Zapomniany mord
 
Miejsce zagłady Żydów w Jedwabnem
W dyskusji nad zbrodnią popełnioną w Jedwabnem 10 lipca 1941 r., jaka toczy się obecnie na łamach polskiej prasy, wyjątkowo wspomina się o wcześniejszym spaleniu żywcem około tysiąca Żydów w wielkiej synagodze w Białymstoku. Nikt z autorów licznych artykułów nie zwrócił również uwagi - wydaje mi się - na opracowanie Szymona Datnera "Walka i zagłada białostockiego ghetta", wydane w Łodzi w 1946 r. i poświęcone: "Pamięci 200.000 Żydów województwa białostockiego wymordowanych przez Niemców". Nie powołuje się także na nie prof. Jan Tomasz Gross w "Sąsiadach", sugerując jakoby pomysł spalenia Żydów w stodole w Jedwabnem był czymś nowatorskim, wymyślonym i zrealizowanym bez udziału hitlerowców przez miejscową społeczność polską.

Sądzę, że tej tezie może przeczyć m.in. obszerny opis mordu we wspomnianej synagodze, zawarty w powyższej pracy, która została napisana zaraz po wojnie z inicjatywy Oddziału Białostockiego Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej:
"Wydarzenia, jakie następowały po sobie w Białymstoku po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, podziałały na Żydów białostockich jak uderzenie maczugą po głowie. Niemcy wkraczają 27 czerwca (w piątek) do miasta i Ťdebiutująť, paląc żywcem w wielkiej synagodze 800-1000 Żydów mężczyzn i chłopców, paląc Szulhojf (dzielnica wokół wielkiej synagogi) i rozstrzeliwując w masowych egzekucjach ulicznych drugi tysiąc.
W ów fatalny ranek piątkowy skoncentrowała się na Siennym Rynku (u wylotu ulicy Mazowieckiej) większa jednostka zmotoryzowana, a Niemcy zakasawszy rękawy, zaczęli pić na umór, aby w kilka chwil potem obsadzić Szulhojf.
Rzeź rozpoczęła się o godzinie 8 rano. Niemcy, podzieleni na małe oddziałki, uzbrojeni w pistolety automatyczne i granaty ręczne, rozpoczęli polowanie na Żydów na ciasnych i krętych uliczkach wokół wielkiej synagogi. Na ulicy rozgrywały się dantejskie sceny, z domów wyprowadzano Żydów, ustawiano pod murem i rozstrzeliwano. Zewsząd prowadzono nieszczęśliwców w kierunku wielkiej synagogi, która płonęła wielkim ogniem i z której dobywały się przeraźliwe krzyki. Niemcy zmuszali swe ofiary, by kolejno wpychali jeden drugiego do płonącej świątyni; opornych rozstrzeliwali, a trupy wrzucali do wnętrza. Wkrótce płonęła cała dzielnica wokół synagogi. Żołnierze wrzucali granaty ręczne do domów, które, będąc przeważnie drewniane zapalały się z łatwością. Morze płomieni, które ogarnęły cały Szulhojf, rozlało się po ulicy Legionowej, Suraskiej i Rynku Kościuszki. Do późnego popołudnia wleczono Żydów do płonącej synagogi, strzelano na ulicach i domach. Huk wybuchających granatów mieszał się z wystrzałami pistoletów, wyciem pijanej tłuszczy niemieckiej i rozpaczliwymi krzykami mordowanych ofiar. Wobec kobiet byli Niemcy Ťrycerscyť, tzn. z reguły nie zabijali ich, a tylko biciem i krzykiem zmuszali do szybkiego opuszczania płonącej dzielnicy, zabijając przedtem w ich oczach mężów, braci, synów i ojców. W jednym wypadku posunęli swą kurtuazję bardzo daleko: Ida Lewitańska (z domu Krywiatycka), która, będąc w ósmym miesiącu ciąży, uciekła z piekła Szulhojfu wraz z kilku kobietami i mężczyznami, natknęła się na Niemców, którzy pod murem domu Miodówka na Legionowej 9, w ich oczach rozstrzelali 200 Żydów; starszy Niemiec zauważywszy stan Idy, puścił ich wolno. Synagoga płonęła kilka dni. Godny zanotowania fakt wydarzył się tego Ťczarnego piątkuťu Żydów białostockich. Korzystając z chwilowej nieuwagi Niemców, otworzył dozorca bóżnicy, Polak nieznanego nazwiska, okienko w tylnej ścianie synagogi, przez które wymknęło się kilkunastu Żydów. Wśród uratowanych znalazł się Pejsach Frajnd, szwagier w/w Lewitańskiej; Frajnd zginął kilka dni później (...).
Rzeź piątkowa wstrząsnęła Żydami Białegostoku. Czekały ich wkrótce jeszcze straszniejsze przeżycia.
W czwartek, 3 lipca 1941 r. odbywa się pierwsza łapanka: około 300 Żydów przeważnie z inteligencji znika bez śladu (tzw. Ťczwartkowiť).
W sobotę, 11 lipca powtórna łapanka, tym razem na większą skalę; około 4000 mężczyzn i chłopców zostaje wywiezionych z miasta na samochodach i jak później dowiedziano się, rozstrzelanych na Pietraszy (2 km od Białegostoku), tzw. Ťsobotniť.
(...) Żydzi zmuszeni są nałożyć - znak hańby i 1 sierpnia zostają zamknięci w ghetcie.
Stworzony z rozkazu niemieckiego Judenrat (Rada Żydowska) ma jedno istotne zadanie; dostarczyć Niemcom siły roboczej niemiłosiernie eksploatowanej i pomóc gestapowcom w jawnym rabowaniu majątków żydowskich.
Z powiatów szczucińskiego, grajewskiego, z Tykocina, Wasilkowa i innych pomniejszych miejscowości dochodzą wieści o potwornych mordach dokonywanych na ludności żydowskiej za aprobatą niemiecką przez miejscową czarną reakcję i chuliganerię."
Tak pisał o tych tragicznych wydarzeniach na Białostocczyźnie pięćdziesiąt pięć lat temu Szymon Datner, który o te zbrodnie nie oskarżał wszystkich sąsiadów Polaków. Obecnie czyni to prof. Jan Tomasz Gross, wbrew powyższym stwierdzeniom Szymona Datnera, wskazującym wyraźnie z inicjatywy kogo i za czyją aprobatą popełniona została zbrodnia na Żydach m.in. w Jedwabnie koło Łomży.
dr Adam Cyra

Autor jest pracownikiem Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1