Sprawa Jedwabnego - Dyrektywy z Nowego Jorku
 
W kwietniu lub maju ma zostać zakończone śledztwo w sprawie tragicznej śmierci Żydów w Jedwabnem, oświadczył po powrocie ze Stanów Zjednoczonych prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres. Prezes mówił o polskiej winie za tę tragedię, mimo że są świadkowie tamtych wydarzeń twierdzący, że tego mordu dokonali Niemcy.

- W kwietniu lub maju zostanie zakończone śledztwo w sprawie pogromu Żydów w Jedwabnem - oświadczył prezes IPN Leon Kieres na konferencji prasowej zaraz po przylocie na warszawskim lotnisku. W tej sprawie prezes spotkał się w USA z przedstawicielami środowisk żydowskich.

Oświadczenie to zdziwiło wiele osób, gdyż jeszcze do niedawna mówiono o tym, że sprawa Jedwabnego jest bardzo skomplikowana i nie można oczekiwać, że śledztwo przyniesie jakiekolwiek wyniki jeszcze przed 60. rocznicą owych tragicznych wydarzeń, tj. 10 lipca 2001 r. Jest to tym dziwniejsze, że oświadczenie takie wydał prezes IPN Leon Kieres po wizycie w Stanach Zjednoczonych. Przypomnijmy - śledztwo w sprawie Jedwabnego zostało wszczęte w połowie ub.r. przez Oddział Białostocki Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - IPN w Białymstoku. Ostatnio, według doniesień PAP, IPN trafił na dokumenty, które mogą świadczyć o tym, że z mordem ma związek hitlerowskie tzw. Komando Białystok (Einsatzgruppen), które działało w północno-wschodniej Polsce w połowie 1941 roku. Zadaniem takich jednostek było m.in. mordowanie Żydów i komunistów.

- Wiadomo na pewno, że to, co się wydarzyło w Jedwabnem, na terenie zajętym przez Niemców, nie było możliwe bez niemieckiej akceptacji. Wiadomo też, że niemieckie siły bezpieczeństwa miały rozkaz inscenizowania pogromów antyżydowskich. Chodziło o tzw. akcje samooczyszczania, by ludność miejscowa sama uderzyła na Żydów - mówił kilka tygodni temu prof. Edmund Dmitrow, naczelnik pionu edukacji publicznej białostockiego oddziału IPN.

Przypomnijmy - według Jana Tomasza Grossa po agresji hitlerowskich Niemiec na stalinowski ZSRS Polacy z Jedwabnego i okolic mieli, przy bierności Niemców, spalić ok. 1,6 tys. Żydów w jednej ze stodół.

Gross opublikował relację nieżyjącego już świadka, któremu udało się przeżyć ten mord - Szmula Wasersztajna i właściwie tylko w oparciu o nią napisał książkę pt. "Sąsiedzi".

Sprawa Jedwabnego, mimo że przedstawiana jako nowość przez Grossa, była już od dawna znana historykom. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych prowadzone było przez Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich śledztwo w tej sprawie, które przyniosło inne ustalenia niż te, które podaje Gross. Do tej pory prokurator Waldemar Monkiewicz, który w tamtym okresie prowadził to śledztwo, nie ma wątpliwości, że mord ten dokonany został na polecenie Niemców i z ich inspiracji. Tak też twierdzą mieszkańcy Jedwabnego.

- Praca historyka polega na czymś innym niż śledztwo. My musimy sprawdzić też, czy w mordzie nie brali udziału Niemcy, jaka atmosfera była w mieście w czasie sowieckiej okupacji - wyjaśniał szef IPN.

Ujawnił, że w śledztwie występuje także świadek incognito, który w lipcu 1941 r. był w Jedwabnem i opowiedział o przebiegu wydarzeń, ale nie chce podać swych danych, bo boi się konsekwencji za to, co powiedział.

- Książka prof. Grossa miała się ukazać w USSA 1 kwietnia, ale prawdopodobnie ukaże się wcześniej. Co najważniejsze - będzie wydana pod takim tytułem jak u nas "Neighbours" (sąsiedzi), a nie - jak się obawialiśmy - "Holocaust - brakujące ogniwo" - powiedział prezes. Kieres spotkał się w USA z rabinem Jackobem Bakerem, byłym mieszkańcem Jedwabnego. We wspólnym oświadczeniu zadeklarowali oni dążenie do pełnego wyjaśnienia tej zbrodni.

Niech pan sobie to wpisze

Natomiast w piątek odbyło się w Białymstoku spotkanie z autorem "Sąsiadów" Janem Grossem. Przyszło na nie m.in. wielu mieszkańców Jedwabnego.

- Niech Pan sobie to wpisze do książki - wołłał na spotkaniu wyraźnie wyprowadzony z równowagi Gross. Słowa te zostały wypowiedziane po tym, jak jeden z czytelników zapytał go, dlaczego korzystając z zeznań świadków i akt procesowych z 1949 r., kiedy to odbył się pierwszy proces w tej sprawie, nie podszedł do tych źródeł krytycznie. Wówczas osądzono 22 mieszkańców Jedwabnego oraz jednego żandarma niemieckiego za pomoc w zbrodni. W trakcie procesu sądzeni tam jedwabniacy twierdzili, że byli bici, a zeznania zostały na nich wymuszone.

- W tamtym okresie UB biło tak, że z człowieka zostawała krwawa miazga. Wtedy ludzie wszystko podpisywali, bo nie byli w stanie wytrzymać bólu. Dlaczego Pan, powołując się na te zeznania, nie napisał tego? - pytał czytelnik.

- UB wszystkich biło, a przy tej sprawie napprawdę UB o nic nie chodziło - mówił Gross, dodając przy tym, że przecież sprawa nie miała charakteru politycznego.

Wasersztajn nie był naocznym świadkiem

Wnuk właściciela stodoły, w której spalono jedwabieńskich Żydów, Wiesław Biedrzycki zarzucił Grossowi niewiarygodność spisanych przez Wasersztajna relacji. Według niego, Wasersztajn nie mógł nic widzieć, bo był w tym czasie w miejscu zbyt odległym od tego, gdzie dokonano mordu i zna tę sprawę jedynie z mało wiarygodnych plotek.

- Zapraszam Pana do Jedwabnego, jeszcze żyją ludzie, którzy pamiętają tamte chwile - mówił Biedrzycki do Grossa.

- Zwłoki jedwabieńskich Żydów spalonych w stodole zostały pochowane w dole 2 m x 7 m - mówił inny mieszkaniec Jedwabnego, pytając się, jak to możliwe, aby w tak niewielkim dole pomieszczono aż tyle zwłok.

- Ja mogę się opierać tylko na dokumentach, zresztą taka jest inskrypcja na pomniku, jaki wystawiono w miejscu spalonej stodoły - mówił Gross.

Namieszać ludziom w głowach

- Kontekst obecności niemieckiej został wproowadzony do sprawy Jedwabnego przez niejakiego Monkiewicza, który chyba jest prokuratorem - mówił Gross, próbując zdeprecjonować prokuratora Waldemara Monkiewicza, który prowadził śledztwo w sprawie Jedwabnego z ramienia Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w latach 70. Ustalił on wtedy m.in., że mordu w Jedwabnem dopuściły się niemieckie Einsatzgrupen (ostatnio w IPN w Białymstoku znaleziono dokumenty dotyczące tego wątku).

- Namieszał on tylko w głowach ludziom, to ssą tylko jego dedukcyjne wywody - mówił na piątkowym spotkaniu Gross.

- Zaprzeczam Pana słowom, że Niemców nie było. Roiło się od nich (...). Niemcy gonili Polaków, żeby pilnowali Żydów na rynku. Lecieli z nahajami za Polakami - mówiła na spotkaniu Irena Chrzanowska z domu Reniewska, która w tamtym okresie mieszkała w Jedwabnem. Twierdziła, że widziała wszystko, co się działo na jej ulicy (większość mieszkańców stanowili Żydzi) przez szpary w wysokiej, drewnianej bramie. Gdy pani Chrzanowska usiłowała powtórnie zabrać głos w dyskusji, prowadzący spotkanie prof. Adam Dobroński próbował nie dopuścić jej do głosu.

- Pani już swoje powiedziała - przerwał jej Dobroński, jednak zgromadzona publiczność stanowczo dopominała się, aby Chrzanowska uzupełniła swoją wypowiedź. Dobroński przed paroma laty zasłynął z promowania innej antypolskiej publikacji, w której autor przedstawia Niemców jako przyjaciół Żydów, dzięki którym są oni w stanie obronić się przed AK (Tobiasz Cytron "Dzieje zbrojnego powstania w Gettcie Białostockim", 1996r.).

- Mnie jako Roma bardzo zbulwersowała wypowiedź Pana dotycząca prokuratora Monkiewicza, który znany jest ze swej dociekliwości, a także wielu wybitnych prac dotyczących okresu wojennego - powiedział obecny na spotkaniu Stanisław Stankiewicz, który reprezentuje Romów w radzie utworzonej przy Muzeum w Oświęcimiu.

Monika Rotulska

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1