Kości zostały rzucone
Rafał Pazio, "Najwyższy CZAS!", 21.07.2001

 

We wtorek 10 lipca w Jedwabnem odbyły się uroczystości żałobne na miejscu spoczynku ludzkich szczątków. Kości zostały rzucone, tylko w jakiej grze? Sprawa Jedwabnego komentowana jest na różne sposoby. Z jednej strony symbol Jedwabnego ma być spojrzeniem narodu polskiego prawdzie w oczy i przyznaniem się do antysemityzmu.

"Polska polowa miasta zabiła żydowską połowę miasta", twierdzi Jan Tomasz Gross. Niestety jedną z ofiar stała się też prawda historyczna. Czy po festiwalu przeprosin przyjdzie czas na obiektywne przed stawienie faktów?
Fot. Rafał Pazio

Z DRUGIEJ strony, jak cytuje w swojej książce "l00 kłamstw J. T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem" prof. Jerzy Robert Nowak, "celem Grossa (duchowego ojca Jedwabnego - podkr. R. P.) jest stwarzanie mitów o udziale narodu polskiego w zagładzie Żydów. Łatwiej jest ściągać odszkodowanie od winnych niż od współofiar (...). Propaganda Grossa pomaga skrajnym ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i zwykłych kryminalistów".

Aby mit mógł zacząć żyć, potrzebna była bogata oprawa medialna wydarzenia. Narzekano na obecność małej ilości mieszkańców Jedwabnego na uroczystościach 10 lipca. W istocie publiczności było niewiele. Sektory zapełnione zostały tylko w nikłej części. Ale nie o oczy mieszkańców tu chodziło, a raczej o obiektywy kamer i aparatów. Kiedy sędziwy rabin Jakub Baker, przedwojenny obywatel Jedwabnego, rozpoczął swoje przemówienie na cmentarzu, do rąk dziennikarzy trafił przedruk oryginalnej jego wersji. Czytamy w nim: "Nasz prezydent. Pan Kwaśniewski, z woli Hashem w związku z Jedwabnem, otworzył to historyczne wydarzenie, które będzie stanowiło jedną z najpiękniejszych kart w historii Polski i historii całego świata, pokaże jak ludzie, dygnitarze, wszyscy inteligentni i wielcy pisarze, korespondenci, wszystkie gazety i telewizje pełne będą Jedwabnego. Z powodu tych łez, które zrobiły wrażenie".

Istotnie od samego początku robiono wszystko, aby media były "pełne Jedwabnego".

PRZYGOTOWANIA

Obsługą medialną całego przedsięwzięcia zajęła się Polska Agencja Informacyjna. Na około dwa tygodnie przed uroczystościami w Jedwabnem Agencja zwołała konferencję prasową, na której miano podać szczegóły obchodów. Już w pierwszym punkcie "Zasad obsługi prasowej" sugerowano, aby uroczystość była obstawiona przez co najmniej dwóch dziennikarzy lub dwie ekipy z każdej redakcji. Decyzję tą motywowano technicznymi utrudnieniami w przemieszczaniu się między dwoma przygotowanymi sektorami "Rynek" i "Pomnik". Tym sposobem liczba dziennikarzy musiała wzrosnąć dwukrotnie. Na konferencji ogłoszono również opłatę za akredytację w wysokości 50 dolarów. (podkr. moje - WK.) PAI wykazała tu uzasadnioną troskę o swoją kondycję finansową, wszak przygotowała podwyższenia dla operatorów i fotoreporterów, doprowadziła rozdzielacze dźwięku dla radiowców, a jeszcze zorganizowała autobusy dla chętnych do skorzystania z tego rodzaju transportu dziennikarzy. Po ogłoszeniu tych wszystkich rewelacji dziennikarze podnieśli rumor, że nie będą płacić, ponieważ dojadą własnym sposobem, a reszta udogodnień leży w interesie organizatora imprezy. W kilka dni później, bez wielkiego hałasu z opłaty zrezygnowano. (podkr. moje - WK.) Kiedy odbierałem akredytację i spytałem pracownika RAI, czy Agencja dostała jakiś budżet, skoro rezygnuje z opłat, stwierdził z grymasem na twarzy, że niestety nie i urwał rozmowę.

DZIEŃ WYJAZDU

Organizatorzy uroczystości przedziwnie obawiali się jakichś zamieszek w Jedwabnem. Samo miasteczko wyglądało 10 lipca jak twierdza. Na ulicach było pełno policji i tajniaków. Obawiano się również blokad na trasie przejazdu gości z zagranicy i dziennikarzy do podlaskiego miasteczka. Ci, którzy przypuszczali, że "Polacy-antysemici" zademonstrują swój sprzeciw, który będzie można zaprezentować w mediach, zawiedli się. Śmiesznie wyglądał obraz pokazywany do znudzenia w stacjach telewizyjnych, kiedy to policja aresztuje na rynku w Jedwabnem kilku demonstrantów z transparentem.

Wczesnym rankiem 10 lipca nie było jednak jeszcze wiadomo, jak potoczą się wypadki tego dnia. Pierwszym wyzwaniem dla organizatorów było dowiezienie na czas uczestników uroczystości i dziennikarzy. O szóstej rano pod warszawskim Torwarem autobusy zostały przejęte przez wozy policyjne. W eskorcie radiowozów na sygnale jechaliśmy aż do samego Jedwabnego. W miasteczkach mijanych po drodze miejscowe patrole udrażnia ły skrzyżowania. Wszystko po to, aby być na czas. I to dużo wcześniej, gdyż do sektorów dziennikarze musieli wejść na godzinę przed rozpoczęciem uroczystości. Po drodze nie było żadnych incydentów. Jedyny, który sam zaobserwowałem, to groźba wysoko uniesioną pięścią, jaką skierował w stronę konwoju wychodzący spośród zabudowań budzącego się do życia gospodarstwa rolnik.

Podczas podróży autobusem dziennikarze dopytywali się kierowcy, czy jedziemy okrężną drogą, omijając jakieś blokady. Lecz nic takiego się nie działo.

Jakub Pecynowicz, mimo że 10 lipca 1941 r. nie był w Jedwabnem, pewny jest, że to Polacy zamordowali Jego rodzinę.
Fot.Rafał.Pazio

NA MIEJSCU

Na miejscu odbyło się to, co można było zobaczyć na ekranach telewizorów i o czym przeczytać w prasie. Były przemowy na rynku, marsz pod pomnik, uroczystości żałobne na cmentarzu. Pomnik oddalony jest od rynku około 800 metrów. Kiedy dziennikarze zgromadzeni przy pomniku oczekiwali, aż ruszy kolumna z rynku, ze strony gospodarstw zaczęła rozbrzmiewać głośna, rozrywkowa muzyka. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Jeden z dziennikarzy, który głośno wyrażał obawę przed skandalem, zadzwonił do nadkomisarza Pawła Biedziaka, który nadzorował działania policyjne podczas uroczystości. Poskutkowało. Po jakimś czasie muzyka przycichła.

ZAKOŃCZENIE

Po dwóch godzinach uroczystości dobiegły końca. Dziennikarze rozbiegli się, aby nagrać rozmowy i zrobić zdjęcia. Jeden z Żydów wypowiedział się bardzo ciepło o mieszkańcach Jedwabnego:

- Spóźniłem się na uroczystości i nie chciano mnie wpuścić do sektora na rynku. Wtedy jedna z mieszkanek kłóciła się w moim imieniu z policjantami, aby mnie wpuścili.

Z drugiej strony padały zupełnie inne opinie o Polakach. Jakub Pecynowicz, którego rodzina zginęła w Jedwabnem, a on ocalał, gdyż Sowieci wcielili go do wojska, zdawał się nie mieć wątpliwości kto jest winny:

- To Polacy zrobili - mówił  83-letni Żyd z Jedwabnego.

Przy cmentarzu trudno było na mówić na wypowiedź dla prasy jakiegoś mieszkańca Jedwabnego. Dopiero na rynku dziennikarze nagrywali rozmowy, głównie z lekka zawianymi mężczyznami, którzy swoje wypowiedzi okraszali pikantnymi przerywnikami. Spokojnie stojący na chodnikach, odświętnie ubrani ludzie nie chcieli się wypowiadać. Dziękowali za rozmowę, stwierdzając, że jest ona już niepotrzebna.

CO NA TO NORWID?

Kiedy na rynku się rozluźniło, przy kościelnym parkanie dało się zauważyć rozwinięty transparent. Na nim widniał napis - cytat z Norwida: "Nadzieja z prawdy jest. Prawda ma przywilej całości, tylko sprawy liche fałszem nadsztukowywać się potrzebują". Starszy człowiek, który rozwinął hasło, stwierdził, że ma pozwolenie proboszcza parafii. Nie chciał pokazywać się w czasie uroczystości, gdyż bądź co bądź miały one charakter pogrzebowy. W Roku Norwidowskim przyjechał do Jedwabnego, ponieważ w nim jest spór i powinna zostać wybrana prawda.

- Ja uzupełniam tę uroczystość. Ludzie, którzy wiedzą dużo, nie chcą mówić. Pijani zaś pchają się przed kamery i pokazują jakoby obraz polskiego społeczeństwa. Prawda jest taka, że przy Niemcach-okupantach nie można było zrobić nic samodzielnie - powiedział dla "Najwyższego CZASU!".

PRZED ODJAZDEM

Przyszedł czas odjazdu. Spektakl dobiegł końca. Przed dojściem do autobusu odwiedziłem jeszcze sklep spożywczy. Spytałem sprzedawczyni, co sądzi o uroczystościach. Kobieta w średnim wieku stwierdziła, że już zbyt dużo było pytań. W naszą rozmowę włączył się lekko podpity starszy człowiek o kulach:

- Ja tam byłem. Miałem ciemną skórę, to mnie też chcieli rzucić do ognia. Gdy do Jedwabnego weszli Rosjanie, jeden Żyd narobił pod drzwiami kościoła. Potem topili go w klozecie - mówił.

- Panie Staśku, nie opowiadałby pan głupot. Ile ma pan lat? Sześćdziesiąt pięć. Co pan może pamiętać. Później dziennikarze te wasze opowieści powielają i wychodzi nie wiadomo co - przerwała wypowiedź pana Staśka sprzedawczyni.

Autobusy PAI odjeżdżały w  trzech turach. W drodze powrotnej podano telefoniczną informację o blokadach w Łomży. Kierowca nawet zmienił trasę, ale plotka okazała się nieprawdziwa. Musieliśmy wlec się gorszą drogą.

Wiele pytań zostało bez odpowiedzi, a przyszłość pokaże, czemu tak naprawdę posłużyły uroczystości w Jedwabnem. W dzienniku "New York  Times" podsumowano je w następujący sposób: "Prezydent w dosadnych słowach przeprosił za masakrę. Przeprosiny nie zyskały poklasku w Polsce, której mieszkańcy strasznie cierpieli w czasie II wojny światowej, a teraz zostali zmuszeni do konfrontacji z zarzutami o ich własne przestępstwa przeciwko obywatelom żydowskim".

Rafał Pazio, "Najwyższy CZAS!", 21.07.2001

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1