Relacje świadków wiarygodne
dokumenty z Archiwum Państwowego w Łomży |
Szef Archiwum Państwowego w Łomży Leszek Kocoń zapowiedział, że w
aktach sądowych tego archiwum sprawdzane będą informacje, czy w mordzie w
Jedwabnem zginęli Polacy.
Jest to efekt wczorajszych informacji
przekazanych przez dyrektor generalną Archiwów Państwowych Darię Nałęcz
dotyczących zawartości archiwum w Łomży. Relacje przedstawione przez Darię Nałęcz zostały odnalezione w aktach spraw cywilnych, które odbywały się przed łomżyńskimi sądami grodzkimi w latach 1946-49. W ubiegłym roku po 50 latach przechowywania ich w archiwach sądowych przejął je łomżyński oddział Archiwów Państwowych. Kocoń powiedział, że w aktach Gminnej Rady Narodowej w Jedwabnem z lat 1945-50 znaleziono wykaz Polaków pomordowanych tam w czasie II wojny światowej. Są tam nazwiska trzech osób, mieszkańców wiosek położonych obok Jedwabnego, przy których jako datę zgonu wskazano rok 1941, a miejsce - Jedwabne. Zostanie sprawdzone, czy przypadkiem któraś z rodzin nie wniosła do sądu sprawy o uznanie ich za zmarłe, a relacje świadków będą wskazywały, że te osoby zginęły 10 lipca 1941 r.
Nałęcz sceptycznie odniosła się do tezy, m.in. sekretarza generalnego Rady Ochrony Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika, mówiącej o tym, że to strach przed represjami ówczesnych władz przyczynił się do pominięcia w zeznaniach świadków na temat mordu w Jedwabnem udziału w nim Polaków. Według niej, taką tezę wyklucza m.in. to, że jeden z Żydów w chwili składania swojego oświadczenia przeznaczonego dla polskich sądów mieszkał w Palestynie. Stwierdziła, że nie było powodu do obaw z powodu podnoszenia takiego wątku, ponieważ proces odbył się w 1949 roku, czyli bardzo krótko po tym, jak były składane oświadczenia. Argumentowała, że takich obaw nie miał świadek, który zeznawał w tej sprawie z Palestyny. Jej zdaniem, na korzyść wiarygodności odnalezionych dokumentów przemawia fakt, że są to relacje krewnych ofiar, najczęściej naocznych świadków wydarzenia. Jedna z osób, która przebywała już w czasie prowadzenia sprawy w Palestynie, nie występowała w niej jako świadek, ale jako powód wniosła o uznanie swoich krewnych za zmarłych, a jej oświadczenie potwierdzili świadkowie przez nią wskazani. Dyrektor Archiwów Państwowych uważa ujawnione relacje za wiarygodne. - Moim zdaniem, świadkowie nie mieli motywów, żeby nie mówić prawdy. Zeznawali na ogół prości ludzie. Pomyłki, które czynili, na przykład w datach, wskazują na to, że polegali głównie na własnej pamięci. Gdyby tę wiedzę narzucał im na przykład protokolant, nie byłoby takich pomyłek. W okresie, gdy prowadzona była sprawa, nie istniał jeszcze jakiś jeden obowiązujący model relacji o wydarzeniach w Jedwabnem. Nie było literatury, filmów, całej tej propagandowej otoczki, która mogła wywierać presję na świadków. Również dokumenty pochodzące z Archiwum Federalnego w Ludwigsburgu w Niemczech, zawierające zeznania świadków na temat mordu w Jedwabnem składane w Nowym Jorku przed przedstawicielami prokuratury niemieckiej z Dortmundu, potwierdzają dokonanie mordu przez Niemców. W zeznaniu bezpośredniego świadka wydarzeń w Jedwabnem, który wtedy pracował przy obsłudze maszyn w młynie, możemy natrafić na słowa potwierdzające udział żołnierzy niemieckich w tej zbrodni. Świadek ten twierdzi, że w lipcu 1941 r. do Jedwabnego przybyli umundurowani Niemcy. Dołączyli oni do przebywających już tam funkcjonariuszy gestapo. Po ich przybyciu żołnierze niemieccy wraz z gestapowcami zebrali Żydów przy młynie. Według relacji świadka byli tam mężczyźni, kobiety i dzieci - cała żydowska ludność Jedwabnego w liczbie od 500 do 1000 osób. Wszyscy oni zostali spędzeni przez Niemców do stojącej poza miastem stodoły, należącej do Bronisława Śleszynskiego. Stodoła leżała 500 metrów od młyna i z tej odległości świadek widział buchający z niej dym i płomienie. Stwierdził jednoznacznie, że to Niemcy spalili żydowskich mieszkańców Jedwabnego. Potwierdził jednocześnie, że niewielka liczba Żydów uratowała się z pogromu. Zbigniew Kusiak, PAP |