Dr Sławomir Radoń, przewodniczący Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej jest zdania, że książka prof. Jana Tomasza Grossa o mordzie w Jedwabnem ma fundamentalne braki w dziedzinie warsztatu historycznego.
 
Dr Sławomir Radoń
Dr Sławomir Radoń

(INF. WŁ.) - Ja bym studenta za drzwi wyrzucił, gdyby mi przyniósł pracę magisterską napisaną na tak niskim poziomie, na jakim jest praca Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi" - mówi prof. Jerzy Eisler z Instytutu Historii PAN, jeden z najlepszych znawców historii Polski XX wieku. - Swoją opinię przekazałem prof. Grossowi. Nie wydaje mi się jednak celowe jej uzasadniać. Autor nie dopełnił najelementarniejszych zasad, które obowiązują historyka. W tym - i w podobnych wypadkach - naprawdę nic więcej nie można dodać. Po prostu: o rzeczach niewielkiej wartości nie warto dyskutować - dodaje prof. Eisler.

 W ubiegłym roku, nakładem wydawnictwa "Pogranicze", ukazała się niewielka książka Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi". Opisuje ona tragiczne wydarzenia, które rozegrały się 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem, niewielkim miasteczku położonym na Podlasiu. Znajdują się w niej również informacje o pogromie w Radziłowie i mordach dokonanych w innych podlaskich miejscowościach. W Jedwabnem miejscowa ludność polska miała, zdaniem Grossa, zamordować ponad 1600 Żydów, podczas gdy nieliczni, obecni tam Niemcy nie uczestniczyli w pogromie, a jedynie filmowali przebieg wydarzeń.

Wystarczą relacje świadków

 Dr Sławomir Radoń, przewodniczący Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, dyrektor Archiwum Państwowego w Krakowie, podobnie jak prof. Eisler, jest zdania, że książka prof. Grossa (z wykształcenia - socjologa) ma fundamentalne braki w dziedzinie warsztatu historycznego. Zdaniem krakowskiego historyka archiwisty, Gross zaniechał koniecznych dalszych kwerend archiwalnych; zadowolił się nielicznymi relacjami, wykorzystując jako pewnik źródła (relacje ustne świadków wydarzeń), które historyk musi traktować szczególnie ostrożnie.

 - Istnieje pilna potrzeba prowadzenia dalszych badań w archiwach niemieckich, polskich, amerykańskich, a nawet rosyjskich celem poszerzenia bazy źródłowej o nieznane dziś dokumenty. Gdy tego nie zrobimy, to ciągle będziemy jedynie obracać się w sferze przypuszczeń - mówi dr Radoń. Jego zdaniem, szczególnie cenne byłoby dotarcie do urzędowych raportów niemieckich sporządzonych w związku z tragedią w Jedwabnem przez przebywające wówczas na tamtym terenie jednostki wojskowe lub policyjne III Rzeszy.

 Przewodniczący Kolegium IPN podkreśla, że nie wolno negować zbrodni w Jedwabnem, ani udziału w niej ludności polskiej. Mówi jednak: - Chciałbym jedynie, aby zostały wyjaśnione wszelkie wątpliwości odnośnie przebiegu i okoliczności zagłady Żydów, która dokonała się w latem 1941 r. na Podlasiu. Powinnością historyka jest bowiem żmudne rekonstruowanie prawdy. Może na końcu tej drogi trzeba będzie przyznać rację prof. Grossowi. Dzisiejszy stan badań na to nie pozwala.

 O Jedwabnem mówi się dzisiaj bardzo wiele, gdy tymczasem niewiele osób miało możliwość przeczytania "Sąsiadów". Krakowski historyk archiwista, którego poprosiliśmy o przybliżenie pracy prof. Grossa i ustosunkowanie się do części zawartych w niej stwierdzeń, przypomina, że tragicznymi wydarzeniami w Jedwabnem przez 52 laty zajmował się Sąd Okręgowy w Łomży. 16 i 17 maja 1949 r. stanęło przed nim 22 mężczyzn. Jeden z oskarżonych został skazany na karę śmierci, a jedenastu na kary od 8 do 15 lat więzienia. Pozostałych uniewinniono. W akcie oskarżenia zarzucono im, że "idąc na rękę władzy państwa niemieckiego brali udział w ujęciu około 1200 osób narodowości żydowskiej, które to osoby przez Niemców zostały spalone w stodole".

Kto jest odpowiedzialny za Holokaust?

 Dr. Radonia szczególnie oburza następujące stwierdzenie zawarte w "Sąsiadach": "O Zagładzie należy myśleć równocześnie na dwa sposoby. Z jednej strony trzeba ją umieć opowiedzieć jako system, który funkcjonował wedle z góry ułożonego [...] planu. Ale trzeba pamiętać, że była to również (a może przede wszystkim?) mozaika, na którą składały się oddzielne epizody, improwizacje lokalnych kacyków, a także niewymuszone odruchy i zachowania ze strony otoczenia".

 Nasz rozmówca ripostuje: - Prof. Gross proponuje nam zatem następujący pogląd na zagładę narodu żydowskiego: Holokaust dokonał się w obozach zagłady, ale także, a może przede wszystkim, w Jedwabnem, Radziłowie i dziesiątkach innych wsi i miasteczek.

Komu wierzyć?

 Dla Tomasza Grossa w rekonstrukcji wydarzeń największe znaczenie mają relacje ocalałych z pogromu ich świadków: Szmula Wasersztajna - odnośnie mordu w Jedwabnem i Menachema Finkelsztajna - odnośnie zbrodni w Radziłowie. Ponadto wykorzystał on materiały śledztw w sprawie zbrodni w Jedwabnem, jakie przeprowadzono w latach 1949 i 1953. Dr Radoń twierdzi, że Gross - wiedząc, że dysponuje dość jednostronnym materiałem źródłowym w postaci relacji świadków i zeznań Polaków oskarżonych o współudział w mordzie - posuwa się do stwierdzenia: "Najlepsze źródła dla historyka są te, które odnotowują badane zdarzenia na bieżąco".

 Tomasz Gross, jak twierdzi nasz rozmówca, napisał książkę w oparciu o źródła, które historycy traktują ze szczególną ostrożnością. Uprzedzając ewentualne zarzuty, Gross przyznał, że "Każdy świadek, oczywiście, może się mylić i każdą relację, o ile to możliwe, należy konfrontować z wiedzą nabytą za pomocą innego źródła". Nie dysponując jednak innymi materiałami uznał, iż "o złą wolę względem sąsiadów Polaków w tej materii Żydów nie mamy podstaw podejrzewać". Zaufanie historyków do relacji Wasersztajna i Finkelsztajna winno, zdaniem prof. Grossa, wynikać stąd, iż: "Nasza postawa wyjściowa do każdego przekazu pochodzącego od niedoszłych ofiar Holokaustu powinna się zmienić z wątpiącej w afirmującą".

Rozkaz Heydricha

 Według Sławomira Radonia, autor "Sąsiadów" zbyt łatwo zrezygnował z kwerendy archiwalnej. To, że poszukiwania takie należy podjąć, wskazują m.in. ważne dokumenty opublikowane przez prof. Tomasza Szarotę w aneksie jego książki "U progu zagłady". Z zamieszczonych tam rozkazów szefa SD Reinharda Heydricha, wydanych pod koniec czerwca i na początku lipca 1941 r., jasno wynika, że zadaniem tzw. Einsatzgruppen i Einsatzkommandos było organizowanie lokalnych pogromów na obszarach zajętych, w toku ofensywy przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Oddziały niemieckie otrzymały rozkaz, aby w toku takich "akcji samooczyszczających" nie pozostawiać jakichkolwiek śladów, w postaci np. urzędowych poleceń, na które mogliby powoływać się ich miejscowi wykonawcy. Szczególnie wymowny jest, zamieszczony w tymże aneksie, raport Brigadeführera Waltera Stahleckera. Czytamy tam: "Na zewnątrz musiano pokazać, że to ludność miejscowa sama z siebie podjęła pierwsze kroki w naturalnej reakcji przeciw trwającemu przez dziesięciolecia uciskowi ze strony Żydów oraz terrorowi komunistycznemu z minionego okresu". [podkreslenie moje - WK.]

Sprawdzić Monkiewicza

 Sławomir Radoń tłumaczy, że poszukiwania w archiwach są nam potrzebne również po to, aby odnieść się do publikacji Waldemara Monkiewicza, byłego długoletniego prokuratora Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. W latach 60. prowadził on śledztwo w sprawie zagłady ludności żydowskiej w Białostockiem. Według Monkiewicza, Żydów podlaskich, w tym jedwabieńskich i radziłowskich, zgładziło tzw. Kommando Białystok, dowodzone przez Wolfganga Birknera. Kommando zostało utworzone z 309 i 316 batalionów policji. Bataliony te wsławiły się spaleniem w synagodze białostockiej około 2000 Żydów. Monkiewicz pisze, iż aktu spalenia 900 Żydów jedwabieńskich i 650 radziłowskich dokonali Niemcy, a polska policja pomocnicza uczestniczyła jedynie w spędzeniu ludności żydowskiej na rynek i doprowadzeniu jej na miejsce zagłady.

 Przedstawione wyżej ustalenia prokuratora Monkiewicza Jan Tomasz Gross kwituje jednym przypisem, zamieszczonym w drugim wydaniu "Sąsiadów". Stwierdza tam, że są nonsensowne i nie zasługujące na wiarę.

WŁODZIMIERZ KNAP

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1