Honor i obowiązek
Stanisław Michalkiewicz, "Najwyższy Czas!", 21.07.2001

 

Król Stanisław August Poniawski napisał 10 grudnia 1766 roku w liście do pani Geoffrin:

J'ai ete dans le cas singulier mais bien horrible de sacrifier l'honneur au devoir (znalazłem się w szczególnej lecz straszliwej sytuacji, poświęcając honor dla obowiązku). Straszliwość sytuacji polegała na tym, że Sejm na żądanie rosyjskiego ambasadora Repnina jednomyślnie uchylił uchwaloną wcześniej zasadę, by w sprawach wojska i podatków nie miało zastosowania liberum veto lecz głosowanie większościowe. Król próbował tej uchwale zapobiec, ale gdy przedstawiono mu rozpaczliwą sytuację rozbrojonego państwa, poddał się losowi. Ambasador Repnin, dla większego upokorzenia Stanisława Augusta, złożył mu publiczne gratulacje z powodu tej "szczęśliwej" uchwały. Król początkowo słuchał tej bezczelności w milczeniu, ale po chwili nerwy mu puściły i wybuchnął płaczem.

Pan prezydent Aleksander Kwaśniewski wygłosił 10 lipca br. na rynku w Jedwabnem przemówienie, w którym powiedział m.in.: "Nie możemy mieć wątpliwości - tu, w Jedwabnem obywatele Rzeczypospolitej Polskiej zginęli z rąk innych obywateli Rzeczypospolitej. Ludzie ludziom, sąsiedzi sąsiadom zgotowali ten los. (...) Z powodu tej zbrodni winniśmy błagać o przebaczenie cienie zmarłych i ich rodziny. Dlatego też dzisiaj, jako obywatel i jako prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, przepraszam."

W roku 1996 sekretarz Światowego Kongresu Żydów, pan Singer zapowiedział, że jeśli Polska nie zadośćuczyni majątkowym roszczeniom żydowskim, będzie "upokarzana na arenie międzynarodowej". Jest wystarczająco wiele powodów, by nie mieć wątpliwości, że operacja "upokarzania" Polski rozpoczęła się i trwa. Jest też niemal pewne, że książka pana Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi", a także będące jej następstwem uroczystości w Jedwabnem, również zostały wpisane w scenariusz tej operacji, jako jej istotne, żeby nie powiedzieć - kluczowe elementy. W wywiadzie dla "Najwyższego Czasu!" pan poseł Czesław Bielecki z AW"S", przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, powiedział m.in.: "Żydzi są w centrach decydujących o pieniądzach i władzy. W związku z tym przekonanie, że w tak nierównej konkurencji wygramy walkę, jest dosyć naiwne. Czy nam się ten spór opłaca? Czy mamy jakieś inne wyjście?".

J'ai ete dans le cas singulier mais bien horrible de sacrifier l'honneur au devoir - mógłby za Stanisławom Augustem w związku z tym powtórzyć sobie w duchu pan prezydent Aleksander Kwaśniewski, a potem wygłosić przemówienie, jakie wygłosił. Mógłby, gdyby nie okoliczność, że w sytuacji "szczególnej, lecz straszliwej" znalazł się wyłącznie z powodu własnej lekkomyślności. Gdyby skwapliwie nie zadeklarował jeszcze przed rozpoczęciem przez Instytut Pamięci Narodowej śledztwa w tej sprawie, że "przeprosi" i gdyby nie przesądził w ten sposób z góry o winie mieszkańców Jedwabnego, to w żadnej "sytuacji" by się nie znalazł. Tymczasem, składając tę lekkomyślną deklarację, stał się jej zakładnikiem, co nie pozostało bez wpływu na treść jego przemówienia wygłoszonego na rynku w Jedwabnem.

Skoro bowiem już "musiał" przeprosić, tak jak to kilka miesięcy temu lekkomyślnie obiecał, to musiał też tak skonstruować tekst swojego przemówienia, by te przeprosiny logicznie zeń wynikały. Musiał zatem skonstruować przemówienie oskarżycielskie. I tak właśnie zrobił. Powiedział: "Nie możemy mieć wątpliwości - tu w Jedwabnem, obywatele Rzeczypospolitej Polskiej zginęli z rąk innych obywateli Rzeczypospolitej. Ludzie ludziom, sąsiedzi sąsiadom zgotowali ten los". Krótko mówiąc, żeby jakoś sensownie przeprosić, musiał w swym przemówieniu przyjąć wersję podaną do wierzenia przez pana Jana Tomasza Grossa. Zignorował w ten sposób i dotychczasowe rezultaty śledztwa prowadzonego przez organy państwa, na którego czele stoi i ustalenia rzetelnych historyków, jak choćby pana profesora Tomasza Strzembosza, z których wynika, że udział polskich mieszkańców Jedwabnego w masakrze 10 lipca 1941 roku był marginalny i pomocniczy, zaś głównymi i kierowniczymi sprawcami byli Niemcy. Pan prezydent Kwaśniewski wszystko to puścił mimo uszu i zauważył tylko , .innych obywateli Rzeczypospolitej", tylko "sąsiadów": jako sprawców zbrodni. Dlaczego? No, bo musiał "przeprosić".

Dlatego też nie może, niestety, powtórzyć za Stanisławem Augustem, że j'ai ete dans le cas singulier mais bien horrible de sacrifier l'honneur au devoir, bo ani nie spełnił wobec swego kraju obowiązku, który przyjął na siebie pod przysięgą, obejmując urząd prezydenta, ani też nie poświęcił własnego honoru. Poświęcił honor cudzy, honor mieszkańców Jedwabnego. Wszystko z powodu jednej, lekkomyślnie złożonej obietnicy, że "przeprosi". Przykro to powiedzieć, ale pan prezydent Aleksander Kwaśniewski oddał w ten sposób złą przysługę i państwu, na którego czele stoi, i narodowi, który wobec zagranicy reprezentuje.

Na szczęście łatwość, z jaką pan prezydent Kwaśniewski oferuje swoje przeprosiny, pozbawia je zarazem wszelkiego ciężaru gatunkowego. Akurat w tych dniach pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska uczestniczyła w Warszawie w promocji książki "Co każdy duży chłopiec wiedzieć powinien". Pan prezydent nie jest dużym chłopcem; jest dojrzałym mężczyzną i już choćby z tego powodu powinien wiedzieć, że należy unikać lekkomyślnych deklaracji, zwłaszcza w sytuacji, gdy oznacza ona rzucenie na szalę honoru obywateli własnego państwa. Ale mówi się: trudno. Takiego mamy pana prezydenta i nic już na to nie poradzimy.

Z drugiej jednak strony jest to szczęście w nieszczęściu, ponieważ, jak powiedziałem, przeprosiny spełnione przez pana prezydenta on sam pozbawił właściwej wagi. Dlatego też wydaje mi się, że zaplanowane wcześniej uroczystości w Jedwabnem zaledwie częściowo spełniły zadanie, przypisane im w ramach operacji "upokarzania" Polski. Wprawdzie opracowany scenariusz został niby zrealizowany, jednak towarzyszące tej realizacji okoliczności sprowadziły tę uroczystość na pogranicze karykatury. Patetycznym deklaracjom o pojednaniu, jako celu uroczystości, jaskrawo zaprzeczała wytworzona w Jedwabnem atmosfera. Przypominała ona do złudzenia blokadę jakiegoś palestyńskiego osiedla na terytoriach okupowanych przez Izrael. Jeśli to miało obrazować sytuację mającą nastąpić po pojednaniu, to nie wygląda ona specjalnie zachęcająco. Trudno zatem dziwić się, że zdecydowana większość mieszkańców tego nieszczęsnego miasteczka udziału w uroczystości nie wzięła.

Większość publiczności stanowiły osoby przyjezdne i dziennikarze. Wśród obecnych można było zauważyć polityków Unii Wolności w osobach panów:

Geremka, Mazowieckiego, wicemarszałka Króla, Święcickiego i Kuczyńskiego. Stawiła się w Jedwabnem także czołówka Sojuszu Lewicy Demokratycznej: pan przewodniczący Miller. pan wicemarszałek Borowski. pan poseł Iwiński, pan poseł Cimoszewicz i reprezentujący Unię Pracy pan Marek Pol. Zauważyłem też znanego warszawskiego playboya, specjalistę od widowisk "erotycznych". Kogo on reprezentował - Bóg jeden wie. Jeśli chodzi o wspomnianych działaczy SLD, to akurat ich uczestnictwo w tej ekspiacyjnej uroczystości było chyba najbardziej uzasadnione. Na przykład pan Tadeusz Iwiński pomstował w swoim czasie na "syjonistów", więc akurat on miałby za co ekspiować, że tak powiem, osobiście, nie zwalając niczego na mieszkańców Jedwabnego. Kto wie, czy nie na tym właśnie polega tak zachwalana dyscyplina w SLD: jak partia każe pomstować, to pomstują. Jak każe się podlizywać, to się podlizują bez szemrania. Jeśli zatem pomysłodawcy uroczystości w Jedwabnem liczyli na jakąś satysfakcję od "narodu polskiego", to otrzymali zaledwie namiastkę i to, powiedzmy sobie szczerze, nie najwyższej jakości. Z jednej strony Unia Wolności, nie od dziś nazywana "partią zagranicy", z drugiej - Sojusz Lewicy Demokratycznej, z którym - według Kazimiery Iłłakowiczówny - "można (...) wszystko zrobić i w każdą formę ulepić". Może to i dobrze, bo dzięki temu Jedwabne, jako element operacji "upokarzania" Polski, najwyraźniej nie spełniło pokładanych oczekiwań. Zapewne wkrótce zostaną podjęte kolejne próby. Zapobiec im, rzecz prosta, nie możemy, zwłaszcza mając przed oczyma diagnozę przedstawioną przez pana posła Czesława Bieleckiego z AW"S", ale przecież nawet w takiej sytuacji nie należy tracić nadziei. Fortuna variabilis, Deus mirabilis. W końcu to jednak Dawid wygrał z Goliatem.

Stanisław Michalkiewicz

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1