IPN wszczął śledztwo w sprawie mordu w Koniuchach
 

Zginęli, bo byli Polakami?

Kongres Polonii Kanadyjskiej wystąpił do Instytutu Pamięci Narodowej o wszczęcie śledztwa w sprawie wymordowania przez żydowski oddział partyzancki podporządkowany Centralnemu Sztabowi Partyzanckiemu w Moskwie mieszkańców wioski Koniuchy na Nowogródczyźnie. Tragedia miała miejsce prawdopodobnie w kwietniu (historycy nie są zgodni co do dokładnej daty wydarzenia) 1944 r. Większość ofiar stanowiły kobiety i dzieci. Wśród ludności polskiej zamieszkałej na tych terenach pamięć o tragedii przetrwała do dziś.

- Moja matka pamięta tę tragedię, także inne starsze kobiety nie zapomniały tego straszliwego mordu - mówi Teresa Mielko z parafii Bieniakonie, do której należą także Koniuchy (obecnie na Białorusi). Ona sama urodziła się już po wojnie. Pamięta także mogiły pomordowanych w Koniuchach na miejscowym cmentarzu. Dziś są one bardzo zaniedbane, "bo wiadomo, rodzin już nie ma". Do tej pory nikt nie interesował się tragedią. Władza sowiecka ze zrozumiałych względów wolała ukryć tę sprawę. Zupełnie inaczej potraktowali mord w Koniuchach jego sprawcy mieszkający po wojnie w USA i Izraelu. Chaim Lazar w książce "Destruction and Resistance", wydanej w Nowym Jorku w 1985 r., pisał: "Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow (Jakub) Prenner. O północy dotarli w okolicę wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite. (...) Sygnał dano tuż przed wschodem słońca. W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. (...) Słychać było huk eksplozji z wielu domów. (...) Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt". Oto jego relacja opublikowana w książce "Memorial to a Jewish Community in Poland", wydanej w Tel Awiwie w 1962 r.: "Jednakże na zdobywanie aprowizacji składało się więcej niż tylko przekonanie niechętnych chłopów. Stoi mi wyjątkowo jasno przed oczyma jedna taka akcja. Oddział w sile kompanii pod dowództwem Szlomo Branda wyruszył o zmroku tego zimowego dnia, aby zaopatrzyć się w aprowizację w "bogatej" wiosce niedaleko miasteczka Ejszyszki. Do celu dotarliśmy około północy. Wystawiliśmy czujki po obu stronach wioski, a ja wraz ze swymi ludźmi wszedłem do pierwszego gospodarstwa. (...) Pracowaliśmy jak w gorączce przez całą noc, zbierając jedzenie i byliśmy gotowi do odwrotu, gdy zaświtał ranek. Szlomo i 20 jego ludzi zostało z tyłu, aby osłaniać nasz odwrót. My odjechaliśmy na saniach. (...) W żadnym wypadku nie był to jakiś wyjątek. (...) Udało nam się wymusić duże ilości broni i amunicji od wiosek, które kolaborowały z Niemcami i były przez nich uzbrojone. Przedsięwzięto karne kroki wobec kolaborantów, a jedna z wiosek, która była notoryczna w swej wrogości do Żydów, została całkowicie spalona".

O przeprowadzenie śledztwa w sprawie mordu w Koniuchach wniósł do IPN Kongres Polonii Kanadyjskiej w liście do IPN z 12 lutego br. Sprawę do łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu skierował, jako wiarygodną, prof. Witold Kulesza, szef pionu śledczego IPN.

W depeszy na ten temat przekazanej przez Polską Agencję Prasową sugerowano, że list wystosowany przez Kongres Polonii Kanadyjskiej ma na celu odwrócenie uwagi od zbrodni dokonanej w Jedwabnem. Warto jednak przypomnieć, że o zbrodni w Koniuchach pisano już wcześniej (m.in. na łamach "Naszej Polski") w kwietniu ub.r., a więc jeszcze przed publikacją książki Jana Tomasza Grossa o Jedwabnem.

Kongres przywołał m.in. opublikowane relacje i wspomnienia sprawców zbrodni z wiosny 1944 r. na mieszkańcach wsi Koniuchy w dawnym woj. nowogródzkim (gmina Bieniakonie, powiat Lida). Relacje o zbrodni znalazły się m.in. w wyżej cytowanych książkach, a także innej cytowanej w liście relacji pochodzącej z książki Richa Cohena "The Avengers" ("Mściciele"), wydanej w Nowym Jorku w 2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, nie pomalowanych domach. (...) Partyzanci Rosjanie, Litwini i Żydzi zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów. Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez cmentarz na skraju miasta. Komandir partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, którzy ścigali ich z drugiej strony. Setki chłopów zginęło złapanych w ogień krzyżowy". Według autorów listu, potwierdzenie mordu w Koniuchach można znaleźć także w dzienniku partyzantów żydowskich pt. "Operations Diary of a Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest". Podano tam, że napad miał miejsce w styczniu 1944 r. i wzięli w nim udział partyzanci z oddziałów Jacoba Prennera ("Śmierć faszystom") i Shmuela Kaplinsky'ego ("Ku zwycięstwu") tzw. Litewskiej Brygady. Autorzy listu cytują też książkę Kazimierza Krajewskiego "Na Ziemi Nowogródzkiej. "Nów" Nowogródzki Okręg Armii Krajowej", wydaną w Warszawie w 1997 r.: "Jedyną "winą" mieszkańców Koniuch było to, że mieli już dosyć codziennych rabunków oraz gwałtów i chcieli zorganizować samoobronę. Bolszewicy z Puszczy Rudnickiej postanowili zrównać wieś z ziemią, tak by zastraszyć ludność innych wiosek. (...) Wymordowanie mieszkańców wsi Koniuchy (wraz z kobietami i dziećmi) opisane zostało przez Chaima Lazara jako wybitna "operacja bojowa", z której jest on autentycznie dumny. Opis "ufortyfikowania" wsi jest kompletną bzdurą. Była to normalna wioska, w której część mężczyzn zorganizowała samoobronę. Ich uzbrojenie stanowiło kilka zardzewiałych karabinów".

Monika Rotulska

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1