Parodia ekshumacji
Włodzimierz Kałuża
 

Przecież to w gruncie rzeczy nie była żadna ekshumacja. Celem ekshumacji w wypadku ludobójstwa musi być określenie zarówno ilości ofiar, jak również ustalenie bezpośredniej przyczyny zgonu. W przypadku "ekshumacji" w Jedwabnem strona polska (?) pod naciskiem strony żydowskiej (czy to aby nie te same strony?) ograniczyła się do odsłonięcia wierzchniej warstwy ziemi, natomiast nie ruszała, ani nie analizowała samych kości. Z tego względu każda informacja na temat ilości może być, moim zdaniem, uznana za wyssaną z palca i nie może stanowić podstawy poważnych rozważań. Także samo wynikający z pozostawienia kości w zastanym stanie brak ich analizy, powoduje, iż nie da się dokładnie ustalić przyczyny śmierci. Żydowska wersja o całopaleniu, która pasuje im prawdopodobnie ze względów religijnych i propagandowych nie uzyskała tym samym potwierdzenia. Potwierdzeniem takim byłoby np. wyeliminowanie jako możliwej przyczyny śmierci ran postrzałowych. Nie zrobiono tego, a za to znalezione na miejscu "ekshumacji" łuski - w liczbie około 100 - świadczą niemal na pewno o tym, że do ofiar strzelano. Mimo to próbuje się minimalizować znaczenie faktu znalezienia łusek.

Cały przebieg tej sprawy jest mocno zagadkowy. Po decyzji o przystąpieniu do ekshumacji wstrzymał ją min. Kaczynski, aby po rozmowach z rabinem (w końcu kto tu rządzi?) dać zezwolenie na ekshumacje, byle jakiś rabin był przy tym. Nic nadzwyczajnego, ale okazało się później, że przemilczano zasadnicza cześć ustaleń, których efektem było właśnie to, że nie ruszano kości, a wiec nie ustalono liczby ofiar, i nie ustalono przyczyny ich śmierci. Teraz dochodzi do tego jeszcze fakt zakazu wejścia na teren udzielony dziennikarzom. Nie otrzymał takiego zakazu Żyd Nissenbaum przybywający na ten teren, który bez przeszkód mógł się tam poruszać i filmować co chciał. Znowu okazuje się, że Państwo Polskie traktuje w jakiś szczególny sposób Żydów, którym wolno znacznie więcej, i Polaków, którzy mimo, że są we własnym kraju, maja ograniczone prawa. Teren "ekshumacji" osłonięty był wojskowa siatką, która uniemożliwiała wgląd z zewnątrz. Brak jest tez opublikowania wiarygodnych zdjęć z "ekshumacji", natomiast min. Kaczynski okazał się specjalista w dziedzinie badań antropologicznych i ustalił swym ministerialnym słowem Ważnego Człowieka, że wśród ofiar były także kobiety i dzieci, no i że ofiar było ze dwie setki. Zakładam, że akurat w tym wypadku raczej bliższe prawdy są słowa przytoczone przez "świadków" Grossa, gdzie wymienia się liczbę tych niosących pomnik Lenina w zakresie 42 - 70. Zważywszy na przekrety liczbowe w liczbie ogólnie zamordowanych, gdzie u "świadków" Grossa są one podawane jako 3300, bądź też 1600, można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że także liczby 42-70 są mocno zawyżone. Pozostaje pytanie, co odkryto w wykopaliskach o wymiarach 5 na 1 metr, co wynika z wypowiedzi toruńskiego prof. Koli. Wypada się też zastanowić, jak to jest możliwe, aby w 100 kg przebadanej ziemi znaleźć aż około 50 ofiar. Czyżby płonąca stodoła miała jakieś ruszty doprowadzające powietrze potrzebne do tak dobrego spalenia zwłok? Obawiam się, że w najnowszych krematoriach byłoby niemożliwe jednorazowe i równoczesne spalenie 50 zwłok, aby uzyskać z nich jedynie 100 kg popiołów.

No cóż, gdy ktoś nie ma nic do ukrycia, to zapewne nie potrzebuje osłaniać terenu siatka maskującą, nie musi tez bać się wpuszczenia na teren wykopalisk niezależnych dziennikarzy i nie musi w końcu przystawać na absurdalne żądania obcych utrudniające wykrycie prawdy. Jestem pewien, ze żaden rząd działający w imię interesów Polski i Polaków nie działałby w ten sposób, jak to miało miejsce w "ekshumacji" w Jedwabnem. Rząd taki byłby zainteresowany całkowitym i bezkompromisowym wykryciem prawdy, ustaleniem dokładnej ilości ofiar, a także precyzyjnym określeniem przyczyny śmierci.

Włodzimierz Kałuża

Odpowiedzi w Onet.pl

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1