dr inz. B. Idasiak Wykastrowana wersja pod adresm: http://www.dziennik.com/www/dziennik/kult/archiwum/pp-02-09-05.html |
Szanowna Redakcjo!
Obydwa artykuly (Haliny Nelken i Andrzeja M. Kobosa - przyp. red.) nie powinny
byc przyjete do wiadomosci bez komentarzy. Zbyt wiele w nich szkalujacych
oszczerstw, aluzji, niedomowien lub po prostu bzdur! Tematem jest sprawa
bardzo powazna. Trzeba zachowac umiar, polegac na faktach, a nie na chorobliwej
fantazji. Do gehenny, jakiej Zydzi i Polacy doznali, wcieranie soli do ran jest
nie na miejscu. Oczywiscie prawda, nawet bardzo kolaca, powinna byc naswietlona
i nia pozostac bez osobistych zabarwien. Jedna strona medalu przeciez nie stanowi
ani prawdy, ani tez calosci. Artykuly takie, bez obiektywizmu, redukuja sie do
brukowych paszkwili. A szkoda! Tutaj nie chodzi o blahostki. Tu sie oskarza caly
narod polski! [...]
Fragment listu dr inz. Idasiaka zostal wyciety przez redakcje Nowego Dziennika. Wyciety fragment zostal przeze mnie dolaczony do niniejeszej strony i zaznaczony kolorem czerwonym. (dopisek moj - WK.) Autorzy przyznają, że przed wojną w Jedwabnem nie było żadnych napięć i panowała zgoda między ludnością żydowską i polską. Stan ten nie był kwestią miesięcy, lat, lecz wieków. Ale o dziwo, w tych tak tragicznych, pełnych niepewności czasach spowodowanych najazdem sowieckim, a później niemieckim, bez dopingowania ze strony Narodowej Demokracji (gdyż ta była w rozsypce) i bez "agitacji kleru" (bo ten równie był szykanowany) ludność miasteczka Jedwabne "dobrowolnie" i bez powodu, przy dźwiękach orkiestry, atakach śmiechu, zaczęła mordować ludność żydowską, z którą współżyła przez pokolenia! Łupali oczy, ucinali języki, kopali uciętą głowę jak piłkę! Mimo że nie mieli broni palnej, a tylko kije, kamienie, barczyki... pędzili 1500 czy 1600 Żydów na spalenie do stodoły. Wprawdzie było to za "niemieckim pozwoleniem", ale autor zapewnia, że Niemcy nic z tym nie mieli wspólnego. Dowiadujemy się więcej! Otóż gestapowcy i żandarmeria niemiecka ratują Żydów przed bestialskimi Polakami! (sic!) Co było powodem tegoż bestialstwa? No "niby to rewanż za współpracę z Ruskimi" pisze Halina Nelken. Pozostawiając ten makabryczny opis zajścia bez dalszych komentarzy, autorzy winni przynajmniej wyjaśnić, jak to "niemieckie pozwolenie" i ten "niby rewanż za współpracę z Ruskimi" wyglądały. Bez tego uzupełnienia opisana tragedia, jeśli takowa była, nie tylko nie ma sensu, lecz może być traktowana jako urojenie chorego umysłu. Niezwykłe jest również to, że nikt z tak ogromnej kolumny, liczącej 1600 Żydów, nie próbował uciekać! Ciekawe jest również to, że małorolni chłopi mieli tak ogromne stodoły, by jedna z nich mogła pomieścić taki tłum - zakładając nawet, że były zupełnie puste! Również trudno sobie wyobrazić biednego chłopa, by "dodrowolnie" oddawał swą stodołę i co w niej miał na spalenie! Pożar stodoły w chłopskich zagrodach na ogół groził spaleniem całego dobytku. Mamy więc wierzyć, że chłop "dobrowolnie" ofiaruje swoje mienie, by pozostać w jednej koszuli na swym grzbiecie? Odruchowo każdy człowiek broni się przed śmiercią. Z 1600 ludzi z palącej się stodoły nikt ponoć nie próbuje się wydostać? Nie dość na tym. Żyd woźnica, któremu nic nie zagrażało, rzuca się do płonącej stodoły! Czyżby wrota stodoły były otwarte? Według autora Andrzeja M. Kobosa, w związku z powyższą tragedią odbył się proces w 1949 roku. Autor zapewnia, że ten proces "nie miał nic wspólnego z Podziemiem i podłożem politycznym". Z 22 oskarżonych uniewinniono 10. A zatem zaledwie 12 było uznanych za winnych. Gdzie reszta? Czyżby ta garstka mogła podołać kontrolowaniu i mordowaniu takiego tłumu ludzi? Jeśli zaś brały udział w tym mordzie setki czy tysiące Polaków - dlaczego ich również wtedy nie pociągnięto do odpowiedzialności? Czy sąd ten był aż tak tajny, że przez następne 59 lat ogół Polaków zupełnie nic o tym nie wiedział i musiał czekać na ukazanie się książki Jana T. Grossa? Pan Kobos nie grzeszy hojnością odpowiedzi na tak zasadnicze pytania. Stwarza natomiast powody, które spowodowały to tragiczne zajście w Jedwabnem. Cytuje dwa: "nienawiść do innego" i "chęć wzbogacenia dobytkiem Żydów". Wprawdzie pani Halina Nelken podała zupełnie inny: "niby rewanż za współpracę z Ruskimi". O jaką współpracę tu chodzi, pani Nelken nie pisze. Powróćmy więc do powodów zajścia ofiarowanych przez pana Kobosa. Jak wygląda ta "nienawiść do innego"? Jakoś pusto brzmi i zaprzecza temu, co pan Kobos poprzednio stwierdził, że mieszkańcy Jedwabnego przez pokolenia żyli w zgodzie z tymi "innymi". W czasie wojny, jeśli ktoś był innym, to chyba Sowieci lub Niemcy, a nie Żydzi. Sięgnijmy zatem po drugi powód: "chęć wzbogacenia się dobytkiem Żydów". Ten powód też nie jest bardziej przekonujący od poprzedniego, bo mieszkańcy Jedwabnego mieli ku temu okazję przez wiele wieków, a tego nie zrobili. "Dobrowolne "spalenie stodoły na pewno chłopa nie uszczęśliwiło, ani też wzbogaciło. Autor jednak uważa, że to był główny powód do mordowania Żydów! Powołuje się na autorytet swego przyjaciela Lucjana Feldmana, który sugeruje, że to chciwość i żądza były głównym powodem pogromów. Jako dowód przytacza miażdżące dane: pomiędzy czerwcem a sierpniem 1941 roku liczba sztućców, garnków etc w podłomżyńskiej okolicy wzrosła o 14 procent." (sic!) Autor ani jego przyjaciel nie podają, kto te łyżki liczył. To 14-procentowe wzbogacenie sprowadza się do tego, że co siódmy Polak w tej okolicy otrzymuje podobno po jednej żydowskiej łyżce, garnku, etc. By za to mordować ludzi? To już nadwyręża ludzką łatwowierność! Mahwah, NJ
|