Jedwabne a mordowanie Polaków i inne zbrodnie na Kresach 1939-1941 (II)
 

A Żydzi całowali sowieckie czołgi...

Na wstępie tego odcinak chciałbym przeprosić czytelników GŁOSU za niedostatecznie dokładne poinformowanie o treści właśnie rozpoczynającego się cyklu moich artykułów w "Niedzieli". Będzie on mówić nie o ponad 60 kłamstwach J. T. Grossa, a o "Stu kłamstwach J. T. Grossa". Po dokładnym sprawdzeniu różnych nieprawd zawartych w pracach owego autora doliczyłem się grubo ponad stu zafałszowań, ze względów objętościowych przyjmując ograniczenie do skupienia się na stu jego fałszach.

Szokujące wprost są rozmiary cynizmu i hucpiarstwa tego żydowskiego socjologa z USA w zafałszowywaniu prawdy o historii Polski i stosunków polsko-żydowskich. Gross w swych najnowszych książkach konsekwentnie upowszechnia wizję dwóch przeciwstawnych narodów: Żydów, jako "aniołów" wciąż padających ofiarą żyjących obok nich "fanatycznych i ciemnych" Polaków, którzy jako naród są współwinni zagłady Żydów. W tym samym czasie Gross stara się urabiać mit o rzekomej bardzo częstej kolaboracji Polaków z Niemcami i równocześnie maksymalnie wybielać postawy Żydów wobec Sowietów na Kresach w latach 1939-1941.

Zarówno w wydanej w 1999 r. Upiornej Dekadzie jak i w wydanych w 2000 r. Sąsiadach Gross idzie dosłownie w zaparte dla zaprzeczenia faktom o kolaboracji Żydów. W "Sąsiadach" (s. 104) pisze, że entuzjazm Żydów na widok wchodzącej Armii Czerwonej nie był zgoła rozpowszechniony i nie wiadomo na czym miałaby polegać wyjątkowość kolaboracji Żydów z Sowietami w okresie 1939-1941. W Upiornej Dekadzie (s. 68) maksymalnie pomniejszając rozmiary żydowskiej kolaboracji twierdzi, że nawet kilka osób autentycznie szczęśliwych musiało się wyróżniać na tle ogólnej atmosfery strachu i przygnębienia. Najbardziej groteskowo brzmi twierdzenie Grossa (Upiorna Dekada, s. 66): Żydzi wystawiali wprawdzie bramy triumfalne na cześć wchodzących wojsk sowieckich (a robili to nagminnie - J.R.N.), ale czynili to najczęściej ze strachu. Dziwne tylko, że wszystkie inne nacje na Kresach nie poddawały się jakoś temu uczuciu strachu z takim niekłamanym entuzjazmem jak Żydzi. Są na ten temat dosłownie tysiące świadectw, w tym bardzo wiele świadectw Żydów, jak widać dużo uczciwszych od Grossa. Przypomnijmy, że tak wybitny przywódca Polskiego Państwa Podziemnego jak generał Stefan Rowecki "Grot" pisał 25 września 1941 r.: Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już w szczególności na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi (...). (cyt. za A. Żbikowski, Żydzi polscy pod okupacją sowiecką 1939-1941 w wydanych przez Żydowski Instytut Historyczny Studiach z dziejów Żydów w Polsce, Warszawa 1995, t. 2, s. 63).

Jak wielki był ten niekłamany prosowiecki entuzjazm Żydów najlepiej świadczył przyznawany niegdyś przez Grossa (w Revolution from Abroad, Princeton 1988) fakt, że tylko Żydom na Kresach przytrafiał się dość szczególny nawyk - całowanie sowieckich czołgów. W żadnych relacjach nie ma bowiem informacji, by jakikolwiek Ukrainiec czy Białorusin splamił się aż takim prosowieckim serwilizmem. Jak pisał Gross (Revolution...., op. cit. s. 29) "całowano nawet czołgi. Żydzi jak się wydaje mieli predylekcję do całowania czołgów, jakoś nikt nie wspomina, by robili to Ukraińcy czy Białorusini". Swoiste zboczenie "czołgowe".

Antypolska dywersja

Czy rzekomymi uczuciami strachu przed Sowietami da się wytłumaczyć udział licznych grup zbolszewizowanych Żydów na Kresach w zbrojnej dywersji przeciw armii polskiej we wrześniu 1939 r. Przypomnijmy tu, że była to wówczas jedyna armia stawiająca zbrojny opór niemieckim nazistom. W wydanej w 1999 r. książce Przemilczane zbrodnie. Żydzi i Polacy na Kresach 1939-1941 szerzej pisałem o rozmiarach tej żydowskiej dywersji (m. in. w Grodnie, Skidlu, Rożyszczach, Skałacie, Kołomyi, Izbicy, Lubomlu). Ostatnio zdradziecką dywersję żydowską na Kresach napiętnował historyk prof. Tomasz Strzembosz w tekście Przemilczana kolaboracja ("Rzeczpospolita" z 27-28 stycznia 2000, akcentując, że Żydzi podejmowali akty rewolty przeciw państwu polskiemu, zajmując miejscowości, tworząc tam komitety rewolucyjne, aresztując i rozstrzeliwując przedstawicieli polskiej władzy państwowej, atakując mniejsze lub nawet całkiem duże (jak w Grodnie) oddziały WP. Prof. Strzembosz powołał się przy tym na wyniki najnowszych badań innego historyka Marka Wierzbickiego, który w swym tekście pisze m. in. o ówczesnych dwudniowych walkach o pobliski Skidel, o żydowskich rebeliach w Jeziorach, Łunni, Wiercieliszkach , Wielkiej Brzostowicy, Ostrynie, Dubnie, Dereczynie, Zelwie, Motolu, Wołpie, Janowie Poleskim, Wołkowysku, Horodlu i Drohiczynie Poleskim. W tych miejscowościach nie widziano ani jednego Niemca - wystąpienia skierowane były przeciwko państwu polskiemu. Była to kolaboracja z bronią w ręku, stanięcie po stronie wroga, zdrada dokonana w dniach klęski. (Podkr. - J. R. N.). W mającej się ukazać w najbliższym czasie mojej dwutomowej książce Polacy i Żydzi na Kresach 1939-1941 przytoczę również jeszcze inne przykłady antypolskiej żydowskiej dywersji w różnych miejscowościach. Ogarnęła ona bardzo znaczące obszary Kresów, stanowiła prawdziwy cios w plecy polskiej armii. Dlaczego o tym wszystkim tak skrzętnie milczy Jan Tomasz Gross, skrajny wybielacz postaw Żydów na Kresach? Jak widać prawda historyczna nie ma dla niego żadnego znaczenia. Liczą się tylko antypolskie uprzedzenia i zniesławiająca propaganda.

Jednym z najbardziej oburzających przejawów prosowieckiej kolaboracji części Żydów na Kresach było dopuszczenie się przez nich rozlicznych mordów na polskich oficerach, żołnierzach i cywilach. Wspomina o tym prof. Strzembosz w cytowanym artykule. Ja pisałem na ten temat już ponad półtora roku temu w odrębnym rozdziale książki Przemilczane zbrodnie. Nie będę więc tu opisywał niektórych szerzej relacjonowanych tam mordów na Polakach. By przypomnieć choćby opisaną tam historię zamordowania przywódców studenckich na Politechnice Lwowskiej za rzekomy antysemityzm, czy wymordowania dominikanów z klasztoru w Czortkowie, bestialsko zabitych przez żydowskich enkawudzistów. W obecnym artykule skupię się głównie na niektórych nowych przykładach mordów zbolszewizowanych Żydów na Polakach, które zebrałem do mającej się wkrótce ukazać wspomnianej dwutomowej książki o Polakach i Żydach na Kresach w latach 1939-1941.

Po 17 września: zamordowani oficerowie

Ryszard Pedowski, szwagier autora cennego dzieła o Polsce w drugiej wojnie światowej Poland’s Holocaust - Tadeusza Piotrowskiego, przytoczył fakt zamordowania dwunastu polskich oficerów przez Żydów w Grabowcu (powiat Hrubieszów, woj. lubelskie). Według Pedowskiego polscy oficerowie zostali zamordowani w piekarni bogatego Żyda grabowieckiego, zwanego Pergamen. Następnie inny Żyd, znany w miejscowości jako "Kuka" (woziwoda) przetransportował ciała dwunastu polskich oficerów na cmentarz i tam zostawił je w rowie. Ciała zamordowanych nie miały nic na sobie poza bielizną. Gdy je znaleziono na cmentarzu następnego dnia, mieszkańcy zapewnili zamordowanym chrześcijański pogrzeb. Później doszło do otrucia "Kuki" jako potencjalnego niewygodnego świadka. Według Ryszarda Pedowskiego zarówno dwunastu polskich oficerów, jak i woziwodę zamordowali miejscowi biedni grabowieccy Żydzi, sympatyzujący z komunistami (wg T. Piotrowski, Poland’s Holocaust, Jefferson, North Carolina 1998, s. 55).

Profesor Tadeusz Piotrowski akcentował, że sprawa grabowieckiej zbrodni na polskich oficerach powinna być poddana szczegółowemu śledztwu. Zapytajmy więc, czy zajął się już nią, albo kiedy się nią zajmie Instytut Pamięci Narodowej?

Sprawa zbrodni w Grabowcu o roli otrutego świadka zbrodni - Żyda "Kuki" została poddana również w nadesłanej do mnie relacji Bolesława Boratyńskiego z Grabowca. Podkreślał on, że przyczyną zlikwidowania "Kuki" było to, że on rozpowiadał o całej sprawie, i uskarżał się, że dostał za mało pieniędzy za swe usługi w zbrodni (wg relacji B. Boratyńskiego z 30 grudnia 1999, znajdującej się w moim posiadaniu). Boratyński akcentował w swej relacji, że fakty o zbrodni na polskich oficerach są znane i pamiętane przez mieszkańców Grabowca.

Istnieją rozliczne rozproszone informacje informujące o przejawach brutalnego traktowania polskich oficerów i żołnierzy (aż do zabójstw włącznie) ze strony zbolszewizowanych  Żydów. Na przykład Julian Grzesik pisał w wydanej w 1989 roku w Lublinie książce Alija o martyrologii Żydów europejskich, iż: Znane były przypadki rozbrajania przez Żydów polskich żołnierzy, a niekiedy nawet ich zabójstw. O zabójstwie w 1939 r. sierżanta, który odmówił oddania broni Żydowi, piszący tę relację posiada informacje z pierwszej ręki. J. K. Kuncewicz wspomniał na łamach Tygodnika Kulturalnego 7 maja 1989: 23 września zostaliśmy otoczeni przez czołgi sowieckie i przepędzeni do młyna w Hrubieszowie. Otoczeni przez miejscowych milicjantów-Żydów, którzy w sposób bardzo ordynarny wykazywali, kto jest władzą (...) Gros oficerów i podoficerów, którzy nie zaryzykowali ucieczki jest na wykazie katyńskim. Wielu Żydów, nie tylko komunistów, zapełniło wkrótce etaty w sowieckiej administracji, pomagając NKWD w wyłapywaniu oficerów i pracowników polskiej administracji.

Wstrząsającą relację wymagającą dalszych archiwalnych potwierdzeń, nadesłał do mnie we wrześniu 1999 ksiądz Paweł Piotrowski z Curitiby w Brazylii. Pisał w niej m. in.: Przez kilkanaście lat, pracując w Rio de Janeiro, byłem kapelanem koła tamtejszych Kombatantów Polskich - 9 PK. Przez długi czas ich prezesem był pan Janusz Pawełkiewicz. W 1939 roku dowodził tylną strażą jednego z polskich zgrupowań wycofujących się na południowy wschód. Nie mogę, niestety, przytoczyć tu dokładniejszych danych, ale wiem, że znajdują się one w londyńskim archiwum, które przez lata sporządzano na podstawie zeznań uczestników walk - żołnierzy polskich - na różnych frontach II wojny światowej.

Wspominał, jak bardzo burzył się na widok transparentów na cześć wybawicieli ze Wschodu, którzy jeszcze na te tereny nie wkroczyli. Oddział, którym por. Janusz Pawełkiewicz dowodził, oderwał się od głównych sił, pozostał w tyle, tak, że stworzyła się luka między nim a zasadniczymi siłami. Widocznie ten fakt wprowadził w przekonanie mieszkańców Chełma, że nie ma już polskich sił, że wszystkie uciekły. Po wejściu do miasta oddział pana Pawełkiewicza skierował się do miejscowej szkoły i zdumieni żołnierze znaleźli tam scenę wstrząsającą: na podłodze sali szkolnej leżało dwanaście ciał oficerów polskich przybitych do podłogi długimi gwoździami poprzez oczy i głowę. Żołnierze znaleźli woźnego i na pytanie: "kto to zrobił?", usłyszeli odpowiedź: "Żydy". Na pytanie: "gdzie oni są?", woźny odpowiedział: "Tu, na tej ulicy same Żydy mieszkają".

Pragnę dodać, że pan Janusz opowiadał o tym wydarzeniu wobec świadków, a dokładniejsze dane będzie można znaleźć we wspomnianych archiwum w Londynie (...) (tekst nadesłanej do mnie relacji ks. Pawła Piotrowskiego był drukowany w dziale "Polski holocaust - relacje "Naszej Polski" z 15 września 1999).

Prezes Towarzystwa Przyjaciół Frampola Ryszard Jasiński przytoczył w publikowanej przez niego relacji o "frampolskim wrześniu 1939 r." fragmenty pamiętnika Jerzego Czerwieńca-Czerwińskiego, opisującego tragiczne wydarzenie z końca 1939 roku: 29 września na posterunek, czy komendę "Czerwonej milicji", również znajdujący się w szkole - dwóch Żydów doprowadziło podchorążego WP w stopniu plutonowego powracającego zza Buga przez Frampol za Wisłę. Tam urzędujący członkowie milicji z jej komendantem A. R. "Nuchymem" w czasie przesłuchania zażądali zdjęcia orzełka z czapki i zerwania naramienników z dystynkcjami plutonowego WP. Podchorąży odmówił - a kiedy komendant A. R. chciał mu je zerwać siłą, atakowany podobno uderzył "Nuchyma" w twarz. Rozwścieczeni milicjanci zakłuli podchorążego bagnetami, a najwięcej znęcał się nad nim sam komendant. Tak zginął, nie na linii frontu od kuli wroga, ale kainową ręką zamordowany plutonowy podchorąży WP Wincenty Panasiuk, student Uniwersytetu Warszawskiego, urodzony w 1912 r. w Opatowie (...) W nocy, w strachu przed mieszkańcami Frampola, wywleczono zamordowanego na tzw. "księże pole" i w jego części północno-wschodniej (za obecną hydrofornią) wykopali dół i tam wrzucili zwłoki, a dla zatarcia zbrodni zakryto je martwym koniem (...) i dopiero potem zasypano ziemią, zacierając dobrze ślady (...). Student Wincenty Panasiuk z Opatowa miał w przyszłości zostać nauczycielem, a jak na ironię zamordowano go w szkole we Frampolu (...) Po roku, gdy wydobywano zwłoki żołnierza z dołu hańby, spod padłego z głodu ułańskiego konia, gdzie ukryli go po "wieczne" czasy mordercy, mundur wskazywał na bardzo liczne rany na ciele (cyt. za R. Jasiński, Frampolski wrzesień 1939 rok - cd. w gazecie regionalnej Towarzystwa Przyjaciół Frampola "Wokół Frampola", lipiec 1998, nr 3, s. 20, 21, 22).

Inżynier Michał Ławacz w nadesłanej do mnie relacji z 29 lipca 1999 r. opisał wstrząsający fakt zamordowania, dosłownie na jego oczach, młodego polskiego żołnierza przez grupę żydowskich milicjantów w Chełmie. Jak wspominał inż. Ławacz: W dniu - nie pamiętam już którym - wjazd do Chełma czołgów radzieckich przez przystrojone bramy z kwiatów itp. wykonane przez Żydów. Serdeczne witanie czołgistów, a następnie Sołdatów przez Żydów. Żydów opanowuje euforia. Nagle wszyscy Żydzi od wyrostków do lat ok. 40 mają opaski czerwone na rękawach. Już rządzą na ulicy jako milicja. Prawie wszyscy uzbrojeni w karabiny, pałki, bagnety, noże. Żądni krwi i mordu. Cel widoczny - szukanie ofiary. Było to w godzinach popołudniowych, ok. godz. 18.00. Byliśmy świadkami, jak zgraja około 10-15 wyrostków żydowskich, zaatakowała młodego żołnierza na ulicy, którą przechodziliśmy - przy pomocy noży, pałek, bagnetów. Każdy Żyd chciał mieć swój udział w mordzie. Napadli na niego całą grupą, gdy szedł sam ulicą. Stało się to około 50 do 100 metrów przed nami. My też szliśmy w tym samym kierunku co ten żołnierz. Widząc to wszystko i słysząc głosy zabijanego i Żydów poczułem się słabo i zemdlałem. Ojciec wciągnął mnie do bramy kamienicy (...). Z bramy zaciągnięty zostałem na klatkę schodową, gdzie powoli odzyskiwałem przytomność (...) Obraz ten mam do dzisiaj w pamięci.

Możnaby mnożyć przykłady podobnych jak powyższe historii zabójstw Polaków przez zbolszewizowwanych Żydów. Krzysztof Jasiewicz na przykład wymienia, w swej tak cennej pracy Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956, Witolda Rozwadowskiego (1912-1939), aresztowanego wraz z ojcem prawdopodobnie we wrześniu 1939 roku. Według Jasiewicza Witold Rozwadowski został zamordowany w więzieniu w Oszmianie przez kolegę Żyda (milicjanta w Oszmianie) (por. K. Jasiewicz, Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956, Warszawa 1995, s. 887).

Felicja Starosielec w przesłanej do mnie relacji z 21 sierpnia 1999 r. podawała, że jej brat został zabrany z gimnazjum brzeskiego, aresztowany, oskarżony i rozstrzelany przez milicję żydowską.

Za pośrednictwem Tadeusza Kalinowskiego ze Skierbieszowa w powiecie zamojskim otrzymałem przesłane przez niego 22 sierpnia 1999 r. podpisane przez Józefa Chudzika z Majdana Sitanickiego zeznanie na temat okoliczności zamordowania dwóch żołnierzy polskich około 17 września 1939 roku. Żołnierzy tych, idących w umundurowaniu, bez uzbrojenia, zabiła grupa uzbrojonych Żydów w miejscowości Wierzba na Zamojszczyźnie. Pan Chudzik, który sam był świadkiem mordu na Polakach, powoływał się również na konkretne nazwiska innych świadków wspomnianej zbrodni.

Janina Długosz-Adamowska w nadesłanej do mnie relacji z 15 sierpnia 1999 r. opisując tragedię swej rodziny mieszkającej na Kresach, wspominała: Kuzynkę Marię ze Zborowskich wywieziono na Sybir, a męża Rudolfa zabili Żydzi w domu, we Lwowie (lekarz z zawodu, były konkurent zawodowy i oczywiście gnębiciel uciśnionych, bo pochodzenia hrabiowskiego). 

Władysław Zańczuk w nadesłanej relacji z 26 sierpnia 1999 r. opisał zbrodniczy mord, najwyraźniej w celach rabunkowych, dokonany na kobiecie-Polce i jej dziecku przez patrol ukraińsko-żydowski w rejonie miejscowości Wołynka w październiku 1939 r. Zańczuk, we wrześniu obrońca twierdzy brzeskiej, zdołał wraz z kolegą Władysławem Schlichtynem wydostać się z niewoli sowieckiej i podążał ku Włodawie wzdłuż torów kolejowych Brześć-Włodawa. W swej relacji tak pisał o tragicznym wydarzeniu, które zaobserwowali: Idąc już torami, na wysokości miejscowości Wołynka zauważyliśmy patrol w składzie dwóch ludzi z bronią na pasie (przedtem pisał, że był to patrol ukraińsko-żydowski - J. R. N.), podążający ścieżką do torów kolejowych (...). Z przeciwnego zaś kierunku zbliżała się do nas kobieta z małą dziewczynką, która niesie pod pachą bochenek chleba. Oceniając na oko odległość, mogła wynosić około 120-150 metrów. Liczyliśmy, że patrol wpierw spotka się z kobietą.

Mimo wszystko, sytuacja trochę nas niepokoi - postanowiliśmy trochę zwolnić kroku. - Widzimy jak patrol zatrzymuje kobietę z dzieckiem, rozmowy żadnej nie słyszymy - po chwili dochodzi do dwóch strzałów (...) Kobieta z dzieckiem zginęła, bo była Polką i miała futro (...) Chociaż było tak dawno, ale wszystko pamiętam, jakby było to dzisiaj, mieli nie więcej niż 18-20 lat - jeden był Żydem, drugi Ukraińcem.

Masakry więźniów

Jedną z najczarniejszych plam w historii antypolskich działań zbolszewizowanych Żydów w czasie wojny był ich bardzo aktywny udział w mordowaniu polskich więźniów w czasie sowieckiego odwrotu po napaści na ZSRR w czerwcu 1941 roku. Chodziło o mordy na masową skalę. Autorzy dokumentalnej pracy na ten temat: Krzysztof Popiński, Aleksander Kokurin i Aleksander Gurjanow oceniali, że w toku pospiesznej "ewakuacji" więźniów zginęło od 20.000 do 30.000 polskich obywateli, głównie Polaków i Ukraińców. Zginęli zamordowani w więzieniach i w toku samej ewakuacji. Z kolei według ocen Stanisława Kalbarczyka w czasie czerwcowej "ewakuacji" z wszystkich więzień sowieckich zginęło razem około 50.000 do 100.000 ofiar. I tak na przykład w więzieniu w Łucku przeżyło masakrę tylko 90 z około 2.000 więźniów.

Ze względu na zmasowany charakter mordowania polskich więźniów (a także ukraińskich) w więzieniach i w czasie "ewakuacji" w czerwcu 1941 roku, tym istotniejsze jest pełne zbadanie konkretnej odpowiedzialności zbolszewizowanych Żydów, uczestniczących w roli katów w owych masakrach. A była to rola, niestety dość znacząca. Jak pisał Mark Paul w odniesieniu do zbrodni w czerwcu 1941 roku: Istnieje wiele autentycznych raportów o miejscowych Żydach w służbie sowieckiej, uczestniczących w egzekucjach więźniów, przeprowadzonych na szeroką skalę przez sowiecką służbę bezpieczeństwa w owym czasie (por. tekst M. Paula: Jewish-Polish Relations in the Soviet-Occupied Poland 1939-1941, zamieszczony w książce The Story of Two Shtetls, Brańsk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 2, s. 218).

W książce Zbrodnicza ewakuacja więzień i aresztów NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu 1941 roku napisano między innymi o udziale zbolszewizowanych Żydów w mordowaniu więźniów w Łucku, Oszmianie i Wołożynie. We wspomnianej książce wymieniono po nazwisku - w oparciu o wyniki śledztw - niektóre osoby narodowości żydowskiej, które pełniły służbę w więzieniach, gdzie popełniono masakry. Byli wśród nich między innymi Szloma Szlut, Karp - kobieta narodowości żydowskiej, Mohylow - Żyd-kierowca, Krelensztejn, również narodowości żydowskiej. Szczególną brutalnością "wyróżniły się" strzelające do więźniów ustawionych na dziedzińcu więziennym dwie Żydówki z Łucka: Blumenkranz, lat 20, córka właściciela sklepu obuwniczego z ulicy Jagiellońskiej i Spiglówna (brak bliższych danych).

Poza udziałem w masakrach w Łucku, Oszmianie i Wołożynie, udział zbolszewizowanych Żydów odnotowano między innymi w mordowaniu Polaków w Czortkowie (co już wcześniej opisałem), w Tarnopolu, w okolicach Brańska.

Ksiądz Wacław Szetelnicki pisał, że 21 czerwca 1941 roku wraz z wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej, wycofujący się Sowieci wymordowali w więzieniach zamkniętych tam Polaków i Ukraińców. Stwierdzono, że w więzieniu tarnopolskim w mordowaniu brali udział trzej Żydzi z Trembowli: dorożkarz Kramer, Dawid Kuemmel i Dawid Rosenberg (por. książkę ks. W. Szetelnickiego, Trembowla. Kresowy bastion wiary i polskości, Wrocław 1992, s. 213). W tym przypadku dokładne nazwiska żydowskich katów Polaków są więc dobrze znane. Pytanie, czy Instytut Pamięci Narodowej wszczął śledztwo w tej sprawie, a jeśli wszczął, to dlaczego wiadomość o tym nie jest szerzej znana polskiej opinii publicznej?

Szokujące informacje na temat zbrodni popełnionej przy współudziale Żydów na 40 Polakach z okolic Brańska znajdujemy w publikowanym rok temu tekście Zbigniewa Romaniuka. Jego autor jest człowiekiem znanym z niezwykle gorącej troski o pielęgnowanie śladów żydowskiej przeszłości w Brańsku i o stwarzanie możliwości prawdziwie głębokiego dialogu polsko-żydowskiego. Przejęty tymi ideami, kilka lat temu, nawet nazbyt naiwnie zaufał w dobre intencje Mariana Marzyńskiego, kręcącego film "Shtetl", który później okazał się tendencyjnym paszkwilem polakożerczym. Tym godniejsze uwagi są więc stwierdzenia Zbigniewa Romaniuka, oparte na prowadzonych przez niego badaniach historii miasta Brańska w 1939 roku. Romaniuk mówił między innymi: Główna Komisja Badań Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu bada obecnie sprawę szokującego mordu na około 40 osobach z Ciechanowca, Brańska i otaczających je terenów. W czerwcu 1941 roku, dosłownie na godziny przed wejściem Niemców do Brańska, sowieckie NKWD w towarzystwie dwóch żydowskich policjantów z Brańska eskortowało wyżej wspomnianą grupę do więzienia w Białymstoku. Po drodze natrafili oni na działania wojenne i musieli zrobić odwrót. Blisko wioski Folwarki Tylwickie, niektórych więźniów rozstrzelano, innych z braku kul zabito bagnetami i kolbami karabinów (por. tekst wywiadu W. Wierzewskiego z Z. Romaniukiem, opublikowanego w książce The Story... op. cit, cz. I, s. 26).

Romaniuk w odrębnym tekście przytoczył nazwiska niektórych osób zamordowanych 23 czerwca 1941 r. w Folwarkach Tylwickich. Byli wśród nich między innymi nauczycielka Helena Zaziemska, nauczycielka Szlezinger (z domu Klukowska?) i przedsiębiorca, Ignacy Płoński.

Była mieszkanka Kresów Wschodnich Maria Antonowicz pisała w nadesłanej do mnie relacji z 15 sierpnia 1999 r. o udziale żydowskiej bojówki w mordowaniu polskich więźniów w Berezweczu. Według jej relacji: Prawie wszystkich mężczyzn z naszego transportu (w tym mego ojca) przetransportowano do więzienia w Berezweczu (dawny klasztor) koło Głębokiego i tu zaczęła się ich gehenna, wołająca na próżno o pomstę do nieba. Wiemy o tym od mojej matki, która już nie żyje, tak jak większość z pokolenia rodziców, którzy tyle mieliby do powiedzenia, a musieli milczeć przez pół wieku i najcenniejsze fakty z zakresu "białych plam" zabrali do grobu (...) Po wkroczeniu Niemców otwarto bramy więzienia w Berezweczu. Miejscowi Polacy szukali swoich bliskich. Na terenie więzienia zastali doły pełne okaleczonych trupów, powiązanych drutem. Część ciał nie posiadała kończyn, uszu, języka. Wszystko wskazywało na to, że przed śmiercią byli okrutnie torturowani. Według relacji świadków mordu dokonało NKWD przy udziale żydowskiej bojówki. Więźniów, których nie zdążono zamordować (podobno około 2.000), pędzono na wschód (...) Na drodze koło wsi Nikołajewo NKWD wymordowało całą kolumnę więźniów (...). Nie znam przypadku ocalenia Polaka przez Żyda, a była ku temu okazja w czasie okupacji sowieckiej i PRL. Za polski holocaust nikt nas nawet nie przeprosił (poza Niemcami). My, Kresowiacy straciliśmy nie tylko swoich bliźnich, ale także domy, ziemie, rodzinne pamiątki, cały dobytek i groby, które pokrywa niepamięć, żeby wszelki ślad po nas zaginął (...) Polacy znają holocaust Żydów i "akcję Wisła", a nie znają "akcji Syberia". Polacy znają mord kielecki a nie znają liczby ofiar naszych dzieci, które zginęły na Syberii z głodu i zimna oraz hekatomby ofiar zsyłek, więzień i łagrów sowieckich. A przecież do tych ofiar przyczynili się w dużej mierze Żydzi, współpracujący z NKWD, a później w UB.

Podane przez panią Antonowicz informacje o szczególnie okrutnym mordowaniu polskich więźniów w Berezweczu znajdują potwierdzenie również w innych źródłach. Między innymi prof. Ryszard Szawłowski pisał w swej znakomitej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 roku o dopuszczeniu się przez Sowietów potwornych tortur wobec więźniów polskich przed ich wymordowaniem, masakrowaniu, wydłubywaniu oczu, odcinaniu kończyn.

Wymienione tu przykłady stanowią zapewne tylko część znacznie szerszego bilansu morderstw popełnionych na Polakach w latach 1939-1941 przez zbolszewizowanych Żydów. Sprawy te wymagają szczegółowych, żmudnych badań i weryfikacji. Istnieją przeróżne informacje o zbrodniach na Polakach, które wymagają dokładnego sprawdzenia i zarazem ujawnienia ich faktycznych sprawców. Oto kilka typowych przykładów takich spraw wymagających szczegółowego zbadania, z którymi zetknął się w wyniku lektury publikacji książkowych i prasowych oraz nadesłanych do mnie relacji.

Były mieszkaniec Lwowa w czasach wojny - Zbigniew Schultz, w skierowanym do mnie liście z dnia 28 marca 1996 roku, pisał o swych informacjach na temat antypolskich działań współwłaściciela kamienicy, w której mieszkał - młodego, żonatego Żyda o nazwisku Schechter (Chodziło o kamienicę we Lwowie przy ulicy św. Kingi 10). Według listu Z. Schultza: współwłaściciel kamienicy Schechter wraz ze swym bratem i matką mieli przed wojną duży sklep spożywczy. Po wkroczeniu 22 września 1939 r. sowieciarzy do Lwowa rozpoczął on pracę w NKWD. Jego służąca, młoda Żydówka o imieniu Tinka, w tym czasie przychodziła do nas i opowiadała, że jej pan przychodzi często z pracy w pokrwawionej koszuli. Przekonywała nas, że jej pan morduje więźniów politycznych w więzieniu lwowskim.

Według wspomnień Władysława Poboga-Malinowskiego: Pod Czortkowem zginęło śmiercią męczeńską kilku oficerów i żołnierzy, napadniętych o świcie przez komunistów, Ukraińców i Żydów (por. W. Pobóg-Malinowski, Na rumuńskim rozdrożu (fragmenty wspomnień), Warszawa 1990, s. 9).

W. Pobóg-Malinowski tylko informuje o zabójstwach na oficerach i żołnierzach polskich, a niezbędne byłoby uściślenie ich nazwisk i nazwisk sprawców mordu popełnionego na nich.

Innym przykładem sprawy wymagającej szczegółowego zbadania jest wspomniana w nadesłanej do mnie relacji z września 1999 r. Tadeusza Maciejewskiego historia mordu dokonanego przez Żydów w Raduniu na czterech Polakach. Zabity został wówczas między innymi sąsiad Maciejewskiego - Bierecewicz.

Mord w Brzostowicy Małej

Ważne nowe fakty o mordowaniu Polaków na Kresach przez zbolszewizowanych Żydów odsłonił historyk Marek Wierzbicki w wydanej w 2000 roku w Warszawie książce Polacy i Białorusini w zaborze sowieckim.

Wierzbicki pisał głównie o białoruskiej kolaboracji z Sowietami, ale przytoczył również sporo informacji na temat zbrodniczych działań niektórych zbolszewizowanych Żydów, mordujących po 17 września 1939 r. polskich oficerów, urzędników itp. Pisał np. na s. 116 swej książki, iż w Sokółce szewc Gołdacki, Żyd, zastrzelił trzech policjantów. Tego samego dokonał kowal Abel Łabędych we wsi Bogusze 24 września".

Szczególnie wstrząsające były zawarte w książce Wierzbickiego opisy niektórych mordów na Polakach, dokonanych przez zbolszewizowane bandy żydowsko-białoruskie. Opisał m.in. (ss. 70-72) historię bestialskiego mordu dokonanego na Polakach w gminie Mała Brzostowica przez bandę komunistyczną, składającą się z Żydów i Białorusinów i przewodzoną przez żydowskiego handlarza Ajzika. Zbolszewizowani bandyci obu nacji zamordowali wówczas hrabiostwo L. i A. Wołkowickich, ich szwagra oraz wójta gminy, sekretarza urzędu gminnego, kasjera, listonosza i miejscowego nauczyciela. Polskie ofiary "napojono" najpierw wapnem, a następnie wrzucono do dołu z wapnem i zasypano, mimo że większość ofiar jeszcze żyła. Później komunistyczni bandyci ugniatali miejsce, gdzie wrzucono ofiary, nogami, ponieważ ziemia ciągle pękała. Robiono tak dotąd, aż zniknęły wszystkie szczeliny.

Jak pisał Wierzbicki: Z przytoczonej relacji wynika, że zamordowanie Wołkowickich musiało wydarzyć się po przybyciu Sowietów do gminy Indura, co nastąpiło między 19 a 20 września. Natomiast zgodnie z ustaleniami Krzysztofa Jasiewicza, Wołkowiccy i pozostałe osoby zostały zamordowane w nocy z 17 na 18 września. NKWD nie tylko nie ukarało sprawców zbrodni, lecz kilku z nich wynagrodziło przyjęciem do milicji (...) Sam Ajzik otrzymał stanowisko przewodniczącego kooperatywu, co jeszcze bardziej wzmocniło jego pozycję społeczną. (Tamże, s. 71-72; podkr. - J. R. N.)

Daniłki, Świsłocz, Tomaszówka...

Do licznych okrutnych morderstw na Polakach doszło również we wsiach Daniłki, Aminowce, w Massalanach, Szydłowiczach i Zajkowszczyźnie. Zamordowano tam sołtysa wsi Daniłki Sadowniczego, jego syna i brata, inżyniera Witolda Berettiego (z pochodzenia Włocha), żonę i szwagierkę dzierżawcy majątku Golnie Antoniego Kozłowskiego, a później samego Kozłowskiego, dwóch leśniczych z ordynacji Bispinga i zarządcę majątku Zajkowszczyzna - Apolinarego Jaźwińskiego. Według książki Marka Wierzbickiego działaniami grup elementów komunistycznych i kryminalnych, które dokonały tych mordów miał kierować zdaniem świadków komitet rewolucyjny w Wielkiej Brzostowicy. Wierzbicki pisze o działalności tego komitetu: Przewodniczył mu Żyd nazwiskiem (lub może o pseudonimie - J. R. N.) Żak Motyl, a członkami byli Żydzi, Białorusini i jeden Polak. (M. Wierzbicki: op. cit., s. 76).

Wierzbicki pisze również (na s. 86-87) o zbrodniczych działaniach "rewolucyjnego komitetu" w miasteczku Zelwa, zorganizowanego po zbrojnej rewolcie tamtejszej skomunizowanej ludności białoruskiej i żydowskiej. W rezultacie działań tego komitetu 21 września 1939 roku rozstrzelano 12 Polaków. Według Wierzbickiego być może właśnie wtedy zamordowano m.in. ziemianina Jerzego Bołądzia (przed wojną posła na Sejm) i proboszcza z Zelwy - księdza Jana Kryńskiego.

Z kolei (wg Wierzbickiego: op. cit., s. 87) w wyniku działań bojówek żydowsko-ukraińskich wokół Świsłoczy zamordowano m.in. nauczyciela spod Świsłoczy; zaginął również uprowadzony przez tą grupę zawiadowca stacji Świsłocz.

Wierzbicki (op. cit., s. 98) przytoczył również dramatyczną relację kupca drzewnego narodowości żydowskiej Jechiela Szlachtera z osady Tomaszówka powiatu brzeskiego. Opisywał on w niej zbrodniczą działalność band grasujących w okolicach powiatu lubomelskiego i brzeskiego po 17 września 1939 roku, które miały na celu sianie terroru i dopuszczanie się gwałtu na przybywających z okupacji niemieckiej. Według Szlachtera: Bandy, które tam grasowały składały się z Żydów, Ukraińców i Białorusinów (...) Działalność tych band polegała na niszczeniu uciekającej z terenu niemieckiego inteligencji polskiej. Według Szlachtera bandy zamordowały wielką ilość Polaków, których masowe groby znajdują się w lasku sosnowym na drodze z Tomaszówki do Polenca i w Szacku, 200 metrów od cmentarza.

Czy będą rozliczone zbrodnie na Polakach?

Wymienione tu przykłady wskazują, że w latach 1939-1941 doszło do licznych przypadków mordowania Polaków przez zbolszewizowanych Żydów. Prawda o tym powinna być wreszcie ujawniona, zwłaszcza teraz, gdy próbuje się przedstawiać tak oszczerczy obraz Polaków jako narodu rzekomo mordującego Żydów i "wspólników Hitlera". Zdumiewa tak wielka pasywność okazana w tej sprawie po 1989 roku, najpierw przez Główną Komisję Badania Zbrodni na Narodzie Polskim, a teraz przez Instytut Pamięci Narodowej. Czy wymogi lewackiej i filosemickiej "poprawności politycznej" mają wciąż przeszkadzać w ujawnieniu mordów popełnianych na Polakach przez Żydów i w ich ściganiu? Dlaczego mamy unikać powiedzenia całej prawdy o nikczemnych mordach popełnionych przez zbolszewizowanych Żydów na swych bliźnich tylko dlatego, że jakoby musimy szczególnie uważać na to, by nie urazić wrażliwości Żydów jako ofiar holocaustu. My też byliśmy jako naród ofiarą holocaustu, sam straciłem wtedy ojca, ale jakoś nikt, a zwłaszcza duża część Żydów, nie chce pamiętać o naszych cierpieniach i nie liczy się z naszą wrażliwością. Nie tylko przemilcza się prawdę o polskiej martyrologii, lecz wytacza się przeciw nam coraz ohydniejsze kalumnie. Byłem i będę zawsze za zbadaniem wszelkich przejawów niegodziwości popełnionych przez poszczególnych Polaków wobec ludzi ze swego narodu czy wobec ludzi z innych narodów. Nie powinno być pobłażania dla pamięci jakichkolwiek szmalcowników, jakichkolwiek wspólników zbrodni w służbie któregokolwiek ze zbrodniczych totalitaryzmów. Ale pamięć o polskich ofiarach każe nam raz wreszcie zadbać o należyte pokazanie zbrodni popełnionych na Polakach przez przedstawicieli różnych narodów, bez różnicowania, czy pochodzą z narodów "lepszych" czy "gorszych", mniej czy bardziej "wybranych". Nie może być dwóch miar. Przypominajmy i czcijmy pamięć oficerów polskich żydowskiego pochodzenia i rabina Barucha Steinberga - ofiar zbrodni katyńskiej. Pokazujmy jednak również i odpowiedzialność żydowskich śledczych z Kozielska czy Starobielska, gorliwie donoszących na polskich oficerów za ich "kontrrewolucyjny szowinizm" (vide meldunki H. A. Eljmana).

Najwyższy czas, aby wreszcie przystąpić do systematycznego zbierania świadectw od ostatnich, jeszcze żyjących świadków polskiego holocaustu, tego najbardziej przemilczanego holocaustu z rąk sowieckich, dokonanego przy pomocy zbolszewizowanych Żydów.

W ponad 60 lat po rozpoczęciu czarnej serii zbrodni na narodzie polskim, tym niezbędniejsze jest podjęcie apelu o przyspieszenie wyświetlania kulisów popełnianych wówczas zbrodni, badania tropów prowadzących na ślad ich wykonawców. Każda informacja w tej sprawie powinna być zbadana i nie lekceważona, póki jest szansa, że można dotrzeć do świadków tamtych tragicznych wydarzeń. Wielu świadków zbrodni popełnianych na Polakach wymarło, niektórzy są w podeszłym wieku, tak jak 87-letni dziś Tadeusz Maciejewski, który nadesłał do mnie informację o zamordowaniu czterech Polaków w Raduniu. Najwyższy czas, by przyspieszyć badanie spraw popełnionych zbrodni.

Mord w Koniuchach - wiele relacji, nie ma winnych?

Zdumiewa, że prezes Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres, mający dość czasu na peregrynacje po Stanach Zjednoczonych i wydawanie pochopnych, przedwczesnych oświadczeń przed zakończeniem śledztwa, jak dotąd nie podjął publicznie sprawy masowych mordów na Polakach. Nie myślę tu tylko o masakrach popełnionych na wielu dziesiątkach tysięcy Polaków przez szowinistów ukraińskich, ale również o masowym ludobójczym mordzie, popełnionym w 1944 roku na chłopach polskich ze wsi Koniuchy przez żydowskich partyzantów komunistycznych. A przecież ustalenie sprawców tego okrutnego mordu nie jest szczególnie trudne - paru z nich chlubiło się swymi zbrodniczymi "dokonaniami".

Chaim Lazar opisywał w książce Destruction and Resistance (New York, Shengold Publishers, 1985, s. 174-175): Pewnego wieczoru stu dwudziestu partyzantów z wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w kierunku wsi. Było wśród nich około 50 Żydów, przewodzonych przez Jaakowa Prennera. O północy przybyli oni na kraniec wsi i zajęli odpowiednie pozycje. Rozkaz nakazywał nie pozostawić ani jednej żywej duszy. Nawet zwierzęta domowe miały być wybite, a cała własność zniszczona... Sygnał dano tuż przed świtem. W ciągu niewielu minut otoczono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka i jedyny most, który znajdował się w rękach partyzantów. Partyzanci, z zawczasu przygotowanymi pochodniami, podpalali domy, stajnie i spichlerze, otwierając intensywny ostrzał domów... Półnadzy chłopi wyskakiwali z okien, szukając drogi ratunku. Wszędzie czekały na nich jednak nieszczęsne kule. Wielu wskakiwało do rzeki i płynęło nią ku drugiemu brzegowi, ale i ich również spotka ten sam los. Misja została wypełniona w ciągu krótkiego czasu. Sześćdziesiąt rodzin, liczących około 300 ludzi, zostało wybitych; nikt z nich nie przeżył.

Przypomnijmy również inny opis całej rzezi, znajdujący się w książce żydowskiego autora Izaaca Kowalskiego: A Secret Press in Nazi Europe: The Story of a Jewish United Organization (New York: Central Guide Publishers, 1969, s. 333-334), przytoczony również w książce Anthology of Armed Jewish Resistance, 1939-1945, wyd. przez I. Kowalskiego i in., (Brooklyn, New York, Jewish Combatants Publishing House, 1991, vol. IV, s. 390-391): Komendant naszej bazy wydał rozkaz, aby wszyscy zdolni do walki mężczyźni przygotowali się w ciągu godziny do wykonania operacji... Widziałem partyzantów nadchodzących z różnych kierunków, z różnych oddziałów. ... Nasz oddział dostał rozkaz zniszczyć wszystko, co się rusza i spalić wieś do fundamentów. O dokładnie oznaczonej godzinie wszyscy partyzanci na wszystkich końcach wsi rozpoczęli zalewać wieś ogniem karabinów i karabinów maszynowych, wraz z kulami zapalającymi. Spowodowało to zapalenie się słomianych strzech domów. Wieśniacy i mały niemiecki garnizon odpowiedział ciężkim ostrzałem, lecz po dwóch godzinach wieś wraz z ufortyfikowanym schronem została całkowicie zniszczona. Nasze straty wyniosły dwóch ludzi, którzy zostali lekko ranni.

Kolejny żydowski autor - Rich Cohen opisywał w książce The Avengers (New York: Alfred A. Knopf, 2000, s. 145): Partyzanci - Rosjanie, Litwini i Żydzi - zaatakowali Koniuchy od pól, ze słońcem świecącym im w plecy. Doszło do strzałów z karabinów maszynowych z wież strażników. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi ukryli się w swych domach. Partyzanci rzucali granaty na dachy i domy eksplodowały w płomieniach. Inne domy zostały podpalone pochodniami. Chłopi uciekali przez drzwi domów i uciekali uliczkami. Partyzanci ścigali ich, zabijając strzałami mężczyzn, kobiety, dzieci. Wielu chłopów uciekało w kierunku niemieckiego garnizonu, przy cmentarzu na krańcu miasta. Komendant partyzantów, przewidziawszy ten ruch, umieścił grupę ludzi ukrytych za grobami, Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili, tym razem jednak trafiając na żołnierzy, idących od tyłu. Setki chłopów zginęły, schwytane w krzyżowy ogień.

Puszcza Rudnicka ośmieliła się bronić

Z książki Isaaca Kowalskiego A Secret Press in Nazi Europe (op. cit., s. 405-407) znane są nazwiska niektórych żydowskich partyzantów z Puszczy Rudnickiej: Israel Weiss, Schlomo Brand, Chaim Lazar, Jacob Prener, Isaac Kowalski, Zalman Wolozni.

Co spowodowało tę tak okrutną masakrę chłopów ze wsi Koniuchy? [porownaj Morderstwo w Koniuchach - wtr. WK] Polscy chłopi ze wsi Koniuchy, w pobliżu Puszczy Rudnickiej, zorganizowali jednostkę samoobrony, która miała za cel chronienie wsi przed ciągłymi rekwirowaniami żywności przez wpadające do wsi jednostki partyzanckie. Stąd, pod koniec kwietnia 1944 r., według żydowskich źródeł, wybrano wieś Koniuchy dla aktu zemsty i zastraszenia. Żydowski autor Chaim Lazar (op. cit., s. 174-175) przedstawia wieś Koniuchy jako rzekome centrum intryg przeciwko partyzantom. Z kolei Isaac Kowalski pisze, że Koniuchy znajdowały się dziesięć kilometrów od bazy partyzanckiej, ale nigdzie nie wspomina, aby mieszkańcy wsi uczestniczyli w tropieniu partyzantów żydowskich czy sowieckich. (Jak komentował polonijny autor z Kanady Mark Paul, takie działanie byłoby samobójcze dla samych chłopów). Kowalski zarzuca mieszkańcom Koniuchów, że strzelali do partyzantów przechodzących przez wieś dla wykonywania różnych niewyszczególnionych po imieniu ważnych i niebezpiecznych misji. Zdaniek Marka Paula, nic nie zmuszało partyzantów do ciągłego przechodzenia przez wieś oddaloną o 10 km od ich bazy dla wykonywania misji i widoczne jest, że chodziło o rekwirowanie żywności. Według polskiego historyka Kazimierza Krajewskiego (w książce Na Ziemi Nowogródzkiej, s. 511-512) wieś Koniuchy nie była żadną fortecą, a cały "arsenał" chłopów składał się z kilku zardzewiałych karabinów. Krajewski przypomniał również, że 27 kwietnia 1944 r., na krótko przed atakiem na Koniuchy, sowieccy partyzanci zaatakowali małą wioskę Niewoniańce, która wspierała Armię Krajową. Wymordowano dwie rodziny członków AK - osiem osób - a ich domostwa spalono do fundamentów.

JERZY ROBERT NOWAK

fragment większej całości

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1