Przepraszać? Kto kogo?
ks. Jerzy Bajda
 
Rozpętała się niezdrowa kampania przeciw Polsce na temat rzekomej zbrodni Polaków wobec Żydów. Padły głosy wysoko postawionych osobistości politycznych (m.in. prezydenta i prezesa IPN) podpowiadające Narodowi i Kościołowi polskiemu konieczność publicznej i zbiorowej ekspiacji, czy przynajmniej przeproszenia Żydów. Odzywają się także na szczęście trzeźwe głosy, jak choćby Prymasa Polski, który wyjaśnił, że politycy nie mogą narzucać Narodowi czy Kościołowi jakichkolwiek form przepraszania Pana Boga za czyjekolwiek grzechy, lub także głos byłego prezydenta Polski Lecha Wałęsy, który stwierdził: "Ja przepraszałem jako prezydent, wiele razy to robiliśmy, a jeszcze ani jeden Żyd nie przeprosił Polaków (...), choć też byli zbrodniarze po stronie żydowskiej" ("Nasz Dziennik", 10 marca br.).

Oszczercza kampania

Wychodzi na jaw wiele faktów, których pan Gross nie przyjmuje, ponieważ nie zgadzają się z jego aprioryczną tezą, wynikającą z przesłanek dogmatycznego judaizmu: według tej ideologii, każdy chrześcijanin jest antysemitą i jest tylko kwestią czasu i metody, aby "udowodnić" im udział w pogromach. Tę filozofię antychrześcijańską dobrze ilustruje przejęzyczenie pewnego przewodnika, który w ferworze retorycznym, opisując rzymskie Colosseum, stwierdził: "jest to miejsce, gdzie chrześcijanie pożerali lwy". Podobnie pod wpływem argumentów przemawiających raczej do kieszeni niż do rozumu, może ktoś być gotów uwierzyć, że to św. Szczepan kamienował członków Sanhedrynu. Moim zdaniem, nie można podejmować z Żydami dialogu na temat Jedwabnego, dopóki sami pierwsi nie odwołają ohydnych oszczerstw, rozpowszechnianych w różnych krajach, na temat rzekomej "winy" Polaków za holokaust. Nie można prowadzić dialogu za cenę utraty własnej godności, a także za cenę zdrady wobec prawdy.

Zdrowa reakcja

Nie wszyscy oczywiście chcą dać się ogłupić nachalnej propagandzie. Jest wiele świadectw, z których wynika, że prawda może się okazać zupełnie inna, niż to sugeruje w swej tendencyjnej książce Gross. Mieszkańcy Jedwabnego słusznie zareagowali, zakładając Komitet Obrony Dobrego Imienia Jedwabnego, ponieważ nikt nie ma prawa oskarżać kogokolwiek o niepopełnione zbrodnie. Przeciwko pochopnym deklaracjom o przestępstwie i o przeprosinach wystąpili kompetentni świadkowie historii, weterani Armii Krajowej, kierując do premiera i do prezesa Instytutu pamięci Narodowej list otwarty, zamieszczony w "Naszym Dzienniku" z 9 marca br. W liście przypomniano dramat Narodu Polskiego, ponoszącego ogromne ofiary zarówno ze strony zachodnich, jak i wschodnich najeźdźców, pomimo własnego zagrożenia zdobywającego się na bohaterską ofiarność w ratowaniu Żydów. "Wbrew tym faktom, po roku 1945 Polska i Polacy byli i są nadal poddawani oskarżeniom o współudział w dokonywanej na nich samych i na innych narodach zbrodni. W tym celu preparowano fałszywe, oszczercze oskarżenia, dokonywano prowokacji. Przykładem tego jest prowokacja kielecka z 4 VI 1946 r. Wraz ze zbrodnią eksterminacji fizycznej komunistyczny aparat przemocy UB-NKWD dokonywał zbrodni moralnego unicestwienia Polski i Polaków".
Z drugiej strony nie jest żadną tajemnicą, że w tym aparacie, mającym za cel wyniszczenie Narodu, jego elity patriotycznej i moralnej, służyły z nieukrywaną gorliwością dziesiątki tysięcy Żydów jako sowieckich agentów. Za zbrodnie z tamtego okresu, popełnione przeciw Polsce, nikt dotąd nie przeprosił Polaków. Jest rzeczą zarówno żenującą, jak oburzającą, że prezydent RP raczej jest skłonny przychylać się do opinii oszczerców stając po stronie Żydów, niż bronić honoru Polski, do czego się zobowiązał na mocy 130 art. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. (Prezydent powinien najpierw przeprosić Polaków za to, że swoimi wystąpieniami obraża cały Naród, szkalując go także poza granicami kraju). Śledztwo w sprawie Jedwabnego trwa i jakiekolwiek "wezwania do przeprosin i ogólnonarodowego kajania się (...) są co najmniej przedwczesne", a "co najistotniejsze, Naród Polski nie musi w ogóle nikogo przepraszać, bo nie ponosi żadnej winy za zbrodnie holokaustu" - jak to zrelacjonowano w skrócie w "Naszym Dzienniku" (9 marca br., s. 1).

Głębsza warstwa ideowa problemu

Cały problem, nabrzmiały wokół rocznicy tragedii w Jedwabnem, posiada swoje głębsze tło ideowe i moralne. Głowa państwa angażuje się w inicjowanie programu w istocie swojej religijnego, a nawet liturgicznego, który a priori umieszcza cały Naród na pozycji winowajców i nakłada nań obowiązek, na sposób moralnego rozkazu, zbiorowego aktu ekspiacyjnego. Takie postawienie sprawy narzuca Polakom określoną moralną autoidentyfikację na podobieństwo znanych z przeszłości upokarzających form "kajania się" przed Partią, jako "sumieniem" klasy robotniczej. Próba tego rodzaju jest nie tylko aktem zuchwałej uzurpacji ze strony przedstawiciela władzy politycznej, ale zarazem ujawnia swoiste podłoże ideologiczne, świadczące o jakimś pomieszaniu w sferze pojęć dotyczących moralności politycznej.
Taki gest uzurpatorski, kiedy prezydent usiłuje stać się dyrygentem liturgii ekspiacyjnej angażującej Naród, sugeruje, że Naród ten nie ma swojej świadomości religijnej i moralnej, że nie ma poczucia swojej tożsamości ukształtowanej w oparciu o tysiącletnią tradycję i wpływ kultury chrześcijańskiej i że dopiero jakiś polityk musi mu przypomnieć jego obowiązki wobec siebie, a właściwie - wobec Boga. Ta sytuacja zakłada również, że Naród nie zna prawdy, owszem, że prawdy jako takiej nie ma - i wobec tego Naród musi się kierować oceną wydaną przez zagranicznych "specjalistów" od fabrykowania "prawd" na użytek aktualnej polityki pewnych międzynarodowych grup nacisku. Na tym tle wygląda zupełnie groteskowo akcentowanie konieczności uznania "prawdy" przez człowieka, dla którego kategoria prawdy była - i jest - w jego karierze czymś zgoła egzotycznym. Jest widoczne, że nie chodzi w tej akcji o prawdę, lecz o hipotezę sfabrykowaną przez wrogów Polski w celu dalszego moralnego niszczenia Narodu i jego opinii w oczach świata.

Groźba nowej alienacji

Ostrze problemu polega na tym, że kiedy polityka nie opiera się na przyjęciu obiektywnej prawdy, musi nastąpić taka sytuacja, kiedy władza polityczna zacznie dyktować, co jest, a co nie jest prawdą. Znaczenie tego aspektu polityki podkreślił przed dziesięciu laty Jan Paweł II w encyklice "Centesimus annus". Z całą powagą przestrzegał państwa zaopatrzone w etykietkę demokracji, że odrzucenie obiektywnej prawdy jako podstawy etosu politycznego grozi nieuchronnie popadnięciem w totalitaryzm. Właśnie wskutek lekceważenia prawdy "alienacja połączona z utratą autentycznego sensu istnienia jest zjawiskiem obecnym również w rzeczywistości społeczeństw zachodnich" (CA 41). Papież pisze, że "totalitaryzm rodzi się z negacji obiektywnej prawdy" oraz "z negacji transcendentnej godności osoby ludzkiej, będącej widzialnym obrazem Boga niewidzialnego" (CA 44).
Jest to istotne dla całej problematyki. Człowiek poddany Bogu mocą prawdy, która od Niego pochodzi, jest wolny w swoim stosunku do wszelkich pseudobóstw ubiegających się o jego poddańcze hołdy. Natomiast oderwanie człowieka - i całego wymiaru życia społecznego i politycznego - od Boga, od Jego prawdy (prawa naturalnego oraz Ewangelii), oddaje człowieka w niewolę wszelkiej manipulacji i alienacji w interesie pewnych grup interesu czy wręcz mafii międzynarodowych. Jedynie Kościół broni człowieka przed tego rodzaju zniewoleniem. Dlatego to "kultura i praktyka totalitaryzmu niosą z sobą także negację Kościoła", owszem, "totalitaryzm stara się zniszczyć Kościół, a przynajmniej podporządkować go sobie i uczynić z niego narzędzie swego aparatu ideologicznego" (CA 45). Czy za kulisami całej "jedwabińskiej histerii" nie mamy do czynienia z jakimś "aparatem ideologicznym", który usiłuje sobie podporządkować Kościół polski i uczynić go narzędziem swoich celów, przez wplątanie go w pseudoreligię "holokaustu"? A może tylko w kampanię polityczną prowadzoną za zasłoną dymną kultu "holokaustu", ponieważ okazuje się, że to jest także całkiem dobry "geszeft"? (zob. "Nasz Dziennik", 7 marca br. s. 6).
Zuchwałość, z jaką nowocześni Żydzi usiłują narzucić chrześcijanom swoją nową postać pseudo-mesjanizmu i pseudoreligii oraz rzucić ich na kolana przed bożkiem "holokaustu", może być porównana jedynie z zuchwałością Kusiciela, przemawiającego do Chrystusa słowami: "Dam ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon" (Mt 4, 9). W teologii oprócz metody interpretacji zwanej "analogia fidei" jest także możliwość wnioskowania o pokrewieństwie idei na podstawie ich wewnętrznej wymowy wykazującej nienawiść do Chrystusa (por. Łk 6, 22; J 15, 18-25; 17, 14; por. także 1 Tes 2, 15-16).

Konieczność obrony Narodu

Ojciec Święty przestrzega także, że "państwo totalitarne dąży również do wchłonięcia Narodu, społeczeństwa, rodziny, wspólnot religijnych i poszczególnych osób. Broniąc własnej wolności, Kościół jednocześnie broni osoby ludzkiej, która ma bardziej słuchać Boga niż ludzi (por. Dz 5, 29), rodziny, różnych społecznych organizacji i Narodów, bowiem im wszystkim przysługuje własny zakres autonomii i suwerenności" (CA 45).
Naród Polski nigdy nie był narodem okupantów, najeźdźców, prześladowców, ludobójców. Jeżeli niektóre jednostki nie dosięgały wyżyn narodowego etosu, to jest ich sprawa i za to sami przed Bogiem odpowiedzą. Nie można jednak win pewnych jednostek przerzucać na cały naród w duchu odpowiedzialności zbiorowej. Takie bowiem traktowanie problemu winy zaprzecza zasadzie osobowej autonomii i suwerenności. Właśnie wtłaczanie poszczególnych jednostek, grup społecznych i całego wreszcie narodu w schemat odpowiedzialności zbiorowej, na przykład w duchu rewolucyjnej czy mitologicznej interpretacji dziejów, jest przejawem ideologii fundującej wszelkie formy totalitaryzmu, przed którymi przestrzega Ojciec Święty. W takim systemie myślowym osoba jako taka nie istnieje, natomiast "jednostka" jest tylko atomem, biernym i anonimowym elementem struktury społecznej czy polityczno-ekonomicznej, i jest dowolnie manipulowana z punktu widzenia interesów jakiejś grupy przywódczej. Doświadczyliśmy już praktycznych skutków takiej nieludzkiej filozofii i nie mamy zamiaru poddawać się nowej formie duchowego zniewolenia pod terrorem pseudoproroków holokaustu.

Przeprosić Polaków

W tym miejscu chcemy zaapelować do polityków, którzy czują się upoważnieni do zabierania głosu w sprawach publicznych, niech najpierw wezmą w obronę Naród i jego fundamentalne prawa: prawo do tożsamości, do suwerenności, do rozwoju, do bezpieczeństwa. Jeżeli czują w swoim sumieniu jakiś nieodparty nakaz do przepraszania i wolę pokuty, to niech najpierw przeproszą Naród Polski za to, że od wielu lat, pod pozorem koniecznych "restrukturyzacji" i "reorganizacji" okłamują go i okradają, sprzedają jego majątek narodowy, czerpiąc zyski do własnej kieszeni. Niech upadną na kolana i przeproszą lud polski za zniszczenie wsi i jej kultury, za totalną demoralizację życia społecznego, za deprawację dzieci i młodzieży, za tolerowanie wszelakich nadużyć, malwersacji, korupcji, wyzysku, za bezdomność rodzin.
Niech przeproszą za bezkarność zbrodniarzy komunistycznych, za wciąż nie wyrównane krzywdy wobec Armii Krajowej i wszystkich, którzy z poświęceniem życia walczyli o Polskę godną swego imienia, za systematyczną dyskryminację rodzin wielodzietnych, za wyrzucanie na bruk sierot i wdów, za dyskryminację Radia Maryja, jedynego polskiego i katolickiego radia, łączącego wszystkich autentycznych Polaków, za popieranie i protegowanie pornograficznych i poniżających człowieka piśmideł i widowisk, za nędzę milionów bezrobotnych lub takich, którym nie wystarcza na opał i światło.
Czy ci panowie, którym tak bardzo zależy na nieustannym przepraszaniu Żydów, przeprosili nas za zbrodnie komunistycznego aparatu ucisku i prześladowań, za miliony pomordowanych w imię "prawa" czy też w imię nieograniczonego liberalizmu (dzieci, którym nie pozwolono się urodzić), za rozbite małżeństwa, za poniżenie kobiety i jej godności macierzyńskiej, za sieroctwo dzieci oddanych do państwowych "przechowalni ludzkiego inwentarza", za panoszenie się subkultur młodzieżowych o zabarwieniu satanistycznym i to pod protektoratem najwyższych władz? Wiele by jeszcze można wyliczać.

Co wybierzemy?

Polska ma obecnie do wyboru dwie drogi: "dać się zwariować" według życzeń żydowskich, popieranych usilnie przez obóz Kwaśniewskiego lub przyjąć jako podstawę kształtowania swej państwowości "Ewangelię jako drogę życia i jako podstawę moralnego postępowania indywidualnego i zbiorowego" (Oss. Rom. P.,1, 2001, s. 46). W tym samym przemówieniu z 16 października 2000 r. Ojciec Święty mówił jeszcze: "Zadaniem władz państwowych jest czuwanie nad tym, aby struktury i instytucje europejskie służyły zawsze człowiekowi, którego nie wolno nigdy traktować jako towaru do kupienia lub sprzedania ani jako przedmiotu wyzysku czy manipulacji" (tamże). "Władze publiczne" - powiedział Jan Paweł II w innym przemówieniu - "których powołaniem jest myślenie w kategoriach uniwersalnych, [powinny] zaakceptować religijny wymiar życia obywateli wraz z nieodłącznym aspektem wspólnotowym", [ponieważ] "człowiek tam, gdzie przestaje szukać oparcia w wartości wobec siebie transcendentnej, ponosi ryzyko, że stanie się ofiarą nieograniczonej samowoli władzy i pseudoabsolutów, które go niszczą" (Oss. Rom. p, 3, 1999, s. 15).
Nie tylko poszczególnego człowieka nie można traktować jako towaru, ale tym bardziej całego Narodu nie można tak traktować, usiłując go sprzedać (sprzedając jego honor i jego duchową tożsamość) za jakąkolwiek - obojętnie zachodnią czy wschodnią - walutę. Mamy prawo być sobą i domagamy się, by nas szanowano jako Naród, by nas publicznie nikt nie opluwał, zwłaszcza ci, którzy wspięli się na piedestał władzy. Niech wiedzą, że mają nad sobą Pana, który ich będzie sądził.
ks. Jerzy Bajda

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1