Żyd gotów przeprosić za Żydów oprawców
Anatol Lawina

 

Jestem gotów przeprosić za tych Żydów, którzy jak Lola Potok czy Szlomo Morel przeżyli obozy hitlerowskie i sami stali się okrutnymi oprawcami

Jedwabne jest w każdym z nas

ANATOL LAWINA

Wszyscy przeżywamy szok w związku z Jedwabnem, ale to, co dzieje się wokół, budzi czasem obrzydzenie i niesmak. Padają argumenty naruszające godność ludzką, próbuje się wdeptać w ziemię osoby mające przeciwne zdanie, dąży do zawłaszczenia jedynie słusznej prawdy. Tak, jakby prawda o ludzkich działaniach mogła być jedna.

Oburzające i niemoralne jest liczenie, ilu Żydów mogło się zmieścić w stodole, aby podważyć skalę czynu, jakby mniejsza liczba ofiar oznaczała mniejszą zbrodnię. (a moze inaczej? Moze mniejsza liczba ofiar podwaza wiarygodnosc zeznan swiadkow, a tym samym uniemozliwia przyjecie zafalszowanej wersji tej historii? - wtr. moje WK.) Ale tak samo oburzające i niemoralne jest podważanie zeznań świadków, składanych przed Sądem Grodzkim w Łomży, argumentem, że świadkowie składali je w sprawach cywilnych i obwinianie o zbrodnie Niemców leżało w ich interesie. Jakby komukolwiek dano prawo podważać obraz zdarzeń, jaki widział i zapamiętał świadek, który przeżył holokaust. Dlaczego mamy odrzucać fakt, że dla tych świadków wina sprawców-inspiratorów była większa od winy bezpośrednich wykonawców zbrodni? (absurdalne stwierdzenie! Kto inspirowal, a kto wykonywal? "Swiadkowie" okazali sie oszustami i dlatego odrzucenie ich zeznan, jest czyms najzupelniej naturalnym! - wtr. moje WK.) Nikt nie ma prawa wykorzystywać prawdy świadków zbrodni w Jedwabnem dla rzucenia hasła do odwrotu: "nie ma sprawy to Niemcy" lub dla wołania "to jednak nie Niemcy - jest wina, należy przeprosić".

Gorszący spór

Z jednej strony padają oskarżenia, że tej zbrodni dokonał prawicowy antysemityzm. Z drugiej padają kontroskarżenia - że to jest spisek określonych sił, bo gdyby Żydzi nie zachowali się tak, jak zachowali się podczas okupacji sowieckiej, to by do tej zbrodni nie doszło.

Nie wiem, kto pierwszy rzucił hasło przeprosin, ale wokół tego hasła rozgorzał w mass mediach zażarty spór. Ten gorszący spór mocno podgrzewała wielce nagradzana pani redaktor, która w stylu młodszego oficera śledczego przygważdżała swoich rozmówców na oczach całej Polski, dążąc do uzyskania od nich samooskarżających zeznań, w treści z góry zaplanowanej. Nie jest to wina tylko pani redaktor, jeśli ten styl pogardy dla rozmówcy i tego, co ma on do powiedzenia, jest nagradzany.

W całej tej wrzawie zapomniano o istocie przeprosin.

Do przeprosin trzeba dojrzeć, nie sposób ich wymusić. Aby przepraszać, nie trzeba być winnym, wystarczy tylko zobaczyć, że stało się coś złego, czego nie chcieliśmy lub czego żałujemy. Naturalne jest, że przepraszamy, gdy kogoś potrąciliśmy z przyczyn niezależnych od nas. Możemy przepraszać za siebie, za tych, z którymi czujemy więź i uznajemy, że mamy do tego prawo, np. rodzice mogą przepraszać za swoje dzieci, przyjaciele za swoich przyjaciół.

Za co przeprosić

Gdy pani redaktor nakłaniała kolejnego rozmówcę do przepraszania, zadałem sobie pytanie, czy jestem gotów przeprosić za Bermana, Różańskiego, Fejgina i za innych, tego samego co ja pochodzenia, którzy tyle krzywd uczynili ludziom tylko za to, że nie akceptowali przemocą narzuconej władzy, że pragnęli innej Polski. Nie, nie będę za nich przepraszał, bo mnie nic z nimi nie łączyło i nie łączy - bowiem zbrodni swych nie popełniali oni jako Żydzi. Ale jestem gotów przeprosić za tych Żydów, którzy jak Lola Potok, Szlomo Morel, Pinka Mąka przeżyli obozy hitlerowskie i przyznając sobie prawo odwetu, sami stali się okrutnymi oprawcami, wręcz zbrodniarzami, będąc komendantami w obozach, przez siebie organizowanych, w Gliwicach, w Świętochłowicach i innych miejscowościach na Śląsku.

O nich to opowiada książka "Oko za oko. Przemilczana historia Żydów, którzy w 1945 r. mścili się na Niemcach", napisana przez Johna Sacka, amerykańskiego Żyda polskiego pochodzenia. Książka ta nie została przez polskie mass media zauważona, w przeciwieństwie do "Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa. Jedynym dziennikiem ogólnopolskim, który zauważył "Oko za oko...", była "Rzeczpospolita". Książka Sacka opisuje, jak wrażliwe ofiary stawały się okrutnymi katami, opisuje przejmujące zdarzenia, w tym podpalenie wypełnionego więźniami baraku. I choć rozumiem mechanizm przemiany ofiary w oprawcę, nigdy tego nie zaakceptuję, zawsze będę się wstydził tego, co kilkadziesiąt lat temu tamci Żydzi czynili. I za to jestem gotów przepraszać.

W polityce słowo przepraszam często używane jest jako "ucieczka do przodu", w czym mistrzem jest prezydent Aleksander Kwaśniewski. Zapowiedział przeprosiny, ogłosił nawet, kiedy do nich dojrzeje. A dojrzeje dokładnie 10 lipca 2001 roku, czyli w sześćdziesiątą rocznicę zbrodni. Nie wiadomo, co powie w ramach przeprosin i w jakim charakterze będzie to czynił. Obawiam się jednak, że jego przeprosiny będą warte tyle samo, co niedawne przeprosiny za Marzec 1968 roku, wygłoszone przez prezydenckiego ministra, który nie omieszkał przy tej okazji wystawić samemu sobie laurki.

Spór o "przepraszam" jest tak naprawdę ucieczką od gorzkiej prawdy, iż w każdym z nas tkwi potwór z Jedwabnego, ze śląskich obozów i więzień. Nikt nie jest od niego w pełni wolny. Różnice są tylko w tym, jak mocno jest on zamknięty, ile mamy siły woli, aby nie pozwolić mu się wyrwać i czynić tyle zbrodni. Na dowód, że nie jest to literacka figura, przytoczę fakty znane z kryminalistyki: najczęstszymi sprawcami zabójstw są najbliżsi ofiarom, im bardziej zmasakrowane zwłoki, tym większa pewność, że sprawcą jest ktoś bliski, a nawet ktoś z najbliższej rodziny.

Antysemityzm czy nienawiść

W sporze o Jedwabne toczy się również niewysłowiona dyskusja o antysemityzmie w Polsce. Nie sposób oddzielić tej zbrodni od antysemityzmu. Myślę, że to jednak nie "polski antysemityzm" dokonał zbrodni w Jedwabnem, ale ten, ukryty w każdym z nas, potwór. Antysemityzm mógł pomóc mu wyrwać się z okowów. Mogło mu to ułatwić również wiele innych okoliczności: okupacja, przyzwolenie i inspiracja hitlerowców, a także takie, o których nie wiemy, bądź też brakuje nam co do nich wyobraźni. Antysemityzmem próbuje się uzasadniać tę zbrodnię, lecz nie on jest jej praprzyczyną, tak jak nie on był przyczyną zbrodni dokonanej przez Żydów w obozach na Śląsku. Zbrodni tych dokonała totalna nienawiść do drugiego człowieka.

Nie ma antysemityzmu polskiego, niemieckiego, francuskiego - jest tylko nienawiść ubrana w togę ideologii, patriotyzmu, obrony wiary. Antysemityzm jest chorobą, podobnie jak każda inna forma nienawiści do drugiego człowieka. Chorobę się leczy, a nie oskarża. Nie wolno jej jednak leczyć jak pryszczycy. Odnoszę wrażenie, że strony sporu o Jedwabne traktują siebie nawzajem jak zarażonych pryszczycą, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Taka postawa świadczy o niezrozumieniu tego, co stało się i dzieje w Jedwabnem, co dzieje się z nami wokół tego dramatu.

Bardzo ważne jest, by jednoznacznie sprzeciwić się stereotypom - "ciemnogród", "polski antysemityzm", "spisek określonych sił" - które niczym się od siebie nie różnią. Tak samo odwołują się do rzeczywistości życzeniowej i mają ten sam cel: podporządkowania jednostek oraz całych środowisk osobom, które owe stereotypy upowszechniają.

Nie twierdzę, że w Polsce nie ma zadrażnień w stosunkach między Żydami a Polakami, między Polakami żydowskiego pochodzenia a Polakami, czy też między Żydami a Polakami żydowskiego pochodzenia. Ale czy te wszystkie zadrażnienia oraz resentymenty można wrzucać do worka "polskiego antysemityzmu"? I przypisywać ten "antysemityzm" tylko prawicy, jakby lewica była wolna od resentymentów i jakby nie było Marca '68? Sądzę, że o antysemityzmie można mówić dopiero wtedy, gdy konflikt osiągnie poziom nienawiści prowadzący do jawnej dyskryminacji, jawnej wrogości tylko dlatego, że ktoś jest Żydem.

Emocjonalny szantaż

Rozumiem wszystkich tych, którzy czują się osaczeni kampanią wokół Jedwabnego i traktują ją jako "emocjonalny szantaż ofiary". Tym bardziej że cała sprawa jest wpisana w kontekst sporu o zakres reprywatyzacji. Zrozumiała jest reakcja mojej znajomej, która mówi: "całe życie żyłam bez tego problemu, a tu nagle mój znajomy przedstawia mi się Çjestem ŻydemČ, tak jakby to kiedykolwiek miało dla mnie jakieś znaczenie. Poczułam się, jakby dał mi w twarz. Poczułam się bezbronna, wiedziałam, że od tej pory cokolwiek powiem - będzie źle, cokolwiek zrobię - będzie źle. Zaczęłam go unikać". Sam wielokrotnie byłem świadkiem szermowania oskarżeniami o antysemityzm - włącznie z oskarżeniami, że nauczycielka postawiła patentowanemu leniowi dwójkę z matematyki z pobudek antysemickich.

Podobnie jak moja znajoma - choć z przeciwnego bieguna - myślałem, że problem "antysemityzmu" mam z głowy, że mnie on nie dotyczy. Ale w roku 1988 moja szesnastoletnia córka zaczęła się interesować korzeniami swego pochodzenia, zaczęła wnikać w judaizm. Zareagowałem na to wewnętrzną agresją, przekonany byłem, że robi to specjalnie przeciwko mnie, na złość. Gryzłem się tym bardzo długo, kryjąc gniew i ból. Aż któregoś dnia, zatrzymany w milicyjnym areszcie, miałem czas o tym pomyśleć i zobaczyłem w sobie przestraszonego "małego Żydka". I zrozumiałem, że właśnie jego się wstydzę. Poczułem się uleczony z tego wstydu, za co jestem mojej córce bardzo wdzięczny.

Ci, którym się nie udało

Pewnego razu w roku 1957 przyszedł do mojej matki w odwiedziny człowiek legenda, który wytrzymał najcięższe tortury na Łubiance, nie przyznając się do niczego. Widząc podziw w moich oczach, powiedział: - Synku, mnie się tylko udało. Ja już tego bicia nie wytrzymywałem, chciałem się jak najszybciej do wszystkiego przyznać, tylko że w tym momencie zostałem kopnięty w kręgosłup i straciłem przytomność. A potem oni już niczego ode mnie nie chcieli.

Otóż nam się po prostu udało nie być ani katem, ani ofiarą, ani nawet świadkami zbrodni. Mieszkańców Jedwabnego los potraktował okrutnie - tak sześćdziesiąt lat temu, jak i dziś. Nie wypowiadajmy się za tych, którym się nie udało, ani tym bardziej w ich imieniu. Spróbujmy ich zrozumieć. Myślmy, jak leczyć się z nienawiści do drugiego człowieka za to, że jest inny i ma inne poglądy. Wystrzegajmy się wszelkiego fundamentalizmu, gdyż on do niczego innego nie służy, jak do zabijania.

Autor był działaczem opozycji demokratycznej i podziemnej "Solidarności". W latach 1989 - 1991 członek Państwowej Komisji Wyborczej z ramienia "Solidarności".

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1