Zapomniana relacja
dr Adam Cyra

 
Jedwabne
Kościół w Jedwabnem

Fot. J. Żdżarski JR

W dyskusji, jaka toczy się w mediach nad zbrodnią popełnioną w Jedwabnem 10 lipca 1941 r., prawie nie wspomina się o opracowaniach: dr. Szymona Datnera "Eksterminacja ludności żydowskiej w Okręgu Białostockim" i dr. Andrzeja Żbikowskiego "Lokalne pogromy Żydów w czerwcu i lipcu 1941 r. na wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej". Obydwie prace zostały opublikowane na łamach "Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego", wydawanego od wielu lat w Warszawie.

Z inspiracji Niemców

Warto przytoczyć fragmenty tekstu dr. Szymona Datnera, który w latach 1944-1946 był dyrektorem oddziału białostockiego Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. Tekst ten ukazał się na łamach wspomnianego "Biuletynu ŻIH" w 1966 r.:

"Pojęcie 'Okręg Białostocki' (Bialystoker Bezirk) zostało stworzone przez niemieckiego okupanta i było nazwą używaną do końca okupacji. (...) Wkraczaniu wojsk niemieckich do wielu miejscowości towarzyszyły okrutne i krwawe rzezie ludności żydowskiej. Niedobitki ocalałe z tych rzezi szukały schronienia w większych skupiskach. Tak np. do Łomży schroniły się niedobitki ocalałe z rzezi w m. Jedwabnem, dalej Żydzi z miast Miastkowo i Śniadów; do Knyszyna - uciekinierzy z rzezi w Szczuczynie, Radziwiłłowie, Trzciannem i Tykocinie (...).

Pierwsze masowe zbrodnie na ludności żydowskiej w Okręgu Białostockim były w większości wypadków najprawdopodobniej dziełem tzw. 'grup operacyjnych'. (...) Niekiedy grając na najniższych instynktach, oddziały te organizowały wybuchy 'gniewu ludu', dostarczając przy tym broni, dając wskazówki, nie biorąc jednak same udziału w rzezi. Z reguły fotografowali rozgrywające się sceny, by mieć dowody, że Żydzi są znienawidzeni nie tylko przez Niemców. (...)

W Jasionówce, w czasie zajmowania miasta, żołnierze niemieccy razem z miejscową chuliganerią zorganizowali pogrom, którego ofiarą padły 74 ofiary. To samo wydarzyło się w Rajgrodzie, gdzie liczba ofiar wyniosła ok. 100 osób. W Kolnie elementy kryminalne ze wsi Czerwone i Ząbiele wykorzystały wkroczenie wojsk niemieckich dla urządzenia pogromu, którego ofiarą padło 30 osób. Gwałcono kobiety i rabowano mienie. W Goniądzu z rąk niemieckich i ich miejscowych wspólników zginęło 217 Żydów. W czasie pogromu w Szczuczynie padło 300 ofiar. (...) W lipcu 1941 r. Niemcy wymordowali ok. 800 Żydów z Zambrowa i ok. 2.000 w Łomży. Po (...) rzezi dokonanej w Wiznie, resztę Żydów Niemcy wygnali z miasteczka. Większość zbiegła do Jedwabnego, gdzie wkrótce wraz z wszystkimi Żydami padli ofiarą straszliwej masakry. (...)

Do zbrodni na tych obszarach Niemcy przyciągnęli męty spośród miejscowej ludności oraz tzw. granatową policję. Było to zjawisko raczej rzadkie w dziejach okupowanej Polski, jak również na pozostałych obszarach Okręgu Białostockiego, gdzie ludność miejscowa - zarówno Polacy, jak i Białorusini - nie dała się obałamucić niemieckiej prowokacji. (...)

Jako pierwsze padło ofiarą miasteczko Wąsosz (pow. grajewski), gdzie z wyjątkiem 15 Żydów, którzy zdążyli się ukryć, wymordowano okrutnie wszystkich pozostałych w liczbie ponad 1.000 ludzi. Zdarzyło to się 5 lipca 1941 r.

Zbrodnia ta otwarła serię innych w tymże rejonie. Nie ulega wątpliwości, że były one wszystkie inspirowane przez jedno i to samo 'Einsatzkommando', jeżdżące z osiedla do osiedla i podjudzające do zbrodni. Tam, gdzie Niemcy nie znaleźli powolnych wykonawców, tam krwawego dzieła dokonywali sami. Stwierdzono udział w zbrodniach przestępców, którym wojna otworzyła wrota więzienne lub też zażartych faszystów i elementów aspołecznych.

Dnia 7 lipca 1941 r. spalono żywcem zamkniętych w stodole niemal wszystkich Żydów miasteczka Radziłów (pow. Grajewo). Dn. 11 lipca [Datner myli się, 10 lipca - dop. A.C.] zginęło w ten sam okrutny sposób ok. 1500 mieszkańców m. Jedwabne, wśród nich uciekinierzy z uprzednich pogromów, np. w Wiznie (...).

Jeśli chodzi o odpowiedzialność prawną - w rozumieniu prawa międzynarodowego - to za wszystkie wymienione wyżej zbrodnie, popełnione do 1 sierpnia 1941 r., bezpośrednią odpowiedzialność ponosi Wehrmacht (administracja wojskowa), a po tym okresie władza cywilna (E. Koch i jego administracja) i podległe jej formacje policyjne".

Spore wątpliwości

Ponad ćwierć wieku później ukazał się również na łamach "Biuletynu ŻIH" artykuł dr. Andrzeja Żbikowskiego, zatytułowany "Lokalne pogromy Żydów w czerwcu i lipcu 1941 r. na wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej". Autor tego tekstu - opublikowanego w 1992 r. - słusznie przyznaje, że o sytuacji na Kresach wschodnich w latach 1939-1941 "skrótowo i w sposób generalizujący można powiedzieć, iż znaczny wzrost napięcia w nienajlepszych od połowy lat trzydziestych stosunkach polsko-żydowskich przyniosły dwa zjawiska: 1. powszechny entuzjazm ludności żydowskiej dla zajmujących polskie tereny wschodnie wojsk sowieckich, w oczywisty sposób niezrozumiały dla Polaków i uznawany za dowód zdrady polskiego państwa; 2. duża reprezentacja osób pochodzenia żydowskiego w sowieckim okupacyjnym aparacie państwowym oraz częste nadużywanie tych stanowisk na niekorzyść przedstawicieli innych nacji".

Dalej w swoim opracowaniu dr Andrzej Żbikowski pisze: "W bogatych materiałach wspomnieniowych w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego natrafiłem na bardzo niewiele informacji o krwawych pogromach poza terenami zamieszkanymi przez Ukraińców. Pogrom litewski w Kownie jest znany z literatury, rezygnuję więc z jego relacjonowania. O pogromie w Radziwiłowie koło Grajewa oraz o krwawych zajściach w sąsiednim Wąsoszu i Jedwabnem informuje jedynie relacja Menachema Finkielsztejna. Składał ją przed urzędnikami Komitetu Żydowskiego w Białymstoku w 1945 r. kilkakrotnie. Zapis wywiadu jest dosyć zniekształconym tłumaczeniem z języka jidisz. Całość zeznań Finkielsztejna jest wyraźnym doniesieniem na kilku czy też kilkunastu Polaków z Radziłowa, pomagających Niemcom w poszukiwaniu miejscowych komunistów i komsomolców. Osoby te zostały podobno przez Niemców uzbrojone i przez trzy dni terroryzowały całe miasteczko. Wiele danych przytoczonych przez autora relacji, przede wszystkim liczba ofiar pogromu (1.500 osób), budzi spore wątpliwości. Informacje dotyczące Jedwabnego są równie mało dokładne".

Bez wyjaśnień

Warto się zastanowić nad tym, jak to się stało, że przez tyle lat pracownicy naukowi Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, w tym cytowani dr Szymon Datner i dr Andrzej Żbikowski, prawie ani słowem nie wspomnieli o istnieniu relacji Szmula Wasersztajna, przedstawiającej zbrodnie popełnione na Żydach w Jedwabnem na przełomie czerwca i lipca 1941 r. Czyżby ci wytrawni badacze nie wiedzieli o jej istnieniu, a jeżeli znali wcześniej tę relację (w jednym z przypisów w swojej pracy dr Szymon Datner ją jednak wymienia: "rel. 613 Szmul Wasersztajn"), to dlaczego nie wykorzystali jej w swoich opracowaniach?

Na razie dr Żbikowski takich wyjaśnień nie udzielił. Jest natomiast pełen uznania dla prof. Jana Tomasza Grossa, czemu dał wyraz w swoim artykule, drukowanym niedawno na łamach "Rzeczpospolitej": "(...) uważam, że pod względem warsztatowym 'Sąsiedzi' są pracą wzorcową. Gross przeprowadził bardzo staranną analizę dostępnych przekazów źródłowych, prześledził dynamikę wydarzeń, odtworzył najbardziej dramatyczne momenty, ustalił sprawców mordu".

Mam wątpliwości co do słuszności powyższej oceny "Sąsiadów", bowiem praca ta powstała w dużej mierze w oparciu o relację Szmula Wasersztajna, który był najprawdopodobniej długoletnim funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa w Łomży.

Profesor Gross nie wyjaśnia w "Sąsiadach", w jakich okolicznościach odkrył w połowie lat dziewięćdziesiątych wspomnianą relację w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Jedynie lakonicznie wyjaśnia: "W każdym razie Wasersztajn złożył na ten temat zeznanie przed pracownikami Żydowskiej Komisji Historycznej w Białymstoku, 5 kwietnia 1945 roku".

Interesujący jest również fakt, że o istnieniu relacji Szmula Wasersztajna nie wiedział także dr Andrzej Żbikowski, wieloletni i nadal czynny historyk tego instytutu. Ostatnio tak ocenił on postawę dr. Szymona Datnera w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej": "Z Datnerem to skomplikowana historia. Większość książek wychodziła po to, żeby uratować ŻIH i całe środowisko w 1968 roku. To była trudna sytuacja i chodziło o ratowanie instytucji żydowskich. Dochodziło nie tyle do zafałszowań, ile do pewnych kompromisów".

We wspomnianym wywiadzie dr Żbikowski jednoznacznie obwinia - podobnie jak prof. Gross w swojej książce - m.in. za mord w Jedwabnem sąsiadów, twierdząc: "Z pogromu w Jedwabnem i Radziłowie uratowało się kilkunastu Żydów, którzy później przez dwa lata mieszkali razem. Relacje Wasersztajna i Finkelsztajna są zgeneralizowanym zapisem wspomnień członków tej grupy, wynikiem wspólnej pamięci. (...) W tych relacjach nie ma Niemców. Co do Radziłowa, Finkelsztajn sugeruje, że Niemcy spędzili Żydów na rynek. Po czym wyjechali. Wydaje mi się, że sprawa wyglądała następująco. Na Białostocczyźnie, w Tykocinie, Wiznie i innych miejscowościach Żydów mordowali przede wszystkim Niemcy. Są na to liczne dowody. Inaczej było tylko w Jedwabnem i Radziłowie. Niemcy byli tam niewątpliwie wcześniej, ale przed samym mordem opuścili miasto. (...) Fala mordów w czerwcu i lipcu 1941 r. następuje w okresie przejściowym, kiedy już nie ma Rosjan, a Niemcy dopiero się pojawiają. I właśnie wtedy, na całym tym pasie zajętym wcześniej przez Sowiety, dochodzi do mordów".

Jeżeli poszukiwania w archiwach niemieckich filmu i zdjęć wykonanych przez hitlerowców w Jedwabnem 10 lipca 1941 r., prowadzone przez Instytut Pamięci Narodowej, zostaną zakończone pomyślnie, będzie to jednoznaczne ze stwierdzeniem obecności Niemców na miejscu zbrodni, z inicjatywy i za aprobatą których - jak sugeruje w swoim opracowaniu dr Szymon Datner - tak potworny mord mógł być w ogóle możliwy.

dr Adam Cyra

Autor jest pracownikiem Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1