Przepraszanie wbrew faktom
Włodzimierz Kałuża

 

Dyskusja z klakierami Grossa i zwolennikami bezwarunkowych przeprosin Żydów za mord w Jedwabnem przebiega w gruncie rzeczy dokladnie tak, jak w znanym wierszyku:

Jak się masz Bartoszu?
Gąsiora mam w koszu.
Jak żona, jak dzieci?
Związany, nie poleci.
Czyście głusi, czy głupi?
Może kto i kupi...

MOŻE KTO I KUPI...

Oto popatrzmy na początek na wypowiedź jednego z głownych i najgłośniejszych przedstawicieli zaprzaństwa, A. Kwaśniewskiego, na nieszczęście wybranego Prezydentem RP:

"W Jedwabnem kilku moich rodaków zamordowało przed 60 laty swych żydowskich sąsiadów. Była to straszna zbrodnia i za to chcę prosić o wybaczenie. " (patrz http://www.msz.gov.pl/pms/bl2413.html#odn2 )

Wypowiedź ta miała miejsce dnia 02.07.2001 , już po wszystkich wypowiedziach polskich historyków i publicystów wskazujących wyraźnie na Niemcow jako bezpośrednio odpowiedzialnych za zbrodnię w Jedwabnem. Popatrzmy więc teraz dla kontrastu na wypowiedzi potwierdzające niemieckie sprawstwo zbrodni - wypowiedzi zupełnie ignorowane przez zaprzaństwo:

PROCES Z 1949 ROKU

dr Sławomir Radoń:

"Z zamieszczonych tam ["U progu zagłady" - prof. Tomasz Szarota - wtr. WK.] rozkazów szefa SD Heydricha, wydanych pod koniec czerwca i na początku lipca 1941 r., jasno wynika, że zadaniem tzw. Einsatzgruppen i Einsatzkommandos było organizowanie lokalnych pogromów na zajętych, w toku ofensywy przeciwko Związkowi Sowieckiemu, obszarach. Oddziały niemieckie otrzymały rozkaz, aby w toku takich "akcji samooczyszczających" nie pozostawiać jakichkolwiek śladów, w postaci np. urzędowych poleceń, na które mogliby powoływać się ich miejscowi wykonawcy. Szczególnie wymowny jest zamieszczony w tymże aneksie raport Brigadefuhrera Waltera Stahleckera. Czytamy w nim: Na zewnątrz musiano pokazać, że to ludność miejscowa sama z siebie podjęła pierwsze kroki w naturalnej reakcji przeciw trwającemu przez dziesięciolecia uciskowi ze strony Żydów oraz terrorowi komunistycznemu z minionego okresu." (1)

"W akcie oskarżenia [rozprawy z 16 i 17 maja 1949 r. przed Sądem Okręgowym w Łomży - wtr. WK.] zarzucano im, że 'idąc na rękę władzy państwa niemieckiego brali udział w ujęciu ok. 1200 osób narodowości żydowskiej, które to osoby przez Niemców zostały masowo spalone w stodole.'" (1)

"O 'udziale' Jerzego Laudańskiego w rzekomym pogromie, tak zeznawał w 1949 roku wspomniany wyżej Stanisław Zejer:

'...widziałem Jerzego Laudańskiego, jak szedł za Żydami jak pędzili ich na rynek, za Laudańskim szli gestapowcy. Ze współoskarżonych więcej nikogo nie widziałem. Żydów tych prowadziło gestapo i oni ich bili'.
Takich zeznań żydowscy oficerowie ówczesnego Urzędu Bezpieczeństwa nie brali pod uwagę. Do ich obowiązków należało przecież "udowodnić" winę podejrzanym gojom.

Po spaleniu stodoły Niemcy wydali zarządzenie, aby Żydzi, którzy uniknęli śmierci i ukrywają się, zgłosili się do wyjazdu do getta w Łomży - tam będą mogli 'spokojnie żyć i pracować'. Zgłosiło się ich dość sporo. Do czasu wyjazdu do łomżyńskiego getta, przebywali krótko w getcie jedwabneńskim, które Niemcy naprędce zorganizowali naprzeciwko Starego Rynku. Istniało niedługo i służyło jedynie doraźnym potrzebom na czas masowego mordowania Żydów w ramach 'Einsatz Reinhard', jaka trwała na terenach zdobytych przez Niemców po 22 czerwca 1941 r. (...)

Sądowa fikcja w Łomży była mydleniem oczu opinii społecznej. Wyrok na Zygmunta i innych oskarżonych wydano na długo przed procesem." (3)

Z zebranych i przeanalizowanych przez prof. Tomasza Strzembosza (7) dokumentów:

"- zeznania podejrzanych i świadków, składane przed funkcjonariuszami Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łomży - jako oficerami śledczymi;

- zeznania podejrzanych i świadków składane przed prokuratorami Sądu Okręgowego w Łomży;

- zeznania oskarżonych i świadków składane podczas rozprawy sądowej;

- akt oskarżenia i wyrok z uzasadnieniem, sporządzony przez sędziów Sądu Okręgowego w Łomży;

- pisma oskarżonych do różnych instancji władz państwowych;

- akta Sądu Apelacyjnego i Sądu Najwyższego w Warszawie.

(...)

Wezmę tu pod uwagę jedynie zeznania podejrzanych/oskarżonych, spośród których ostatecznie 22 stanęło przed sądem 16 i 17 maja 1949 r. Kolejność zachowam taką, jaka miała miejsce podczas procesu, który nosił nazwę procesu "Bolesława Ramotowskiego i 21 innych".

1. Bolesław Ramotowski - urodzony w 1911 r. (...)

Przed sądem zeznaje (16 V 1949 r.):

"Byłem na rynku około 2-ch godzin, ponieważ zmuszony byłem przez niemców do pilnowania żydów. Jak niemcy gnali żydów do stodoły, to ja wtedy uciekłem do domu. (...)

Na zeznaniach zmuszony byłem mówić i na inne osoby, bo byłem bardzo bity. (...)"

2. Stanisław Zejer - urodzony w 1893 r.

Przed sądem zeznaje (16 V 1949 r.):

"Stanisław Zejer do winy nie przyznaje się i wyjaśnia: będąc w Magistracie, burmistrz kazał mi zbierać żydów lecz ja nie chciałem, gdy wyszłem na ulicę gestapowiec kazał mi odprowadzić 2-ch żydów, lecz ja ich puściłem, bo w tym czasie gestapowiec poszedł do piekarni. (...)

widziałem Jerzego Laudańskiego jak szedł za żydami, jak pędzili ich na rynek, za Laudańskim szli gestapowcy. Ze współoskarżonych więcej nikogo nie widziałem. Żydów tych prowadziło gestapo i oni ich bili. Jestem analfabetą. Ja sam nie poszedłem, mnie wzięli niemcy pod przymusem".

3. Czesław Lipiński - urodzony w 1920 r. (...)

Przed sądem zeznaje:

"Żadnych żydów na rynek nie odprowadzałem. Sąd odczytał zeznania oskarżonego złożone w dochodzeniu k. 35 i 76. Na zeznaniach mówiłem tak jak ode mnie żądali, bo byłem bardzo bity. Wogóle na rynku nie byłem i nie wiem co się tam działo". (Zeznanie to kwestionuje całość poprzednich. Które są prawdziwe? W każdym razie ani dla śledczego, ani dla prokuratora zeznania o udziale Niemców w spędzaniu Żydów i manipulowaniu Polakami nie są czymś do zakwestionowania, przyjmują je jako coś oczywistego.)

4. Władysław Dąbrowski - urodzony w 1890 r.

Przed prokuratorem zeznaje: (15 I 1949 r.):

"Nie przyznaję się i wyjaśniam: krytycznego dnia kiedy znajdowałem się w domu przyszedł do mego mieszkania żandarm z burmistrzem Jedwabnego Karolakiem i kazał mi iść na rynek pilnować żydów. Ponieważ nie chciałem iść i starałem się uciec niemiec uderzył mnie pistoletem w głowę (potwierdziły to zeznania kilku świadków) a ręką uderzył mnie w twarz i wybił ząb. Następnie stałem około 2-ch godzin. Jak tylko niemiec odszedł ode mnie ja uciekłem z rynku do domu. (...)"

Przed sądem zeznaje:

"(...) Do winy się nie przyznaje i wyjaśnia: dnia krytycznego pracowałem przy kościele i żadnego udziału nie brałem. Sąd odczytał zeznanie oskarżonego złożone w doch.[odzeniu] k. 38 i 78. Oskarżony zeznaje dalej: na zeznaniach tak mówiłem, bo byłem bity i bałem się dalszego bicia. Więcej z oskarżonych nikogo nie widziałem. Byłem bity w potworny sposób" (jednak zeznania na śledztwie i przed prokuratorem musiały zawierać jakąś prawdę, gdyż fakt pobicia przez Niemca został potwierdzony tak przez rodzinę, jak przez obcych).

5. Feliks Tarnacki - urodzony w 1907 r. (...)

Przed prokuratorem zeznaje (15 I 1949 r.):

"Nie przyznaję się do winy, że w lipcu 1941 r. w Jedwabnem brałem udział w mordowaniu żydów i wyjaśniam, że krytycznego dnia byłem w domu. W tym czasie przyszedł do mego mieszkania burmistrz m. Jedwabne Marian Karolak z gestapowcem i zabrali mnie na rynek, gdzie spędzano żydów. Kiedy gestapowiec odszedł ode mnie ja uciekłem z rynku do domu i pojechałem rowerem do Łomży (...)"

Przed sądem zeznaje:

"(...) byłem na rynku może 10 - 15 minut z rozkazu gestapowca, lecz zaraz uciekłem." (...)

6. Józef Chrzanowski - urodzony w 1889 r. (...)

Przed sądem zeznaje:

"Nie przyznaje się do winy, wyjaśnia: ja nie byłem obecny przy spędzaniu żydów, ani też przy ich spędzaniu (zapędzaniu - do stodoły - T.S.).

(...) Później przyszli gestapowcy, również żądali, abym dał stodołę, ja nie chciałem się zgodzić, a bojąc się ich uciekłem w żyto i tam siedziałem do wieczora. (...)

7. Roman Górski - urodzony w 1904 r. (...)

Przed sądem zeznaje:

"Żandarmi przyszli do mego domu i kazali mi iść ze sobą. Gdy ja stawiałem opór zbili mnie i przemocą zaprowadzili na rynek, gdzie byłem tylko przez 15 minut i zaraz uciekłem do domu (...) Na zeznaniach byłem bardzo bity i tak mówiłem pod wpływem bólu".

8. Antoni Niebrzydowski - urodzony w 1901 r. (...)

Zeznaje przed prokuratorem (15 I 1949 r.):

"Tak, przyznaje się do winy, że w roku 1941 w lipcu w Jedwabnem idąc na rękę władzy niemieckiej pod groźbą burmistrza i Bardonia (Bardoń, który pełnił służbę pomocniczą w żandarmerii, był jedynym mieszkańcen Jedwabnego uzbrojonym w karabin) nakazano mi pilnować spędzonych żydów na rynku w Jedwabnym. Pozatym wydałem z magazynu naftę Bardoniowi i Niebrzydowskiemu Jerzemu, Kalinowskiemu Eugeniuszowy, w jakim celu brali naftę niewiem. Po pewnym czasie poszłem do domu i widziałem tylko jak wybuchł ogień z tej stodoły (...)"

Przed sądem powtarza swoją wersję i dodaje:

"Później ludzie mówili, że nafta, którą wydałem była zużyta do podpalenia stodoły Szlesińskiego" (jest to ważne uzupełnienie, mówiące, że być może wydając naftę władzom miasteczka nie wiedział, do czego ma ona służyć).

9. Władysław Miciura - urodzony w 1902 r. (...)

Przed prokuratorem zeznaje (15 I 1949 r.):

"Tak, przyznaję się do winy, że w roku 1941 w Jedwabnem idąc na rękę władzy państwa niemieckiego na rozkaz żandarmerii niemieckiej i gestapo byłem zmuszony pilnować żydów na rynku w Jedwabnem żeby nie uciekali, przy spędzaniu żydów do stodoły Śleszyńskiego udziału nie brałem. (...)"

Przed sądem:

nie przyznaje się do winy i wyjaśnia: "udziału w spędzaniu żydów nie brałem". Podczas zeznań wskazywał na oskarżonych, bo był bity. (...)

10. Józef Żyluk - urodzony w 1910 r. (...)

Przed sądem zeznaje:

"(...) prowadziłem jednego żyda z rozkazu Karolaka, ale tylko może 15 kroków później uciekłem do domu i nic nie wiem".

Sąd odczytał zeznania oskarżonego na k. 49 i 84.

Oskarżony zeznaje dalej:

"żyd którego prowadziłem nazywał się Zdrojowicz" (rzeczywiście przeżył on i zeznawał w procesie).

Myślę, że wystarczy zacytowanie kolejnych dziesięciu zeznań, aby uzyskać dość wiarygodny pogląd na rolę Niemców w likwidacji obywateli polskich żydowskiego pochodzenia w Jedwabnem 10 lipca 1941 r.

A więc - Niemcy!

Ilu ich było? Nie wiemy. Być może, iż mówiła prawdę kucharka posterunku żandarmerii w Jedwabnem Julia Sokołowska, która podczas rozprawy 17 maja zeznała: "Dnia krytycznego było 68 gestapo, bo dla nich szykowałam obiad, zaś żandarmerii było bardzo dużo, bo przyjechali z różnych posterunków".

Podobnie inni mieszkańcy Jedwabnego wyraźnie odróżniają funkcjonariuszy gestapo od żandarmów, co niektórzy uzasadniają szczegółami ubioru. I tak np. Natalia Gąsiorowska, zeznając (już w listopadzie 1950 r.) przed prokuratorem powiedziała: "Wiem dokładnie, że to gestapowcy, gdyż na czapkach mieli trupie główki", a zeznająca tegoż dnia i przed tym samym prokuratorem Marianna Supraska, mówiąc o udziale Zygmunta Laudańskiego, powiada, iż widziała, jak go gnali gestapowcy, którzy "mieli na rękawach trupie główki".

Nie jest zresztą najważniejsze - ilu ich było, choć jeden z moich relacjonistów, dr Stefan Boczkowski, pisał w liście z listopada 2000 roku, iż było od nich "zielono" w całym Jedwabnem. Istotne jest, że przez cały czas byli oni elementem przymusu i reprezentantami siły okupacyjnej, decydującej tutaj od trzech tygodni o wszystkim." (7)

W "Sentencji wyroku Sądu Okręgowego w Łomży" z dnia 16-17 maja 1949 roku, czytamy m.in.:

"[Sąd - wtr. WK. ] rozpoznawszy dn. 16-17 maja 1949 r. sprawę [tu nazwiska i dane 22 osób - wtr. WK.] oskarżonych o to, że w dniu 25 czerwca 1941 r. w Jedwabnem pow. łomżyńskiego, idąc na rękę władzy państwa niemieckiego brali udział w ujęciu około 1200 osób narodowości żydowskiej, które to osoby przez Niemców zostały masowo spalone w stodole Bronisława Śleszyńskiego (...)

Karola Baronia uznać za winnego, że 25 czerwca 1941 r. w Jedwabnym idąc na rękę Niemcom brał udział w morderstwie około 1500 osób narodowości żydowskiej; 2) Jerzego Laudańskiego, 3) Zygmunta Laudańskiego, 4) Bolesława Ramatowskiego, 5) Władysława Miciurę uznano za winnych, że w tymże czasie, miejscu i okolicznościach na rozkaz Niemców wzięli udział w morderstwie około 700 osób narodowości żydowskiej przez doprowadzenie do stodoły, którą podpalono; 6) Stanisława Zejera i 7) Czesława Lipińskiego uznano za winnych, że w czasie, miejscu wyżej opisanym idąc na rękę Niemcom na rozkaz ujęli pierwsze co do rangi trzy osoby narodowości żydowskiej i doprowadzili na miejsce zbiórki; 8) Władysława Dąbrowskiego, 9) Feliksa Tarnackiego, 10) Romana Górskiego, 11) Antoniego Niebrzydowskiego i 12) Józefa Żyluka uznano za winnych, że w tych samych okolicznościach działali na rozkaz na szkodę osób cywilnych narodowości żydowskiej przez pilnowanie ich na miejscu zbiórki (...)

W morderstwie tym wzięli udział Niemcy w liczbie kilkudziesięciu (św. J. Sokołowska) w tym samych gestapowców 68 i miejscowa ludność, która do działania została wciągnięta przemocą. Żydzi zostali zgromadzeni na placu, skąd po wielu ekscesach, jak noszenie pomnika Lenina, odprowadzono ich na cmentarz, gdzie wielu rozstrzelano i do stodoły Śleszyńskiego, gdzie ich podpalono. Miejscowa ludność, a więc w tej liczbie i oskarżeni wzięci byli do udziału pod terrorem, jak to widać ze wszystkich wyjaśnień oskarżonych, gdzie ktokolwiekby były one składane i z zeznań świadków oskarżenia i odwodowych. Przemoc zastosowana przez Niemców do oskarżonych wypływa w wielkiej ilości w jakiej w tym dniu krytycznym zjawili się w Jedwabnem i z faktu, że żydów należało wyciągać z mieszkań na plac zbiórki, czego sami Niemcy nie mogli dokonać ze względu na stosunkowo małą ich ilość. (...)

Pozostałych oskarżonych [oprócz Bardonia - wtr. WK. ] należało pod względem dowiedzionych im czynów podzielić na tych, co brali udział w pędzeniu żydów do stodoły Śleszyńskiego na spalenie, do których należą: Jerzy Laudański, Zygmunt Laudański, Bolesław Ramotowski i Władysław Miciura, dalej na tych, co sprowadzali żydów na rynek, do których należy: Stanisław Zejer i Czesław Lipiński oraz tych, co brali udział w pilnowaniu żydów na rynku, którymi są: Dąbrowski Władysław, Tarnacki Feliks, Górski Roman, Niebrzydowski Antoni i Józef Żyluk. Józefa Chrzanowskiego, Mariana Żyluka, Czesława Laudańskiego, Wincentego Gościckiego, Romana Zawadzkiego, Jana Zawadzkiego, Aleksandra Łojewskiego, Franciszka Łojewskiego, Egueniusza Śliweckiego i Stanisława Sielawę - Sąd uniewinnił dla braku dostatecznych dowodów.

Co do ogólnej charakterystyki dowodów w sprawie powiedzieć należy, iż był dosyć skąpy, gdyż świadkowie oskarżenia [Eljasz] Grądowski i Boruszczak nie stawili się z powodu niedoręczenia im wezwań, inni zaś jak Stanisława Sielawa. Sokołowska, Kozłowski - cofnęli swe zeznania złożone w Urzędzie Bezpieczeństwa, pozostali nic w sprawie nie wiedzieli, oskarżeni na ogół wyparli się poprzednio złożonych zeznań; zeznanie Szmula Wasersztajna jest pozasądowym oświadczeniem; zeznanie św. Henryka Krystowczyka jest niewiarygodne. W zeznaniu złożonym w Urzędzie Bezpieczeństwa Eljasz Grądowski i Abram Boruszczak podają, że w czasie zajścia uciekli - stąd też ich wiadomości, a zwłaszcza [Eljasza] Grądowskiego o udziale oskarżonych nie mogły być wzięte za bezsporny dowód tym więcej, iż wydaje się niemożliwe, aby Grądowski w okolicznościach zajścia krytycznego zauważył, co robił każdy z 25 osób przez niego wskazanych. Odnośnie tych świadków Józef Grądowski zeznał, że nie było ich w Jedwabnem w czasie masowego morderstwa. Zeznania Wasersztajna, Eljasza Grądowskiego i Boruszczaka należy z powyższych względów traktować jako dowód uzupełniający przyjmując iż świadkowie ci posiadali jedynie informacje o oskarżonych osób. Św. Henryk Krystowczyk zeznał, iż oskarżonych Laudańskich, Łojewskiego Aleksandra widział z odległości 250 metr. i obserwował przez [podniesienie?] dachówki na strychu domu. Wydaje się niemożliwością, aby świadek w takich warunkach przez się przytoczonych widział, co który z oskarżonych robi." (24)

Mimo tak wyraźnej złej opinii sądu o wiarygodności świadków zapadły wysokie wyroki. Stefan Łojewski przytacza wypowiedź prokuratora Monkiewicza na temat wydanego wyroku:

"Prokurator Monkiewicz zaznajomiony był z przebiegiem rozprawy z 1949 r., kiedy kilkunastu Polaków oskarżonych było o pomaganie Niemcom przy wyłapywaniu Żydów i ich eskortowaniu. Zapadły wówczas wyroki kilku do kilkunastu lat więzienia (prawie połowa oskarżonych została uniewinniona). Po latach Monkiewicz mówi o tym bardzo niechętnie (w wypowiedzi do artykułu Danuty i Aleksandra Wroniszewskich w "Kontaktach" z lipca 1988 r.): Ci ludzie - mówi z naciskiem - musieli być skazani. Bez względu na stopień winy. Były to przecież czasy Jakuba Bermana, Różańskiego (którzy byli Żydami) i im podobnych..." (13)

AKTA GRODZKIE

"W aktach Rejonowego Sądu Grodzkiego w Łomży, w sprawach o uznanie za zmarłych niektórych osób natrafiono na wzmianki rzucające nowe światło na problem mordu w Jedwabnem. Z relacji dziewiętnastu świadków, w tym dziewięciu narodowości żydowskiej, spośród których tyle samo określa siebie jako świadków naocznych wynika, że masakry ludności żydowskiej w 1941 r. dokonali wyłącznie Niemcy. Co więcej, w stodole razem z Żydami zginęli Polacy. (...)

Akta te dostarczyły łącznie 28 relacji złożonych przez 19 świadków (w tym 9 Żydów). Dziewięciu z nich, w tym pięciu Żydów, określa siebie jako świadków naocznych zbrodni. (...)

Wyjątki z relacji świadków mordu w Jedwabnem:

K. Mojżesz lat 39: "W roku 1942 niemcy wszystkich żydów w m. Jedwabnem spędzili do stodoły i podpalili, także nikt z Żydów nie uratował się. Przytem obecny nie byłem, lecz zdołał zbiec wtenczas z Jedwabnego i nie był zapędzony do stodoły Kilingros Motek, który później przebywał razem ze mną w getcie w Łomży i opowiadał mi..."

M. Dawid lat 31: "W miesiącu lipcu 1942 roku niemcy kazali wszystkim żydom z Jedwabnego wyjść na rynek, ja wtenczas należałem do partyzantki, byłem w Jedwabnem i widziałem jak był również na rynku z Żydami Lejba Pendziuch. Poprowadzili wszystkich Żydów z rynku wyszeregowanych w czwórki do stodoły i podpalili stodołę.(...) Spaliło się w tej stodole około 700 żydów".

C. Hercek lat 32: "w lipcu 1941 roku niemcy wszystkich żydów w Jedwabnem wymordowali przez spalenie w stodole. Widziałem jak pędzili Żydów do stodoły (...) i stodołę podpalili. Wtenczas ja w Jedwabnem ukrywałem się od niemców. Byłem w ukryciu i ocalałem. Spalili Żydów w dzień".

B. Jankiel lat 46: "10 lipca 1941 roku widziałem jak niemcy wszystkich żydów z Jedwabnego spędzili do stodoły i podpalili. (...) Wtenczas ukrywałem się przez niemcami, w tę porę byłem w ukryciu na cmentarzu i wszystko widziałem".

L. Zelik lat 53: "W czasie gdy niemcy wkroczyli do Jedwabnego ludność żydowska masowo została spędzona do stodoły za Jedwabnem i w tej stodole została masowo spalona. Ja wraz z ojcem petenta byłem w liczbie osób pędzonych do stodoły jednak w ostatniej chwili przed stodołą udało mi się zbiec i schować pod murem cmentarnym obok stodoły. Stwierdzam stanowczo, że widziałem na własne oczy (...) jak niemcy wpędzili (...) do stodoły, a następnie stodołę podpalili i spalili wszystkich zapędzonych w niej Żydów. Żydów w tej stodole zostało spalonych kilkaset"

Chaim S. lat 30: "Niemcy spalili Piekarewiczów w sierpniu roku nie pamiętam..."

G. Eljasz lat 23: "(...) Grądowskich spalili Niemcy w 1941 r.(...)"

Rywka F. Lat 38: "(...) Piekarskich Niemcy wywieźli wtedy jak likwidowali żydów i dotąd nie wrócili (...)"

M. Piotr lat 65: "(...) Piekarski z żoną Gołdą zostali spaleni przez Niemców (...)"

M. Józefa lat 60: "(...) niemcy spalili piekarskich(...)"

(oryginalna pisownia akt została zachowana)" (4)

Prof. Tomasz Strzembosz podaje dodatkowo: "ten sam Eliasz Grądowski, zeznając przed Sądem Grodzkim w Łomży w sprawie o przyznanie Gedalowi Londonowi nieruchomości przy ul. Przestrzelskiej w Jedwabnem, uprzednio należącej do Sory Drejarskiej, jego siostry, 8 stycznia 1947 roku (a więc dwa lata wcześniej) zeznawał: 'Drejarska z całą rodziną została zamordowana przez Niemców i został tylko brat", a zeznając w analogicznej sprawie Josecha Lewina, twierdził: "Jest on bratem Fajgi z Seminów, która w 1941 r. w dniu 10 lipca została przez Niemców zamordowana w ten sposób, że Żydzi a między nimi i ona zostali spędzeni do stodoły w Jedwabnem i zostali spaleni. Wiem to, gdyż ukrywałem się wówczas w okolicy Jedwabnego'" (19)

NIEMIECKIE DOKUMENTY

"Archiwum Federalne w Ludwigsburgu przekazało 12 marca br. korespondentowi radia RMF w Niemczech, Tomaszowi Lejmanowi, na jego prośbę, kserokopie następujących dokumentów: dwóch pojedynczych stron zeznania bezpośredniego  świadka wydarzeń w Jedwabnem o nazwisku Kupiecki (...) oraz pięciu stron - fragmentu obszerniejszego orzeczenia niemieckiej prokuratury z Dortmundu z 2 lutego 1968 w związku z  umorzeniem postępowania w sprawie: siedmiu przypadków rozstrzelania Żydów w różnych miejscowościach "okręgu Białystok" w roku 1941 i 1942 (w tym w Jedwabnem w lipcu 1941) oraz dwóch przypadków zabicia "licznych Żydów" przy "rozwiązywaniu" getta w Białymstoku jesienią 1942.

Zeznanie św[iadka] Wacława Kupieckiego:

"W okresie okupacji hitlerowskiej mieszkałem w Jedwabne. W krótkim czasie po zajęciu miasteczka przez Niemców został tam ulokowany posterunek żandarmerii oraz komisariat policji. Nie pamiętam dokładnej daty, ale to mogło być w lipcu 1941, gdy do żandarmów w Jedwabnem przybyli umundurowani Niemcy. Ludzie mówili, że to funkcjonariusze gestapo. Ilu ich było, nie potrafię powiedzieć. (...) W pewnym momencie zaobserwowałem, że na ulicy przy młynie niemieccy żandarmi, jak również wymienieni przeze mnie funkcjonariusze gestapo, pędzą Żydów. Byli to mężczyźni, kobiety i dzieci, cała żydowska ludność z Jedwabne. Mogło ich być około tysiąca, ale ich nie liczyłem, więc nie wiem, czy było ich 500 czy też 1000. Żandarmi pędzili ich do stojącej poza miastem stodoły, należącej do Bronisława Sleszynskiego. Budynek stodoły był odległy około 500 metrów od młyna, gdzie przebywałem. W pewnym momencie zobaczyłem buchający dym i płomienie z tego budynku. Nadmienię, że cierpię na wadę słuchu i dlatego nie słyszałem przypuszczalnych krzyków palonych ludzi. Ale faktem jest, że Niemcy spalili w tej stodole żydowskich mieszkańców Jedwabne. (...)

Część Żydów uratowała się wówczas, ale w niewielkiej liczbie. Dla tych [Żydów] urządzono getto na starym rynku. Co się z nimi stało, nie wiem dokładnie, ale wiem, że zostali zabrani i nie powrócili więcej, nie dali również o sobie żadnego znaku życia".

(...w tym miejscu w przekazanym przez archiwum dokumencie brak prawdopodobnie jednej strony - AM)" (6)

INNE ZEZNANIA

Leszek Żebrowski podaje, iż według relacji Aleksandra Wyrzykowskiego z 1962 r. "(który wraz z żoną ukrywał Żydów z Jedwabnego) (...) Pomija [Gross - wtr. WK.] jednak z jego zeznania część zasadniczą: "Mieszkaliśmy wtedy w Janczewku, w powiecie łomżyńskim. Niedaleko nas w miasteczku Jedwabne Niemcy przy pomocy niektórych Polaków w roku 1942 spalili żywcem 1.600 Żydów". (Oczywiście, chodzi o rok 1941). Pominął to dlatego, że Wyrzykowski pisze wprost o podstawowej roli Niemców!" (9)

Grażyna Dziedzińska z "Naszego Dziennika" przytacza wypowiedź p. Leokadii Błajszczak z domu Lusińskiej: "Po pierwsze, Żydów wymordowali Niemcy a nie Polacy - stwierdza kategorycznie. - Po drugie, wiele stwierdzeń i liczb podawanych przez Grossa nie jest prawdziwych.(...)

Jednak 10 lipca 1941 r., gdy jak codziennie wyszłam z mamą do kościoła, zobaczyłyśmy, że pod posterunek, który był naprzeciwko, podjechały dwie ciężarówki "budy" pokryte plandeką, pełne żołnierzy. Niemcy w mundurach wyskakiwali z nich, trzymając karabiny w rękach. Była to duża grupa. (...)

Weszli Bardon z drugim żandarmem. 'Gdzie są chłopy?' Przerażona matka odpowiedziała, że pojechali w okolicę reperować maszyny przed żniwami. 'A co się stało' - ośmieliła się spytać, w końcu znała Bardona sprzed wojny, gdy był jeszcze 'normalnym' człowiekiem. 'Dzisiaj - powiedział Bardon z ironicznym uśmieszkiem na twarzy - odbędzie się pogrzeb Lenina. Żydzi będą chować wodza na kirkucie (żydowskim cmentarzu - przyp. autorki). Będzie to uroczysty pogrzeb. Żydzi muszą posprzątać ulice i rynek, a Polacy muszą przypilnować, żeby wszyscy byli

zawiadomieni i żeby pracowali. Który Polak odmówi, kula w łeb.

Razem z młodszym bratem i innymi dzieciakami poszliśmy obejrzeć 'pogrzeb'. Przy skwerku stali przygnani przez Niemców polscy chłopcy. Trzymali witki w rękach. Nie byli 'żądnymi krwi zwyrodnialcami', jak o nich pisze w swoim 'dziele' Gross - nie starając się w ogóle dochodzić prawdy - byli bezbronnymi, przerażonymi chłopakami, zmuszonymi pod niemieckimi karabinami do stania 'na straży'. Niektórym kazano przynieść z naszego warsztatu dwa młoty kowalskie i rozbijać pomnik. Od skwerku udałam się w stronę rynku. Żydówki i Żydzi wyrywali chwasty rosnące między kamieniami bruku; grabili, zamiatali. 'Lusinianka, przynieś wody' - powiedziała znajoma Żydówka. Kiedy jednak próbowałam podać jej tę wodę, Niemiec w cywilu, bo najwyraźniej nie znał polskiego, zaczął machać dłonią, żebym odeszła. Udałam, że nie rozumiem, wtedy zdzielił mnie szpicrutą po plecach. Następnie Niemcy utworzyli pochód. Czterech Żydów niosło na ramionach żerdzie, a na nich 'szczątki' Lenina - kawałek torsu i głowy. Szli spokojnie, bo wierzyli, że wrócą do domów; nikt ich nie bił, ani nie okaleczał. Na rozkaz Niemców śpiewali: 'Przez nas wojna, za nas wojna'. Było ich nie więcej jak 400 osób. Eskortę stanowili umundurowani Niemcy, na przemian z cywilami, niektórzy z cywilów mieli szpicruty w rękach. Pochód zatrzymał się przed stodołą (...)

Więcej niczego nie widziałam, bo Niemcy odpędzili dzieci, wróciłam więc do domu." (11)

Waldemar Piasecki w rozmowie z pochodzącym z Rostek koło Jedwabnego 72-letnim Apolinarym Domitrzem:

Pamięta Pan dzień, kiedy spalono stodołę?

Jakże nie pamiętać?! Zboże białe już było. Dostajało na słońcu. To było czwartego albo dziesiątego lipca. Paśliśmy krowy na łąkach między Rostkami a Jedwabnem. Jakie pół kilometra od stodoły Śleszyńskiego Bronka. Ze mną był Janek Rakowski, syn chrzestnego, i Zenek Ryszkiewicz. Oba już nie żyją. Jeden w Wałbrzychu, drugi w Bytomiu zmarł. Jak ta stodoła się zapaliła, było ciepło. Buchnęło w górę. To myśmy zaraz pobiegli do Jedwabnego. Przez Rynek lecieli my. Cicho było, pozamykane wszystko, nikogo na ulicy. A stodoła się pali. To my na Cmentarną. Koło kościoła i Przystrzelska. Skręt w Cmentarną. I tak stanęli my jakieś dwieście pięćdziesiąt metrów od tej stodoły. Paliło się strasznie. Jak drzazgi trzaskało. Była z desek, kryta słomą. Wszystko nagrzane. Wybuch się zrobił i poszedł żółty dym taki. A Niemce się odsunęli od tego żaru.

A inni?

Jacy inni? Panie, tam nie było żadnych Polaków. Same Niemce. Żadnego Polaka myśmy tam nie widzieli. Ilu było tych żandarmów? Najechało się ich, panie, pełno. Ze dwudziestu albo trzydziestu. Ja tam ich nie liczyłem, ale dużo ich było. Najechało ich się pewnie z Łomży, i z Wizny, i z Przytuł. No i te z Jedwabnego.

Która to była godzina?

Czwarta po obiedzie.

Czy widział Pan, jak Niemcy pędzili Żydów do stodoły?

Nie. Myśmy tego nie widzieli.

Jak długo obserwowaliście pożar?

Dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut.

Byli tam inni Polacy?

Nie. Tylko my. Tam nie było więcej Polaków." (18)

EKSHUMACJA

Prok. Lucjan Nowakowski (IPN):

"Ogółem znaleźliśmy 89 łusek. Wszystkie były systemu mauser, kalibru 7,92 mm. Ujawniliśmy również jeden nabój cały i dwa pociski. Wszystko to są militaria z okresu II wojny światowej i nie ulega to żadnej wątpliwości (...)
Znaleźliśmy również (poza obrębem stodoły od strony wrót) złamaną głownię regulaminowego bagnetu niemieckiego używanego przez wojska niemieckie w czasie II wojny światowej właśnie do systemu mauser. (...)
Z naszego punktu widzenia najistotniejsze jest kilka z zaprezentowanych tam dowodów, a mianowicie:
(1) W tym grobie, w którym znajdowały się też szczątki pomnika Lenina, znaleźliśmy na jednym z odkrytych szkieletów na wysokości brzucha jedną, noszącą ślady ognia, łuskę kalibru 7,92. Wynika z tego, że pocisk, od którego ta łuska pochodzi, został odstrzelony i znalazł się na tych zwłokach przed podpaleniem stodoły.
(2) Kilka innych łusek, które również zostaną przekazane do badań do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego (CLK), nosi na sobie ślady działania ognia. Wszystkie zostały wytworzone przez Niemców, począwszy od roku 1938. (...)
(3) Bardzo istotnym dowodem jest nie zniekształcony płaszcz pocisku - jak wstępnie oceniamy - kalibru 9 mm systemu parabellum. Z tego by wynikało, że po odstrzeleniu pocisk ten musiał trafić w tkankę miękką i wraz z tym człowiekiem znaleźć się w pożarze, a to z uwagi na to, że rdzeń tego pocisku (który był z ołowiu) wytopił się. Fakt, że znaleźliśmy tu ten pocisk mógłby też świadczyć o czymś innym. Regulaminową bronią oficerów niemieckich były między innymi pistolety typów parabellum i walter, do których używano właśnie tego typu pocisków. Natomiast z całą pewnością na regulaminowym wyposażeniu żołnierzy nie znajdowały się pistolety, z których można by było taki pocisk wystrzelić. Z tego można by wysnuć wniosek, że znajdowała się na miejscu zdarzenia osoba, która była najprawdopodobniej oficerem - trudno oczywiście w tej chwili wnioskować, jakiej formacji niemieckiej.
(4) Przy brzegu stodoły znaleźliśmy jeszcze pocisk kalibru 7,92 mm, czyli pasujący do tych łusek. Wstępnie oceniając jest to pocisk z rdzeniem stalowym i nie zniekształcony, co również sugerowałoby, że został odstrzelony w ten sposób, iż nie trafił na nic, co spowodowałoby jego zniekształcenie.
Są to na razie mocno wstępne wnioski, które pozwalają jedynie na zadanie konkretnych pytań biegłym ekspertom z CLK.
Jeśli się okaże, że zakładane przez nas kierunki są słuszne, wtedy moglibyśmy przyjąć, że eskortujący ofiary funkcjonariusze - trudno powiedzieć jakiej formacji niemieckiej - użyli broni, najprawdopodobniej, jak sądzić należy z zeznań świadka, po zaparciu odrzwi, kiedy te ofiary usiłowały się wydostać na zewnątrz. To jest wstępny wniosek. Ale łuska znaleziona na zwłokach ofiary sugeruje, że oddano również co najmniej jeden strzał w środku stodoły.
"Łódki" od nabojów do karabinu znaleziono nie tylko około 20 metrów od stodoły, ale też w obrębie stodoły, gdzie znaleziono 2-3 "łódki". Świadczy to o tym, że sprawca, który załadował karabin, odstrzelił co najmniej pięć razy, ponieważ "łódki" były pięcionabojowe (gdy odstrzelił ostatni pocisk, "łódka" wypadała z karabinu). Niewątpliwie i łuski i "łódki" były produkcji niemieckiej. Założyć też należy, że zostały odstrzelone z karabinów pozostających na uzbrojeniu armii niemieckiej. (2)

Prof. W. Kulesza:

Na pytanie, czy Niemcy byli pod stodołą, odpowiadamy: byli na rynku i byli pod stodołą. Z całą pewnością: tak, byli.
Czy mogą być inne mogiły? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Nie ma żadnych racjonalnych podstaw do domniemania, że ofiary zamordowane w stodole poprzez spalenie zostały zakopane nie tylko w dwóch przez nas już odkrytych mogiłach, ale jeszcze w innej mogile (czy: w innych mogiłach), których położenia nie znamy.
Mogiła znajdująca się na zewnątrz stodoły była wypełniona tylko częściowo: ciała były wrzucane przez sprawców w ten sposób, że po wypełnieniu jednej części mogiły prawie do jej górnej krawędzi staczały się ku przeciwległemu bokowi owego wykopu. Ale wykop nie został wypełniony ciałami: z jednej strony znajdowaliśmy na dnie wykopu tylko szkielety pojedynczych ofiar, z drugiej zaś strony warstwa ciał sięgała prawie do górnej krawędzi. Jeżeli zatem owa mogiła nie została przez sprawców wypełniona w całości, trudno przyjąć hipotezę, że część ciał wywieźli oni w celu ich ukrycia w innej mogile, której położenia nie znamy. (...)

Pełna ekshumacja polegałaby na wyjęciu wszystkich szczątków, w tym szkieletów czy układów kości 'zachowujących anatomiczny kształt ludzkiego szkieletu'. Na to jednak nie wyrazili zgody rabini obecni przy ekshumacji. (...)

Gdy docieraliśmy do ludzkich szkieletów lub większych zespołów kości "zachowujących anatomiczny układ" - na życzenie rabinów nie wyjmowaliśmy ich z ziemi, lecz ziemia była usuwana z zespołu kości przy pomocy szpachli i pędzla a oceny sądowo-lekarskiej dokonywano w samym wykopie. Ten sposób postępowania pozwolił na jedynie szacunkową ocenę liczby ludzkich szkieletów w obu wykopach.
Zakładaliśmy, że będzie możliwe poprowadzenie równoległego wykopu, aby spojrzawszy z boku móc ocenić grubość warstwy utworzonej przez ludzkie szczątki. Warunki ziemne (osypujący się piach) nie pozwoliły na wykonanie takiego wykopu w pełni. Wkopanie się na głębokość 2 metrów groziłoby osunięciem szczątków [znaczy to, że nie kopano nawet do głębokości 2m, a mimo to "przyjęto wynik obliczenia" ilości ofiar na aż od 150 do 250! - wtr. WK.] (w tym także całych szkieletów) do owego wykopu, co z kolei zakłóciłoby "anatomiczny układ" tworzących ludzki szkielet kości, a to powodowałoby naruszenie kanonu, o którym poinformowali nas obecni na miejscu rabini.
Biorąc pod uwagę głębokość mogił oraz długość i szerokość ich górnych otworów jako podstawę do szacunkowego obliczenia liczby ciał, która w tym wykopie mogła zostać pogrzebana - przyjęliśmy wynik tego obliczenia (150 do 250 ofiar) z daleko idącym uproszczeniem.
Można by go uniknąć tylko po przeprowadzeniu pełnej ekshumacji." (2)

Warto chyba w tym miejscu przypomnieć, co powiedział Prymas Polski ks. kardynał Józef Glemp na kilkaście dni przed "ekshumacją": "Jeśli natomiast chodzi o śledztwo, to uważam, że należałoby odkryć ten zbiorowy grób, jaki istnieje nieopodal spalonej stodoły w Jedwabnem, i przekonać się, ilu jest pomordowanych. Do tego mamy pełne prawo - tak przewiduje polskie prawo o cmentarzach. Sądzę, że nie jest to nietakt, gdyż postępujemy zgodnie z obowiązującym prawem. Zostało to jednak zawieszone na życzenie strony żydowskiej, choć w Polsce nie obowiązuje prawo żydowskie. Ludzkie szczątki można przecież uszanować, przekładając je i znów układając z czcią w to samo miejsce. Tak było w wielu miejscach i w takim postępowaniu nie może być mowy o profanacji" (20)

Okazało się jednak, że o przebiegu "ekshumacji" decydowali jednak Żydzi, co jest wraźnie widoczne choćby w przytoczonej wypowiedzi prof. Kuleszy. Także prof. Andrzej Kola kierujący w Jedwabnem pracami archeologicznymi potwierdził ogromne naciski Żydów w czasie przeprowadzania "ekshumacji":

"Ale kiedy znaleźliśmy się w Jedwabnem, wstrzymano poszukiwania na cmentarzu. Nie zgodziła się na nie strona żydowska. Pozwolono nam szukać tylko przy drodze. (...)

Rabin Ekstein, który naszą pracę nadzorował, pozwolił (sic!) te kości za pomocą pędzelka odsłonić i obejrzeć (...)

Kości zostały zepchnięte na zwłoki, które wcześniej tam złożono. Te, które były niżej, zalegały w układzie anatomicznym. Pozwolono nam dokopać się do nich, odsłonić je, obejrzeć, ale nie mogliśmy ich ekshumować.

Otrzymaliśmy zlecenie na prace archeologiczno-ekshumacyjne. Archeologiczne to zbadanie stodoły, jej wnętrza i obrzeża. Drugim zadaniem miały być prace ekshumacyjne na użytek prowadzonego śledztwa. Eksploracja grobu, czyli zdjęcie nadkładu, odsłonięcie szczątków, wypreparowanie ich i podniesienie dla badań antropologicznych i z zakresu medycyny sądowej. Badania antropologiczne miała wykonać nasza ekipa. Badania z zakresu medycyny sądowej - ekipa z Akademii Medycznej w Białymstoku. Dopiero po 10 dniach naszego tam pobytu zapadła decyzja, że ekshumacji właściwej nie będzie. (...)

nie cały materiał zdążyliśmy przebadać (...) Na zbadanie drugiej [mogiły - wtr. WK. ] mieliśmy tylko kilka godzin (...). Nic nie wydobywaliśmy z głębszych pokładów mogił, bo do nich nie pozwolono nam zajrzeć. (...) Nie zdążyliśmy odsłonić jej w całości, bo najpierw czekaliśmy na decyzję, a później zabrakło czasu. " (25)

Kto decydował w sprawie "ekshumacji", jak wyglądało przeprowadzanie prac wykopaliskowych oraz jaki był wpływ strony polskiej na tę parodię praworządności wyraźnie wykazują słowa prof. Koli:

"zaproponowaliśmy rabinowi Eksteinowi, żeby pozwolił" (25)

W nawiązaniu do rzekomego rabowania Żydów podkreślanego przez Grossa jako polski motyw zbrodni:

Prok. Radosław Ignatiew (IPN, Białystok):

"W obu grobach znaleziono też przedmioty wartościowe. Są to fragmenty złotej biżuterii, srebrne i złote monety (głównie tak zwane 'świnki', czyli piętnasto- i dziesięciorublówki z okresu panowania ostatniego cara; obok dolarów środki płatnicze funkcjonujące podczas okupacji na terenie Polski), zegarki kopertowe, obrączki i pierścionki". (2)

Natomiast o przestrzelonych czaszkach informuje nas Marcin Gugulski z Tygodnika Głos:

"1 czerwca w izraelskim dzienniku Ha'aretz w artykule 'W masowym grobie w Jedwabnem odkryto dowody masakry' napisano - powołując się na rabina Warszawy Michaela Schudricha - że wydaje się, iż znalezione dotychczas czaszki są przedziurawione pociskami karabinowymi i że jest to ważny szczegół, gdyż odkrycie tego typu urazów wskazywałoby na to, że to naziści byli odpowiedzialni za śmierć ofiar. Jeżeli to prawda, to prokuratorzy powinni już dziś ujawnić ten ważny 'szczegół' o przestrzelonych czaszkach. Jeżeli nie - zdementować go" (2)

LICZBA MOŻLIWYCH OFIAR

"W 1940 roku żyło w Jedwabnem 562 Żydów - uważa historyk Jerzy Milewski z oddziału IPN w Białymstoku. Powołuje się na dokumenty administracji radzieckiej na tym terenie, m.in. spisy wyborców i listy poborowych.

Dyrektor Archiwum Państwowego w Białymstoku Marek Kietliński dodaje, że w podległej mu placówce są dane o przymusowym ubezpieczeniu się od ognia w Jedwabnem i tam wymienionych jest 120 właścicieli narodowości żydowskiej. - Jeżeli liczyć, że przeciętna rodzina miała po pięć osób, to by się zgadzało - mówi." (5)

Leon Kalewski: "Pewna nieznana bliżej liczba Żydów zdążyła ewakuować się z uciekającymi bolszewikami. (Kiedy Niemcy zaatakowali Rosjan w 1941 r., wielu Żydów uciekło do Rosji - twierdzi w swej relacji Itzchak Yaakow). Gdy doliczymy do tego około 200 Żydów, którzy ocaleli (trafili później do getta w Łomży) oraz tych, którzy ukrywali się po tym fakcie w okolicy" (...)

Skądinąd wiadomo, że w całym rejonie jedwabieńskim (była to jednostka administracyjna pod okupacją sowiecką) na trzydzieści kilka tys. mieszkańców, było ok. 1400 Żydów." (23)

Prof. W. Kulesza:

Biorąc pod uwagę głębokość mogił oraz długość i szerokość ich górnych otworów jako podstawę do szacunkowego obliczenia liczby ciał, która w tym wykopie mogła zostać pogrzebana - przyjęliśmy wynik tego obliczenia (150 do 250 ofiar) z daleko idącym uproszczeniem.
Można by go uniknąć tylko po przeprowadzeniu pełnej ekshumacji." (2)

INNE OPINIE HISTORYKOW, POLITYKOW I PUBLICYSTOW POLSKICH

"- Większość świadków przesłuchanych pod koniec lat 40. twierdziła, że to Niemcy byli inspiratorami i wykonawcami zbrodni w Jedwabnem - podkreśla historyk Piotr Gontarczyk po lekturze akt procesowych. Gontarczyk nie zaprzecza, że w masakrze ludności żydowskiej brali udział także Polacy. Ale w większości - poza kilku 'mętami' - byli przymuszani do tego przez hitlerowców.

Opinię Gontarczyka potwierdza profesor Tomasz Strzembosz. - Niemcy byli czynnikiem sprawczym, organizacyjnym i współwykonawczym - twierdzi Strzembosz, który właśnie zakończył pracę nad materiałem archiwalnym. - To oni zmusili Polaków do spędzania Żydów, pilnowali ich na rynku, byli podczas marszu do stodoły, w której zostali spaleni - relacjonuje Strzembosz. Jego zdaniem większość polskich mieszkańców Jedwabnego nie znała zamiarów oprawców. Zwraca uwagę, że początkowo Żydzi byli zapędzeni do wykonywania robót porządkowych. - Nikt, może poza kilkoma Polakami, nie mógł wówczas wiedzieć, co ich czeka - mówi Strzembosz.

Doktor Paweł Machcewicz, szef pionu edukacyjnego Instytutu Pamięci Narodowej, przyznaje, że w wielu zeznaniach znajdujących się w dokumentacji procesowej z 1949 r. pojawiają się Niemcy. Na rynku ludność żydowską mieli otaczać kordonem polscy mieszkańcy. Natomiast hitlerowcy mieli znajdować się za nimi. Świadkowie wspominają, że umundurowani Niemcy fotografowali to wydarzenie. W jednym z zeznań mówi się, że to gestapo eskortowało Żydów na rynek. (...)

Gross, choć musiał znać wszystkie zeznania z procesu z 1949 r., pominął udział Niemców w zbrodni - mówi Gontarczyk. - Stwierdzenia, że zbrodni dokonało społeczeństwo Jedwabnego, nie znajdują potwierdzenia w źródłach." (8)

Leszek Żebrowski: "Jeden z historyków zachodnich, zajmujących się problematyką holokaustu na tym obszarze, napisał: "Egzekucje, których dokonywały lokalne jednostki Gestapo, SD, Wehrmachtu oraz policja porządkowa (...) były inicjowane przez oficerów lokalnych jednostek, a nie przez centralę w Berlinie. Dowódca Einsatzgruppe A, generał brygady SS Franz Stahlecker i major SS, Sandberger, wyrazili zgodę na tę 'akcję', a Himmler i Reinhard Heydrich, którzy zgodnie z raportem znajdowali się w tym rejonie, już po fakcie także ją zaakceptowali' (...)

zarówno z materiałów procesowych (w tym nawet z aktu oskarżenia) oraz z relacji świadków (w tym świadków żydowskich) wynika, że część Żydów z Jedwabnego została rozstrzelana. Rozstrzeliwano także tych, którzy próbowali uciekać ze stodoły. Kto więc do nich strzelał, jeśli - jak twierdzi Gross - Niemcy jakoby wyłącznie kręcili film i robili zdjęcia? Trudno bowiem nie odróżnić 'strzelania' aparatem filmowym od salw karabinów. (...)

Nie zgadzam się z pojęciem zbiorowej winy i zbiorowej kary. To kryteria stosowane w państwach totalitarnych! Jest absurdem, żeby winić nawet wszystkich ówczesnych mieszkańców Jedwabnego (bo w tamtych wydarzeniach, wbrew temu, co napisał Gross, brały udział wyłącznie jednostki), a tym bardziej wszystkich Polaków i w imieniu wszystkich przepraszać." (9)

Piotr Gontarczyk: "Oto, co udało się ustalić na podstawie tych akt [ śledztwa z 1949 r. - wtr. WK.] : 10 lipca 1941 roku przyjechali do Jedwabnego Niemcy. Nie wiadomo dokładnie ilu. Według nie- których osób składających zeznania jeden samochód z pięcioma funkcjonariuszami gestapo; wedle innych 'kilka taksówek', co należy rozumieć jako kilka samochodów osobowych. W każdym razie można przypuszczać, że krytycznego dnia nie było w Jedwabnem żadnych dużych oddziałów niemieckich. Ale to właśnie ci Niemcy, którzy przybyli rano do miasteczka, wydają się być spiritus movens późniejszej tragedii. W dokonaniu zbrodni posłużyli się miejscową żandarmerią i członkami władz magistratu na czele z Karolem Bardoniem i burmistrzem Marianem Karolakiem." (10)

"Działalność komanda gestapo z Ciechanowa pod dowództwem Hermana Schapera da się ustalić także na podstawie akt, które najprawdopodobniej są w Warszawie - powiedział wczoraj w radiowych 'Sygnałach Dnia' historyk Witold Pronobis (...)

Przypomnijmy, że w czwartek Instytut Pamięci Narodowej przedstawił wyniki kwerendy przeprowadzonej w niemieckich archiwach w Ludwigsburgu i Freiburbu. Ustalono kilka faktów:

- w lipcu i sierpniu w okolicach Łomży operowało liczące około 30 osób komando do zadań specjalnych pod dowództwem Hermana Schapera. Zdaniem Edmunda Dmitrowa z IPN, który badał zgromadzone w Niemczech materiały, dokumenty gestapo z Ciechanowa zaginęły (...)

Wczoraj Witold Pronobis oświadczył, że około 20 lat temu, gdy zajmował się tymi sprawami, dokumenty na temat działalności komanda Schapera znajdowały się w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Jak podkreśla, analizował on wówczas politykę narodowościową Niemców w okręgu ciechanowskim. (...)

Nie ulega mojej [mówi historyk, autor książki 'Operacja Jedwabne' Lech Z. Niekrasz - wtr. WK.] wątpliwości, że podniesienie jej przez J.T. Grossa akurat teraz i nieudokumentowane przypisanie całej oraz wyłącznej winy społeczeństwu polskiemu jest, jak to określa tytuł mojej książki, operacją propagandową - podkreśla autor. - Wpisuje się ona w trwający od dziesięcioleci proces zniesławiania narodu polskiego i krzewienia antypolonizmu - dodaje Niekrasz. W jego opinii, akcja ta ma przygotować grunt pod roszczenia majątkowe, nie mającej nic wspólnego z ofiarami holokaustu diaspory żydowskiej w Nowym Jorku, co udowodnił Finkelstein w książce 'The Holocaust Industry. The Abuse Jewish Victims'" (12)

Stefan Łojewski napisał w liście do "Naszej Polski" "w 'Studium Podlaskim' (wydawanym przez ówczesną Filię Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku) obszerne opracowanie o zagładzie skupisk żydowskich w rejonie białostockim w roku 1939 oraz w latach 1941-1944. Autor tego opracowania, prokurator Waldemar Monkiewicz, był szefem Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Według jego ustaleń, 10 lipca 1941 r. do Jedwabnego przybyło samochodami ciężarowymi około 200 niemieckich funkcjonariuszy policyjnych (dokładnie 232) z batalionów 309. i 316. działających w ramach Einsatzgruppen B, tworzących "Kommando Białystok" (bataliony utworzone w większości z niemieckich kryminalistów). Dowodził nimi Wolfgang Bürkner z warszawskiego Gestapo. Przenosili się oni z miejscowości do miejscowości, urządzając pogromy Żydów. W Jedwabnem rola nielicznych miejscowych Polaków ograniczona była do przyprowadzania ofiar na rynek i ich konwojowania poza miasto, oczywiście pod niemieckim przymusem: Niemcy spędzili do stodoły poza miastem około 900 Żydów, których następnie spalili." (13)

Poseł Antoni Macierewicz: "W Polsce drugiej połowy lat 40-ych to raczej Polacy bali się Żydów zajmujących uprzywilejowane stanowiska w administracji państwowej, a zwłaszcza w aparacie prokuratorskim, bezpiece, adwokaturze, więziennictwie itd., a nie Żydzi Polaków. Domniemanie, że zeznający mogli eksponować rolę Niemców aby nie "zadrzeć" z Polakami, świadczy o zupełnej nieznajomości ówczesnych realiów. Politykę władz komunistycznych w latach 40-ych ukazuje zresztą najlepiej proces z 1949 r., podczas którego została podjęta próba przerzucenia odpowiedzialności z Niemców na Polaków, tyle, że jako zupełnie absurdalna się nie powiodła. Polacy, torturowani w śledztwie, podczas jawnego procesu odwołali zeznania ujawniając Niemców jako rzeczywistych sprawców mordu." (14)

Karol Karsicki w "Naszej Polsce" pisze: "Teraz już wiemy, że ustalenia prokuratora Waldemara Monkiewicza (całkowicie wyszydzone przez Grossa!) są znacznie bliższe prawdy niż zawartość Sąsiadów. Według oświadczenia Radosława Ignatiewa, prokuratora badającego sprawę Jedwabnego z ramienia Instytutu Pamięci Narodowej, prokuratura niemiecka w Ludwigsburgu w 1967 r. powiadomiła ówczesną Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, że toczy się postępowanie w sprawie kapitana SS Wolfganga Birknera, który od czerwca 1941 r. był oddelegowany do Białegostoku i okolic. Kommando przez niego dowodzone (tzw. Kommando Bialystok) otrzymało zadanie oczyszczania terenu z tzw. elementów niepożądanych. Skądinąd wiemy, że rozkazy Reinharda Heydricha nakazywały niszczyć Żydów, komunistów i 'elementy wywrotowe'. Co więcej, Kommando Birknera miało działać także w Jedwabnem i najbliższej okolicy!" (15)

prof. Tomaszem Strzembosz: "w tych wszystkich zeznaniach, zarówno podejrzanych, a potem oskarżonych jak i świadków, są Niemcy. Są Niemcy jako główni organizatorzy i współsprawcy. Niemcy biorą udział w "zganianiu" Żydów na rynek w Jedwabnem; Niemcy razem z żandarmem chodzą po domach i zabierają mężczyzn Polaków do pilnowania Żydów na rynku... Niemcy biorą udział w pędzeniu Żydów do stodoły Śleszyńskich. Natomiast dotąd nie wiadomo, kto dokonał podpalenia. (...) Dzisiaj fakt, iż znaleziono łuski karabinka mauzer w rejonie owej spalonej stodoły, wskazuje, że to właśnie byli Niemcy. Dlaczego? Bo broń strzelecką posiadali jedynie Niemcy i jeden kolaborant - żandarm niemiecki. A więc to nie było tak, jak mówi Wasersztajn, że siekierami, pałami przeszkadzano zamkniętym w stodole Żydom wydostać się stamtąd. Tam strzelano do ludzi. Jeżeli strzelano, to mogli to robić tylko Niemcy. I to się zgadza z jedyną relacją naocznego świadka, wtedy 15-letniego chłopca, który był wówczas gapiem, obserwatorem. On mówi, że stodoła została podpalona przez Niemców." (16)

Prokurator IPN Radosław Ignatiew stwierdził w rozmowie z Barbarą Polak i Tomaszem Danileckim: "Wobec podejrzanych [w procesie z 1949 r. - wtr. WK.] sformułowano zarzut, że udzielili pomocy, to znaczy, iż doprowadzili ludzi na rynek, pilnowali ich tam, a potem konwojowali do stodoły. Nie postawiono zarzutu współudziału w zabójstwie poprzez zamknięcie ludzi w stodole i jej podpalenie.

A czy może pan powiedzieć, kto ją podpalił?

Z akt tamtego procesu wynikałoby, że Niemcy.

(...)

Czy 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem byli Niemcy?

Tak.

Ilu? Czy tylko kilkunastu żandarmów?

Na tym etapie śledztwa nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Są świadkowie, którzy twierdzą, że udział Niemców w zbrodni był dość znaczny." (17)

Oto, co na temat broszurki Grossa napisał już w listopadzie 2000 roku na łamach "Naszej Polski" Leon Kalewski: "takie publikacje (które nie są przecież dziełami naukowymi, co więcej, znacznie bliższe są komunistycznej 'politgramocie') wywołują publiczne dyskusje, które są jakby reżyserowane: kolejni ich uczestnicy, dostrzegając wprawdzie czasami drobne wady i usterki w jego pracach, w rzeczywistości rozpływają się w zachwycie, jaki oto talent twórczy i świeżość sądów zaprezentował znowu Gross. To nic, że całość jest bałamutna i nic nie warta. Ważne jest to, że już to jest. Każdy następny autor nie może pominąć tak świeżej intelektualnie i odkrywczej w warstwie interpretacyjnej książki (no, niechby przecież spróbował). I nie może jej totalnie zanegować, choćby miał niezbite argumenty - byłby to przecież atak na 'autorytet', tworzony latami w mediach..." (23)

POWODY I CELE ANTYPOLSKIEJ AKCJI

Wspomniany już Leon Kalewski cel afery Jedwabnego zdefiniowal krótko: "Zadanie do wykonania: winni mają być Polacy!" (23)

Prof. Jerzy Robert Nowak - autor znakomitej książki "100 kłamstw J. T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem" zwraca uwagę na szerszy aspekt fałszerstw Grossa: "Zrozumiałe, że ze szczególnym oburzeniem reagowano na uogólnienia Grossa przerzucającego winę za mord w Jedwabnem z Niemców i pomagającej im niewielkiej grupy mętów, na czele z volksdeutschem Bardoniem, na całe polskie społeczeństwo, na cały naród polski. Nie zauważano, że nie wystarczy ograniczyć się do konkretnej polemiki faktograficznej wokół Jedwabnego, do pokazania sprawczej roli Niemców, etc., że chodzi o sprawę dużo szerszą, o generalny obraz czarnej legendy Polski i Polaków, upowszechnianej przez Grossa w świecie. Nikt, niestety, poza mną, nie pomyślał o zajrzeniu do licznych tekstów Grossa, przeznaczonych dla amerykańskich czytelników, nawet tych najnowszych z 2000 roku, choć tam jego kłamstwa o Polsce były wyrażane w sposób jeszcze bardziej otwarty, bezczelny i hucpiarski i stosunkowo łatwo można je było obnażyć i zdemaskować. Jednostronności ataków na Grossa służyło także jakże słuszne wykrycie przez część krytyków autora "Sąsiadów" prawdziwego instrumentalnego celu tej książki. Tego, że miała ona służyć maksymalnemu propagandowemu wzmocnieniu żydowskich nacisków w sprawie mienia pożydowskiego, w czasie przesłuchań sądu w Nowym Jorku. To właśnie tym mocniej skłaniało do koncentrowania się na sporach wokół mordu w Jedwabnem, przeciwstawianiu się rzucanym przez Grossa oskarżeniom Polaków jako rzekomych współsprawców holocaustu. Tyle że w ten sposób umknęła z pola widzenia krytyków Grossa cała reszta przesłania jego książki. Nie zauważano całej misternej konstrukcji, tak pieczołowicie budowanego przez niego gmachu antypolskich fobii." (21)

Prof. Jerzy Robert Nowak w swym artykule "Kto fałszuje historię?" pisze:
"Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego autora polonijnego profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland", ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa. Otóż profesor Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Pogonowskiego, to wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak największych "odszkodowań za żydowskie mienie". To, przed czym parę tygodni temu ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA N. Finkelsztejn w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", twierdząc, że Światowy Kongres Żydów chce szantażami zmusić Polskę do wypłaty kilkudziesięciu miliardów dolarów Żydom. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich. (...)

Pisząc o działaniach dla wymuszenia tego ogromnego haraczu od Polaków, prof. Pogonowski twierdzi, że w tym celu 'stwarza się mity o udziale Narodu Polskiego w zagładzie Żydów. Łatwiej jest ściągać odszkodowania od winnych niż od współofiar'." (22)

Szczególne oburzenie budzi fakt, że do antypolskich działań środowisk żydowskich zmierzających do szkalowania Polski i Polaków przyłaczają się także osoby piastujące odpowiedzialne stanowiska w Państwie Polskim. Tych wrogich Polsce działan nie zapomnimy!

Włodzimierz Kałuża


Bibliografia:
1) dr Sławomir Radoń, "Pytania w sprawie Jedwabnego", "Gość Niedzielny" (9/2001) 04.03.2001
2) Marcin Gugulski, "W Jedwabnem mordowali Niemcy", "Tygodnik Głos" NR 24 (882) 16 czerwca 2001
3) Wiesław Wielopolski, "W Jedwabnem Laudańskiego gnali gestapowcy", "Tygodnik Głos" NR 27 (884) 7 lipca 2001 za "Wiadomości Piskie"
4) Mikołaj Wójcik, "Bez udziału Polaków", "Nasz Dziennik" 27.03.2001
5) Wojciech Kaminski, Joanna Pienczykowska, pap, "Archiwa odtajnione", "Życie" 27.03.2001
6) Antoni Macierewicz, "Mordowali Niemcy - sensacyjne zeznania naocznego świadka z Jedwabnego", "Tygodnik Głos" 19.03.2001
7) prof. Tomasz Strzembosz, "Inny obraz sąsiadów", "Rzeczpospolita" 31.03.2001
8) Wojciech Kamiński, "Świadkowie - Pominięte przez Jana T. Grossa zeznania świadków jednoznacznie wskazują na udział Niemców" ,"Życie" 29.03.2001
9) Waldemar Moszkowski, "Jedwabnym szlakiem kłamstw. Rozmowa z historykiem Leszkiem Żebrowskim", "Nasz Dziennik", 31.03.2001
10) Piotr Gontarczyk, "Gross przemilczeń", "Życie" 31.03.2001
11) Grażyna Dziedzińska, "Nie pozwolę oczerniać Jedwabnego!", "Nasz Dziennik" 02.04.2001
12) Maciej Walaszczyk, "Gdzie są akta? Szukanie prawdy to nie kalkulacja", "Nasz Dziennik" 08.04.2001
13) Stefan Łojewski, "Szmul Wasersztajn denuncjował Polaków do NKWD", "Nasza Polska" 08.04.2001
14) Antoni Macierewicz, "Niewygodna prawda", "Tygodnik Głos" 08.04.2001
15) Karol Karsicki, "Wielka mistyfikacja", "Nasza Polska" 08.04.2001
16) Rozmowa Piotra Semki z prof. Tomaszem Strzemboszem, "Pomijanie faktów", "Życie" 31.03.2001
17) Barbara Polak, Tomasz Danilecki, "Ustalam wszystkie okoliczności", "Rzeczpospolita" 27.04.2001
18) Waldemar Piasecki, "Świadek numer pięć", "Zycie Warszawy" 22.04.2001
19) prof. Tomasz Strzembosz, "Zstąpienie szatana czy przyjazd gestapo", "Rzeczpospolita" 12.05.2001
20) "Wywiad Prymasa Polski ks. kardynała Józefa Glempa dla KAI", "Nasz Dziennik" 15.05.2001
21) prof. Jerzy Robert Nowak, "Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941", "Tygodnik Głos" 14.03.2001
22) prof. Jerzy Robert Nowak, "Kto fałszuje historię?", "Nasz Dziennik" 13.05.2000
23) Leon Kalewski, "Opowieści niesamowite", "Nasza Polska" 21.11.2000 i 19.12.2000
24) Sentencja wyroku Sądu Okręgowego w Łomży w procesie z 16-17 maja 1949 roku (Sygn. akt KSU 33/49)
25) Andrzej Kaczyński, "Ślubne obrączki i nóż rzezaka", "Rzeczpospolita" 10.07.2001

( Podkreślenia w tekście moje - WK.)

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1