Tajemnice archiwów
 

W Jedwabnem mogły działać grupy specjalne złożone z gestapo - przypuszczają niemieccy historycy.

Żydzi, którzy występowali o odszkodowania do władz niemieckich za cierpienia doznane od nazistów, nie wspominali o udziale Polaków w zbrodniach dokonanych w okręgu białostockim - zapewnia Heinz-Ludger Borgert z Ludwigsburga. W tamtejszym archiwum znajdują się dokumenty dotyczące mordu w Jedwabnem.

Władze RFN prowadziły od końca lat 50. co najmniej trzy śledztwa, wychodząc z założenia, że zbrodnie w obwodzie białostockim w lecie 1941 r., wśród nich masakra w Jedwabnem, popełnione zostały przez nazistów. Wszystkie postępowania kończyły się jednak umorzeniem z powodu braku dowodów.

Pierwsze śledztwo rozpoczęło się w 1958 r. Jego podstawą były wskazówki odnalezione we wnioskach obywateli Izraela występujących w latach 50. do władz niemieckich o odszkodowania za doznane od nazistów cierpienia.

- Nie było w nich żadnych sugestii o udziale ludności polskiej w masakrach - mówi kierownik regionalnego oddziału niemieckiego Archiwum Federalnego Heinz-Ludger Borgert.

Podjęte przez placówkę w Ludwigsburgu badania wykazały, że w rejonie Białegostoku i Łomży, niezależnie od oddziałów interwencyjnych (Einsatzgruppen), działały prawdopodobnie specjalne oddziały "do specjalnych poruczeń", złożone m.in. z jednostek gestapo z terenu Prus Wschodnich.

- Jedna z takich grup mogła operować w rejonie Łomży i mieć coś wspólnego z masakrą w Jedwabnem - uważa Borgert. Władze niemieckie zwróciły się o pomoc prawną do Izraela. Jednak nie udało się wówczas odnaleźć żadnego świadka wydarzeń w Jedwabnem. Śledztwo przeciwko podejrzanemu o dowodzenie grupą umorzono w połowie lat 60.

W roku 1968 tak samo zakończyło się drugie śledztwo przeciwko dowódcom SS i policji, policji porządkowej i żandarmerii, podejrzanym o popełnienie zbrodni w dziewięciu miejscowościach na terenie obwodu białostockiego, w tym także w Jedwabnem.

Po raz trzeci postępowanie wyjaśniające wszczęte zostało przez prokuraturę w Bielefeld w 1974 r. Na wniosek strony niemieckiej przesłuchano wówczas 10 świadków w Polsce, których zeznania Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich przesłała 7 października 1974 r. do Ludwigsburga.

- W zeznaniach mowa jest o niemieckiej odpowiedzialności za zbrodnie w Jedwabnem - potwierdza Borgert.

W ramach śledztwa niemiecka prokuratura przesłuchała także mieszkających za granicą świadków pochodzenia żydowskiego. Jeden z nich, Cwi Baranowicz, wymienia próbę spalenia przez Polaków ludności żydowskiej w synagodze w miejscowości Piatnica. Zdaniem świadka do spalenia nie doszło tylko dzięki interwencji niemieckiej. Świadek sugeruje, że w masakrze w Jedwabnem udział brała ludność polska. Sam Baranowicz wówczas tam jednak nie przebywał.

Borgert przyznał, że ze źródeł niemieckich wyczytać można, iż Niemcy rozważali możliwość wykorzystania antysemickich nastrojów wśród miejscowej ludności na terenach, na które weszła w czerwcu 1941 r. ich armia, do inicjowania pogromów. - Przestrzegano jednak bardzo, aby niemiecka inicjatywa pozostała niedostrzegalna - wyjaśnia.

Borgert wykluczył możliwość istnienia niemieckiego filmu propagandowego o masakrze w Jedwabnem. - Ani w Ludwigsburgu, ani też w archiwach filmowych w Koblencji i w Berlinie nie ma takich materiałów - zapewnił. Ale nie zaprzeczył, że polski historyk prowadzący poszukiwania dokumentów z ramienia IPN może znaleźć ślady, które napro- wadzą go na trop dokumentów w innych archiwach. • Zamieszczony w środowym ŻYCIU fragment zeznania nie pochodzi od Cwi Baranowicza, lecz Wacława Kupieckiego.

Nie chodziło o Polaków

- mówi szef pionu śledczego IPN

prof. Witold Kulesza

Świadkowie zeznający w procesach dotyczących m.in. zbrodni w Jedwabnem, a prowadzonych w Niemczech, nie wspominają nic o udziale w mordzie Polaków. Dlaczego?

Postępowania prowadzone w Niemczech dotyczyły ewentualnych niemieckich sprawców, a nie polskich. Prokuratury niemieckie nie były właściwe, by prowadzić postępowanie wobec polskich sprawców.

Część dokumentów, które znajdują się w Ludwigsburgu, została przekazana przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich. I nawet tam nie ma wzmianki o Polakach.

Gdy Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich zwracała się do władz niemieckich o prowadzenie śledztwa, wskazywała na niemieckich sprawców. Wobec tego nie przekazała stronie niemieckiej na przykład zeznań świadków z procesu prowadzonego w Polsce w 1949 r. A przecież wówczas za udział w mordzie na ludności żydowskiej zostało skazanych 12 polskich mieszkańców Jedwabnego. Gdybyśmy przesłali do Niemiec zeznania świadków wskazujących polskich sprawców zbrodni, to i tak tamtejsza prokuratura odesłałaby je.

Po co więc wracać do spraw od dawna już znanych?

Wracamy do tych dokumentów, by ustalić, co zostało dotychczas zrobione. Choć przyznać trzeba, że nie przyniosą przełomu w śledztwie.

Wojciech Kamiński, pap

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1