Prowincjonalna zbrodnia
Grzegorz Świderski, BEZ UPRZEDZEŃ 20.03.2001

 

Ostatnio na całym świecie bardzo popularna stała się mała mieścina leżąca we wschodniej Polsce o nazwie Jedwabne. W sennym tym miasteczku grupa lokalnych mieszkańców przy niewyjaśnionym współudziale, czy kierownictwie, okupanta niemieckiego w czasie drugiej wojny światowej dokonała mordu na swoich sąsiadach. Działo się to w czasie przetaczania się frontu wojny przez te ziemie, które najpierw okupował Związek Radziecki, a potem III Rzesza.

Z nieznanych przyczyn wszelkie światowe autorytety moralne, historyczne, polityczne czy naukowe uważają, że za tą zbrodnie odpowiedzialni są wszyscy Polacy. Ale jeśli przyjąć, że zabobon o odpowiedzialności zbiorowej jest słuszny to dużo bardziej sensowna jest następująca interpretacja:

***

"Ci zbrodniarze to byli przede wszystkim prymitywni i zwyrodniali drobnomieszczanie, chłopi i prowincjusze. Jeśli zgodzić się z zasadą odpowiedzialności zbiorowej, to mieszkańcy wielkich miast nie powinni ponosić za to odpowiedzialności. Za tą chłopską zbrodnię powinien przeprosić PSL, "Samoobrona" i partie ludowe we wszystkich państwach świata.

Taka zbrodnia była możliwa tylko na prowincji, bo chłopi i drobnomieszczanie są prymitywni, głupi, są rasistami, antysemitami, kierują się uprzedzeniami, nietolerancją, nienawiścią, są mściwi i zabobonni - w żadnej metropolii, stolicy czy wielkim mieście nie byłby możliwy taki typ zbrodni. Bezsensowne zemsty czy zbiorowe lincze spotyka się głównie na wsi czy w małych miasteczkach. Przedstawiciele tych środowisk i ich elektorat nigdy nie odpokutują za tą chłopską zbrodnię w Jedwabnem - ale próbować powinni.

Prowincjonalne środowiska w USA, Kanadzie, Australii, Izraelu i w innych państwach świata powinny ponieść finansową odpowiedzialność za swoje drobnomieszczańskie zbrodnie i powinny wypłacić odszkodowania spadkobiercom ofiar, a wszyscy mieszkańcy małych miasteczek na całym świecie powinni przeprosić za swoje zbrodnie i powinno się ich przymusowo uczyć tolerancji i przymusowo wysyłać na edukację do dużych miast."

***

Taka interpretacja odpowiedzialności zbiorowej jest dużo bardziej sensowna niż interpretacja nacjonalistyczna. Mentalność drobnomieszczańska jest w człowieku dużo silniej zakorzeniona i jest dużo bardziej powszechna niż jakakolwiek mentalność narodowa. A jeśli winę za zbrodnię w Jedwabnym ponoszą ludzie ciemni i prymitywni, to dlaczego konkretny reprezentant ciemnoty ma za to przepraszać, a inni przedstawiciele ciemnoty w innych państwach nie muszą za to przepraszać?

Mentalność każdego człowieka kształtowana jest przez wiele czynników: element narodowy, rasowy, płciowy, plemienny, sportowy, kulturowy, związany z wykształceniem, wychowaniem, pochodzeniem itp... Który czynnik jest dominujący i dlaczego każdy reprezentant danej mentalności ponosi winę za zbrodnie popełnione przez innego reprezentanta tej samej mentalności? Czy odpowiedzialność zbiorowa dotyczy tylko narodowości, a innych elementów mentalności już nie?

W jakikolwiek sposób nie określilibyśmy jakiejś grupy ludzi, to zawsze w tej grupie znajdziemy jakichś zbrodniarzy. Absolwenci wszystkich uniwersytetów powinni czuć się odpowiedzialnymi za zbrodnie Pol Pota, a wszyscy ludzie z tytułami doktorskimi powinni odpowiadać za zbrodnie dr Goebbelsa i dr Mengele. A w ogóle najbardziej za wszelkie zbrodnie powinni przepraszać mężczyźni, bo mężczyźni są dużo częściej mordercami i gwałcicielami niż kobiety, co wynika z wrodzonej mężczyznom agresywności.

To wszystko są logiczne konsekwencje przyjęcia zabobonu o odpowiedzialności zbiorowej. Zastanówmy się co to znaczy, że jakaś zbrodnia jest wspólną sprawą jakiejś szerszej grupy niż zbrodniarze? To znaczy, że część ich winy i odpowiedzialności spływa na innych?, na kogo i dlaczego?, z jakich zasad moralnych wywodzi się zasadę odpowiedzialności zbiorowej?, na jakiej zasadzie wina zbrodniarzy z Jedwabnego spływa na wszystkich Polaków?

Australijczyków wini się za wymordowanie Aborygenów, a Amerykanów za mordy na Indianach. W ogóle za te wszystkie zbrodnie czyni się odpowiedzialną białą rasę. Ale co sprawia, że winę za jakieś zbrodnie ponosi cały naród albo rasa: narodowość czy rasa ofiar?, motywacje morderców?, ich deklaracje czy też hasła przy pomocy, których udało się zebrać grupę morderców?, a może ilość morderców, albo ilość ofiar decyduje o tym, że odpowiedzialność za zbrodnie spada na tych, którzy w niej nie uczestniczyli?

Czy jak ktoś o specyficznym sposobie bycia popełni zbrodnię, to wszyscy inni, którzy maja podobny sposób bycia powinni za to przepraszać? Czy Żydzi jako przedstawiciele białej rasy są odpowiedzialni za zbrodnie na Aborygenach, Indianach czy Murzynach? A jak Polak brunet zabije Polaka blondyna, to przepraszać powinni bruneci, Polacy, czy Polacy, którzy są jednocześnie brunetami?

Czy ktokolwiek potrafiłby mi wyjaśnić, których zbrodni dotyczy odpowiedzialność zbiorowa i dlaczego?, i na kogo spływa wina za zbrodnie? Tylko proszę o ogólną definicję, tak bym mógł ją zastosować we wszystkich przypadkach zbrodnii. Ostatnio był w Warszawie napad na bank i zostały zamordowane trzy kasjerki. Kto jeszcze oprócz sprawców odpowiada za tą zbrodnie? Czyje jeszcze sumienie to obciąża i kto za to powinien przepraszać rodziny ofiar? A gdyby ci zbrodniarze dokonali tej zbrodni z nienawiści do kobiet, a nie tylko z żądzy zysku, to cząstka ich winy spłynęłaby na wszystkich mężczyzn?

Nasze elity polityczne w większości są zdecydowanie przeciwne nacjonalistom i ich ideologii narodowej. Ale jak nacjonaliści z innych państw żądają od władz Polski przyjęcia narodowej odpowiedzialności zbiorowej, to nawet nikt się nie zająknie, że za takimi żądaniami stoją poglądy, które są prymitywnym, plemienno-narodowo-rasowym zabobonem. Większość ten zabobon akceptuje - i to nie są ciemne masy, ale światłe elity. A z drugiej strony te same władze i elity przyjmują pieniądze z Unii Europejskiej na walkę z nacjonalistycznym zabobonem wewnątrz Polski objawiającym się rysunkami na murach.

Czy ktoś potrafiłby mi wyjaśnić skąd w cywilizowanym świecie, wśród elit politycznych i intelektualnych, wśród naukowców, historyków, poetów, pisarzy itd... bierze się akceptacja prymitywnego, pierwotnego, barbarzyńskiego, plemienno-narodowo-rasowego zabobonu o odpowiedzialności zbiorowej?

Jeśli Polacy są winni zbrodnii w Jedwabnem, to na tej samej zasadzie Żydzi są winni śmierci Chrystusa. To wynika z tego samego zabobonu. Jak można akceptować ten prymitywny zabobon wiedząc ile nieszczęść i zbrodni dokonał w XX wieku?

Ja jeszcze mogę zrozumieć, że odpowiedzialność za zbrodnie rozpływa się w stożku czasoprzestrzennym - wierzchołek jest w miejscu i w momencie zbrodni, a odpowiedzialność spływa na ludzi żyjących przed tym faktem i im dawniej żyjących tym mniej spływa oraz spływa na ludzi tam przebywających i im dalej przebywających tym mniej spływa. Taki zabobon ma jakiś tam sens. Mogę zrozumieć, że można cześć winy za zbrodnie dziecka przypisać rodzicom, bo go źle wychowali i ta wina może spłynąć na wszystkich przodków - ten zabobon też można próbować jakoś uzasadniać. Ale przepływanie winy za zbrodnie w przód czasu nie tylko jest zabobonem, ale jest zabobonem przeczącym zasadzie przyczynowo-skutkowej, która definiuje przepływ czasu. Dlaczego poważni ludzie akceptują taki przeczący podstawowym prawom przyrody zabobon?

Jeszcze można rozumieć, że przy pomocy takiego zabobonu można manipulować ciemnym ludem, ale dlaczego się to udaje w stosunku do naukowców, którzy muszą rozumieć co to jest czas, wina, odpowiedzialność i tym podobne pojęcia?

Niektórzy mówią, że jeśli każdy Polak identyfikuje się z np. Chopinem, Kopernikiem, Sienkiewiczem czy Małyszem to powinien również przyjąć na siebie spuściznę po zbrodniarzach narodowości polskiej. Ale dlaczego nie wolno się identyfikować z każdym kto czyni coś wartościowego i dobrego oraz jednocześnie odcinać się od każdego kto czyni zło? Dlaczego muszę równolegle z wzięciem sobie za dobry wzorzec kogoś wartościowego wziąć sobie za wzorzec jakiegoś bandytę, tylko dlatego, że te pozytywne i negatywne postaci mają jakieś wspólne cechy czy wspólne pochodzenie? Dlaczego nie mogę być dumny z pozytywnych reprezentantów mojego narodu, mojej płci, mojej rasy, podobnych mi wykształceniem, wychowaniem czy mentalnością i jednocześnie nie mogę pogardzać zbrodniarzami wywodzącymi się z tych samych grup?

Ja jestem dumny z tych, którzy są do mnie podobni i czynią dobro oraz pogardzam tymi, którzy są do mnie podobni, a czynią zło. Im bardziej są do mnie podobni i im więcej czynią dobra, tym jestem bardziej dumny z tego, że jestem do nich podobny, a im bardziej są do mnie podobni i im więcej czynią zła, tym bardziej nimi pogardzam. Dlaczego duma z kogoś pozytywnego, kto jest do mnie podobny, musi iść w parze z przyjęciem odpowiedzialności za zbrodnie kogoś negatywnego, kto też jest do mnie podobny?

Dlaczego muszę przyjmować spuściznę po przodkach jako całość w nierozerwalnym pakiecie? Dlaczego miałoby być zabronione identyfikowanie się z wartościową spuścizną i czerpanie z niej wzorców i jednoczesne odrzucenie spuścizny bezwartościowej? Dlaczego muszę się identyfikować z przykrą spuścizną pozostawioną mi przez ludzi, którzy mieli jakieś cechy wspólne ze mną, albo byli moimi przodkami, jeśli ja tą konkretną, złą spuścizną pogardzam?

Ja uważam, że rzeczy wielkie i dobre należy brać za wzór i je naśladować, a rzeczy podle trzeba odrzucić i nimi pogardzać. Ale dlaczego z tego powodu należy brać odpowiedzialność za te rzeczy podle? Odpowiedzialni za te rzeczy są ci, którzy ich dokonywali (i za te dobre i za te złe) - my, którzy żyjemy po nich możemy ich traktować jako pozytywne albo negatywne wzorce, ale nie możemy odpowiadać za ich czyny i nie możemy za to przepraszać.

Przeproszenie za zło, którego się dokonało jest elementem pokuty - pokuty tej może dokonać tylko winowajca. Pokuta dokonana przez kogoś kto jest w jakimś stopniu podobny do winowajcy nie ma żadnego znaczenia moralnego - ani dla winowajcy, ani dla pokutnika. Nie można odpokutować cudzych win.

W jakim stopniu zbrodnia w Jedwabnem obciąża Polskę jako państwo, albo Polskę jako wspólnotę narodową? Czy na tej zasadzie, że samoświadomość narodowa opiera się o całość historii narodu? Ale w takim razie dlaczego samoświadomość narodowa ma być budowana na wzorcach negatywnych, a nie na pozytywnych? Dlaczego nie można wzorców negatywnych odrzucać (co nie znaczy zapominać o nich) i nimi pogardzać i jednocześnie wzorce pozytywne przyjmować i być z nich dumnym?

Czy studiowanie kronik kryminalnych opisujące różne zwyrodniale zbrodnie dokonane przez ludzi danej narodowości czyni ten naród lepszym? Czy pokazywanie ludziom ciemnym i prymitywnym tego, że zbiorowy lincz w czasach chaosu wywołanego działaniami wojennymi może spowodować, że bezpośredni zbrodniarze albo ich prowodyrzy wyjdą z tego bezkarnie, a winę za to poniosą ich potomkowie, uczyni tych ludzi lepszym? Ludzie prymitywni, których jest większość wyciągną z tego prosty wniosek: "ja mogę mordować i czynić zło, a za moje winy przeproszą, zadośćuczynią im i za nie odpokutują moi potomkowie".

Czy po nagłośnieniu zbrodni w Jedwabnem ubyło coś z moralności Polakom współcześnie żyjącym? Ja jestem Polakiem i mi z tego powodu niczego nie ubyło - nadal mam te same grzechy, z których się nie wyspowiadałem i nadal grzechy, które odpokutowałem są mi najprawdopodobniej zapomniane. Żadnych nowych grzechów w związku z nagłośnieniem zbrodni w Jedwabnem nie nabyłem i za tę zbrodnię przepraszać nie muszę i nie życzę sobie by w moim imieniu ktokolwiek za to przepraszał, bo ja z tym nie miałem nic wspólnego. Za zbrodnie w Jedwabnem mogą pokutować ci, którzy jej dokonali, a przeprosiny powinny być tylko drobnym elementem tej pokuty, a wszyscy inni, którzy za to przepraszają ulegają prymitywnym i barbarzyńskim zabobonom odpowiedzialności zbiorowej. (podkr. moje - WK.) Uleganie takim zabobonom jest niegodne człowieka cywilizowanego.

Ale ktoś mógłby zapytać czy w takim razie odszkodowania wojenne, które muszą dzisiaj płacić Niemcy nie są czasem elementem zabobonnej odpowiedzialności zbiorowej. Tak nie jest. Odszkodowania płacą nie Niemcy, ale państwo niemieckie i prywatne firmy - czyli organizacje zachowujące ciągłość prawną. Takie odszkodowania są jak najbardziej słuszne i sprawiedliwe i odpowiedzialność zbiorowa tego nie dotyczy.

Można zrobić takie porównanie: powstaje firma, firma wypracowuje majątek i korzystając z tego majątku właściciele i pracownicy firmy dokonują zbrodni. Zbrodnia ta musi być oczywiście ukarana. Kara powinna składać się z co najmniej dwóch elementów: niematerialnej szykany dla konkretnych sprawców zbrodni - np. kara śmierci, więzienie czy chłosta oraz zadośćuczynienie materialne dla ofiar i ich spadkobierców. Zadośćuczynienie należy ściągnąć z majątku firmy i z prywatnego majątku każdego zbrodniarza. W ten sposób powstaje materialny dług. Spadkobierca, który dziedziczy majątek musi przejąć na siebie dług. Może oczywiście odmówić przyjęcia spadku i wtedy nie ponosi żadnej materialnej odpowiedzialności, ale jak spadek przyjmie, to musi spłacać długi jakimi ten spadek jest obciążony. Nie ma tu więc żadnej moralnej odpowiedzialności zbiorowej, ale zwykle materialne dziedziczenie. Majątek można dziedziczyć i jest to ważny element naszej cywilizacji. Słuszną zasadą jest to, że majątek dziedziczy się z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ale win moralnych dziedziczyć się nie da i takie dziedziczenie moralne jest prymitywnym, barbarzyńskim zabobonem.

RFN odziedziczył majątek po III Rzeszy i ten majątek jest obciążony długiem związanym z koniecznością zadośćuczynienia za zbrodnie. Tak samo każda prywatna firma w III Rzeszy uczestnicząc w zbrodni nazistowskiej obciążyła swój majątek długiem. Ten dług podlega dziedziczeniu. Spadkobierca ma obowiązek spłacenia tego długu, albo może odmówić przyjęcia spadku w całości. Ale niezależnie od tego czy spadkobierca przyjmie spadek, czy nie, to nie odpowiada za zbrodnie swojego przodka i nie może za nie przepraszać. Przyjmując spadek materialny nie przyjmuje spadku moralnego, bo moralność nie podlega dziedziczeniu.

Grzegorz Świderski

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1