Gross mieści się w pewnej tradycji...
Tytuł oryginału w "Naszym Dzienniku": Uratowany polakożerca
Waldemar Moszkowski

 
W marcu 1996 r. w Melbourne żydowski emigrant z Polski Mark Verstandig wydał "autobiograficzną" książkę "I rest my case". "Czytając tę książkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że głównym jej przesłaniem jest przekonanie czytelnika o polskim antysemityzmie. Z jej kart przebija na każdym kroku nienawiść autora do Polski i Polaków" - pisała Jolanta Wolska w wydawanym w Australii "Tygodniku Polskim" (nr 35 z 21.09.1996).

Dzięki przekładowi "dzieła" Verstandiga, jakiego dokonała czytelniczka "Tygodnika Polskiego", opublikowanemu również na redagowanej przez zamieszkałego w Australii [w Szwecji - popr. W.K.] Mirosława J. Wiechowskiego stronie internetowej "Polonica, czyli polskie rozozmaitości" (http://www.3w3.net/polska/index.html), możemy poznać rozmiary kłamstw, od jakich roi się w "I rest my case".

Na początek trochę historii. "W 1934 roku Piłsudski zawarł pakt z Hitlerem, który oficjalnie usankcjonował nazistowskie wpływy w Polsce" - tłumaczy Verstandig. "Dla byłego socjalisty, w którym zawsze dominował antyrosyjski sentyment, Hitler stanowił wiarygodnego sojusznika" (s. 83). Na efekty "kolaboracji Polaków z Hitlerem" nie trzeba było długo czekać: "Podziemie AK-owskie wyrządziło Niemcom znamiennie małe szkody, ograniczając swoją działalność do mordowania i rabowania Żydów oraz od czasu do czasu rozstrzelania jakiegoś polskiego kolaboranta" (s. 196). "AK (...) systematycznie mordowała Żydów podczas wojny" - pisze żydowski emigrant (s. 234).

Szczególnie w opisach zachowania się polskiego Kościoła ujawnia się niezwykła zdolność autora do dramatycznych konfabulacji: "Widzieliśmy, że głęboko zakorzeniona nienawiść Polaków do Żydów wywodziła się z nauk Kościoła katolickiego. Siedemdziesiąt pięć procent polskiej populacji było kompletnymi analfabetami i pozostawało pod wpływem księży. Ekonomiczne motywy ludności wsi i miast pozbycia się Żydów były podbudowane jadowitym antysemityzmem płynącym z nauk Kościoła (s. 178). 'W Polsce atmosfera Wielkiego Piątku była zawsze napięta. Podczas gdy katolicy pościli, księża podjudzali ich przeciwko Żydom, których obwiniali za ukrzyżowanie' (s. 175). 'W Niedzielę Wielkanocną 1943 roku przy akompaniamencie dzwonów kościelnych polscy katolicy wywlekli na pewną śmierć Leizera Bergera i jego

16-letnią córkę. W tę Niedzielę Wielkanocną musiało być tysiące takich Żydów wywleczonych na śmierć z ich kryjówek przy dźwięku kościelnych dzwonów' (s. 175). Jeden z księży, według Verstandiga, wręcz 'obstawał przy tym, że po wojnie Polacy wzniosą w Warszawie Hitlerowi pomnik jako wyraz wdzięczności za zagładę Żydów. Wszyscy [polscy - przyp. J.W.] goście przytaknęli' (s. 238).

Jak podaje oszczerca - Narodowe Siły Zbrojne były jedyną organizacją podziemną, która otwarcie kolaborowała z Niemcami. Niektóre ich oddziały przyłączyły się nawet do wycofujących się Niemców. NSZ były także znane jako najbardziej bezwzględni mordercy Żydów (s. 197). A Niemcy i Rosjanie? Verstandig musi obalać 'krzywdzące' stereotypy:

'Byłoby grubą przesadą winić wszystkich Niemców za nasze cierpienia. (...) Niemcy o antynazistowskich poglądach byli więzieni w obozach koncentracyjnych. Być może tylko rdzenna mniejszość nazistów w SS i SA dopuściła się rzezi i okrucieństw (s. 258). 'W tym czasie sowieccy żołnierze byli na terytorium Polski wysoce zdyscyplinowani. Płacili za wszystko, co kupowali i byli nadzwyczaj uprzejmi. Nikomu nic nie kradli i nikogo nie skrzywdzili' (s.197).

Jakie były prawdziwe losy polakożerczego autora 'I rest my case'? Na początku wojny Mark Verstandig uciekł z rodzinnego Mielca i ukrywał się w majątku szwagra Michała Zająca, w odległej od Mielca o 8 km miejscowości Chrząstów. Traf chciał, że pan Michał Zając również mieszka w Australii, w Adelaidzie (Południowa Australia) i mógł zweryfikować 'autobiograficzne wspomnienia' Verstandiga na łamach wydawanego na antypodach 'Tygodnika Polskiego' (nr 18 z 24.05.97). 'Za ukrywanie Żyda Niemcy karali śmiercią nie tylko tego, który go ukrywał, ale całą jego rodzinę. Szwagier mój - wspomina Michał Zając - praktykujący katolik, nie tylko zaopiekował się Verstandigiem, ale nawet 'ochrzcił' go moim nazwiskiem i majątkiem: w czasie ukrywania się u mego szwagra nosił on moje imię i nazwisko - Michał Zając. Ja w tym czasie byłem w polskim wojsku na Zachodzie. Po zakończeniu wojny Verstandig przybył jako obywatel Polski do Australii i zamieszkał w Melbourne. Był to okres, kiedy rząd australijski niechętnie przyjmował Żydów'.

Waldemar Moszkowski

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1