Sąsiedzi sąsiadów
Julia M. Jaskólska
 

Na jedwabnej, jak się wydawało holokaust-biznesmenom, drodze do ubicia holokaust-geszeftu, pojawiły się wyboje. Dotychczasowe wyniki śledztwa udowodniły czarno na białym, że "warsztat naukowy" profesora Jana Tomasza Grossa jest do kitu. "Według naszych bardzo zgrubnych obliczeń są to setki i to bardzo nieliczne setki, dwie setki" - oszacował liczbę ofiar mordu w Jedwabnem, na podstawie ekshumacji żydowskich szczątków, minister sprawiedliwości Lech Kaczyński. Czyli Gross kłamał, pisząc, że spalono 1600 Żydów. Co więcej, znalezienie na miejscu tragedii łusek i resztek pocisków z niemieckiego Mausera wskazuje na udział Niemców w zbrodni w Jedwabnem. Czyli Gross zwyczajnie łgał, obarczając winą Polaków.

"Dokument" łże-profesora pt. "Sąsiedzi" to zatem żadna "historia", tylko polakożerczy gniot. Nie przeszkadza to jednak - skandaliczne, ale prawdziwe - by wpływowe antypolskie lobby żydowskie (Żydzi nowojorscy, rabin Warszawy) oraz prezydent Kwaśniewski kwestionowali słowo "niemiecki" w inskrypcji ("rozpalony przez niemiecki nazizm grzech nienawiści") na pomniku upamiętniającym ofiary okrucieństwa w Jedwabnem. Sprzeciwiają się sformułowaniu "niemiecki nazizm", bo zgodnie z "religią holokaustu", wymyśloną dla złupienia wielkiej forsy, był to "nazizm polski". Nie po to wszak jedwabieńskie kłamstwo zostało uknute, a paszkwilant Gross prawdopodobnie słono opłacony, żeby teraz bez oporu "prawdę" zastąpiła prawda.

"Moi przyjaciele w Warszawie mówili mi już dawno: 'Będzie wielki atak na Jedwabne, idzie o pieniądze (...), na niewinnie przelanej krwi Żydów robi się najlepsze pieniądze. (...) Uruchomiono potężne mechanizmy i Jedwabne nie jest ostatnie'" - uczulał wiernych w Jedwabnem, w marcu, ks. bp Stanisław Stefanek. Przyjaciele księdza biskupa nie mylili się. Eskalacja żądań żydowskich zbiegła się akurat w czasie z atakiem na Jedwabne. Zgodnie z dobrze już znanym scenariuszem: "Polacy to mega-mordercy i niech wie o tym każde dziecko na świecie. Jako tacy (czyli np. według A. Spiegelmana - jako "polskie świnie") muszą przeprosić. A skoro tylko przeproszą, to znaczy, że są winni. Winnym zaś należy się kara. Niech więc zapłacą i choć w ten 'symboliczny' sposób zadośćuczynią".

Norman Finkelstein, naukowiec żydowskiego pochodzenia (autor głośnej książki "The Holocaust Industry. The Abuse of Jewish Victims"), szacuje, że Żydzi nowojorscy zamierzają wyłudzić od Polski i Polaków 65 mld dolarów w gotówce lub w naturze - w nieruchomościach. Jeśli dopną swego, oznacza to dla państwa polskiego gospodarczą ruinę. A dla hochsztaplerów dyrygujących tą hucpą - kokosy.

Nie skorzystają na tym oczywiście tzw. ofiary holokaustu, ale one się przecież najmniej liczą. W czasie wojny wpływowa żydowska finansjera nie zrobiła nic, by zapobiec eksterminacji swoich rodaków. "Wybitni przywódcy żydowscy" doskonale się orientowali (z relacji Jana Karskiego, w następstwie działań emigracyjnego rządu gen. Sikorskiego), co Hitler wyprawia w okupowanej Europie, ale nie ruszyli palcem w bucie. Bo to się nie opłacało. Dziś za to opłaca się szkalować Polaków i obłudnie zasłaniać się przy tym dobrem ofiar. Według Finkelsteina, rząd niemiecki w następstwie porozumienia w 1952 r. z Żydowską Konferencją Roszczeniową wypłacił ok. 1 mld dolarów odszkodowania, ale ofiarom "skapnęły" nie procenty, a promile. Podobnie było z kasą wyciągniętą z banków szwajcarskich. Światowy Kongres Żydów naciskał, naciskał a gdy już wydusił, to o ofiarach zapomniał. I w przypadku Polski nie chodzi o nic innego, jak o nabicie kabzy szajki żydowskich kanciarzy, bynajmniej nie reprezentatywnych dla rzeczywistych ofiar holokaustu. To wszystko są, rzecz prosta, sprawy oczywiste dla polskich władz, które zachowują się tak, jakby polskie były tylko z nazwy. Rząd i prezydent doskonale sobie zdają sprawę, jakie mogą być konsekwencje tolerowania plugawego antypolonizmu polakożerczych środowisk żydowskich.

Eli Wiesel, laureat pokojowej Nagrody Nobla, wyplatał bzdury, że "Armia Krajowa z dumą dogadzała sobie na boku polowaniem na Żydów", którzy to bardziej się bali akowców niż hitlerowców. "Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki" - splunął swego czasu w naszą stronę premier Izraela Icchak Szamir. Tygodnik "Time" pisał, że "wielu Polaków służyło w Waffen SS". Tak jest i będzie, bo polskie władze nie reagują. A milczenie oznacza zgodę. Gdyby nie to ciche przyzwolenie, nie byłoby tematu Jedwabnego, a lipa Grossa i "dokumentalistki" Arnold nie ujrzałyby światła dziennego.

Gross powinien być uznany za persona non grata w III RP. Znieważonemu Narodowi Polskiemu należy się publiczne "odszczekanie" obelg plus przeprosiny. Wydawnictwem "POST", które wydało spotwarzający Polaków komiks Maus, powinien zająć się prokurator. A Jego Magisterskość Aleksander Kwaśniewski powinien odwołać swoje bezpodstawne oskarżenia Polaków o mord w Jedwabnem i pokornie przeprosić Naród.

Ale tak nie będzie. Strona polska prowadzi ponoć rozmowy ze stroną żydowską na temat zmiany treści napisu na pomniku w Jedwabnem, bo Żydzi domagają się umieszczenia "informacji o polskiej winie". Fundamentalną dla rozwoju śledztwa ekshumację przerywa się z powodu wyjazdu rabina do Izraela. A najlepsze i tak jeszcze przed nami. 10 lipca Kwaśniewski będzie przepraszał za dokonanie mordu "w imieniu Narodu". Czyli również w imieniu tych, którzy uratowali Żydów, ryzykując bądź płacąc cenę życia własnego i rodziny. "Nie wiem, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby się tylu romantyków, tylu ludzi szlachetnych, którzy by z takim poświęceniem, z takim lekceważeniem własnego życia ratowali obcych" - napisała Żydówka Klara Mirska o Polakach. Nasi szlachetni rodacy w najczarniejszych snach nie mogli przewidzieć takiego prezydenta. Gorszego nawet od takiego Jerzego Kosińskiego, autora obrzydliwie antypolskiego "Malowanego ptaka", który przynajmniej pod koniec życia uznał potrzebę odrzucenia stereotypu Polaka - antysemity. Głowy państwa nie stać nawet na takie minimum. Historia surowo ocenia renegatów. Wyborcy ciągle mają z tym kłopoty.

Julia M. Jaskólska

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1