Fala deantysemityzacji
Jerzy Pawlas

 
Antysemityzm stał się wcale funkcjonalnym narzędziem walki politycznej i ekonomicznej. Umożliwia on forsowanie totalnych kłamstw - oskarżanie całych narodów o antysemityzm i współudział w holokauście. Żądanie przeprosin i odszkodowań jest wówczas tylko prostą konsekwencją tych monstrualnych manipulacji. Im więcej kłamstw, tym więcej zostanie pomówień, gdy wyjaśni się prawdę, tym bardziej będzie ona wątpliwa. Karykaturalny paradoks polega na tym, że oskarżenie o antysemityzm nie dotyczy Rosji, Francji czy Niemiec - a więc krajów o wiele bardziej zasłużonych w działalności antysemickiej, lecz Polski, gdzie podczas okupacji niemieckiej zginęło 50 tys. rodzin, które ratowały ludność żydowską. A w Polsce nie brakuje głosów, potwierdzających absurdalne oskarżenie o antysemityzm.

Rzecznik Praw Obywatelskich z gorliwością godną lepszej sprawy tropi w kioskach pisemka podejrzane o antysemityzm, choć jego uwadze uchodzi zalew pornografii, wyczyny wydawnicze J. Urbana czy znieważanie obywateli przez urzędników prezydenckiej kancelarii. A. Wajda, mimo nieudanych prób z holokaust-biznesem, zresztą na koszt podatnika (ani "Korczak", ani "Wielki Tydzień" nie odniosły sukcesu, mimo że sugerowały polską współwinę w zagładzie ludności żydowskiej), poświęca swój bezcenny dla kultury polskiej czas, by dostarczyć S. Spielbergowi w Los Angeles kopię filmu "Pamiętam" w reż. M. Łozińskiego. Dziennikarz "Życia", odpytując syna W. Szpilmana, zasłużonego twórcy socrealistycznych pieśni masowych, przyjmuje jako oczywiste "przedwojenne przejawy antysemityzmu", choć były one przecież marginesem. Nieoceniona M. Janion, wywabiwszy plamy antysemityzmu z polskiej literatury, zabrała się za historię, odkrywając legiony żydowskich bohaterów walczących o wolność Polski (jakby nie było zdradzieckich pomysłów Judeo-Polonii, współpracy z NKWD czy tzw. żydokomuny).

Można zrozumieć, że w sytuacji, gdy tendencje asymilacyjne zagrażają integralności społeczności żyjącej w obcym kraju, jej liderzy lansują wrogość, brak tolerancji ze strony tubylców, a propagandziści zabawiają się w klimatologów, węsząc "atmosferę pogromową". Antysemityzm jest więc zrozumiały jako filozofia obrony diaspory (jej interesów politycznych i gospodarczych), jako spoiwo etniczne i gwarancja tożsamości. Można też zrozumieć pojawienie się na łamach "Gazety Wyborczej" oskarżeń o antysemityzm na początku Polskiej Rzeczypospolitej Grubokreskowej, gdy krytykowano nieudolny a sprzyjający komunistom gabinet Mazowieckiego. Trudniej pojąć kampanię ujawniania domniemanego antysemityzmu, który J.T. Gross a za nim opinia publiczna przypisali Polakom.

Dobrze, że dyskusja o Jedwabnem się toczy; im więcej się mówi, tym więcej ludzie wiedzą - przekonywał ks. M. Czajkowski w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej. Wtórował mu S. Krajewski - nie ma już ludzi, którzy nie musieliby ustosunkować się do tego, co się wydarzyło. Tymczasem wydaje się, że takie deliberowanie - przy nieznajomości faktów - prowadzi do niepotrzebnych emocji bądź do potwierdzania absurdalnych tez, jak ta lansowana przez "The New York Times" o "roli nazistowskich władz w organizowaniu tzw. czystek etnicznych przez rozwścieczonych, tradycyjnie antysemicko nastawionych Polaków". Przy czym dziennik skrupulatnie wylicza ofiary, podając błędnie nazwy miejscowości (np. Wąsocz - zamiast Wąsosz). Tak więc, coś się gada, postponując tych, którzy zalecają powściągliwość, oczekując na wyniki śledztwa IPN. Debata bez poznania prawdy nie ma sensu (chyba, że jej celem jest propagowanie bezpodstawnych oskarżeń), bo tylko prawda może wyzwolić i prowadzić do bezinteresownego pojednania.

O faktach nie mówiono też podczas odżegnywania od czci i wiary E. Moskala, prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej. Ujawnił on, że J. Nowak-Jeziorański "przegrał proces o zniesławienie, wytoczony niemieckiemu funkcjonariuszowi, który zidentyfikował go jako współpracownika niemieckich władz okupacyjnych". Charakterystyczne, że J. Nowak-Jeziorański nie pozwał E. Moskala do sądu, lecz oświadczył, że nie będzie "poniżał się do odpowiadania na oszczerstwa". W sukurs nadwerężonemu "autorytetowi" podążyli towarzysze Kwaśniewski i Miller, co dla bronionego powinno być raczej niedźwiedzią przysługą. B. Geremek oskarżył nawet amerykańską Polonię, że "nie rozumie spraw polskich i nie służy interesom swego kraju" - z czego wynikałoby, że on dobrze rozumie służbę dla kraju - już to wstępując swego czasu do PZPR, już to optując za grubą kreską, już to za szybkim wejściem do UE.

Sądząc po wypowiedziach, obrońcy J. Nowaka-Jeziorańskiego niezbyt uważnie czytali oświadczenie E. Moskala, nie znają też książki Kazimierza Zamorskiego "Pod anteną Radia Wolna Europa". Nie ma to wszakże dla nich większego znaczenia, bo ktoś, kto przeciwstawia się międzynarodowemu lobby żydowskiemu, zasługuje na przyganę i odpór; tym bardziej, że bez wątpienia jest antysemitą. Pospieszyły więc z deklaracjami dyżurne autorytety, dla których ujawnianie wszelkich przejawów "antysemityzmu" stało się polską racją stanu, jakby nie mieli niczego lepszego do roboty. Kolekcję akcesów do nagonki przeciwko prezesowi E. Moskalowi przez długi czas publikowała "Gazeta Wyborcza", budząc zdziwienie czytelników, bo przecież nikt nie domagał się wyjaśnienia okoliczności owego zajścia. Oddali więc swój głos honorowi i urzędujący prezesi stowarzyszeń twórczych, senatorowie I kadencji, niezastąpiony PEN Club, honorowi obywatele Krakowa, przewodniczący KRRiTV, a także "Otwarta Rzeczpospolita" - Stowarzyszenie przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii.

Zachęceni tymi wystąpieniami, ruszyli w trop publicyści, badacze literatury i historii. Prześwietlić całe polskie dziedzictwo kulturowe przez pryzmat antysemityzmu - to ambitne przedsięwzięcie godne cywilizacji polityczno-poprawnościowej. Już są pierwsze osiągnięcia - antyjudaizm w wielkanocnych zwyczajach ludowych czy antysemickie wątki w twórczości Andrzeja Trzebińskiego i Stefana Wiecheckiego-Wiecha - choć nie są to zapewne ostatnie "odkrycia". Nie bacząc na to, że antysemityzm może być sterowany (prezydent określa skalę antysemityzmu w swej kancelarii) bądź względny (gdy A. Michnik wspaniałomyślnie wybaczy), tropiciele mozolnie formują listy polskich antysemitów. Im więcej ich będzie, tym głębsza i ostrzejsza musi być kampania deantysemityzacyjna. Jej powodzenie umożliwia "fala" medialna, używając tego wojskowego (czy raczej koszarowego) określenia. Otóż "fala" to różne formy przemocy stosowane wobec młodych rekrutów. "Fala" w eterze to dominacja opcji lewicowo-liberalnej, skłonnej do przestrzegania absurdów politycznej poprawności, a także sprzyjającej międzynarodowemu lobby żydowskiemu. "Fala" medialna jest więc formą przemocy mentalnej, dyktaturą monopolisty, który nie toleruje odmiennych poglądów; pomijając fakt, że nie mają one możliwości zaistnienia.

Jerzy Pawlas

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1