Ostatnie wydarzenia związane z głośnym wystąpieniem prezesa
Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala doprowadziły do kolejnej
fali propagandowej dyskusji politycznej. Rzecz idzie o osobę Jana
Nowaka-Jeziorańskiego - słynnego byłego dyrektora rozgłośni Radia Wolna
Europa.
Zarzuty
E. Moskal wysunął zarzuty wobec
Nowaka-Jeziorańskiego dotyczące jego rzekomej czynnej współpracy z
Niemcami w czasie II wojny, przy okazji zarządzania pożydowskim mieniem.
Poddane zostały w wątpliwość relacje słynnego "kuriera z Warszawy", jakoby
w czasie wojny symulował współpracę z okupantem na rozkaz dowództwa Armii
Krajowej. Sprawa ta nabrała o tyle sensacyjnego znaczenia, że dzieje się
na kanwie niewygasłej jeszcze kampanii jedwabnieńskiej, w której
Nowak-Jeziorański wziął czynny udział, nawołując Polaków i polskie władze
do przeprosin skierowanych do społeczności żydowskiej.
Jak wiadomo,
propaganda wokół sprawy Jedwabnego przybrała takie rozmiary, że nikt
praktycznie czynny w polskim życiu politycznym nie mógł pozostać z boku.
Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej z wielkim oburzeniem przyjął
wypowiedź Nowaka i zasugerował, że włączył się on w antypolską kampanię,
mającą na celu zrzucenie na Polaków współwiny za zbrodnie holokaustu, a
wszystko to w sytuacji, gdy, zdaniem Moskala, sam dawny dyrektor Wolnej
Europy wiele ukrywa ze swej wojennej przeszłości. Moskal pisał: "Nie jest
od dawna tajemnicą, bo ujawnili to już w paru publikacjach książkowych
współpracownicy radia 'Wolna Europa', wśród których pracował Jan
Nowak-Jeziorański, że przegrał on lata temu proces o zniesławienie,
wytyczony niemieckiemu funkcjonariuszowi, który zidentyfikował go jako
współpracownika niemieckich władz okupacyjnych na terenie Generalnej
Guberni. Po prostu, Jan Nowak-Jeziorański pracował dla hitlerowców jako
ich zaufany i lojalny zarządca 'przejętego mienia pożydowskiego'. Pytany o
ten epizod wyjaśniał, że do pracy tej skierowało go dowództwo Armii
Krajowej, aby zapewnić mu 'żelazne dokumenty', niezbędne w jego dalszej,
konspiracyjnej pracy". ("Nasz Dziennik", 25 kwietnia br.). Moskal dalej
konstatuje, że Nowak-Jeziorański najpierw powinien wyjaśnić swoją wojenną
przeszłość a nie postulować przeprosiny za Jedwabne. Tak więc powodem
wypowiedzi prezesa Moskala była sprawa jedwabnieńska a nie atak na byłego
dyrektora rozgłośni "Wolna Europa", ot tak sobie. Uczciwie przyznać
trzeba, że wypowiedź Nowaka-Jeziorańskiego na tle wystąpień wielu polskich
liberałów brzmiała nie tak ostro. Wprawdzie nawoływał on do przeprosin
Żydów przez najwyższe polskie władze państwowe i kościelne, stwierdził
jednak równocześnie, że "wysuwanie wniosku z pogromów w lecie 1941 r., że
zagłada była wspólnym dziełem Polaków i Niemców, jest oszczerstwem".
Nie wchodząc w merytoryczną dyskusję na temat zachowania się Jana
Nowaka-Jeziorańskiego w czasie wojny, warto przyjrzeć się bliżej
zachowaniu mediów liberalnych wobec zarysowanego problemu. Ponieważ sprawa
jedwabnieńska i sprawa Nowaka-Jeziorańskiego wystąpiły w bezpośrednim
związku, warto przeprowadzić analizę porównawczą podejścia do tych dwóch
problemów.
Kto ma przepraszać
Jak wiadomo,
najgłośniejsza sprawa ostatnich miesięcy - książka Jana Tomasza Grossa o
mordzie Żydów w Jedwabnem - stała się w prasie liberalnej powodem do
prostych konstatacji o prawdziwości powyższej publikacji, mimo że wielu
poważnych historyków (np. prof. Tomasz Strzembosz) w sposób merytoryczny
podważyło cały szereg zawartych w książce Grossa tez i ustaleń.
Konsekwencją rzekomej prawdziwości "Sąsiadów" miałyby być przeprosiny
wypowiedziane ustami najwyższych władz państwowych, w tym prezydenta
Rzeczypospolitej Aleksandra Kwaśniewskiego, premiera Jerzego Buzka itp.
Wszelkie tego typu pomysły znajdowały na łamach prasy liberalnej
(szczególnie "Gazety Wyborczej") ogromny poklask. Oczywiście prezydent
państwa musiałby przepraszać nie w swoim własnym imieniu, wszak w mordzie
jedwabnieńskim udziału nie brał, lecz w imieniu Polskiego Narodu. Stąd już
tylko krok do stwierdzenia współwiny Polaków za zbrodnie hitlerowskie
czasu II wojny światowej. Takie konkluzje padały, a niektórzy posunęli się
jeszcze dalej. Stanisław Janecki i Jerzy Sławomir Mac w artykule pt.
"Nasza wina" ("Wprost", 25 marca) wymienili dziesięć grzechów Polaków, za
które Naród nasz winien przeprosić Żydów. Stwierdzili nawet: "Przepraszamy
Żydów za 700 lat wysiłków, także ustawodawczych, by uczynić ich
obywatelami drugiej kategorii". I w innym miejscu: "Rozbiory, wymazujące
Polskę z mapy Europy, przyniosły Żydom ulgę. W zaborach pruskim i
austriackim aż do końca a w rosyjskim prawie przez sto lat cieszyli się
równością praw i wolności obywatelskich. Zaborcy ukrócili też antysemickie
wystąpienia księży". Końcowa konstatacja artykułu była następująca: "Na
prośbę o wybaczenie czekają nie ci, którzy już nie żyją, lecz ich dzieci i
wnuki. Nie załatwi tego jedno 'przepraszam', nawet w wykonaniu głowy
państwa. Powinniśmy przeprosić wszyscy i każdy z osobna". Oczywiście
nie miejsce tu na dyskusję z tak absurdalnymi z historycznego punktu
widzenia tezami, jakie zaprezentowali redaktorzy "Wprost". Warto jednak
zauważyć, że sprawa dyskusji nad Jedwabnem nie miała charakteru
nakierowanych na prawdę poszukiwań i dyskusji historycznych. Pewnym
środowiskom chodziło raczej o zbicie jakiegoś ideologicznego kapitału
politycznego. Prof. Szarota stwierdził nawet w pewnym momencie: "Gdy
czytam niektóre wypowiedzi prasowe uczestników dyskusji o Jedwabnem,
odnoszę wrażenie, że my, historycy, już nie tylko przestajemy być
potrzebni, ale wręcz nasza praca, polegająca na ustalaniu wszelkich
okoliczności i zdarzeń poprzedzających zagładę jedwabnieńskich Żydów w
dniu 10 lipca 1941 r., zaczyna być traktowana jako żenująca próba
pomniejszania zbrodni popełnionej przez polskich mieszkańców tego
miasteczka na ich żydowskich sąsiadach".
Bitwa o świadomość
Polaków
Propagandowy rozmach, jaki w prasie liberalnej oraz w
radiu i w telewizji nadano negatywnej ocenie zachowań Polaków w stosunku
do Żydów, był tak duży, że w takiej czy innej formie każdy się z tym
musiał zetknąć. I co ciekawe, ogrom ocen i uogólnień oskarżających Polaków
padł w chwili, gdy badania historyków w żadnym momencie nie dobiegły końca
a hipoteza o udziale Niemców w mordzie jedwabnieńskim ugruntowana została
ujawnieniem szeregu kolejnych faktów i źródeł. Wydaje się zatem, że w
rozważaniach o Jedwabnem mniej chodziło o prawdę, a bardziej o próbę
zbudowania bardzo groźnej z polskiego punktu widzenia ideologii
oczerniającej Polskę. Na kanwie bowiem sporu o Jedwabne niektóre
środowiska postawiły sobie za cel ukazać Polaków jako naród zbrodniarzy II
wojny światowej. Toczyła się zatem i toczy nadal bitwa o świadomość
historyczną Polaków oraz o świadomość historyczną o Polakach na Zachodzie.
Tezy, podobne tym z magazynu "Wprost", pojawiały się szeroko na łamach
"Gazety Wyborczej" i nie tylko. Zaatakowano takie symbole polskiej
historii jak: Roman Dmowski, kardynał Hlond, św. o. Maksymilian Kolbe,
Prymas Stefan Wyszyński i wielu, wielu innych. Wszyscy oni, a więc i w
ogólnym sensie cały Naród Polski, mieli być odpowiedzialni za
prześladowania Żydów. Wspomniani przeze mnie Janecki i Mac pisali m.in.:
"Przeprośmy za antysemicką kampanię, którą w 1936 r. zainicjował prymas
August Hlond, wydając list pasterski zalecający izolację społeczną
wyznawców judaizmu (...), za antysemickie publikacje w 'Małym Dzienniku' i
'Rycerzu Niepokalanej', wydawanym przez Maksymiliana Kolbego w
Niepokalanowie. Przeprośmy za niegodne chrześcijan artykuły pisma 'Pro
Christo' księży marianów. Za asygnowane przez Katolicką Agencję Prasową
ulotki nawołujące do izolacji Żydów..." itp.
Nagonka
Wydawałoby się, że ta paranoiczna gorliwość
w ściganiu antysemitów będzie dotyczyć wszystkich ewentualnych
podejrzanych, nawet największe autorytety, szczególnie gdy będziemy brali
pod uwagę okres II wojny światowej. Tymczasem, za sensacyjnymi
doniesieniami prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej poszły nie tyle, jak
by się można było spodziewać, ataki i "śledztwo" wymierzone w Jana
Nowaka-Jeziorańskiego, wręcz przeciwnie - to sam oskarżyciel Edward Moskal
został spostponowany i uznany w liberalnej Polsce jako persona non grata.
Zabrał głos sam prezydent Kwaśniewski. "Wyrażam głębokie oburzenie -
stwierdził - wobec wypowiedzi pana Moskala. Jan Nowak-Jeziorański to jeden
z najwybitniejszych, najodważniejszych, najbardziej zasłużonych i godnych
szacunku Polaków (...). Oczekuję, że prezes Moskal i jego współpracownicy
zaprzestaną wypowiedzi, które utrwalają najgorszy stereotyp Polski i
Polaków". ("Gazeta Wyborcza", 26 kwietnia). Oczywiście Aleksander
Kwaśniewski absolutnie nie przyjął do siebie powyższych słów, wielokrotnie
wypowiadając się w sposób kompromitujący w imieniu Narodu Polskiego.
Krakowscy radni Unii Wolności zaapelowali, aby prezes Moskal
przeprosił Nowaka-Jeziorańskiego albo zrezygnował z honorowego
obywatelstwa Krakowa. W tej sprawie zabrał również głos premier Jerzy
Buzek oraz minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski. Ten
ostatni stwierdził nawet, że "czuje się w obowiązku dać wyraz (...)
ubolewaniu z powodu pomówień przypominających 'fałszywki' władz
bezpieczeństwa PRL". Pan Bartoszewski zapomniał, że w latach PRL dobre
imię ludzi niszczyły władze komunistycznego państwa, a obywatel nie mający
dostępu do mediów i sprawiedliwych sądów nie miał się jak bronić.
Tymczasem prezes Moskal nie jest ani prezydentem, ani premierem, ani
ministrem, ani żadnym urzędnikiem państwowym.
Kto fałszuje
prawdę
Na kanwie tych rozważań pojawia się pytanie: dlaczego
jedne rewelacje dotyczące podobnego problemu (kwestii antysemityzmu z lat
II wojny) są przyjmowane na wiarę (Gross), a inne z równym entuzjazmem
odrzucane (Moskal). Pamiętajmy, że tak naprawdę w ostatnich dniach
prawdziwym oskarżonym jest nie Jan Nowak-Jeziorański, ale prezes Kongresu
Polonii Amerykańskiej. To z jego powodu na zjazd polonijny nie chcą
przybyć minister spraw zagranicznych, prezydent itp. Nie wiedzieć czemu, a
priori nie dano wiary rewelacjom Moskala czy chociażby książce Kazimierza
Zamorskiego, gdy kilka miesięcy wcześniej przyjmowano bezkrytycznie
"Sąsiadów" Grossa i relacje jego nieraz bardzo wątpliwych świadków
wydarzeń w Jedwabnem (np. Eljasza Grądowskiego czy Abrama Boruszczaka).
Ktoś powie, wszak Nowak-Jeziorański posiada z racji swej działalności duży
autorytet, więc zrozumiała jest jego obrona przez polskie ośrodki
medialne, gdy dotknęły go pomówienia. No tak, ale czy autorytet takich
ludzi jak Prymas Hlond, o. Maksymilian Kolbe, czy wreszcie autorytet
całego Narodu Polskiego postponowany w tak wielu publikacjach nie wymagał
analogicznej obrony? Dlaczego "Gazeta Wyborcza" nie grzmiała, by w sprawie
mordu w Jedwabnem bardziej dociekać historycznej prawdy a nie budować
krzywdzących uogólnień? Skąd wobec tego ta asymetria w podejściu do
sprawy? Andrzej Stelmachowski, prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska,
widzi sprawę Nowaka-Jeziorańskiego jako "wewnętrzny spór polonijny".
Ogromne nagłaśnianie sprawy i "uruchamianie" przez "Gazetę Wyborczą"
przedstawicieli najwyższych władz państwowych nie służą Polsce i Polonii.
O co więc chodzi środowisku "Gazety Wyborczej"? Wiadomo, że Jan
Nowak-Jeziorański nie od dziś podziela poglądy polskich środowisk
liberalnych. Tak jak one postrzega międzynarodowe położenie Polski, jak
też politykę wewnętrzną (że przypomnę jego przychylną ocenę Aleksandra
Kwaśniewskiego). Zatem atak na Nowaka-Jeziorańskiego uznany został przez
"Gazetę Wyborczą", a dalej przez różnej maści polityków, jako atak na
"swojego" człowieka, na "swoje" środowisko. Widzimy, że nie tyle
chodzi o rzeczywiste odkrycie czyjejś antysemickiej przeszłości, chodzi
raczej o sponiewieranie przeciwnika politycznego. Gdyby liberałowie polscy
wykazali choć trochę tego zaangażowania w obronę dobrego imienia naszej
Ojczyzny przy okazji sprawy Jedwabnego, gdyby umieli stanąć po stronie
prawdy, gdy niesprawiedliwie atakowano jeszcze rok temu profesora R.
Bendera (sprawa tzw. kłamstwa oświęcimskiego), gdy oczerniano żołnierzy
Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych - moglibyśmy powiedzieć: oto
rzeczywiście patrioci, którzy walczą o prawdę. Tymczasem oni nie tylko nie
stanęli w obronie prawdy, ale byli, mówiąc językiem W. Bartoszewskiego,
głównymi twórcami owych "fałszywek".
Mieczysław Ryba
Powrot
|