Niewiarygodny świadek Grossa Moro, Nasz Dziennik, Wtorek, 31 lipca 2001r. - nr 177 |
Szmul Wasersztajn, na którego relacji Jan Tomasz Gross
oparł swoją książkę na temat mordu w Jedwabnem, został uznany przez sąd w
trakcie procesu z 1949 roku za świadka niewiarygodnego. Sąd podjął taką
decyzję po tym, jak informacje zawarte w jego relacji skonfrontował z
zeznaniami żydowskich i polskich świadków tamtej zbrodni. Okazuje się
ponadto, że zeznanie Wasersztajna sporządzone na potrzeby procesu różni
się od wersji źródłowej, znajdującej się w Żydowskim Instytucie
Historycznym.
W ubiegłym tygodniu prezes Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres złożył na ręce marszałka Sejmu sprawozdanie z rocznej działalności IPN, w którym zamieszczono obszerny passus dotyczący stanu śledztwa w sprawie Jedwabnego. Z dotychczasowych ustaleń pionu śledczego IPN wynika, że śledztwo wszczęte 5 września 2000 roku rozpoczęto od analizy akt procesu z 1949 roku, w którym oskarżono 21 mieszkańców Jedwabnego narodowości polskiej oraz niemieckiego żandarma. W trakcie procesu 12 osób zostało prawomocnie [sic! - przepraszam, ale mówienie o "prawomocności" wyroku wobec ignorowania przez sąd oświadczeń oskarżonych, że zeznania wymuszono na nich biciem, może mieć tutaj jedynie charakter prawniczy. Taką samą "prawomocnością" legitymują się wyroki wydane przez morderczych sędziow, ktorzy obecnie są ścigani przez prawo - wtr. WK.] skazanych za pomocnictwo w dokonaniu tej zbrodni. Uwzględniono także akta procesu z 1953 roku, w którym o udział w zbrodni oskarżono jeszcze jednego mieszkańca Jedwabnego narodowości polskiej. W aktach sprawy z 1949 r. tych jest dokument nadesłany przez Żydowski Instytut Historyczny - wyciąg z relacji Wasersztajna, na której swą książkę oparł Gross. Różni się on jednak od oryginalnej relacji nawet w takich zasadniczych sprawach, jak liczba wymienionych z nazwiska i imienia Polaków (w relacji jest 14, a w wyciągu z relacji nadesłanym przez ŻIH - 16 osób), którzy mieli brać udział w zbrodni.
W dokumencie ŻIH-u wymieniony jest między innymi Czesław
Laudański (uniewinniony wyrokiem z 1949 r.). Jego syn wytoczył proces
Janowi Tomaszowi Grossowi o zniesławienie pamięci ojca. Według Grossa,
Czesław Laudański miał być jednym z najkrwawszych oprawców podczas zajść
10 lipca 1941 roku. Proces trwał zaledwie 2 dni, od 16 do 17 maja 1949 roku, w jego trakcie nie ustalono faktów. Nawet nie przeprowadzono wizji lokalnej. Dlatego m.in., jak się okazało, przyjęto fałszywą wersję o dwu miejscach mordu. Pierwszym, gdzie zamordowano mężczyzn niosących pomnik Lenina, i drugim - stodole, którą spalono wraz z żydowskimi mieszkańcami miasteczka. Ekshumacja przeprowadzona przez prokuratorów IPN w czerwcu br. w Jedwabnem ustaliła, że zarówno grupę mężczyzn, którym kazano nieść potłuczone popiersie Lenina z rynku, jak i pozostałe ofiary sprawcy zamordowali w stodole, zwłoki zaś wrzucili do dwóch dołów: jednego, wykopanego w stodole, drugiego na zewnątrz, wzdłuż jej dłuższego boku. Zweryfikowała ona także dane dotyczące liczby. Ustalono bowiem, że w zbiorowych mogiłach znajdują się szczątki 150-250 ofiar zbrodni, a nie jak pierwotnie podawano 1.600. Moro |