Niemiecki plan?
W dokumentach odnalezionych w archiwum brak informacji, że Polacy brali udział w masakrze

 

fot. Tomasz Ozdoba

Czy zbrodnia w Jedwabnem była częścią niemieckiego planu eksterminacji Żydów? Takie wnioski można wysnuć z ujawnionych wczoraj przez Archiwa Państwowe zeznań świadków masakry. Nie brak w nich jednak błędów i rozbieżności.

"W miesiącu lipcu 1942 r. Niemcy kazali wszystkim Żydom z Jedwabnego wyjść na rynek, ja wtenczas należałem do partyzantki, byłem w Jedwabnem i widziałem jak był również na rynku z Żydami Lejba Pendziuch. Poprowadzili wszystkich Żydów z rynku wyszeregowanych w czwórki do stodoły i podpalili stodołę. (...) Spaliło się w tej stodole około 700 Żydów" - takie zeznania złożył w 1947 r. 31-letni Dawid M., jeden z 19 świadków, którzy występowali wtedy w sprawach o "uznania za zmarłego". Wszyscy świadkowie zgodnie mówią o odpowiedzialności Niemców za mord w Jedwabnem w lipcu 1941 r.

Pojawiają się jednak i liczne rozbieżności. - W zeznaniach występuje stwierdzenie, że do zbrodni doszło w 1942 r. - zwraca uwagę Leon Kieres, szef IPN. Jeden ze świadków twierdzi nawet, że Żydów spalono w 1945 r. Podobne rozbieżności są co do liczby ofiar. Świadkowie mówią i o 500 ofiarach, i o 1500.

- Nawet naoczny świadek może mieć problemy z liczeniem ofiar, kiedy przeżywa wstrząs - tłumaczyła prof. Daria Nałęcz, dyrektor generalny Archiwów Państwowych. Według niej świadkowie mogli też podawać jedynie liczbę Żydów mieszkających w Jedwabnem. Tymczasem w stodole znaleźli się też Żydzi z Wizny.

Archiwiści przyznają, że brak jakichkolwiek wzmianek o udziale Polaków w zbrodni może budzić zdziwienie. Takie informacje pojawiały się przecież w zeznaniach innych świadków.

- Te dokumenty trzeba podeprzeć solidnymi badaniami archiwalnymi. Wynika z nich jednak, że współsprawstwo Niemców jest bardzo prawdopodobne, o ile nie jest to oś zasadnicza - mówiła prof. Nałęcz.

Według tych dokumentów masakra w Jedwabnem była częścią szerszej niemieckiej akcji eksterminacji Żydów. Nie wszędzie doszło do tak okrutnych egzekucji. W Śniadowie ludność żydowska została wywieziona do lasu i rozstrzelana. - Jeżeli był to zamierzony cykl niemieckich egzekucji, to inaczej należy patrzeć na współudział Polaków. Wyrwanie tej zbrodni z kontekstu może sprowadzić na manowce interpretacyjne - mówiła prof. Nałęcz. Mogły być różne powody ewentualnego udziału Polaków w masakrze - niechęć, próba zarobienia. Nie można też wykluczyć, że zostali do tego przymuszeni.

W innych dokumentach są wzmianki, że Polacy też mogli być ofiarami w Jedwabnem. W spisie Polaków zamordowanych w latach1944-50, który jest w archiwum, trzech ma wpisane: "1941, Jedwabne" jako datę i miejsce śmierci. Nie wiadomo jednak, czy zginęli w tym samym dniu co Żydzi.

- Dokumenty rzucają nowe światło na sprawę mordu i muszą być krytycznie zbadane przez Instytut Pamięci Narodowej. Badaliśmy wiele dokumentów, w porównaniu z którymi znalezione zeznania są mocno nieprecyzyjne - podkreślał sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik.

Prof. Leon Kieres powiedział telewizyjnym "Wiadomościom", że prawdopodobnie do 30 marca zostanie wydane postanowienie o wszczęciu śledztwa w sprawie mordu Żydów w Radziłowie.

Tymczasem Aleksander Kwaśniewski zapowiada spotkanie z liderami ugrupowań politycznych poświęcone tragedii w Jedwabnem. Ma się ono odbyć w ciągu kilkunastu dni. Prezydent chciałby, aby w trakcie spotkania przyjęte zostało stanowisko, które "będzie ważnym u nas w Polsce, jak i dla opinii międzynarodowej". Dziennikarze pytali, czy prezydent będzie przepraszał tylko za Jedwabne, czy za ujawniane inne miejsca tragedii. - Musimy wyrazić skruchę wobec faktów, które miały miejsce - odpowiadał Kwaśniewski. Aneta Gryczka

Próbują wyjaśnić sprawę Jedwabnego

Sądy i prokuratury Polski i Niemiec wielokrotnie zajmowały się mordem w Jedwabnem. Pierwsze śledztwo odbyło się cztery lata po zakończeniu wojny. W następnym w 1953 r. za współudział w mordzie na jedwabieńskich Żydach skazano 12 Polaków. Wszystkim wymierzono kary więzienia, najwyższa wynosiła 15 lat. W 1967 r. wszczęto kolejne śledztwo. Tym razem chodziło o wyjaśnienie udziału Niemców w zbrodni. Sprawę umorzono, gdyż zachodnioniemieckim prokuratorom nie udało się ustalić, kto kierował zbrodnią, ani kto się jej dopuścił.

Podobny wynik przyniosły inne dwa postępowania w sprawie Jedwabnego prowadzone w latach 60. i 70. IPN powraca do dokumentów sprzed lat, by - jak podkreśla szef pionu śledczego Instytutu Witold Kulesza - ustalić, co dotychczas zostało zrobione. Wysłannik Instytutu Pamięci Narodowej Edmund Dmitrów szuka w Niemczech dokumentów dotyczących zbrodni. Po wizycie w regionalnym oddziale Archiwum Federalnego w Ludwigsburgu jedzie do Freiburga i Berlina. W Polsce prokuratorzy IPN przesłuchują kolejnych świadków wydarzeń sprzed 60 lat. Trwają badania na miejscu zbrodni, gdzie znajdują się szczątki ofiar zbrodni.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1