Ustalam wszystkie okoliczności
Barbara Polak, Tomasz Danilecki

 
Prokurator Radosław Ignatiew: Z akt procesu z 1949 roku wynika, że stodołę w Jedwabnem podpalili Niemcy

Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej (nr 3, kwiecień 2001) zamieścił wywiad z prokuratorem Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku Radosławem Ignatiewem na temat śledztwa w sprawie zagłady Żydów w Jedwabnem i Radziłowie w lipcu 1941 roku. Rozmowę przeprowadzili 31 marca Barbara Polak i Tomasz Danilecki. Publikujemy jej fragmenty.

Jaka jest pana opinia na temat procesu z 1949 r. w sprawie mordu na ludności żydowskiej [w Jedwabnem]?

RADOSŁAW IGNATIEW: Został naprawdę niechlujnie przeprowadzony. Sam sposób prowadzenia śledztwa (przesłuchiwania świadków, procedowania w sądzie) wskazuje, że nie zbadano wszystkich okoliczności. W trakcie przesłuchań pojawiły się dane dotyczące innych osób, poza oskarżonymi, które miałyby w zbrodni czynnie uczestniczyć. Ani organ postępowania przygotowawczego (Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Łomży), ani sąd nie odniosły się do tego. Dotarłem do osób, które uczestniczyły w procesie jako oskarżeni i świadkowie. Twierdzą one, że stosowano niedozwolone metody oraz że nie zapisywano relacji tak, jak świadkowie je podawali.

Nie wszyscy sprawcy zostali objęci tym procesem. Tuż po wojnie sądzono szybko. Jeśli jednak stwierdzi się, że proces nie jest prowadzony optymalnie, to powstaje wątpliwość co do słuszności wyroku. Chociaż w tamtym czasie odbywały się procesy polityczne, w tej sprawie dotąd nie ma przesłanek, że był jakiś nakaz udowodnienia winy. Było zawiadomienie o przestępstwie, złożone przez osobę narodowości żydowskiej, była relacja Wasersztajna, przeprowadzono postępowanie, aresztowano podejrzanych. Odbył się proces, mimo że części wskazywanych sprawców nie odnaleziono - na przykład burmistrza Karolaka. W czasie postępowania nie zajmowano się ewentualnym sprawstwem innych osób. Sprawę prowadzono zgodnie z zarzutem postawionym 22 osobom. Co do niektórych z nich istniały dane, że mają bezpośredni udział w zbrodni, podobnie jak inne osoby nie objęte zarzutami. Wobec podejrzanych sformułowano zarzut, że udzielili pomocy, to znaczy, iż doprowadzili ludzi na rynek, pilnowali ich tam, a potem konwojowali do stodoły. Nie postawiono zarzutu współudziału w zabójstwie poprzez zamknięcie ludzi w stodole i jej podpalenie.

A czy może pan powiedzieć, kto ją podpalił?

Z akt tamtego procesu wynikałoby, że Niemcy.

Czy można twierdzić, że wiemy coś z całą pewnością o przebiegu wydarzeń w Jedwabnem?

Pewne jest, że 10 lipca 1941 r. do stodoły w Jedwabnem zapędzono ludzi i okrutnie tam zamordowano. Najprawdopodobniej nie wiedzieli, jaki czeka ich los. To by tłumaczyło, dlaczego szli bez żadnego oporu. Wiem także, że w eskorcie uczestniczyli Polacy. Na pewno Polacy wcześniej wyprowadzali z domów, pilnowali zgromadzonych na rynku. Byli również pod stodołą. Pojawiają się informacje, że było ich kilkudziesięciu.

Czy 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem byli Niemcy?

Tak.

Ilu? Czy tylko kilkunastu żandarmów?

Na tym etapie śledztwa nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Są świadkowie, którzy twierdzą, że udział Niemców w zbrodni był dość znaczny.

Drastyczne sceny z 25 czerwca 1941 r., które opisuje J. T. Gross; czy z relacji świadków wynika, że miały one miejsce?

Tego dnia miano rabować domy żydowskie i zabić kilka osób. Przesłuchiwani twierdzą, że nic na temat takich zbrodni nie wiedzą.

Czy można powiedzieć, że w obu miejscowościach [Radziłowie i Jedwabnem] realizowano jakiś jeden scenariusz?

Mimo pewnych podobieństw w obu sprawach, nie można teraz twierdzić z pewnością, że realizowano tu jakiś wspólny scenariusz. Na przykład 27 czerwca 1941 r. spalono dzielnicę żydowską w Białymstoku, zrobili to bez wątpienia Niemcy. Spalono wtedy także wielką synagogę, do której zagoniono miejscowych Żydów. Ale na tym kończą się podobieństwa. W Białymstoku w ogóle nie pojawia się problem ewentualnego udziału Polaków.

Czy jest jakiś ślad, że na przebiegu kolejnych śledztw ciążyła działalność Wasersztajna? Prof. Strzembosz podaje, że Wasersztajn po wojnie pracował w łomżyńskim UB.

Wasersztajn, poza tą relacją, którą złożył, w sprawie w ogóle się nie pojawia. Nie jest przesłuchiwany jako świadek. Jest tylko jego relacja, którą włączono do pierwszego śledztwa. Gdyby jako funkcjonariusz UB działał przy procesach, powinny one inaczej wyglądać. Relacje o jego pracy w UB należy zweryfikować. -

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1