Klątwa Jedwabnego trwa
Piotr Semka

 

I znowu konflikt w sprawie Jedwabnego. Andrzej Przewoźnik, szef Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa ogłosił tekst inskrypcji na pomniku. Jak wyjaśniał Przewoźnik tekst był konsultowany ze środowiskami żydowskimi i zbliżony jest do propozycji żyjącego jeszcze w USA przedwojennego rabina Jedwabnego Jacoba Bakera.

Najważniejsza część inkrypcji wzywała do przestrogi potomnych, by "rozpalony przez niemiecki nazizm grzech nienawiści, nigdy już nie obrócił przeciwko sobie mieszkańców tej ziemi". Kto ze środowisk żydowskich zaakceptował napis? Czy był wśród nich rabin Michael Schudrich? Z wypowiedzi Andrzeja Przewoźnika nie można tego jednoznacznie określić.

Faktem pozostaje jednak, że wpierw przeciw inskrypcji wypowiedział się ambasador Izraela Szewach Weiss, który uznał, że kompromis między odczuciami Polaków i Żydów został "posunięty za daleko". Prasa poinformowała też o wątpliwościach Marka Edelmanna, który zaznaczył "że należałoby może powiedzieć, że szowinizm i nienawiść były tam wcześniejsze niż niemiecki nazizm". Dalsze wypowiedzi jeszcze bardziej konkretyzują powody niechęci do tekstu inskrypcji.

Wiceszef Światowego Kongresu Żydów Kalman Sultanik zaznaczył, że napis nie wspomina o tym, że zrobili to Polacy. Z kolei Abraham Foxman lider Antidefamation League zarzuca, że napis "wygląda trochę jak powtórzenie starej wersji, że może zrobili to Niemcy" co w jego opinii ukrywa prawdę. "Kropkę nad i" postawił rabin Michael Schudrich mówiąc, że napis budzi sprzeciw ogromnej większości żydowskich organizacji w Polsce i żydowskiej społeczności. "Wzmianka o niemieckim nazizmie, w tym kontekście, w jakim została umieszczona, jest absolutnie nie do przyjęcia". I dalej: "takie sformułowanie jest mylące i wprowadza w błąd".

Przedstawiciele żydowscy jako niepodważalny fakt uznają, że udział hitlerowców był znikomy lub wręcz - jak to twierdzi nowy świadek Avigdor Kohav - wręcz niebyły. Jak można zrozumieć z przytoczonych wypowiedzi, w ich opinii należy w inskrypcji wskazać bezpośrednio na Polaków jako inspiratorów i wykonawców zbrodni.

Komentując konflikt w sprawie tekstu inskrypcji, należy zacząć od podstawowej wątpliwości - czy nie należałoby poczekać na wynik śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej? Żadna ze stron konfliktu nie zdecydowała się jednak ani nie zaproponowała takiego rozwiązania. Tak się nie stało - bo jak można przyjąć - strona żydowska uczestnictwo w obchodach może uzależnić od treści inskrypcji. W tej sytuacji pozostawało czekać na decyzję Andrzeja Przewoźnika, który po konsultacjach uznał, że element obecności nazistów w jedwabieńskiej tragedii jest nie do pominięcia. To postawiło go w konflikcie wobec tych spośród Żydów, którzy uznali za kluczową inicjatywę Polaków w zbrodni.

Część liderów żydowskich pośrednio sugeruje, że prawda o tym, co się zdarzyło jest już ustalona i śledztwo IPN jest kwestią drugorzędną. Dodajmy, że spór idzie o to, kto ponosi odpowiedzialność za sprawstwo kierownicze. Sprawstwo, a nie współudział Polaków, bo tego ani historycy z IPN, ani prof. Strzembosz nie negują. (stwierdzenie to nie jest prawdą, jako ze prof. Strzembosz wyraznie wskazywał na decydujacą role Niemcow w tej zbrodni, patrz: Zstąpienie szatana czy przyjazd gestapo, dalej Pomijanie faktów lub tez Inny obraz sąsiadów)W tej sytuacji problem z napisem to konsekwencja nierozstrzygniętego sporu historyków.

Pytanie na jakie musi odpowiedzieć inskrypcja, pulsuje od ogłoszenia książki profesora Jana Tomasza Grossa. Czy wiodącą i sprawczą rolę w eksterminacji jedwabieńskich Żydów odgrywali naziści? W debacie historycznej książka "Sąsiedzi" sprowadza na drugi plan kwestię Niemców, z kolei artykuły profesora Strzembosza udział Niemców podkreślają. Nikt tego sporu nie rozstrzygnął i w związku z tym w jakimś stopniu musiał na nie odpowiedzieć Andrzej Przewoźnik. Akceptując inskrypcję uwzględniającą niemiecki udział w zbrodni - pośrednio zanegował tezy Jana Tomasza Grossa.

Do książki Grossa w pewien sposób odniósł się także, krytykując inskrypcję, Konstanty Gebert, który argumentuje, że napis powinien być odbiciem faktu, że to sąsiedzi zamordowali sąsiadów. Zastanówmy się nad tymi kontrowersjami. Po pierwsze, postawmy pytanie, czy napis może ignorować fakt, że 10 lipca 1941 roku Jedwabne znajdowało się na terenach, którymi władali Niemcy. Po drugie, czy napis może już teraz ustalać, że winni są Polacy a nie Niemcy, mimo że trwa jeszcze śledztwo. Postawienie akcentu na winę Polaków znów sprowadza nas do istoty sporu historyków.

Czy tragedia Żydów w Jedwabnem była zwieńczeniem antagonizmów polsko-żydowskich w skali 20 czy 50 wcześniejszych lat - jak zdaje się sugerować Gross? Czy nie jest tak - jak uważa prof. Strzembosz - że tragedia w Jedwabnem była wynikiem jakościowo różnej od przedwojennych konfliktów hitlerowskiej polityki holocaustu. Czy w sąsiadach kiełkowała myśl o mordzie od lat, czy też był to efekt bezkarności marginesu, który w nienormalnych warunkach okupacji zachłysnął się bezkarnością zemsty i zbrodni? (są jeszcze inne możliwości! - wtr. WK.) Andrzej Przewoźnik w swoim sumieniu uznał, że należy połączyć świadomość niemieckiej okupacji z tragedią faktu, że znaleźli się Polacy zdolni do mordu na Żydach. Przewoźnik odpowiedział tym samym na spór, który przykuwa uwagę od jesieni zeszłego roku. Pytania wiążące się z tym sporem nie znalazły zbyt wielu odpowiedzi ze strony historyków i myślicieli w ciągu ostatniego półrocza.

W miejsce szerokiej dyskusji na łamach gazet - tak naprawdę byliśmy świadkami polemiki dwóch wizji historii - jednej w wykonaniu prof. Grossa i drugiej - prof. Tomasza Strzembosza. Większość elity historyków powstrzymała się od udziału w tym sporze (i to stwierdzenie nie jest prawdziwe, ponieważ w sprawie tej jednoznacznie wypowiadali się np. tacy historycy jak J.R.Nowak, B.Musiał, P.Gontarczyk, L.Żebrowski, J.M.Chodakiewicz, A.Cyra - wtr. WK.). I właśnie dlatego Andrzej Przewoźnik musiał decydować sam.

Co smutne, w obecnym sporze nie słychać głosów, że inskrypcja powinna być wyrazem głębokiego smutku i refleksji nad powszechnością zła. A także, że powinna być refleksją nad nienawiścią, którą przynieśli na tę ziemię dwaj okupanci - sowiecki i nazistowski, którzy zadali sobie wiele trudu, by nienawiść zakiełkowała w ludzkich duszach. Czasami trafiali na wcześniejsze uprzedzenia. Ale była to nowa jakość nienawiści. To oni pchnęli przeciw sobie sąsiadów z Jedwabnego. I od razu podkreślam - różnych sąsiadów. Polaków i Żydów denucjujących na NKWD innych sąsiadów - zarówno polskich, jak i żydowskich. I tych późniejszych polskich sąsiadów obserwujących niekiedy z przerażeniem, a niekiedy z obojętnością, zagładę żydowskich sąsiadów.

Dzień 10 lipca 1941 roku - dzień kaźni jedwabieńskich Żydów - przeraża kumulacją zła i czeka na godne upamiętnienie. Jednak źle stałoby się, gdyby był okazją do szermowania jednoznacznymi oskarżeniami. Jednoznaczne ustalanie winnych wywołało teraz spór. Trudno przypuszczać, by w ciągu 40 dni, które pozostały do odsłonięcia pomnika, będzie można stwierdzić, kto kierował zbrodnią - Polacy czy hitlerowcy. Jeśli śledztwo ustali przebieg zbrodni - pomnik można będzie opatrzeć dokładniejszą inskrypcją.

Nie zwalnia to jednak polskich elit od dyskusji nad obliczem zbrodni. Realnej a nie pozorowanej. Nie widzę specjalnie dużo głębokich, ale miarodajnych głosów na ten temat. Dominuje uciekanie od istoty sporu. I jeszcze jedno. Nie można szukać prawdy o tragedii Jedwabnego, zauważając jedynie dzień 10 lipca 1941 roku. Tragedia wrogich lub wręcz zbrodniczych wobec siebie sąsiadów z Jedwabnego trwała od 17 września 1939 do 1944 roku. Byłoby gorzkim paradoksem, jeśli młodzi ludzie na całym świecie bedą wiedzieć o Polakach jedynie jako o sprawcach tragedii z przemilczeniem krwawej działalności w Jedwabnem komunistów i nazistów - dwóch szatańskich ideologii, które, trawestując inskrypcję, "rozpaliły grzech nienawiści, który obrócił przeciw sobie mieszkańców Jedwabnego".

Piotr Semka

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1