Jedwabne, dzień po...
Waldemar Bohdanowicz, Niedziela - Tygodnik Katolicki 29/2001 22.07.2001

 

Decyzję wyjazdu do Jedwabnego podjąłem dość nagle, po załatwieniu spraw w Łomży. 10 lipca 2001 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski przepraszał naród żydowski za zbrodnię popełnioną tutaj sześćdziesiąt lat temu. Obecnych było około sześciuset Żydów przybyłych z zagranicy jedenastoma autokarami, lewicowi politycy polscy i dziennikarze. Środowiska prawicowe krytykowały otwarcie uroczystość i i odcięły się od niej. Biskup łomżyński Stanisław Stefanek stwierdził, że prezydent dobrze wykonał zadanie, jakie mu rok wcześniej przygotowano: odebrać Polakom dobre imię, zabrać im pieniądze.

Poprzednio byłem w Jedwabnem kilka miesięcy temu. Jak bardzo zmieniło się teraz miejsce spoczynku kilkuset ofiar! Wtedy było dla mnie cichym miejscem modlitwy za zmarłych. Dzisiaj kojarzy mi się raczej z rozdrapaną raną. Samo założenie architektoniczne miejsca tragedii uczyniło z niego po prostu obronny bastion. Wielkie bloki granitu otaczają miejsce, na którym stała stodoła, miejsce kaźni. Wewnątrz niewielki monument z napisem w języku polskim i hebrajskim oraz modlitwą za zmarłych w języku hebrajskim. W dwóch miejscach niewielkie powierzchnie obsadzone krzewami, pod którymi znajdują się szczątki pomordowanych. Gładki trawnik, przywieziony w zrolowanych taśmach, musi się dopiero zakorzenić. Tymczasem nieodparcie przywodzi skojarzenia czasów minionych, akcyjnego upiększania okolicy na przyjazd przedstawicieli władzy. Przy obelisku - macewie kilka wieńców ze wstęgami.

Na blokach skalnych poustawiano liczne lampki nagrobne. Przywiezione z Izraela, posiadają wszystkie cechy masowo produkowanego i dobrze sprzedawanego towaru: kolorowy obrazek Ściany Płaczu w Jerozolimie, opis towaru - "lampki upamiętniające" w językach hebrajskim, francuskim i angielskim; kod cenowy, zapewnienie o paleniu się przez 24 godziny i o koszerności towaru. Poukładano także kamyki - wapienne z Góry Oliwnej (o czym zaświadcza porzucony w pobliżu firmowy worek foliowy z Jerozolimy) i polne, granitowe miejscowe. Dookoła leżą porozrzucane na ziemi kartki z tekstem modlitwy odczytanej przez rabina w czasie uroczystości. Tekst po hebrajsku i w transkrypcji alfabetem łacińskim, także w języku polskim, z pouczeniem szczegółowym: Ukłoń się i cofnij się trzy kroki. Pochyl się w lewo na OSE SZOLOM BIMROMOW; w prawo na HU JASSE SZOLOM OLEJNU; do przodu na WEAL KOL ISROEL WEIMRU, OMEN.

Kirkut, porośnięty wysoką leszczyną, odgrodzono podobną barykadą z bloków wapiennych. Na terenie cmentarza wykarczowano ścieżki, umożliwiające dojście do nielicznych macew, polnych głazów z niezbyt wyraźnymi inskrypcjami hebrajskimi. Różnią się one od macew kirkutu krakowskiego czy łódzkiego. Dla mnie osobiście są biedniejsze, a przez to bardziej polskie. Za pracę wykonaną na kirkucie należy się podziękowanie. Szkoda tylko, że przybyli z zagranicy goście nie uszanowali ani miejsca, ani samych modlitw, porzucając ich teksty wśród śmieci, których nikt jakoś nie posprzątał.

W pobliże pomnika i kirkutu ciągle podjeżdżają samochody. Przybywają mieszkańcy Łomży i turyści z całej Polski, jadący na Mazury i do Suwałk. Przychodzą także, choć pojedynczo, mieszkańcy Jedwabnego. Przysłuchuję się rozmowom. Nikt nie nawiązuje do wczorajszej uroczystości. Wszyscy zachowują się powściągliwie, z szacunkiem dla zamordowanych. Kilka razy słyszę: W telewizji wyglądało to zupełnie inaczej. Inaczej, to znaczy jak? Czy miejsca męczeństwa wielu ludzi nie sprowadzono przypadkiem do roli turystycznej atrakcji?

Przy pomniku stoi młody mężczyzna z kilkuletnią dziewczynką. Jest ubrany w kolorową koszulkę z napisem Jesus inside. Pytam, czy wie, co to znaczy. Odpowiada twierdząco. Czy pod koszulką ma rzeczywiście Jezusa? Uspokaja mnie natychmiast, jest kapłanem. Dziewczynka - to jego siostrzenica, mieszkająca w Jedwabnem. Sam pochodzi z niedalekiej Wizny. Jest powściągliwy w wypowiadaniu opinii o zbrodni. Najwyraźniej rozpatruje przeszłość i dzień dzisiejszy tych ziem w łasce neoprezbiteriatu, jakiej tak niedawno doświadczył w łomżyńskiej katedrze.

Pani Zofia, emerytka z Wrocławia, dotarła tu specjalnie z Piszu, gdzie spędza wakacje. Przed kamerą niemieckiej telewizji mówi zdecydowanym głosem: Przyjechałam tu, aby poznać prawdę. Kiedy pytam: Jaka jest ta prawda? Nie chce odpowiedzieć, rozgląda się dookoła, najwyraźniej boi się stojącego obok młodego policjanta. Nie pomaga nawet zachęta ks. Krzysztofa, że prawdy nie można chować pod kocem. Umawia się na telefon, ale ja wiem, że tej rozmowy nie będzie.

Dużo wie o Jedwabnem dziennikarz z Bydgoszczy. Podkreśla konieczność świadomości sytuacji, jaka zapanowała w miasteczku w czasach pierwszej okupacji bolszewickiej w latach 1939-41. Jednym tchem wymienia: radosne przywitanie wkraczającej Czerwonej Armii przez Żydów, ich udział w sporządzaniu list Polaków dla wysyłek na Sybir, o zbudowanym tutaj w tym czasie, jedynym na ziemiach polskich, pomniku Włodzimierza Ilicza. Wprowadza nas w nastrój powszechnego dnia IV rozbioru Polski. Z przekonaniem mówi: "Trzeba bezwzględnie dotrzeć do całej prawdy". Zastanawia się, czy działania Instytutu Pamięci Narodowej mogą dać taką gwarancję?

Naszym rozmowom zaczynają przysłuchiwać się inni. Mężczyzna w wieku ok. 40 lat, mieszkaniec Jedwabnego, nie zaprzecza udziałowi mieszkańców Polaków w tej tragedii. Twierdzi jednak, że prawda, jaką znają tu wszyscy mieszkańcy, i tak jest inna od podawanej przez nich w wypowiedziach publicznych. Pytany o szczegóły, nie chce jednak kontynuować rozmowy. Powiada: Jak przeczytam to, co pan napisze o dzisiejszym spotkaniu, to ewentualnie skontaktuję się z panem. Zostawiam więc swój numer telefonu.

Sześćdziesięcioletni rolnik z okolic Jedwabnego widać przyjechał tu bezpośrednio z obejścia, wspomina dobre stosunki pomiędzy Polakami i Żydami przed wojną. Jego ojciec uczył się zawodu u szewca-Żyda. Jak przyszli Ruskie - powiada - wszystko się zmieniło. Trzeba rozumieć tamte czasy.

Okazuje się, że pani Zofia z Wrocławia niepotrzebnie bała się młodego policjanta. Pełni służbę w trosce o zapobieżenie ewentualnej profanacji miejsca. Kiedy głośno zastanawiam się, któżby mógł to uczynić? - podpowiada: Z różnych stron mogą takich nasłać. Jest głęboko przekonany, że należy uszanować miejsce tragedii i pamiętać o warunkach życia Polaków w czasie wojny, szczególnie na tych terenach. Zaskakuje znajomością historii Żydów, szczególnie w czasach starożytnych. Okazuje się, że tę wiedzę posiadł w liceum. Zapewnia, że przed uroczystością nie było żadnego szkolenia.

Wyjeżdżając z Jedwabnego, zastanawiam się, dlaczego większość moich rozmówców nie miała odwagi powiedzieć do końca tego, co myślą o "sprawie Jedwabnego". Pomimo że znajomość problemu opierają na przekazie telewizyjnym, a więc niejako oficjalnym, to jednak bali się rozmawiać. Z czego wynika ten strach? Czy nie zostali już tym samym zmanipulowani? Czy właśnie to nie jest głównym sukcesem kłamstw profesora Grossa?

A samo Jedwabne w dzień po uroczystości?! Nieliczni mieszkańcy na ulicach z uwagą przyglądają się każdemu "obcemu" samochodowi. Kościół zamknięty, a tak chciałbym pomodlić się w nim za spokój zmarłych, za pokój mieszkańców Jedwabnego. Prosić Pana o łaskę ujawnienia całej prawdy. O łaskę szczerości przebaczania. Wreszcie zastanawiam się, kto przełamałby się ze mną chlebem, jaki kupiłem w sklepiku w Jedwabnem. W dzień po...

Waldemar Bohdanowicz

Podkreślenia w tekście moje - WK.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1