Z cyklu "Minął tydzień" z "Tygodnika Katolickiego - Niedziela"
Teraz musimy
mroźnych dni zwlekanie przetrwać w
oporu zimującej korze, broniąc się
ciągle, nieczuli na wianie głębokich
wiatrów, otwartych w przestworze. Mocna
jest noc, odległe jej stąpanie, cicha
namowa tlącej lampy; może dasz się
pocieszyć: mróz, grudy, zdrętwienie zwiastują już jutrzejsze miękkie tchnienie.
(R. M. Rilke, Zimowe
stance)
Ekologii ciąg dalszy...
Proponując refleksję o ekologii,
myślałem o potrzebie zwrócenia uwagi na palącą konieczność zatroskania o
środowisko jako pole ludzkiej doczesności i zadanie na wieczność. Nie
ulega wszak żadnej wątpliwości - dla ludzi wierzących - że nasz stosunek
do ziemi, tego miejsca ludzkiej realizacji i dojrzewania do wieczności,
jest ważnym składnikiem spotkania z Panem dziejów u końca naszego życia.
Stosunek do środowiska naturalnego uwarunkowany jest uczciwym pojmowaniem
naszej duchowości i troski o nią. Uroczystość Bożego Ciała jest
zawsze, i taka niewątpliwie dla wierzących była tego roku, spektakularną
katechezą, mówiącą o naturalnym zjawisku przenikania się w życiu dwóch
rzeczywistości, Bożej i ludzkiej - sacrum i profanum. Codzienność
pochłania większość czasu. Dobrze wykorzystana, jest spełnieniem
biblijnego nakazu czynienia sobie ziemi poddaną. Niedzielna Eucharystia,
codzienna modlitwa to blaski sacrum, które przypominają nam o potrzebie
troski czynienia ziemi życzliwszą dla osiągnięcia celu, jakim jest
zbawienie wieczne. Eucharystyczna procesja Bożego Ciała, zgodnie z treścią
śpiewanej pieśni, jest czasem, kiedy Jezus "zagrody nasze widzieć
przychodzi" . Ta "wizytacja" podyktowana jest troską Jezusa także o naszą
doczesną dostatniość. Wszak chce wiedzieć, "jak się Jego dzieciom powodzi"
. Mądrość Tradycji i doświadczenia pokoleń syntetyzuje się w słowach tej
starodawnej pieśni. Pochyleni w kornej adoracji, nasi praojcowie wyrażali
w ten sposób, bezsłownie, swoje dziękczynienie za dar doczesnej
dostatniości, ale, jakże często, zapraszali Jezusa - jak bohater dramatu
Zofii Kossak-Szczuckiej - do swoich sadyb, przepełnionych biedą i
niedostatkiem. Głęboka wiara kazała im wierzyć, że Jezus wyjdzie naprzeciw
ich biedzie, usłyszy prośby. Odświętnie ubrane domy, świąteczny, choć
czasem ubogi strój, były zewnętrznymi znakami gotowości przyjęcia w
gościnę Tego, który domostwa ludzkie nawiedzić pragnie. Z tego duchowego
uniesienia rodziła się postawa szacunku wobec daru Bożego, jakim był
chleb. Zdegustowany pogardą tego daru w stolicy ówczesnej kulturalnej
Europy - Paryżu, pisał nostalgicznie Norwid: Do kraju tego, gdzie kruszynę
chleba/ Podnoszą z ziemi przez uszanowanie/ Dla darów Nieba.../ Tęskno mi,
Panie... Kiedy dziś przemierzamy ulice miast i wiosek, przypomina się ten
wiersz. Boli pogarda dla Gościa, któremu nie chce się oddać nawet odrobiny
czasu. Często otwarte sklepy, szeregi gapiów, dziwnie obco czujących się w
klimacie sacrum, każą zastanowić się nad etosem współczesnego realizowania
Ewangelii. Jak wspomniałem, procesja Bożego Ciała jest plastyczną
katechezą, ukazującą potrzebę przeniknięcia codziennego profanum darem
sacrum. Nie jest to rzecz nowa. Doświadczenie pokoleń, bogactwo tradycji
przekazało nam to w sposób bardzo jasny i oczywisty. Któż z nas nie
wychował się w klimacie szacunku dla chleba. Ujawniał się on w znaku
krzyża czynionym na nowo rozpoczynanym bochenku. Sacrum wyrażało się w
geście całowania okruchu chleba, który przez nieuwagę upadł na ziemię.
Nikt nam, jako dzieciom, nie tłumaczył tego znaku. Chłonęliśmy go
bezwiednie i wpisywaliśmy w nasz kulturowy kod genetyczny jako rzecz
ważną, świętą. Dziś warto wrócić do tej myśli, do tego bogactwa Tradycji.
Widok dzieci, młodzieży rzucającej w siebie chlebem nie może być tylko
powodem do narzekania. To sygnał do refleksji - czy w naszym domu chleb
znaczy się krzyżem, czy dba się o upadające kruszyny chleba? Dzieci są
wrażliwe. Nie pytają, patrzą i wpajają w swoje jestestwo świadectwo
rodziców. Szacunku do człowieka uczy się przez poszanowanie jego pracy,
jego darów. Chleb jest darem Boga i owocem ludzkiej pracy. Cząstkę tego
chleba Pan przemienia w swoje Ciało. Obraz naszych miast i wsi w dniu
Bożego Ciała każe zwrócić uwagę na zaniedbania, na porzucenie Tradycji.
Nie można niczym wytłumaczyć widoku otwartych w dzień świąteczny sklepów i
znudzonych gapiów. Jest oznaką arogancji religijnej ta chęć świątecznego
zysku. Bo czy godziwy jest zarobek na piwie, czy nawet mocniejszym
alkoholu, czerpany od mężczyzn, którzy nawet w dzień świąteczny zamiast
iść do domu, by cieszyć się darem Eucharystii, profanują radość rodzinnego
spotkania przy stole obdarowania doczesnym chlebem... Ojciec Święty w
swoim liście apostolskim Novo millennio ineunte pisząc o Eucharystii
zauważa: "Chciałbym (...) raz jeszcze przypomnieć, podobnie jak to
uczyniłem w liście apostolskim Dies Domini, że udział w Eucharystii
powinien naprawdę być dla każdego ochrzczonego sercem niedzieli. Jest to
powinność, której nie można pominąć, a przeżywać ją należy nie tylko jako
wypełnienie przepisanego obowiązku, ale jako niezbędny element prawdziwie
świadomego i spójnego życia chrześcijańskiego" (36). W dalszej części
wspomnianego listu Jan Paweł II zauważa, że owo świadome i spójne z
doczesnością świadectwo dnia wyjętego z codziennego porządku pracy i
zabiegania będzie dla świata, który dąży do pluralizmu filozofii i modeli
życia, ważnym znakiem chrześcijańskiej tożsamości. Uszanowanie dla tej
formy obecności Jezusa, jakim jest procesja Bożego Ciała, jest
najprostszym weryfikatorem akceptacji prawd ewangelicznych.
Najcenniejszy prezent
Z radością trzeba zauważyć, że w
polskim Kościele rozwija się praktyka częstej Komunii św. Oprócz wielkiej
liczby przystępujących do Komunii w dniach świąt Bożego Narodzenia i
Wielkanocy obserwuje się ciągle rosnącą praktykę "pierwszych piątków"
miesiąca. W Polsce wierni korzystają z sakramentu pokuty i ofiarują
najcenniejszy dar - Eucharystię także swoim zmarłym w dniu Wszystkich
Świętych, a także przy rocznicach śmierci czy szczególnych wydarzeń. Jest
to niewątpliwie owoc duszpasterskich wysiłków, przybliżający ludziom
prawdę o znaczeniu Komunii św. i związanych z nią odpustów tak ważnych dla
zmarłych. Wiem, że podobne "zabiegi" duszpasterskie czynione są w
odniesieniu do innych wydarzeń ludzkiego życia, jak Pierwsza Komunia św.
dzieci, bierzmowanie czy uroczystość sakramentu małżeństwa. Na ten
ostatni moment chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Dzień ślubu to początek
drogi, budowanie Kościoła domowego. Jak powiedział jeden z ostatnich
Habsburgów w dniu swego ślubu, rozpoczyna się czas wspólnej drogi do
nieba. Dwoje młodych ludzi staje się odpowiedzialnymi za wspólne zbawienie
i umożliwienie tego zbawienia swoim dzieciom. Nasze uroczystości religijne
narażone są dzisiaj na pokusę zewnętrzności - kamery, flesze, troska o
niezwykłość w zadowoleniu gości przysłania istotną treść sakramentalnego
wydarzenia. To wszystko jest pewnie potrzebne i naturalne. Smutny jest
jednak obraz, kiedy do stołu uczty eucharystycznej przystępują tylko
nieliczni. Gdyby ta sama liczba zaproszonych gości zasiadła do stołu
weselnej radości, byłby to powód do wielkiego smutku dla nowożeńców.
Uczyńmy zatem wysiłek, by obok potrzebnych i pomagających w rozpoczęciu
nowego życia darów doczesnych nie brakło dla młodych daru największego,
jaki mogą dać wierzący - daru Komunii św. Niewykluczone, że ten właśnie
"prezent" okaże się siłą w chwilach kryzysów, niepokojów.
Nie niszczmy wspólnoty
Czytamy w Dziejach Apostolskich,
że pierwsza wspólnota znajdowała moc w swoim rozwoju jakby w czterech
źródłach: "Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba
i w modlitwach" (Dz 2, 42). Eucharystia prowadzi nieomylnie do
wspólnoty. Staje się jej elementem konstytutywnym i jednocześnie, jako
owoc, daje poczucie więzi i radości płynącej ze świadomości, że wielu w
tym samym momencie wspiera nas w drodze do Ojca. Ostatnie wydarzenia
ukazują, jak bardzo potrzebna jest Polsce wspólnota. Międzywojenne
poczucie więzi narodowej pozwoliło w krótkim czasie odbudować zniszczoną
po latach niewoli Ojczyznę. Powojenne zniszczenia wielkiej hekatomby
dziejów mobilizowały naród, mimo okowów obcej ideologii, do wspólnotowego
wysiłku odbudowy Ojczyzny. Dzisiejsza rzeczywistość ukazuje, jak trudne
jest znalezienie duchowej wspólnoty. Fasadowość religijna doprowadziła do
sytuacji wspólnotowej dezorientacji. Drugi człowiek, traktowany jako
element demagogicznej przydatności, stał się dziś ofiarą politycznych, nie
patriotycznych zmagań. Oto Gazeta Wyborcza przez wiele tygodni naruszała
prawo Polaków do prawdy i godności. Powtarzała, wbrew okolicznościom i
faktom, wyimaginowane liczby ofiar strasznego barbarzyństwa, zacierała też
fakt zniewolenia Polaków przez terror okupanta i obecność uzbrojonych
hitlerowców, strzelających do biednych, wystraszonych ofiar. W zbiorowej
mogile znaleziono ponad 80 łusek po pociskach. A jak sprawdzić, czy
niektóre z nich nie dosięgły także Polaków? W ostatnich dniach kolejni
Polacy zostali odznaczeni medalami za ratowanie Żydów. Przy tej okazji
ambasador Izraela, który wraz z rodzicami uratowany został przez Polaków,
dał wyraz swojej wdzięczności. Ekshumacja w Jedwabnem przyznała rację
profesorom Strzemboszowi i Nowakowi. Redakcja Gazety podjęła zatem
działania próbujące oszukać czytelnika. Teraz teksty panów redaktorów
przypominają nieco zachowanie piromana, który podpalił dom, a potem jako
pierwszy woła o pomoc i udaje wielce zaangażowanego w akcję gaszenia
pożaru. (podkr. moje - WK.) Gazeta Wyborcza znalazła ostatnio nowy temat - molestowanie
dzieci. O co w tym wszystkim chodzi? Czy tylko o słuszną obronę dziecka,
czy także o to, aby poderwać zaufanie do Kościoła, instytucji
dydaktyczno-wychowawczych, niszczyć autorytety, odgrodzić nauczycieli,
księży od dzieci i od ludzi? O wspólników fałszywej propagandy nietrudno.
Tak się składa, że znam tego księdza, którego przez kilka dni
systematycznie atakowano na łamach GW. Uczciwy i popularny katecheta,
pobożny i niezwykle gorliwy proboszcz, od 33 lat pracuje w tej samej
parafii, ciesząc się wielkim szacunkiem u ludzi. Bez udowodnienia przez
sąd zostaje jednak szkalowany przez "światłych" redaktorów
antyklerykalnego pisma. W parafii mu nie zaszkodzą, ale wiadomość "poszła"
w świat. Czytelnicy w różnych miejscach pomyślą - jacy to też są ci polscy
księża. I o to najprawdopodobniej chodziło pomysłodawcom "akcji". Czekamy,
kto będzie następnym oskarżonym! Naród, który niszczy autorytety,
niszczy sam siebie, traci poczucie wspólnoty i staje się igraszką na
arenie świata. Spektakularnym tego przykładem jest wprost groteskowa
sprawa kradzieży fresków Schulza. Sarkastyczne tłumaczenia przedstawiciela
ambasady izraelskiej jeszcze raz potwierdziły, że prawo do prawdy
posiadają w Polsce wszyscy, oprócz Polaków.
Pan Jezus czeka
Ludzie żyjący Eucharystią
doskonale zdają sobie sprawę, jak żmudny jest wysiłek unikania grzechu.
Raz po raz dotykają prochu ziemi w kolejnych upadkach i doświadczają
miłosierdzia w sakramencie pojednania. To uczy pokory i w sposób naturalny
kieruje człowieka ku drugiemu, który podobnie jak on doznaje skutków
poranienia grzechem pierworodnym. Nasze słabości i upadki rodzą pokorę i
solidarność w trudzie z innymi. Czymś naturalnym staje się potrzeba
nawrócenia, procesu, który nie jest tylko odświętną "galą", ale żmudnym
wysiłkiem codzienności. Patrząc na nawiedzane domy, Jezus zda się
nawoływać do potrójnego nawrócenia. Pierwsze jest niewątpliwie
nawrócenie religijne. Przewodnikiem na tej drodze może być dla nas św.
Augustyn. W różnych filozofiach życia szukał spełnienia pragnień
szczęścia. Nadaremnie. Kiedy odkrył Jezusa jako Pana dziejów, napisał w
swoich Wyznaniach: "Jakże gorąco pragnąłem, Boże mój, o jakże ja pragnąłem
odlecieć od rzeczy ziemskich do Ciebie! A nie wiedziałem, co uczyniłeś ze
mną" (III, 4, 7-8). Był jeszcze niepewny przyszłości, żył jeszcze w sposób
nieuporządkowany, ale domyślił się, że w każdym przypadku Bóg jest
wszystkim, jest ponad wszystkim, że Bóg ma prymat. Eucharystia jest
drogą także dla tych, którzy wychodzą na trasę Jezusowych odwiedzin jako
widzowie. W tym ich zaciekawieniu ujawnia się pragnienie serca powierzenia
swojego życia Komuś, kto je - jak pisał poeta - "nie zniszczy, ale
uwydatni". Nie lękajmy się, że zbyt mocno pokładamy ufność w doczesności.
Ten niepokój zanośmy do ołtarza i przyjmując Jezusa, dojrzewajmy do
chwili, kiedy jak Augustyn odkryjemy w Nim naszą Opokę. Patronem
drugiego oblicza nawrócenia jest św. Ignacy Loyola. Jest to naprawianie
drogi życia, nawrócenie moralne. Ignacy wierzył w prawdę o Jezusie, który
jest Panem dziejów. Niestety, jego życie moralne nie potwierdzało tej
wiary. Choroba, konieczność długich dni osamotnienia w cierpieniu -
wprowadziły go na drogę ascetycznego wysiłku. Ufny w moce Eucharystii,
podjął pracę nad sobą, stał się wielkim świętym, założycielem potężnego,
do dziś bardzo żywotnego zakonu (Jezuici - red.). Eucharystia jest
najprostszą drogą do moralnego rozwoju. Każdy kolejny akt posilenia się
Ciałem Jezusa uświadamia nam naszą niegodność. Wprawdzie nigdy nie
osiągniemy tu, na ziemi, takiego stanu, byśmy mogli powiedzieć, że
przyjmujemy Go godnie, jednak uczciwość i poczucie niegodności mobilizują
do coraz większego doskonalenia naszej natury. Wysiłek poszczególnych
ludzi, czyniony w imię przygotowania dla Gościa godnego mieszkania, sumuje
się w moralne uporządkowanie wspólnoty rodzinnej, koleżeńskiej i
narodowej. Wreszcie trzecie oblicze nawrócenia dotyka sfery intelektu.
To, jak się wydaje, pole szczególnie zaniedbane w naszym Kościele. Dewiza
przywoływanego już tu św. Augustyna: "Poznaję, aby lepiej wierzyć, wierzę,
aby lepiej poznawać", czeka ciągle na realizację w naszych katolickich
wspólnotach. Adorując Jezusa w tajemnicy Eucharystii, trudno nie uczynić z
tego rachunku sumienia. W naszych diecezjach ciągle z trudnością sprzedaje
się prasa katolicka. A przecież bez pogłębiania wiary trudno o poprawne
wybory życiowe umotywowane wiarą. Wielu tłumaczy się wysoką ceną. Może to
i prawda. Są jednak periodyki, których cena możliwa jest do uwzględnienia
w budżecie rodzinnym. Sądzę, że najczęściej problem leży w braku
świadomości potrzeby, wprost konieczności pogłębiania wiedzy religijnej.
Indyferentyzm intelektualny powoduje, że ulegamy porywom mody, często
kosztem zatracenia własnej, chrześcijańskiej godności. Obiegowe opinie
zajmują miejsce wiedzy. Kieruję tę refleksję na czas oktawy Bożego
Ciała. Niech na stole naszych serc położone zostaną te trzy dary, jako
nasz prezent dla Tego, który "zagrody nasze widzieć
przychodzi".
Powrot
|