusową i dziedzictwo wiecznego żywota przywłaszczamy, nie było już mowy. Chrystus był surowym sędzią, gotowym potępić wszystkich, którzy się nie uciekali do orędownictwa Świętych lub do odpustów papiezkich. Na miejscu jego stanęli inni pośrednicy, najprzód Panna Marya, jakby Dyana starodawnych pogan, daléj inni święci, których liczbę papieże coraz daléj pomnażali. Ci pośrednicy zaś wtedy tylko za ludźmi się wstawiali, jeźli dla zakonów przez nich ustanowionych wielkie dary przeznaczano. Potrzeba tedy było czynić, nie to co Bóg w słowie swém nakazuje, lecz to, co zakonnicy i duchowni wynaleźli, a mianowicie rzeczy przynoszące klasztorom jak najlepsze zyski. Należało do tego zmawianie Zdrowaś Marya i modłów do świętéj Urszuli i świętéj Brygidy. Trzeba było we dnie i w nocy śpiewać i krzyczeć. Miejsc świętych, do których pielgrzymowano, było zgoła tyle, ile dolin i pagórków w świecie. Lecz za pieniądze można było uwolnić się od tych pokut. Trzeba było tylko księżom i klasztorom przynieść pieniędzy, lub innych rzeczy mających wartość, jako to kurcząt, jaj, gęsi, kaczek, wosku, słomy, séra, masła itp. Potém odezwał się śpiew, uderzyły dzwony, kadzidła napełniły kościół wonią, sprawiano ofiary; - kuchnie i szklanki były pełne; - a msze zakończyły i zapłaciły za wszystkie te pobożne uczynki. Biskupi nie mawiali kazań, oni tylko wyświęcali duchownych i zakonników; poświęcali dzwony, kościoły, kaplice, obrazy, książki, cmętarze: a to wszystko dobrze się opłacało. Kości, ręce i nogi męczenników przechowywano w skrzyniach ze złota i śrebra; podczas mszy podawano je do ucałowania, a to już sprowadzało nie małe pieniądze. Wszyscy utrzymywali, że papież jest na miejscu Boga (2. Tess. 2:4), że jest nieomylny i niecierpieli przeciwnych zdań."

 

 

 

– 25 –

 

            W kościele Wszystkich Świętych w Wittenberdze pokazywano kawałek korabiu Noego, trochę sadzy z pieca ognistego, do którego onych trzech mężów wrzucono, kawałek drzewa z żłóbka Jezusowego, kilka włosów pochodzących z brody wielkiego Krzysztofa, i 19.000 innych przedmiotów większéj lub mniejszéj wartości. W mieście Schaffhausen pokazywano oddech św. Józefa, który św. Nikodem w rękawiczce miał przechować. W Würtembergu pojawił się handlarz, który sprzedawając odpusty miał na głowie wielkie pióro, mające pochodzić ze skrzydła archanioła Michała. Lecz nie było trzeba szukać skarbów tych w dalekim świecie; handlarze wynajmowali relikwie od właścicieli, chodzili z niemi po kraju, sprzedawali je po wsiach, jako dziś sprzedawają biblie, i przynosili je do domów, by już nie narażać wierzących na koszta i trudy pielgrzymki. Z największym przepychem wystawiono takowe po kościołach. Za wynajęte relikwie płacili handlarze wysokie ceny, opłacając oraz pewien procent od zarobionego zysku. A zatém nie było już więcéj królestwa niebieskiego; natomiast urządzili sobie ludzie tu na ziemi haniebny targ.

 

            Skutkiem tego zapanował i w nabożeństwach kościelnych duch światowy; najświętsze pamiątki kościoła, uroczystości i święta, które według natury swojéj człowieka do nabożności i miłości najbardziéj pobudzić są zdolne, doznawały ujmy przez rozpustne i prawie pogańskie żarty, jakie wyprawiano. Niepoślednią rolę w obchodach kościelnych odgrywały tak zwane śmiechy wielkanocne. Ponieważ dzień zmartwychwstania Chrystusowego jest dniem radosnym, dla tego nie zaniechali kaznodzieje żadnego środka, którym lud do śmiechu pobudzić się spodziewali. Jeden udawał kukułkę, drugi gęganie gęsi. Tu wleczono świeckiego człowieka ubranego w habit zakonnika prowadząc go wprost do ołtarza; tam znowu bawiono lud opowiadaniem nieprzyzwoitych bajek, a gdzie indziéj opowiadano ludowi baśnie o św. Piotrze wymyślone, jako tenże gdzieś w karczmie miał oszukać gospodzkiego, nie zapłaciwszy mu rachunku. Niższe duchowieństwo korzystało z téj sposobności, i wyszydzało swych przełożonych. Słowem kościoły obróciły się w budy kuglarskie, i duchowni stali się kuglarzami.

 

– 26 –

 

            Jeźli z nabożeństwem tak się rzecz miała, czegóż było się tu spodziewać co do obyczajności ludu ?

 

            Zepsucie obyczajów nie było zupełnie powszechne; uznać to wymaga po prostu zasada sprawiedliwości. W czasach reformacyi uwydatniła się nie mała między ludem obfitość pobożności, sprawiedliwości i wewnętrznéj siły ducha. Wszystko to należy w piérwszym rzędzie przypisywać twórczéj sile Ducha Bożego, lecz zaprzeczyć się nie da, iż zaród tego nowego życia zgóry już w łonie kościoła przez tegoż Ducha był zasiany. Gdyby dziś na jedno miejsce zebrano wszystką rozpustę i wszystką sromotę, które np. w jednym tylko kraju się dzieją, to niezawodnie widok tego złego przejąłby dreszczem serca nasze. Lecz ówczesne zepsucie obyczajów tak było powszechne i tak już pozbawione wszelkiego wstydu, jako odtąd jeszcze nie widział go świat. Szczególnie zaś na miejscach świętych działy się rzeczy sromotne, jakie od czasu reformacyi więcéj już zdarzyćby się nie śmiały.

 

            Wespół z wiarą podupadła cnota. Ewangelia żywota wiecznego, darowanego od Boga, jest siłą ku odrodzeniu człowieka. Kto siłę tę od Boga daną człowiekowi wydziera, ten walczy oraz przeciwko poświęceniu serca i czynom, które z niego wynikają. Tak się też stało. Nauka o odpustach i sprzedawanie tychże stały się dla ludu ciemnego nie małą zachętą do złego.

 

            Wprawdzie według myśli kościoła odpusty tam tylko miały skutkować, gdzie członek przyrzekł poprawę i dopełnił takowéj. Lecz czegóż było tu oczekiwać od nauki, którą osobno dla powiększenia pieniężnych zysków wymyślono ? Handlarze, chcąc jak najwięcéj towaru swego sprzedać, znaleźli się w pokuszeniu zachwalać go w sposób jak najwięcej zwodniczy i ponętny. Nawet uczeni nie umieli zdać sobie sprawy z nauki o odpustach. Pospólstwo widziało, iż odpusty nie zabraniają grzechu, a sprzedawający nie spieszyli się wywieść je z błędu, który przedsiębiorstwu ich sprzyjał nie miało.

 

            Ileż to zbrodni i rozpusty napotykamy w owych wiekach, w których za pieniądze można było uwolnić się od kary. Czegóż miano się tu jeszcze lękać, jeźli niewielki nawet dar, ofiarowany na budowę jakiego kościoła, wystarczał już do wykupienia człowieka od kary wiecznéj ? Jakże było tu oczekiwać odnowienia serca, kiedy nie było więcej związku między człowiekiem i Bogiem, kiedy człowiek oderwany od Boga, tego źródła życia i ducha, jedynie w ceremoniach nie znaczących nic, jedynie w ćwiczeniach uderzających zmysły, jedynie w grobowem powietrzu szukać musiał zbawienia !

 

 

– 27 –

 

            Najgorzéj oddziaływało skażenie na stan duchowny; ten bowiem mniemając, że się wywyższa, prawie bardzo się poniżył. Duchowieństwo usiłowało się przywłaszczyć sobie promień chwały Bożej i zaszczepić go do serca swego; tymczasem zamiar nie udał się, owszem co posiedli, był to tylko kwas złego, którym zakaziło się serce i życie. Na niejednem miejscu było to ludziom przyjemnie, jeźli sobie ksiądz utrzymywał nałożnicę, bo przynajmniéj zamężne kobiety były bezpieczne. Jakież to gorszące sceny wydarzały się naówczas w domu duchownego!

 

            Z dziesięcin i jałmużny zebranéj musiał biedny utrzymywać matkę razem z dziećmi. Mając sumienie obciążone musiał się wstydzić przed ludźmi, przed własnymi domownikami i przed Bogiem. Zarządczyni domu lękając się nędzy na wypadek śmierci księdza, zawczasu o sobie pamiętała i okradała domostwo, którém zarządzała. Cześć swą utraciła; dzieci jéj były dla niéj żyjącymi wyrzutami sumienia ! Te zaś od wszystkich ludzi doznawając pogardy zapuszczały się w kłótnie i rozpusty. Tak działo się po mieszkaniach duchownych, a lud, patrząc na te wszystkie psoty wysnuwał ztąd dla siebie swoje wnioski.

 

            Zepsucie jakby istna zaraza grasowało przeważnie po wsiach; pomieszkania duchownych zaś były istnemi jaskiniami rozpusty. Korneliusz Adrian w mieście Brügge, Trinkler, opat w mieście Kappel przyjęli obyczaje Wschodu i urządzili sobie haremy. Księża odwiedzali razem z najgorszém pospólstwem szynki, grali w kości i odbywali biesiady, które kończyły się bijatyką i bluźnierstwem.

 

            Rada miasta Schaffhausen zakazała duchownym tańczyć w miejscach publicznych, wyjąwszy przy uroczystościach weselnych; zakazała także noszenia dwojakiéj broni; tudzież rozporządziła, aby wszystkim duchownym, którychby w domach nierządu zastano, zewleczono suknie. W Moguncyi, siedziebie arcybiskupa, duchowni nocą przeskoczywszy mur wpadli do miasta, wyprawiali hałasy i rozpusty po karczmach i szynkach, rozbijali zamki i wyłamali drzwi. Na niektórych miejscach płacili księża biskupowi pewną taksę za uzyskanie pozwolenia utrzymywać sobie nałożnice, płacąc oraz podatek za każde jéj dziecko. Pewien biskup niemiecki, jak donosi Erazmus, opowiadał jednego razu na publicznéj uczcie, że w przeciągu jednego roku zgłosiło się u niego w powyższym celu 11.000 księży.

 

– 28 –

 

            Między wyższém duchowieństwem nie przedstawiał się stan moralności bynajmniéj lepiéj. Dostojnikom kościoła podobał się lepiéj zgiełk życia w obozie, niżli śpiewanie modłów u ołtarza. Do najgłówniejszych i najmilszych zajęć biskupów należało występować w zbroi rycerskiéj, i z oszczepem w ręku zniewalać otoczenie swoje do posłuszeństwa. Baldwin., arcybiskup miasta Trier, żył w nieustawającéj wojnie z sąsiadami i lennikami swymi; zdobywał ich zamki, zamieniając je w gruzy, budował grody, nie myślał o niczém inném, jedynie o powiększeniu swych ziem. Pewien biskup w mieście Eichstadt ubierał się, odbywając sąd, w zbroję rycerską, którą pokrywał duchowny habit; w ręku zaś trzymał ogromny miecz. Lubił się też przechwalać, iż nie ulęknie się pięciu bawarczyków naraz, byle tylko nie napadli nań podstępem. Wszędzie wiedli biskupi wojnę z miastami. Mieszczaństwo domagało się swobód, biskupi żądali bezwarunkowego posłuszeństwa. Jeźli zwycięzstwo przechyliło się na stronę biskupa, to mieszczanie nie uszli kary, któréj ofiarą padało ich tysiące; lecz zaledwie uśmierzono bunt, to już wszczynał się znowu.

 

            Jakiż dopiéro widok przedstawiał tron papiezki na krótki czas przed reformacyą ! Co prawda, to rzadko kiedy spodlił się Rzym aż do onego stopnia, co na onczas.

 

            Rodrigo Borgia żył z pewną Rzymianką w nierządzie; potém zostawał w tym samym stosunku do jéj córki, imieniem Rozy Vanozza, z któréj miał pięcioro dzieci. Był on w tenczas kardynałem-arcybiskupem w Rzymie. Żyjąc w nierządzie z Vanozzą i kilku innemi kobietami oraz, zwiedzał według powołania swego kościoły i szpitale. W tém otworzył się tron papiezki przez śmierć Innocentego VIII. Borgia wstąpił nań wypłaciwszy każdemu z kardynałów wysokie sumy. Cztéry ciężko obładowane muły poszły, niosąc pieniądze, do pałacu kardynała Sforcy, mającego największy wpływ. Borgia został papieżem, jako takowy przyjął imię Aleksandra VI., i radował się, mając otwarty przystęp do wszelkich rozkoszy świata.

 

            W dzień swéj koronacyi zamianował papież syna swego Caesara, młodzieńca znanego powszechnie z dzikiéj rozpusty, arcybiskupem miasta Valencia i biskupem Pamplony. Potém obchodził w pałacu watykańskim wesele swéj córki Lukrecyi; W uroczystościach weselnych brała publiczny udział nałożnica jego Giulia Bella; bawiono się odgrywaniem komedyj i śpiewaniem najnieprzyzwoitszych pieśni. „Wszyscy duchowni,” powiada historyk Infessura, „utrzymywali sobie nałożnice, a wszystkie klasztory stolicy były domami nierządu.” Caesar Borgia stanął po stronie Guelfów, i zwyciężywszy za pomocą tychże stronnictwo Ghibellinów, zwrócił się przeciwko własnym swym sojusznikom i pokonał ich. Lecz łupami nie myślał dzielić się z nikim.

 

– 29 –

 

            Aleksander poruczył r. 1497 księstwo Benewentu najstarszemu synowi swemu. Nagle książę znikł bez śladu. Pewien handlarz drzewa, mieszkający nad brzegiem Tybru, imieniem Jérzy Schiavoni, widział pewnéj nocy, jako rzucano do rzéki trupa; lecz ponieważ rzeczy takie zdarzały się prawie codzień, nie powiedział o tém nikomu. Odszukano późniéj trupa : był nim sam książę. Brat jego Caesar kazał go zamordować. Nie dosyć na tém; jeden z szwagrów stał mu się uciążliwym. Na rozkaz Caesara pchnięto go pewnego dnia sztyletem na schodach pałacu papiezkiego. Umierającego odniesiono do domu. Żona i siostra księcia nie odstępywały łoża jego i lękając się trucizny Caezara, własnemi rękoma gotowały mu jedzenie. Aleksander postawił u drzwi straże. Caesar szydził z tych środków ostrożności, i gdy razu jednego Aleksander przyszedł synowca swego odwiedzić, rzekł mu Caesar : „Co nie stało się u obiadu, to stanie się przy wieczerzy”. Pewnego dnia wtargnął Caesar do mieszkania szwagra, wypędził żonę i siostrę, zawołał swego kata Michilotto, któremu jednemu zaufał zupełnie, i rozkazał mu przed oczami swemi udusić księcia powracającego do zdrowia. Aleksander polubił niejakiego Peroto; łaska ojca nie podobała się Caesarowi. Prześladowany Peroto schronił się pod płaszcz papiezki Aleksandra, rękoma obejmując papieża. Caesar przebił go sztyletem, tak iż krew jego oprysła twarz papieża. Chronikarz ówczesny, podawając zdarzenia te, dodawa te słowa : „Papież kocha księcia, syna swego, i boi się go bardzo.” Caesar był najpiękniejszym i najsilniejszym mężem swego czasu. Sześć dzikich byków poległo w arenie pod jego razami. Każdego poranka znachodzono na ulicach Rzymu trupów, których w nocy zamordowano. Kto miecza uchodził, poległ od trucizny. Nikt już w Rzymie nie odważył się podnieść głosu z obawy, że przyjdzie kolej i na niego. Caesar był bohaterem zbrodni. Miejscem zaś na ziemi, gdzie taka sromota się działa, był sam tron papiezki. Jeźli się człowiek odda mocy złego ducha, to upada aż na dno piekła, choćby mniemał, że stoi wysoko przed Bogiem. Sromotne uroczystości, które papież, syn jego Caesar i córka Lucretia w pałacu papiezkim wyprawiali, nie można opisywać nie ubliżając uczuciu przyzwoitości. Coś podobnego nie działo się nawet w gajach poświęconych starożytnym bożkom. Aleksandra i Lukrecyą posądzano z niektórych stron o sromotne z sobą stosunki, jednakowóż nie da się to dostatecznie stwierdzić.

 

 

– 30 –

 

Jednego razu przygotował papież dla pewnego bogatego kardynała skrzynkę cukierków, które były zatrute; takowe miano podawać gościom po ukończeniu sutéj biesiady, wyprawionej w pałacu. Kardynał przeznaczony na śmierć dowiedział się o tem i przekupił ochmistrza dworu papiezkiego, który zatrutą skrzynkę postawił przed Aleksandrem. Ten wziąwszy, jadł z niéj i umarł. Całe miasto zbiegło się patrzeć nań, nie mogąc nasycić się widokiem umarłego.

 

            Taki to człowiek zajmował tron papiezki na początku tego wieku, w którym powstała reformacya.

 

            Tak to duchowieństwo zhańbiło religią i siebie. Pewien poważny głos mógł tedy odezwać się temi słowy : „Stan duchowny sprzeciwia się Bogu i chwale jego. Lud wié o tém, co zanadto uwidocznia się we wszystkich jego piosnkach, przysłowiach i żarcikach o duchownych, jakie między pospolitym ludem są rozpowszechnione; prawie na każdéj ścianie, na każdym świstku papieru, na każdéj karcie do grania malują księży i mnichów; prawie każdemu, kto z daleka ujrzy lub usłyszy duchownego, zaczyna robić się ckliwie.” Tak poświadcza Luter.

 

            Zepsucie ogarnęło wszystkie stany; niepospolite błędy opanowały ludzi; skażenie obyczajów odpowiadało skażeniu wiary; istna tajemnica piekła ciężyła nad ujarzmionym kościołem Chrystusowym.

 

            Z zupełnego zaniedbania zasadniczych nauk Ewangelii wynikał koniecznym sposobem inny jeszcze skutek. Ciemnota duchowa szła ręka w rękę z zepsuciem serca. Duchowni, ponieważ zbawieniem tylko do Bogo należącém szafować mieli, uważali to za dostateczny powód do wymagania poszanowania i czci. Dla czegóż tu jeszcze badać pisma św.? O wykładaniu tegóż w ogóle nie było już mowy, odtąd wystarczało sprzedawanie listów odpustowych. Taki atoli urząd potrafi człowiek pełnić nie posiadając nawet żadnych wiadomości.

 

            Na kaznodzieji po wiejskich parafiach, powiada Wimpheling, wybierano ludzi podupadłych, takich co na dziady wychodzili, i takich, co dotąd pełnili służbę kucharzów, muzykantów, myśliwych, stajennych, lub jeszcze niższéj służby.

 

            I wyższe duchowieństwo nie odznaczało się nauką, i tu panowała ciemnota. Pewien biskup (Dunfeldu) poczytywał sobie to za największe szczęście, iż nie nauczył się ani grzeczyzny, ani hebrajszczyzny.

 

– 31 –

 

            Zakonnicy utrzymywali, iż z języków tych, a szczególnie z greckiego, wszczynają się same tylko herezye. „Nowy testament,” powiedział jeden z nich, „to księga pełna gadzin i ciernia. Greczyzna to jakiś nowo wynaleziony język, tego strzedz się trzeba. Co zaś do hebrajszczyzny, miły bracie, to jest pewną rzeczą, że kto téj się uczy, natychmiast zastaje żydem.” Słowa te przechował nam Hersbach, znakomity pisarz i przyjaciel Erazma. Tomasz Linacer, który między duchownymi słynął z nauki, Nowego Testamentu nie czytał nigdy. Pod koniec swego życia r. 1524 kazał sobie podać takowy, lecz zaklnąwszy nad nim odrzucił go od razu na bok, ponieważ otwarłszy książkę trafił na słowa : „Ja wam powiadam, nie przeklinajcie !” Sam bowiem miar słabość do klęcia. „Albo to nie jest ewangelia,” powiedział rozgniewany, „albo my nie jesteśmy chrześcianami.” Nawet paryzki fakultet teologiczny nie wstydził się oświadczyć parlamentowi, że byłby to śmiertelny cios dla religii, gdyby miano zezwolić na naukę greczyzny i hebrajszczyzny.

 

            Jeźli tu i ówdzie się znaleźli uczeni duchowni, to z pewnością z Pismem św. najmniéj byli zaznajomieni. Włoscy Ciceronianie udawali wielką pogardę Biblii dla jéj stylu i języka; rzekomi kapłanie kościoła Jezusowego przekładali pisma mężów Duchem Świętym natchnionych na język Horacego i Wirgiliusza, chcąc wyrazy Pisma uczynić przystępnymi dla uszu wykształconych. Kardynał Bembo pisał zamiast o „Duchu Świętym,” o powiewie niebieskiego zefiru, zamiast „odpuścić grzech” : przejednać dusze umarłych i najwyższe bogi; zamiast o „Chrystusie Synu Bożym” gadał on o Minerwie, która wyszła z głowy Jowisza. Gdy pewnego dnia zastał poczciwego Sodaleta, zajętego przekładem listu do Rzymian, to rzekł do niego te słowa: „Zaniechaj tych dziecinnych rzeczy, takie baśnie nie przystoją dla statecznego człowieka.”

 

            Takie były skutki urządzeń, pod których ciężarem wzdychało ówczesne chrześciaństwo. Z powyższego obrazu można poznać i skażenie kościoła i naglącą potrzebę reformacyi. Z tego też powodu podaliśmy go. Najżywotniejsze zasady wiary chrześciańskiéj poszły w zapomnienie, a z niemi razem znikła światłość i życie, ona istota religii Bożéj. Ciało kościoła postradano swe żywotne siły, stało się słabe i umierające. W takim stanie leżało jakby już umarłe, pokrywając prawie tę część świata, która niegdyś stała pod berłem cesarzów rzymskich.

 

–––––––––– • ––––––––––

 

Wróć     Dalej

 

Hosted by www.Geocities.ws

1