Z Panem Bogiem łatwiej niż z ludźmi
Stanisław Michalkiewicz
 
Z serii "W oczekiwaniu na prztyczki" z tygodnika "Najwyższy CZAS"

Kiedy w Mińsku ordynowano na rozstrzelanie pana Michała Wołodkowicza za wywołanie burdy w tamtejszym trybunale i porąbanie szablą krucyfiksu, żmudzki szlachcic, pan Surwint, próbował namówić oficera, by egzekucji zaniechał. Z Panem Bogiem łatwiej niż z ludźmi - perswadował. Wiele wskazuje na to, że tak samo mógł pomyśleć sobie Episkopat, wyznaczając na 27 maja uroczyste nabożeństwo dla przeproszenia Pana Boga za przewinienia polskich katolików wobec Żydów. Jeśli nawet Pan Bóg nasze przeprosiny przyjmie, to co z Żydami? Z nimi może być trochę gorsza sprawa, bo stosowne uroczystości zaplanowali dopiero na 10 lipca, więc prawdopodobnie 27 maja jeszcze nam nie przebaczą. Jest to prawdopodobne, tym bardziej że spodziewali się, iż przeprosimy wtedy ich samych, a nie Pana Boga, a po drugie - że na 10 lipca Episkopat żadnych modlitw na razie nie przewidział. Z jednej strony niby słusznie, bo skoro przeprosimy Pana Boga już 27 maja, to po cóż jeszcze molestować Go w tej samej sprawie 10 lipca? Z drugiej jednak strony jeśli nie uzyskamy przebaczenia 10 lipca, to cóż nam przyjdzie z przepraszania 27 maja? Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Polska nadal będzie "upokarzana" na arenie międzynarodowej i nic nam nie pomoże wyjaśnianie, że Pana Boga przeprosiliśmy już wcześniej. Więc jeśli nawet z Panem Bogiem łatwiej niż z ludźmi, bo np. nie domaga się On restytucji mienia, to jednak z ludźmi trudniej, bo np. mogą oskarżyć nas o pójście na łatwiznę. Widać, że i tak źle i tak niedobrze. Gdyby Episkopat konsekwentnie odrzucił zasadę odpowiedzialności zbiorowej, to przynajmniej wiedzielibyśmy, czego się trzymać, no ale co tam marzyć o tem. Bolesław Prus wspomina w "Placówce", jak to Ślimak dla poprawienia sobie reputacji postanowił pójść z żoną do spowiedzi i komunii św. Musiał on, jucha, tęgo nabroić, skoro aż oboje z babą do spowiedzi poszli - orzekła opinia publiczna. Ta historia poucza nas, że przeproszenie Pana Boga nie wszystkim ludziom wystarczy, zwłaszcza tym, którzy chcieliby, żeby i ich trochę też pobłagać, przemawiając nie tylko do serca, ale i do sakiewki.

Czy z Panem Bogiem rzeczywiście łatwiej niż z ludźmi? Co ma pomyśleć sobie o tym pan red. Michnik? Wpadł on na pomysł wykorzystania Zjazdu Polonii, by wytresować trochę w politycznej poprawności również Polaków zza granicy. Okazją stała się wypowiedź prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, pana Edwarda Moskala, który przypomniał panu Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu tzw. wstydliwy zakątek. "Wszyscy uczeni byli tangiem oburzeni, kazali zmienić wszystkie słowa wszystkich tang" - tak przynajmniej można było wnioskować z komunikatów i aktów strzelistych w "Gazecie Wyborczej". Tymczasem uczestnicy Zjazdu Polonii okazali się bardziej odporni na tresurę niż skołowany naród tubylczy i urządzili panu prezesowi Moskalowi owację. Jakby tego było mało, to w dodatku pan prezes Moskal został udekorowany Orderem Jasnogórskim podczas 3-majowego nabożeństwa w Częstochowie z udziałem 100 tys. ludzi. Tyle pan red. Michnik skorzystał, że pokazał własną menażerię, którą zdążył już wytresować po swojemu. Nie powiem, żeby to było widowisko błahe; nieczęsto mamy okazję widywać wybitne osobistości skaczące niczym tresowane pchły, ale co z tego, skoro nie przyłączyli się do nich ani uczestnicy Zjazdu, ani, tym bardziej, cała reszta? Co tu dużo mówić; cały pogrzeb na nic, a ten order na Jasnej Górze to wręcz prztyczek Pana Boga, wymierzony prosto w nos Naszego Pogromcy. Aż strach pomyśleć, jakie jeszcze znaki zobaczymy i jaki klangor usłyszymy 10 lipca.

Czy więc z Panem Bogiem łatwiej niż z ludźmi? Powinien zastanowić się nad tym również pan Andrzej Lepper, akurat skazany przez gdański sąd za zelżenie pana prezydenta, pana premiera, pana wicepremiera Balcerowicza i pana wicepremiera Tomaszewskiego. Pan Lepper rzeczywiście język ma trochę niewyparzony, ale przecież właśnie w tym tkwi źródło jego siły i atrakcyjności. Prochu - wiadomo - nie wymyśli; tyle jego, co tam sobie pobluzga, ale ludzie właśnie za to lubią go i szanują, że nie kuca przed rozmaitymi mądralami. Wielu z nich tylko dlatego uważa pana Leppera za swego przedstawiciela, że bluzga on w ich imieniu innym ich przedstawicielom. Gdyby nasza młoda demokracja znajdowała się w trochę lepszym położeniu finansowym i w ogóle, to może i niezawisły sąd byłby dla pana Leppera łaskawszy. Ale idą ciężkie czasy. Nawet Unia Europejska zagrała na nosie największym swoim entuzjastom, więc w takich okolicznościach ludowi mogą przyjść do głowy rozmaite głupstwa. Na wszelki tedy wypadek lepiej zawczasu pokazać ludowi, gdzie przebiega cienka, czerwona linia, a pan Andrzej Lepper akurat się podłożył. Teraz już każdy będzie wiedział, że jeśli nawet wolno mu być niezadowolonym z występujących tu i ówdzie niedociągnięć, to nie znaczy, że każdy może wygadywać, co mu tam ślina na język przyniesie. Nie każdy i nie wszystko. Można np. oskarżać "naród polski" o współudział w holokauście i nikomu za to włos z głowy nie spadnie. Odwrotnie - w telewizji urządzą mu prawdziwy festiwal. Jeśli natomiast ktoś przesadzi z krytykowaniem Władz - aaa, to niech szykuje sobie szczoteczkę do zębów. Jak trzeba bronić demokracji to trzeba i wszyscy wiedzą, że z tym nie ma żartów czy to w socjalizmie realnym, czy w europejskim.

Przypadek pana Andrzeja Leppera pokazuje, że z ludźmi chyba rzeczywiście trudniej niż z Panem Bogiem. Być może dlatego, że Pan Bóg po prostu wie, że jest najlepszy, a ludzie nie zawsze są pewni. Ileż to ludzie nawymyślali Panu Bogu i żaden sąd ich za to nie skazał? Taki np. Fryderyk Nietzsche ogłosił kiedyś, że "Bóg umarł" i nic się nie stało, jeśli oczywiście nie liczyć tego, że umarł sam Nietzsche. Ileż to Jan Paweł Sartre nawymyślał Panu Bogu, że to niby nie jest On na poziomie, a Pan Bóg nie tylko że nic mu nie zrobił, ale jeszcze obdarzył go na kredyt reputacją mędrca, na czym zrobiła majątek paryska kawiarnia "Les Deux Magots" czy "Flore", już nie pamiętam, do której rozmaite snoby ("kołtun z prowincji i z miasta z otwartą gębą żre ciasta") przychodziły oglądać, jak to sławny filozof "tworzy". Wreszcie, co tu przebierać w filozofach. Weźmy naszego pana prezydenta; nie wierzy on w Pana Boga, a Pan Bóg podarował mu już drugą kadencję, posługując się zresztą ludźmi, co to nie chcieli "zmarnować" swoich głosów. Więc niby powinni być zadowoleni, a jednak - patrzcie Państwo - nie są. Może zatem z Panem Bogiem to tylko tak z pozoru łatwiej niż z ludźmi? Święta Faustyna Kowalska odnotowała w swoim "Dzienniczku", jak to Pan Jezus postępuje z zatwardziałymi grzesznikami. Upomina ich w rozmaity sposób, a jak już nic nie pomaga, to zaczyna spełniać wszystkie ich pragnienia. Czy nie powinni wziąć tego pod uwagę zwłaszcza ci, którym się wydaje, że właśnie nadchodzi dla nich okres dobrego fartu?

Stanisław Michalkiewicz, Najwyższy CZAS

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1