Żydowscy kolaboranci
W poprzednim GŁOSIE pisałem o barbarzyńskim
zniszczeniu polskiej wioski i wymordowaniu jej wszystkich
mieszkańców (ok. 300 osób) przez sowieckich partyzantów, głównie
Żydów, w kwietniu 1944 roku. Wymordowano ich w odwecie za to, że
organizowali samoobronę chłopów przeciw wciąż ponawianym rabunkom
wsi. Przez rzeź w Koniuchach [porownaj Morderstwo w Koniuchach - wtr. WK] chciano zastraszyć inne wsie polskie,
by nie odważyły się bronić przeciw wciąż ponawianym rabunkom.
Przytaczałem fragmenty książek żydowskich autorów, wydanych w USA,
w których otwarcie chwalili się dokonaną na polskich chłopach
rzezią. Zapytywałem w związku z tym dlaczego prezes Instytutu
Pamięci Narodowej Leon Kieres nie podjął dotąd sprawy okrutnej
rzezi na Polakach w Koniuchach, choć sprawcy mordu są znani, a
niektórzy nawet pysznią się swą zbrodnią.
Z tym
większą satysfakcją mogę dziś poinformować czytelników GŁOSU, że
zaledwie kilka dni po moim tekście, 23 lutego, "Rzeczpospolita"
poinformowała, że Instytut Pamięci Narodowej wszczął śledztwo w
sprawie mordu na polskich chłopach we wsi Koniuchy. Okazało się, że
w lutym w tej sprawie pismo do IPN wystosował Kongres Polonii
Kanadyjskiej. Zdumiewa jednak fakt, że o wszczęciu śledztwa
ogłoszono tylko w "Rzeczpospolitej", podczas gdy fakt ten
przemilczano w tak wpływowych dziennikach, jak "Gazeta Wyborcza" czy
"Życie", nie mówiąc o telewizji. Zdumiewa również informacja
podająca, że bada się sprawę o odpowiedzialności za zbrodnie
partyzantów sowieckich, nie podając, że trzon uczestników rzezi w
Koniuchach stanowili partyzanci żydowscy. Jak dotąd jakoś partyzanci
sowieccy z innych narodowości, którzy uczestniczyli w rzezi, nie
chwalili się swym udziałem.
Rozenblat ujawnia zbrodnie komunistów
żydowskich
Wybielającym kolaborację Żydów na Kresach
fałszerstwom Grossa jednoznacznie przeczą najnowsze ustalenia
żydowskiego naukowca z Brześcia Litewskiego na Białorusi Eugeniusza
Rozenblata. Jest on wytrawnym znawcą dziejów Żydów na Kresach, a
przy tym historykiem, a nie socjologiem, jak Gross. W szkicu
naukowym "Jewrei w sisteme meżnacjonalnych otnoszenii w zapadnych
obłastiach Bełarusi, 1939-1941 g.", publikowanym w r. 2000 na łamach
"Bełaruskiego histarycznego zbornika", 13, Rozenblat pisał m.
in.: "W pierwszych tygodniach wojny Żydzi, wykorzystując
ucieczkę przedstawicieli polskiej administracji, przejawili
inicjatywę jeszcze przed wkroczeniem części Armii Czerwonej i
zapełnili za zgodą lub bez zgody pozostałej ludności powstałą wtedy
próżnię władzy praktycznie we wszystkich miastach i miasteczkach
Zachodniej Białorusi, gdzie ludność żydowska nierzadko stanowiła
większość mieszkańców. W tym okresie aktywność żydowskiej ludności
wyrażała się w formowaniu struktur aparatu przemocy dla poparcia
systemu społecznego (robotniczej gwardii, oddziałów milicji,
rozlicznych komitetów, itd. ...). Stworzone przez nich organizacje
wzięły na siebie funkcje zbierania broni, aresztowania
przedstawicieli polskiej armii i aparatu władzy. W mieście Pińsku,
dzięki czujności gwardii robotniczej, aresztowano ministra
sprawiedliwości polskiego rządu Michałowskiego, rozpoznanego przez
byłego członka KPZB Basię Giller" (Według opracowanego przez J.
Fronczaka w 2 tomie "Słownika biograficznego działaczy polskiego
ruchu robotniczego biogramy Barbary (Baszy, Lei) Giller po wojnie
była ona m. in. kierownikiem katedry w Centralnej Szkole
Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi).
Zadenuncjowanie przez Giller skończyło się tragicznie dla b.
polskiego ministra sprawiedliwości. Skazany na pobyt w sowieckim
więzieniu zmarł (być może został zamordowany) w 1941 r. w czasie
ewakuacji więzień sowieckich. E. Rozenblat akcentował również
znaczenie udziału zbolszewizowanych Żydów w wystąpieniach zbrojnych
przeciw polskiej armii we wrześniu 1939 r. Według jego ustaleń w tak
wysławianym przez historiografię sowiecką antypolskim powstaniu w
mieście Skidel Żydzi stanowili większość uczestników. Opisując rolę
prosowieckich żydowskich ochotników, patrolujących miasta, Rozenblat
pisał, że: "Uzbrojone formacje służyły nie tylko jako
środek obrony żydowskiej ludności od możliwych konfliktów między
narodowościami, lecz same również stanowiły zagrożenie dla
określonej części ludności polskiej. Zabójstwa i grabienie Polaków
miały dwojaki charakter. W jednych przypadkach były to polityczne
akcje, skierowane przeciwko przedstawicielom polskiej władzy. I tak
gwardia robotnicza miasta Pińska na czele z b. członkiem KPZB
Benjaminem Dodiukiem, w której skład weszli M. Żukowski-Zilberg, G.
Szkliarnik, Sz. Szklarnik, Władimir Antonowicz, Abram Gorbat, Judel
Kot i in., rozstrzeliwała na miejscu polskich oficerów i
policjantów, zatrzymanych z bronią w ręku, w innych przypadkach jako
motyw mordu występowała chęć wzbogacenia się kosztem swych ofiar. We
wsiach podobne działania dokonywane były głównie przez Białorusinów,
w miastach i miasteczkach - przez Żydów."
Zdominowanie administracji przez "aktyw" żydowski
Do
szczególnie bezczelnych fałszów Grossa należą powtarzane parokrotnie
w "Upiornej dekadzie" twierdzenia stanowczo zaprzeczające masowemu
udziałowi Żydów w sowieckiej administracji. Gross gromko zapewnia iż
"Żydzi są wymieniani w obsadzie lokalnych organów władzy bardzo
rzadko" ("Upiorna...", op. cit., s. 78), albo, że udział Żydów w
obsadzie różnego typu komitetów prosowieckich "był znikomy" (tamże,
s. 77). I na dowód tego wylicza na niemal całą stronę 77 składów
niektórych komitetów na wsiach, np. wsi Żurawice czy gminie
Chotiaczów, podając, że tam najwyraźniej dominowali nie-Żydzi.
Przytacza nazwiska Jakuba i Dymitra Maksimczuka, Danelo Hantiuka,
Iwana Maciochy, Wasyla Szostaka, etc. Manipulacja Grossa ma na celu
oszukanie niezorientowanych czytelników. Otóż, jak powszechnie
wiadomo, na wsiach kresowych, gdzie Żydów zamieszkiwało stosunkowo
niewielu, w komitetach rewolucyjnych i milicji dominowali
Białorusini i Ukraińcy. Inaczej natomiast wyglądała sytuacja w
miastach i miasteczkach, co szalbierczo pomija Gross. Otóż wszędzie
tam w prosowieckich komitetach rewolucyjnych, milicji, sądach,
prokuraturach zdecydowanie dominowali zbolszewizowani Żydzi. I oni
właśnie dali się szczególnie we znaki polskiej ludności miast i
miasteczek. Aby dokładnie udowodnić fałszerstwa Grossa, który
wylicza składy władz we wsi Żurawicy czy gminie Chotiaczów przytoczę
jakże wymowne, a szalbierczo przemilczane przez Grossa składy
sowieckich władz po 17 września w niektórych miejscowościach, w tym
w takich miastach jak Stanisławów, Łuck czy Zamość. W przeważającej
mierze oprę się przy tym na świadectwach Żydów, bez porównania
uczciwszych od hochsztaplerskiego autora "Upiornej Dekady" i
"Sąsiadów". Oto niektóre, jakże wymowne, przykłady. W książce o
"mniejszym z dwóch zeł" na temat sytuacji Żydów pod panowaniem
sowieckim 1939-1941 żydowski historyk Dov Levin pisał, że:
"Już w początkowych dniach obecności Armii Czerwonej we
wschodniej Polsce, części Rumunii i w krajach bałtyckich - a w
pewnych przypadkach nawet przed ich przejęciem - Żydzi byli aktywni
w tworzeniu instytucji nowego rządu. Oni wyróżniali się w
gwardyjskich formacjach milicji, ciałach zwanych jako "komitety"
rewolucyjne lub tymczasowe. Obecność Żydów w tych organizacjach
rzucała się w oczy w miasteczkach i miastach (...). W kręgach
sowieckiej administracji wojskowej szeroko (i słusznie) podzielano w
tym czasie pogląd, że żydowska mniejszość była jednym z elementów
najbardziej godnych zaufania na tym etapie (...) Żydzi byli widoczni
we wszystkich agencjach cywilnej administracji w czasie
konsolidowania się sowieckiego reżimu przed oficjalnym anektowaniem
zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi w listopadzie 1939 r." (D.
Levin, "The Lesser of Two Evils: Eastern European Jewry Under Soviet
Rule, 1939-1941", Philadelphia and Jerusalem 1995, s. 43).
Według wydanej w Jerozolimie "Pinkas Hahehillot" (Encyclopedia
of Jewish Communities. Poland, vol. II Eastern Galicia, Jerusalem
1980, s. 368) po wejściu wojsk sowieckich do Stanisławowa żydowscy
komuniści objęli liczne stanowiska we władzach miejskich. Stanowisko
wiceburmistrza objął A. Eckstein, szefem milicji został Rozental,
jego zastępcą Kochman, komendantem więzienia - Mendel Blumenstein,
jego zastępcą Shkulnik, a dyrektorem poczty - prawnik Hausknecht.
Według książki "Europa NIE prowincjonalna" (Warszawa 2000, s.
1105, 1106) w Łucku przewodniczącym rady miejskiej po wejściu armii
sowieckiej został żydowski komunista Menachem Librich, natomiast
miejskim sekretarzem partii komunistycznej w tym mieście został Żyd
z Kijowa - Geszonowicz. Cytowany już wcześniej żydowski historyk
Dov Lewin przytoczył w swej książce konkretne, bardzo wymowne dane,
ilustrujący jakże znaczący udział zbolszewizowanych Żydów w
sowieckiej administracji licznych miast i miasteczek na Kresach.
Według Levina: "Żydowski komunista, którego wypuszczono z więzienia
po wybuchu wojny, i który dotarł do miasta Chełm, znajdującego się
wówczas pod rządami sowieckimi (następnie przekazano go Niemcom)
opisuje, że całe miasto było w rękach żydowskich. Burmistrz był
Żydem. Także wszyscy sprawujący urzędy miejskie i milicjanci, za
wyjątkiem "kilku Polaków" byli żydowskimi komunistami. W Zamościu
tak wielu Żydów weszło do miejscowej milicji, że stanowili większość
w jej szeregach (...) Żydzi kierowali prowincjalnym komitetem
miejskim w Stryju (...) Stosownie do żydowskich źródeł Żydzi
stanowili 70 procent członków milicji w pewnych miejscowościach
wschodniej Galicji" (D. Levin, "Lesser... op. cit.", s. 43-44).
Według Levina komendantem miasta Telechany w okręgu pińskim
został Leibel Klitnik, a jego brat Ephraim został zastępcą
przewodniczącego rady miejskiej. Żydzi zajęli stanowiska burmistrzów
w takich miejscowościach jak Dąbrowica, Ostrog, Łuck (...), (por.
tamże, s. 43, 44). Amerykański historyk Richard C. Lukas pisał w
książce "Zapomniany Holocaust" (por. polskie wyd. Kielce 1995, s.
164), iż: "Jeden z raportów oceniał, że 75 proc. administracji
wysokiego szczebla we Lwowie, Białymstoku i Łucku podczas sowieckiej
okupacji składało się z Żydów". Zbigniew Romaniuk z Brańska
cytował takąż oto opinię miejscowego Żyda Altera Trusa o
zdominowaniu tamtejszej administracji sowieckiej przez Żydów:
"Najważniejszymi w mieście zostają Welwl Puszański, Benie
Fajwel-Szustels, Rufcie Pytlak - starzy komuniści, przyłączają się
do nich Szepsel Preiser i Chaje Man" (por. Z. Romaniuk, 21 miesięcy
władzy sowieckiej w Brańsku [w:] "Ziemia Brańska", t. VI, 1995, s.
79). Według Romaniuka (tamże s. 84): "Nowy aparat urzędniczy
wszystkich Polaków traktował jako potencjalnych wrogów". Żyd ze
Słonimia, miasta powiatowego w województwie nowogrodzkim - Nachum
Alpert pisał, że na czele tymczasowej administracji miasta Słonimia
stanął Żyd z Mińska Matwej Kołotow. Według Alperta Kołotow "miał
raczej prostacki wygląd. Zainstalował swój urząd w starostwie i w
prywatnych rozmowach nie ukrywał swej dumy z tego, że urodził się w
rodzinie proletariackiej". - "Mój ojciec jest izwoszczikiem
(woźnicą)" - chwalił się całą siłą swego głosu. I nie można go było
lekceważyć. Cały świat był w jego rękach" (por. N. Alpert, "The
Destruction of Slonim Jewry", New York 1990, s. 10). Na czele
zorganizowanej przez Kołotowa Gwardii Robotniczej, mającej pilnować
"porządku" w mieście postawiono innego Żyda - Chaima Chomskyego,
weterana partii komunistycznej. Żydowski autor M. Amihai, pisząc
o sytuacji w mieście powiatowym Sambor w województwie lwowskim,
stwierdził, że: "Wielu Żydów weszło do służb miejskich i rządowych.
Rosjanie ufali żydowskiej ludności więcej niż Polakom i Ukraińcom, i
dlatego wyższe stanowiska powierzano Żydom" (por. M. Amihai, "The
Rohatyn Jewish Community. A Town that Perished", Tel Aviv 1962, s.
44). Były żołnierz Armii Krajowej Witold Andruszkiewicz
wspominał na łamach "Głosu Polskiego" z Toronto 1 lutego 1997, iż w
jego rodzinnych Ejszyszkach po wejściu armii sowieckiej "Żydzi też
obsadzili z miejsca większość stanowisk w miejscowej administracji i
władzach bezpieczeństwa". Doktor ordynator Wadiusz Kiesz tak
wspominał z czasów swej młodości zmonopolizowanie władzy przez Żydów
w jego rodzinnym Boremlu po 17 września 1939 roku: "Po objęciu
władzy przez Sowietów w miasteczku ukształtował się komitet miejski
partii, gdzie narodowościowy skład był jednolity - żydowski. Od tej
bezpośredniej władzy zależało wiele - kogo deportować, kogo
odpowiednio zaopiniować, kogo wreszcie zaszeregować do tej czy innej
szuflady" (por. W. Kiesz, "Od Boremla do Chicago", Starachowice
1999, s. 66). Karol Liszewski (prof. Ryszard Szawłowski) pisał,
że również w Nadwornej, gdzie wojska sowieckie pojawiły się 22
września 1939 r. "całą administrację miasta objęli miejscowi Żydzi"
(por. K. Liszewski (R. Szawłowski), "Wojna polsko-sowiecka 1939 r.",
Londyn 1988, s. 56). Według relacji Władysława Swirskiego
otrzymanej z kręgów polonijnych w Kanadzie, za pośrednictwem autora
znaczących prac o stosunkach polsko-żydowskich w latach 1939-1941
Marka Pula - w Bogdanówce, w pobliżu Zborowa miejscowej organizacji
partii komunistycznej przewodziła Basia Szapiro. Jej zięć o nazwisku
Lipszyc był sekretarzem rady miejskiej. W czerwonej milicji bardzo
wpływową postacią był tamtejszy handlarz końmi Josz Pinkas.
"Panoszyli się bezwzględnie"
Aby w pełni uprzytomnić
czytelnikom jak fałszywe są stosowane przez Grossa próby
wybielenia obrazu postaw Żydów na Kresach i zaprzeczania ich tak
znaczącemu, a często dominującemu udziałowi w tamtejszej sowieckiej
administracji pozwolę sobie na odwołanie się do relacji samych
Żydów-świadków owych lat. Na przykład Henryk Reiss, tak wspominał
pierwsze lata rządów sowieckich we Lwowie (1939-1941):
"wówczas we Lwowie bycie Jewrejem ułatwiało życie. Władze
sowieckie nie ufały Polakom. Nie ufały Ukraińcom marzącym o wolnej
Ukrainie, a nie o Ukrainie jako części Związku Radzieckiego.
Pozostali Żydzi. Jedynie oni witali Armię Czerwoną kwiatami, jak
zbawców. Polski rząd emigracyjny w Londynie apelował, aby nie
współpracować z sowieckim okupantem. Polacy, początkowo
przynajmniej, nie zgłaszali się do pracy. Czekali. Żydzi nie mogli
lub nie chcieli czekać. O posady było łatwo. Dla Żydów nawet bardzo
łatwo (...). Dziewięćdziesiąt procent urzędników naszego
zjednoczenia stanowili Żydzi. Podobna sytuacja istniała we
wszystkich innych zjednoczeniach i kooperatywach spółdzielczych na
terenie Lwowa, obejmujących wszystkie gałęzie przemysłu, produkcji i
handlu. Czyż można się dziwić, że Polacy, którzy starali się nie
współpracować z Rosjanami, bo taki był rozkaz polskiego rządu w
Londynie, uważali Żydów za kolaborantów, agentów bolszewizmu?" (por.
H. Reiss, "Z deszczu pod rynnę. Wspomnienia polskiego Żyda",
Warszawa 1993, s. 41). Wspomniany już historyk żydowski z
Białorusi Eugeniusz Rozenblat pisał w cytowanym szkicu, iż "znaczące
warstwy żydowskiej ludności wykorzystały zniknięcie polskiej
inteligencji i upadek administracyjno-gospodarczego aparatu. Właśnie
wtedy ogromna żydowska masa inteligencka i półinteligencka napłynęła
do powstałej wówczas niszy, zajmując miejsca w nowych państwowych
strukturach (...)". Jak bardzo znaczące były te awanse
żydowskich mas, gdy żydowski "lud wszedł do śródmieścia" wyraziście
świadczą przytoczone przez Rozenblata dane. Otóż w obwodzie pińskim
w styczniu1941 roku Żydzi stanowili 25,3% wśród osób, które
awansowały na różne stanowiska, a w organizacjach i instytucjach
obwodowych - około połowy składu (49,5%). W rejonie słonimskim Żydzi
stanowili ok. 43% osób awansowanych na różne stanowiska, Białorusini
43,5%, Polacy 10,4%. W części miejscowości Żydzi zajęli większość
stanowisk w niektórych zawodach. W obwodzie pińskim na przykład
Żydzi stanowili 64,7% lekarzy, 49,2% buchalterów, rachmistrzów i
planistów. Rozenblat pisze, że przejawy preferowania specjalistów
Żydów prowadziły niekiedy do konfliktów. I tak na przykład w
Baranowiczach medycy nie-Żydzi uskarżali się na to, że w miejskim
szpitalu zostawiono wyłącznie lekarzy-Żydów, a lekarze z innych
narodowości posłani zostali bądź do innej pracy w mieście,
bądź posłani do regionów w teren. Czasami ostre konflikty
wywoływała skrajna niekompetencja Żyda pochopnie awansowanego na
kierownicze stanowisko. I tak Żyd mianowany przewodniczącym kołchozu
im. Komuny Paryskiej już w ciągu miesiąca wzburzył przeciwko sobie
większość kołchoźników. Według Rozenblata niezadowolenie z
żydowskiego przewodniczącego kołchozu wywołało jego grubiaństwo,
otwarte przywłaszczanie dóbr materialnych i wyraźne protegowanie
miejscowych Żydów. Decydując się na zdjęcie go ze stanowiska
rejonowy komitet partii akcentował, że jego postępowanie wywołało
wybuch narodowej nienawiści w kołchozie. Rozenblat wskazywał
również na to, że: "Liczni Żydzi zajmowali odpowiedzialne stanowiska
w organach NKWD, sądach i prokuratorach i z nimi kojarzono represje
nowej władzy. I tak, prokuratorem okręgowym w dywińskim okręgu
obwodu brzeskiego była M. M. Becker, prokuratorem w okręgu
prużańskim Była N. I. Liwszic (...), zastępcą naczelnika NKWD w
obwodzie brzeskim - W. G. Kagan, naczelnikiem wydziału śledczego w
brzeskim NKWD - S. M. Levin (...)". Rozenblat podkreślał, że według
danych z 25 września 1940 roku, 41,2% wszystkich pracowników
zatrudnionych w sądach i prokuratoriach obwodu pińskiego było
narodowości żydowskiej. Zdaniem Rozenblatta tak silny udział Żydów w
różnych strukturach sowieckiej władzy był traktowany przez część
ludności jako "niesprawiedliwe uprzywilejowanie Żydów". Doprowadziło
to do pojawienia się złośliwych określeń w stylu "sowiecka władza -
władza Żydów i dla Żydów", "władza żydowska". Wrocławski
sufragan, ks. biskup Wincenty Urban tak pisał w książce "Droga
krzyżowa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny światowej
1939-1945", (Wrocław 1983, s. 93-94): "Czynniki administracyjne
nie znały litości, były bezwzględne, cisnęły na każdym kroku.
Organem wykonawczym były najczęściej "biedniaki" oraz miejscowi
Żydzi, zwłaszcza ci ostatni panoszyli się bezwzględnie, nieraz
wyzywająco i bezczelnie. Ich dziełem po największej części były
różne donosy na ludzi oraz oskarżenia". Rozliczne żydowskie
świadectwa potwierdzają opinię o niezwykle dużym udziale żydowskich
kolaborantów w sowieckiej administracji na Kresach. W wydanych przez
Żydowski Instytut Historyczny "Studiach z dziejów Żydów w Polsce"
(Warszawa 1995, t. II, s. 65) przytoczono zawartą w Archiwum
Ringelbluma ocenę Żydówki z Grodna: "Położenie Żydów na terenach
polskich zajętych przez sowiety było nader pomyślne. Dzięki swojemu
wrodzonemu sprytowi i zdolnościom potrafili sobie ułożyć życie jak
najdogodniej (...). Bardziej wpływowych Polaków oraz takich, którzy
zajmowali przed wojną ważniejsze stanowiska, bolszewicy wywieźli
wgłąb Rosji, wszelkie zaś urzędy obsadzali przeważnie Żydami i im
powierzali wszędzie kierownicze funkcje (podkr. J. R. N.). Z tych
względów ludność polska ustosunkowywała się na ogół od razu bardzo
wrogo, wytworzyła się nienawiść o wiele jeszcze silniejsza, niż była
przed wojną". Podobny pogląd znajdujemy w zamieszczonej w tychże
zbiorach Ringelbluma opinii Żydówki z Wilna, stwierdzającej:
"bolszewicy na ogół przychylnie odnieśli się do Żydów, mieli do
nich pełne zaufanie i byli pewni ich całkowitej sympatii i zaufania.
Z tego powodu obsadzili Żydami wszystkie kierownicze i
odpowiedzialne stanowiska, nie powierzając ich Polakom, którzy je
dawniej zajmowali" (podkr. - J.R.N.).
Zafałszowanie wymowy książki M. Gnatowskiego
Aby dowieść, że
Żydzi nie grali żadnej znaczącej roli w administracji Jedwabnego pod
okupacją sowiecką, Gross powołuje się na urywkową informację o
czołowych urzędnikach tej administracji, nie-Żydach, w oparciu o
książkę prof. Michała Gnatowskiego: "W radzieckich okowach. Studium
o agresji 17 września 1939 r. i radzieckiej polityce w regionie
łomżyńskim w latach 1939-1941", Łomża 1997, s. 296. Jak zwykle
starannie przemilcza natomiast rozliczne informacje w tej książce
dowodzące, że Żydzi byli szczególnie uprzywilejowani w polityce
sowieckiej kosztem Polaków. Prof. Gnatowski pisał m. in. (op. cit.,
s. 158), że Żydzi i Białorusini to były w Łomżyńskiem jedyne grupy
ludności, na które władza radziecka mogła liczyć, zwłaszcza na
liczny w małych miasteczkach regionu "proletariat żydowski". Na s.
159 swej książki prof. Gnatowski pisze, iż: "Naczelnik MO
NKWD w Łomży na naradzie w Mińsku 20 IX 1940 r. stwierdził: "u nas
utarła się taka praktyka. Poparli nas Żydzi i tylko ich wciąż było
widać. Zapanowała też moda, że każdy kierownik instytucji czy
przedsiębiorstwa chwalił się tym, że u niego nie pracuje już ani
jeden Polak. Wielu z nas Polaków po prostu się bało". Uznał on taką
postawę wobec Polaków za błąd. Inni uczestnicy narady tak nie
uważali. Odwrotnie jeden z naczelników RO NKWD stwierdził z
naciskiem, że "wszyscy Polacy to kontrrewolucjoniści".
Traktowani jako ludzie "drugiej kategorii", poddawani
prześladowaniom narodowym, usuwani z pracy i narażani na ciągłą
depolonizację, Polacy byli tym mocniej uczuleni na widoczne
przykłady faworyzowania Żydów. Jak pisał prof. Gnatowski:
"(...) w wypowiedziach mieszkańców regionu cytowanych w
radzieckich dokumentach - wskazuje się na negatywne traktowanie
Polaków i kokietowanie Żydów. Np. 20 X 1940 r. Jan Gosk mówił w
Rutkach: "Teraz to mamy żydowskie cesarstwo. Tylko ich wybierają
wszędzie, a Polak jak koń, on tylko ciągnie i jego biją batem. Dla
Polaków nastały złe czasy" (tamże, s. 159).
"Ilu was? Raz!"
Zaprzeczając masowemu udziałowi Żydów w
kolaboracji z Sowietami na Kresach, przedstawiając go jako nikły i
obejmujący tylko niewielką część Żydów, Gross stwarza mity o
rzekomym masowym oporze Żydów przeciw Sowietom, co więcej,
bezczelnie przecząc powszechnie znanym faktom, twierdzi w "Upiornej
dekadzie" (wyd. z 1998, s. 82), iż "większość Żydów" odrzucała
sowieckie porządki, oraz że "za te poglądy i działania antysowieckie
Żydzi zostali ukarani". Na poprzedniej stronie (s. 81) pisze, że
Żydzi "zapłacili za to wysoką cenę". Powołując się na niektóre,
poddawane w wątpliwość statystyki, stwierdzające, że Żydzi stanowili
30% osób deportowanych przez Rosjan (Polacy - 52%), choć byli dużo
mniej liczni od Polaków; Gross głosi, że jest to dowód na to, że
"władze radzieckie represjonowały Żydów surowiej niż Polaków". Jest
to świadomy fałsz z kilku względów. Po pierwsze, gdy piszemy o
surowych represjach, to Polacy wielokrotnie częściej byli mordowani
przez Sowietów w latach 1939-1941 niż Żydzi. Po drugie, Polaków
represjonowano bądź z powodów politycznych (jako przedstawicieli
dawnej administracji, członków elity polityczno-kulturalno, bądź po
prostu tylko za to, że byli Polakami). Żydów deportowano na ogół z
trzech powodów - jako uciekinierów z terenów pod okupacją niemiecką
(Rosjanie nagminnie podejrzewali ich o szpiegostwo), za zgłoszenie
się na wyjazd na tereny Generalnej Guberni, bądź za spekulację
towarami, w której Żydzi odgrywali dominującą rolę. Groteskowo w tym
względzie wygląda przedstawianie jako wyjątkowo znaczącej
manifestacji żydowskiego oporu wobec Sowietów, to, że część Żydów
nie kwapiła się do przyjmowania dokumentów potwierdzających
sowieckie obywatelstwo. Według Grossa "Drugą demonstracją
antyreżimową mniej więcej w tym samym czasie, było masowe zgłaszanie
się Żydów do sowiecko-niemieckich komisji przesiedleńczych z prośbą
o repatriację do Generalnej Guberni" ("Upiorna... op. cit.", s. 81).
Tego typu działania nazwane szumnie przez Grossa "demonstracjami
antyreżimowymi" nie miały nic wspólnego z prawdziwie aktywnym oporem
wobec władzy sowieckiej, w którym Żydzi albo nie uczestniczyli, albo
w wyjątkowo małym, lilipucim wręcz stopniu. By przytoczyć choćby tak
wymowne dane ze sprawozdania NKWD BSRR z 27 lipca 1940 r.,
skierowane do sekretarza KC KP Białorusi Ponomarienki na temat
likwidacji kontrrewolucyjnych organizacji podziemnych, skupiających
3.231 działaczy, głównie ludzi młodych. Żydzi według tych informacji
stanowili mikroskopijny ułamek wszystkich wykrytych i zlikwidowanych
organizacji podziemnych. Dosłownie jeden Żyd zamieszany w
działalność tych organizacji przypadał na 363 Polaków. Dokładny stan
narodowościowy podziemia antysowieckiego według informacji NKWD
wyrażały następujące liczby: Polacy 2.904 osób, Białorusini - 184,
Żydzi - 8, Litwini - 37, inni - 98 (por. A. Chackiewicz,
Aresztowania i deportacje społeczeństwa zachodnich obwodów Białorusi
(1939-1941) w książce "Społeczeństwo białoruskie, litewskie i
polskie na ziemiach północno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach
1939-1941", pod red. M. Giżejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa
1995, s. 134). Na tle tej garstki żydowskich non-konformistów
tym bardziej zdumiewa skrajne apoteozowanie przez Grossa ogromnego
jakoby oporu żydowskiego wobec Sowietów. Ktoś złośliwy przypomniałby
tu krótką wymianę zdań: "Ilu was? Raz!".
Niemiecki historyk o "absurdach" Grossa
Zafałszowania
Grossa, skrajnie wybielającego kolaborację Żydów z Sowietami, w
druzgocący sposób obalił Bogdan Musiał, jeden z najwybitniejszych
niemieckich historyków młodego pokolenia. W toku publikowanej w
"Życiu" z 2 lutego 2001 rozmowy z nim przeprowadzonej przez Pawła
Paliwodę pt. "Nie wolno się bać", Musiał powiedział m. in.:
"Część ludności żydowskiej, która miała skłonności
lewicowe, szczególnie młodzież, rzeczywiście zaczęła współpracować z
Sowietami. W ten sposób Polacy zaczęli postrzegać Żydów jako
zdrajców, sprzymierzeńców Sowietów. Powszechnie sądzono, że listy
proskrypcyjne wysyłanych na Syberię były przygotowywane przez
żydowskich komunistów. Po części jest to prawda. Weźmy na przykład
relację Michaela Mielnickiego, syna Chaima Mielnickiego z Wasilkowa
(zawartą w książce "Białystok to Birkenau", która ukazała się w roku
2000 w Toronto). Wspomina on, że przyjeżdżali do nich
funkcjonariusze NKWD i dla nich on z tatą wypełniali listy tych,
którzy mieli jechać na Syberię. Polaków określa mianem "zdrajcy",
"folksdojcze", "faszyści" - językiem sowieckich okupantów. Cytuje
swojego ojca: "musimy się pozbyć tych polskich faszystów, bo oni są
naszymi wrogami". Tylko, że wśród tych faszystów i zdrajców były też
dzieci, niemowlęta. Chociaż tylu Polaków wywieziono z pomocą jego
ojca, pan Michael Mielnicki dziwi się bardzo, że po wejściu Niemców
nagle wśród Polaków pojawiło się tylu antysemitów".
Przeciwstawiając się tym, którzy odrzucają jako rzekomy
antysemicki stereotyp stwierdzenia, że wojska sowieckie wkraczające
do Polski były owacyjnie witane przez znaczną część ludności
żydowskiej, Musiał stwierdził: "Co do tego (tzn. tego
owacyjnego witania - J. R. N.) nie ulega wątpliwości. To jest
potwierdzone także przez żydowskich historyków. Na przykład w pracy
Benciona Pinchuka "Shtetl Jews under Soviet Rule. Eastern Poland and
the Eve of the Holocaust". Głównym jego źródłem były relacje ludzi,
którzy przeżyli holocaust na tych terenach. Pinchuk dochodzi do
całkowicie odmiennych wniosków niż Gross, przy czym ma on bez
porównania bardziej profesjonalną bazę źródłową. Pinchuk pisze o
witaniu Sowietów i zaangażowaniu się Żydów, szczególnie w pierwszej
fazie budowy systemu sowieckiego. W miastach Żydzi zwolennicy
komunizmu odegrali dużą rolę w utrwalaniu władzy sowieckiej.
Tworzyli komitety rewolucyjne, milicje, itd. To wszystko Pinchuk
ustala na podstawie relacji nie polskich czy antysemickich - tylko
żydowskich, które są w Yad Vashem. To jest do odnalezienia. Gross tę
monografię zacytował tylko raz. Nie pasują mu jej tezy, jest dla
niego bardzo niewygodna (...). Dlatego Gross omija pracę Pinchuka -
i wiele innych - szerokim łukiem (...). Co do książki Grossa, to
oczywiście nie ma u niego konstatacji, że ci Żydzi, którzy byli
odpowiedzialni za komunistyczne zbrodnie (...) byli to pierwsi z
tych, którzy uciekali z obszarów opuszczanych przez Sowietów".
W artykule "Historiografia mityczna", publikowanym na łamach
"Rzeczpospolitej" z 24-25 lutego 2001, Musiał krytykując manipulacje
Grossa, stwierdził: "Gotowość Grossa do afirmacji świadectw
niedoszłych ofiar holocaustu ma swoje granice. Akceptuje on bowiem
jedynie takie relacje, które potwierdzają jego tezy - inne ignoruje.
Przykładem są relacje świadków żydowskich spisane w latach 1941-1942
o sytuacji na Kresach pod okupacją sowiecką. Wielu autorów tych
relacji ocenia bardzo krytycznie postawy części społeczeństwa
żydowskiego w stosunku do Polaków. Jeden z nich opisuje tak sytuację
w Wilnie: "Żydowscy komuniści igrali z uczuć patriotycznych Polaków,
denuncjowali ich nielegalne rozmowy, wskazywali polskich oficerów i
byłych urzędników, z własnej woli pracowali w NKWD i brali udział w
aresztowaniach". Podobnie jak Chaim - Mielnicki w Wasilkowie.
Gross konsekwentnie omija takie relacje, bo przeczą one jego
tezie, że podczas okupacji sowieckiej nie wydarzyło się nic, co
mogłoby wpłynąć negatywnie na zaostrzenie i bez tego napiętych
stosunków polsko-żydowskich". B. Musiał pisze: "znając źródła
żydowskie i inne można doprowadzić większość tez Grossa do absurdu".
Myślę, że słowo "absurd" jest zdecydowanie za łagodnym określeniem.
Chodzi bowiem o cyniczne kłamstwa wyrachowanego oszusta
intelektualnego, jakim jest bez wątpienia Gross.
JERZY ROBERT NOWAK
P. S. W tekstach cyklu publikowanego w GŁOSIE skupiłem
się na szerokim polemicznym omówieniu wybranych kłamstw i
oszczerstw J. T. Grossa. Czytelników GŁOSU chcących poznać całą
różnorodność kłamstw i przeinaczeń Grossa, odsyłam do drukowanego
równocześnie w tygodniku "Niedziela" cyklu "Sto kłamstw J. T.
Grossa". Piszę tam m. in. o zafałszowywaniu przez Grossa dawnej
historii stosunku Polaków do Żydów, m. in. o jego insynuowaniu, że
od czasów Chmielnickiego, które były "pierwowzorem Shoah" czyli
zagłady Żydów na wsi polskiej raz po raz manifestowała się w
paroksyzmach gwałtu "gotowość do zniszczenia tego, co obce". W
tych oszczerczych stwierdzeniach Gross przypisał polskim chłopom
ukraińskie i kozackie rzezie pod dowództwem Chmielnickiego.
Omawiam tam również m. in. skrajne kalumnie J. T. Grossa pod
adresem katolicyzmu w Polsce, oszczerstwa na temat duchowej
inspiracji przez polskie "czarne duchowieństwo" okrucieństw
antysemickich, kalumnie pod adresem łomżyńskiego biskupa
Stanisława Łukomskiego, etc.
J.R.N.
Powrot
|