My, świnie
Krystian Brodacki

 

Mnóstwo papieru zadrukował w Gazecie Wyborczej (28.04) Lawrence Weschler, publicysta magazynu The New Yorker, by dowieść, że autor komiksowej książki "Maus", Art Spiegelman to pełen dobrych intencji artysta.

Spiegelman, syn żydowskich emigrantów z Polski, którzy cudem przeżyli Oświęcim i z trudem urządzili się na nowo w USA, dorastał w cieniu holokaustu. Nie mogąc znieść atmosfery domu, opuścił go w wieku 18 lat i wiódł życie flower power. Jednak pewnego dnia wspomnienia powróciły i osaczyły go tak mocno, iż musiał jakoś je odreagować - i wymyślił "Maus" ("Mysz"), komiks o holokauście, w którym ludzi przedstawił pod postaciami zwierząt.

Komiks tak się spodobał, iż wydano go w 20 krajach, zdobył mnóstwo nagród, stał się bestsellerem, również w Niemczech, gdzie ponoć zalecono go jako lekturę szkolną. Do łańcuszka sukcesów brakowało tylko Polski, ale oto po latach - i nad Wisłą "Maus" się teraz ukazuje. Jest tylko jeden szkopuł... Podczas gdy Żydów przedstawił Spiegelman jako myszy, Niemców jako koty, a Amerykanów jako psy, Polakom przyprawił głowy świń! Mogliby się o to obrazić, należało zatem wykazać, że autor, kreując w swym komiksie polskie świnie, niczego złego nie miał na myśli...

A oto wywód Spielgmana: "główną cechą świń jest to, że nie należą one do metaforycznego łańcucha pokarmowego, który dominuje w książce. Koty jedzą myszy - ale nie świnie. Z punktu widzenia myszy, świnie są stosunkowo nieszkodliwe". Dalej: "w amerykańskiej tradycji komiksowej świnie nie wywołują żadnych negatywnych skojarzeń". Wreszcie: "hitlerowcy mówili o Żydach jako o "robactwie", które zamierzają wytępić", a o Polakach jako o świniach. Ale przecież "to nie ja wymyśliłem tę przenośnię (...) ja tylko chciałem ją wypróbować, potraktować serio, pogmatwać i zdekonstruować". O co się więc obrażać? Pan Spiegelman raczej liczyłby na to, że "jakiś Polak obrazi się na mnie, że przedstawiłem Żydów jako myszy".

Panowie Weschler-Spiegelman, czemu swych polskich czytelników traktujecie jak półgłówków? Przecież świnie uchodzą za zwierzęta inteligentne! Czemuż więc mielibyśmy się obrażać o myszy? I w amerykańskiej, i w naszej tradycji są one stworzeniami nie budzącymi wstrętu; termin "robactwo" zarezerwowany jest dla insektów: wszy, pluskiew, pcheł, karaluchów. Myszy wprawdzie zjadły nam króla Popiela, ale to legenda. W piosence dla dzieci wprawdzie "królewnę myszka zjadła" (łańcuch pokarmowy!), ale królewna była z marcepana. A w wierszyku (też dla dzieci) czytamy: "wyszła sobie myszka z norki, miała oczka jak paciorki". Miłe, nieprawdaż?

Koty są mordercami myszy. Tak. Ale zapewniam Panów, że w polskiej (i amerykańskiej) tradycji koty także są stworzeniami sympatycznymi: mają miękkie futerko, mruczą i zarazem budzą respekt, jako zwierzęta niezależne, mądre, chodzące własnymi drogami, nie tak, jak ogłupione wiernością psy. Znają panowie zapewne rysownika Jima Davisa, który bohaterem swego komiksu uczynił kota Garfielda, istotę inteligentną, dowcipną, oglądającą świat z przymrużeniem ślipia. Budzi wielką sympatię! Mówimy do dzieci: "kotku", "koteczku", a do kochanej dziewczyny: "kiciuniu". Wcale się nie dziwię, że "Maus" tak bardzo się Niemcom spodobała!

Fakt, że znalazły się w pana komiksie polnische Schweine też zapewne niejednego Niemca ucieszył, a już z pewnością żadnego nie obraził. Tylko dlaczego kłamie pan, iż w Ameryce świnie nie wywołują negatywnych skojarzeń? Czy słowo pig (świnia, wieprz) wymalowane przez ludzi Mansona na ścianie willi Polańskich też o tym świadczy? Co do Polski, znamy wprawdzie i lubimy Prosiaczka z "Kubusia Puchatka", polubiliśmy też filmową "świnkę z klasą", ale tak naprawdę - słusznie czy nie - skojarzenia związane z tym zwierzęciem są nadal jednoznaczne. W czasie okupacji mieliśmy takie hasło: "Tylko świnie siedzą w kinie!". Podczas PRL-u opowiadaliśmy dowcip o de Gaulle'u, Kennedym i Chruszczowie, jak założyli się, kto z nich dłużej wytrzyma w chlewie w towarzystwie świni; wygrał Chruszczow; siedział tam tak długo, że wreszcie świnia nie wytrzymała i pierwsza wybiegła z chlewu...

Jeżeli powiem, że produkując komiks "Maus", zrobił nam pan świństwo (po niemiecku Schweinerei), czy uzna to pan za komplement? Albo gdy powiem, że się pan ześwinił? Albo jeśli przerobię pana nazwisko na "Pigelman"?

To smutne i wstyd, że znalazł się w Polsce ktoś gotów dla zysku wydać książkę, która wśród milionów ludzi na świecie upowszechnia stereotyp Polaka - świni i Polski - chlewu. Pan Spiegelman trafił w dziesiątkę: lepszego prezentu polakożercom z amerykańskiej diaspory zrobić nie mógł. A jeszcze w dodatku zarobił na holokauście wielkie pieniądze...

KRYSTIAN BRODACKI, Tygodnik Solidarność

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1