Oskarżenia o słabych podstawach
Alexander B. Rossino, Rzeczpospolita, 26.09.2001
(Podkreślenia w tekście moje - WK.)

 

Wydarzenia w Jedwabnem nie były pogromem. Masakra była częścią likwidacyjnych zadań SS

Po publikacji książki Jana T. Grossa "Sąsiedzi: historia zagłady żydowskiego miasteczka" wiosną 2000 roku przerażające wydarzenia opisane przez niego prześladowały sumienia Polaków.

W wersji Grossa 10 lipca 1941 roku, dwa tygodnie po zajęciu Jedwabnego przez armię niemiecką, polscy mieszkańcy miasteczka zaczęli znęcać się i torturować swoich żydowskich sąsiadów, jak mówiono w odwecie za zbrodnie sowieckiego okupanta z okresu od września 1939 do czerwca 1941 roku. Te akty przemocy szybko wymknęły się spod kontroli, kończąc się masakrą i spaleniem w chłopskiej stodole na obrzeżach wsi całej społeczności żydowskiej Jedwabnego.

Opis pogromu jedwabieńskiego został przedstawiony przez Grossa we wstrząsających detalach na podstawie zeznań świadków z procesu w Sądzie Rejonowym w Łomży prowadzonego przez polskie władze w maju 1949 roku i listopadzie 1953 roku. Gross przyznaje, iż nie mógł w to początkowo uwierzyć, ale dowody zmusiły go do stwierdzenia, że to zwykli chłopi, a nie Niemcy, wymordowali Żydów w tym odległym zakątku Polski. Gross doprowadziłby swoich czytelników do tej samej konkluzji, ale pojawia się pewien problem. Wydarzenia w Jedwabnem być może nie miały dokładnie takiego przebiegu, jak opisał Jan Gross.

Bez kontekstu

Niestety Gross zdecydował się oddzielić przypadek Jedwabnego od całego kontekstu polityki antyżydowskiej, którą Niemcy nazistowskie prowadziły we wschodniej Polsce, Litwie i Ukrainie podczas inwazji na Związek Radziecki latem 1941 roku. Gdyby profesor Gross zdecydował się na dokładne zbadanie tego tematu, zauważyłby, że wydarzenia w Jedwabnem są uderzająco podobne do antyżydowskich aktów przemocy mających miejsce na całym terenie na zachód od rzeki Biebrzy. To nasuwa pytanie, czy morderstwa Żydów z Jedwabnego, Kolna, Radziłowa, Szczuczyna i innych miejsc były rezultatem spontanicznych wybuchów polskiego antysemityzmu? (W taką wersję każe uwierzyć swoim czytelnikom Gross.) Czy może wiązały się one z obecnością Niemców na tym terenie?

Nienawiść nazistów do Żydów jest obecnie dobrze znana, ale mniej znany jest fakt, że Niemcy chcieli wykorzystać napięcia pomiędzy Polakami i Żydami do realizacji swojej polityki eksterminacyjnej. Wraz z wybuchem wojny pomiędzy Rosją Sowiecką a nazistowskimi Niemcami 22 czerwca 1941 roku, Niemcy zaczęli w coraz bardziej zdecydowany sposób stosować masowe morderstwa jako środek rozwiązania tego, co nazywali kwestią żydowską. Tak zwane ostateczne rozwiązanie [termin "ostateczne rozwiązanie" wywodzi się dopiero z Konferencji w Wannsee z 20.01.1942, w roku 1941 myślano jeszcze o utworzeniu państwa żydowskiego na terenach Polski, o czym wspomina m.in. żydowska autorka Hannah Arendt w książce "Eichmann w Jerozolimie". Patrz fragmenty książki, a także temat Lublinland- wtr. WK.], które Niemcy zaczęli wprowadzać w życie w okupowanej przez siebie Europie Wschodniej, miało na celu fizyczne wyniszczenie Żydów, co ich zdaniem było najefektywniejszym sposobem zniszczenia podstaw biologicznych żydo-bolszewickiego państwa, jak nazywali Związek Radziecki.

Do eksterminacji Żydów SS [celem nie była likwidacja Żydów, a sowieckich tzw. komisarzy ludowych. Patrz "Kommisarbefehl" - wtr. WK.] zorganizowało na okupowanych terenach wschodniej Polski zmotoryzowane brygady likwidacyjne zwane Einsatzgruppen. Te oddziały weszły na tereny okupowane z instrukcją wydaną 17.czerwca 1941 roku, mówiącą o wykorzystaniu zadawnionych napięć etnicznych pomiędzy mieszkańcami Europy Wschodniej. Brygada wysłana w rejon Białegostoku to Einsatzgruppen B pod dowództwem Arthura Nebe. Jednakże Nebe miał pod sobą tylko 655 osób tajnej policji i gestapo, co było zbyt małą liczbą do wymordowania dziesiątków tysięcy Żydów na terenie, za który był odpowiedzialny. Dlatego też pod koniec czerwca 1941 roku główne Biuro Ochrony Rzeszy w Berlinie zdecydowało się przydzielić Nebemu więcej policji do wypełniania jego zadań.

Pytanie Himmlera

W tym samym czasie szef SS Heinrich Himmler zauważył, że wkrótce po tym jak oddziały niemieckie wkroczyły na Litwę, tamtejsza ludność cywilna zaczęła zabijać Żydów. Te wydarzenia spowodowały, że 28 czerwca Himmler skierował pytanie do generała SS Ericha von dem Bacha Zalewskiego, dlaczego pogromy Żydów nie wybuchają wśród ludności polskiej.

Dzień później, 29 czerwca, zastępca Himmlera szef policji Reinhard Heydrich ponowił rozkaz dla Einsatzgruppen "nasilenia" i "skierowania we właściwym kierunku" wszystkich "działań samooczyszczania terenu przez działaczy antykomunistycznych i antyżydowskich". Heydrich ostrzegł Arthura Nebego i innych dowódców Einsatzgruppen, że nie powinno ono pozostawiać "żadnych śladów" udziału SS w aktach gwałtu i przemocy. Dodał także, iż celem tej polityki było inscenizowanie przez gestapo "spontanicznych pogromów" Żydów.

W raporcie przesłanym do Berlina 1 lipca 1941 roku Nebe pisze, że dokonuje wszelkich starań w celu wzmocnienia "działań samooczyszczania terenu przez koła antykomunistyczne i antyżydowskie" w swoim rejonie. Na prośbę Nebego Główne Biuro Ochrony Rzeszy wysłało dodatkowy oddział SS Sonderkommando Wolfganga Birknera i udzieliło zezwolenia posterunkom gestapo w Prusach Wschodnich na wysyłanie jednostek policyjnych na "nowo okupowane tereny" na wschód od granicy.

Rola Schapera

Te niemieckie oddziały policyjne miały za zadanie nawiązanie kontaktu z Einsatzgruppen i rozpoczęcie czystki, czyli wyniszczenia żydowskich społeczności. W śledztwie prowadzonym po wojnie w Niemczech zachodnich wykryto, że dowództwo gestapo w Płocku wysyłało ludzi na tereny na zachód od Białegostoku. Świadek niemiecki, były Kreiskommissar w Łomży zeznał, że kiedy przyjechał do miasta na początku sierpnia, zastał tam ludzi z dowództwa gestapo w Płocku pod dowództwem porucznika SS Hermanna Schapera. Żydówka z Radziłowa zeznała podczas śledztwa, iż rozpoznała Schapera jako gestapowca kierującego mordowaniem Żydów w jej mieście 7 czerwca 1941. W "Sąsiadach" Jan Gross przedstawia wydarzenia w Radziłowie jako pogrom, podczas którego "ani jeden Niemiec nie był obecny".

Jednakże ten świadek żydowski w procesie Hermanna Schapera zeznał, że "7 lipca 1941 roku trzy samochody wiozące funkcjonariuszy gestapo przyjechały do Radziłowa i w porozumieniu z polską policją wyrzucili wszystkich Żydów z ich domów i zebrali ich na rynku. Gdy wszyscy Żydzi zostali zebrani, zmusili ich do marszu do stodoły, która położona była 2 kilometry od miasta. Stodoła została podpalona i prawie 2 tysiące Żydów zostało spalonych żywcem".

Wprawdzie niemieccy śledczy byli przekonani, że to właśnie gestapo wymordowało radziłowskich Żydów, to jednak nie zgodzili się z tym, iż jedna stodoła mogła pomieścić 2 tysiące ludzi. Jeżeli chodzi o wiarygodność świadka, niemieccy śledczy dawali jej wiarę, ponieważ spotkała ona Hermanna Schapera twarzą w twarz w Radziłowie w dzień masakry. Wspominała to tak: "Ten oficer gestapo wszedł do mojego domu razem z Grzynkiem, przewodniczącym rady miejskiej w Radziłowie i komisarzem polskiej policji... Widziałam z mojego okna jak funkcjonariusze gestapo stali przed moim domem krótko przed rozpoczęciem akcji. Widziałam także funkcjonariusza gestapo (Schapera), którego rozpoznaję na fotografii. Widziałam jak wydawał rozkazy do gestapowców i do Polaków, którzy z nimi byli. Widziałam też jak on wydawał rozkazy na rynku... robił wrażenie, że to on kierował akcją". Wersja wydarzeń w Radziłowie jest sprzeczna z opisem w "Sąsiadach". Wymordowanie Żydów w Radziłowie było prawdopodobnie masakrą kierowaną przez oddział gestapo Hermanna Schapera, a nie pogromem.

Dowody zebrane po wojnie przez Niemców, włączając rozpoznanie Schapera przez świadków z Łomży, Tykocina i Radziłowa, sugerują, że to właśnie ludzie Schapera dokonywali mordów w tych miejscowościach. Prowadzący dochodzenie podejrzewali także, opierając się na podobieństwie metod wykorzystanych w likwidowaniu żydowskich społeczności Radziłowa, Tykocina, Rutek, Zambrowa, Jedwabnego, Piątnicy i Wiznej w okresie pomiędzy lipcem a wrześniem 1941 roku, że to ludzie Schapera byli ich sprawcami.

Niektóre dowody cytowane przez Jana Grossa wspierają wniosek, że ludzie Schapera byli mocno zaangażowani w masakrę w Jedwabnem. Na przykład Gross pisze: "Możemy też wnosić z wielu źródeł, że oprócz obsady posterunku przyjechała tego dnia (a może poprzedniego?) do miasteczka 'taksówką' grupa Niemców, niewielka przecież, co najwyżej kilka osób". Po wojnie wszyscy świadkowie z Radziłowa i Tykocina i innych miejscowości w pobliżu Jedwabnego zeznali śledczym z zachodnich Niemiec, że widzieli ludzi z gestapo jadących do ich wiosek dwoma lub trzema samochodami. Co więcej, Gross cytuje Czesława Lipińskiego, Władysława Miciurę i Feliksa Tarnackiego zeznających, że policja nazistowska doprowadziła ich na rynek, by pilnowali Żydów.

Ponadto, już wcześniej, bo 30.czerwca naziści zmusili Żydów z Białegostoku do zniszczenia miejskich pomników Lenina i Stalina, a Gross opisuje, jak Żydzi z Jedwabnego zostali zmuszeni do zdemolowania pomnika Lenina i maszerowania z nim zanim zostali doprowadzeni do miejsca zagłady. I tu także metoda użyta do zabicia Żydów z Jedwabnego była dokładnie taka sama, jak ta wykorzystana przez gestapo do zabicia Żydów z Radziłowa.

Zabrakło odpowiedzialności

Na koniec musimy wspomnieć o dowodach zebranych podczas niedawnej ekshumacji dwóch mogił zbiorowych w pobliżu Jedwabnego. Prowadzący dochodzenie z Instytutu Pamięci Narodowej odnaleźli podczas ekshumacji około 100 łusek z kul 9 mm i magazynki z niemieckich karabinów, co wskazuje, że przynajmniej niektóre ofiary zostały zastrzelone, a nie pobite i spalone na śmierć.

Nie powinniśmy obciążać Grossa o pominięcie faktów udowadniających zaangażowanie Niemców w masakrę wykrytych już po publikacji jego książki, ale jest jasne z innych punktów przedstawionych wyżej, że przedstawił on dowody potwierdzające udział Polaków z Jedwabnego w mordowaniu ich żydowskich sąsiadów [Gross nie przedstawil zadnego dowodu na udzial Polaków w mordowaniu Żydów. Nie można bowiem uznać za dowód wypowiedzi dwóch "świadków" (Wasersztajna i Finkelsztajna), których nie było w tym czasie w Jedwabnem - wtr. WK], a zlekceważył lub zignorował dowody sugerujące, że i gestapo mogło odgrywać istotną rolę w masakrze.

Sądzę, że teraz nie możemy opisywać wydarzeń w Jedwabnem jako pogromu, ponieważ poszlaki wskazują, iż masakra była częścią likwidacyjnych zadań SS, w których brało udział kilkudziesięciu miejscowych Polaków [Miejscowi Polacy, wg licznych świadków, zmuszeni byli przez Niemcow do współudziału w sprowadzeniu Żydów na rynek, a także do ich pilnowania. Ten wymuszony udział przedstawiony jest tu i wielu innych miejscach jako "udział w mordowaniu Żydów", co conajmniej dziwi- wtr. WK]. Po prostu nie ma obecnie wystarczających dowodów na to, by jednoznacznie udowodnić lub zaprzeczyć wnioskom wysuniętym przez Jana Grossa w "Sąsiadach". [Przeciwnie - patrz książka prof. Jerzego Roberta Nowaka "100 kłamstw Grossa" - wtr. WK.] Niestety Gross zdecydował się oskarżyć o morderstwa jedynie polskich mieszkańców Jedwabnego. Podczas gdy posiadamy wystarczająco dużo dowodów [??? - WK.] na udział miejscowych Polaków w tej potwornej zbrodni, to istniejąca dokumentacja mocno sugeruje, że mieszkańcy Jedwabnego nie dokonali tej zbrodni sami bez wiedzy, przyzwolenia i być może nawet bezpośredniego uczestnictwa gestapo.

Wina kolaborantów

Nie trzeba dodawać, że udział oddziałów gestapo nie zwalnia od winy Polaków, którzy współpracowali z Niemcami. Naukowcy wiedzą, iż do przeprowadzenia tzw. pogromów SS z rozmysłem wyszukiwało osoby, które nienawidziły Żydów i które chciały wzbogacić się na ich krzywdzie. Wielu Polaków [oszczerstwo typowe dla środowiska, z którego wywodzi sie autor tekstu. Patrz przypis - wtr. WK.], oburzonych zbrodniami popełnionymi przez sowieckiego okupanta, niesprawiedliwie kierowało swoją wściekłość przeciwko wszystkim Żydom, stwarzając atmosferę, w której przestępstwa antyżydowskie były akceptowane. Gross pisze w swojej książce, że bandy Polaków grasowały po okolicy w celu wywołania aktów przemocy przeciwko Żydom. Tożsamość tych ludzi musi zostać ustalona i, jeżeli to jeszcze możliwe, powinni zostać powołani do odpowiedzialności.

Gdy grupy SS przybyły na tereny wschodniej Polski, były zdecydowane na wykorzystanie miejscowych kolaborantów do osiągnięcia swoich celów. Z pewnością Polacy w Jedwabnem i innych miejscowościach popełnili zbrodnie przeciwko Żydom [oszczerstwo typowe dla środowiska, z którego wywodzi sie autor tekstu. Patrz przypis - wtr. WK.], ale oskarżanie samych tylko Polaków, bez zbadania działań gestapo na tym terenie, dowodzi zaskakującego braku odpowiedzialności po stronie tak przecież dociekliwego historyka, jakim jest Jan T. Gross. Gdyby Gross zapoznał się z działaniami oddziałów gestapo w rejonie Jedwabnego i umieścił opis masakry w Jedwabnem w szerszym kontekście działań operacyjnych SS przeciwko Żydom w okupowanej Polsce wschodniej, wtedy rezultatem tego mógłby być gruntowniejszy i bardziej wyważony, wywołujący mniej kontrowersji obraz wydarzeń, jakie miały miejsce.

Alexander B. Rossino

Autor jest historykiem z Waszyngtonu, specjalistą od zbrodni niemieckich w Polsce w 1939 roku. Kończy obecnie rękopis dotyczący zbrodni armii niemieckiej przeciwko Polakom i Żydom we wrześniu 1939 roku. Badania do tego artykułu zostały przeprowadzone gdy autor pracował w Centrum Zaawansowanych Studiów nad Holokaustem przy Muzeum Holokaustu w Stanach Zjednoczonych. Opinie wyrażone w tym artykule nie reprezentują oficjalnego stanowiska Muzeum Holokaustu.

Podkreślenia w tekście moje - WK.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1