W 1942 roku w Krakowie i okolicy żydowska policja
porządkowa OD współpracująca z Niemcami, z polecenia gestapo, dokonała
dwóch publicznych - przez powieszenie - egzekucji Polaków i Żydów.
Stojące w miejscu kaźni tablica i pomnik zawierają napisy oskarżające o
tę zbrodnię "okupanta hitlerowskiego" (tablica) i "oprawców
hitlerowskich" (pomnik).
To krótka, nijaka ulica, na pół
przemysłowa, na pół mieszkalna. Wprawdzie ostatnio budowane tu są nowe
wille, ale ton nadają nadal stare piętrowe domy, nie remontowane od lat.
Ulica Wodna kończy się ślepo, bo od północnego wschodu zamyka ją pas
torów kolejowych stacji Kraków-Płaszów. Tory biegną powyżej poziomu
ulicy, więc aby do nich dojść, trzeba pokonać schody, wpuszczone w
niewielką skarpę. Wieńczy ją wysoki obelisk, z krzyżem wytłoczonym u
góry. Jeśli rozgarnąć gęste chwasty, ukaże się tablica z
napisem:
MIEJSCE UŚWIĘCONE / MĘCZEŃSKĄ ŚMIERCIĄ / 7 POLAKÓW /
POWIESZONYCH PRZEZ / OKUPANTA HITLEROWSKIEGO / 26 VI 1942 / CZEŚĆ ICH
PAMIĘCI
Chyba nikt tego miejsca kaźni siedmiu Bezimiennych nie
odwiedza, nie ma kwiatów, nie stoją znicze, tynk z obelisku odpada. A
wokół - leżą śmieci.
Kto to zrobił?
Wydarzenia przy
ul. Wodnej w Płaszowie w czerwcu 1942 wstrząsnęły Krakowem: była to
pierwsza publiczna egzekucja w mieście. Niemcy postarali się, żeby
nabrała rozgłosu, pozostawiając na szubienicy ciała powieszonych przez
dwa dni - były dobrze widoczne z okien przejeżdżających w pobliżu
pociągów. Na ulicę Wodną ciągnęły pielgrzymki. Mówiono, że tych siedmiu
to kolejarze, zamieszani w akcję sabotażową Gwardii Ludowej, której miał
przewodzić sowiecki oficer Leonid Czetyrko. Czy to prawda - nie udało
się ustalić, a najlepszym dowodem jest brak takiej informacji na
obelisku, wzniesionym za "Polski Ludowej", której zależało przecież na
każdej prokomunistycznej propagandzie. Do dziś n i ez n a m y też
nazwisk ofiar. Ale przypadek zrządził, że znamy okoliczności egzekucji,
a te są ogromnie bulwersujące!
1 września 1948
wiceprokurator Sądu Okręgowego w Krakowie i członek Głównej Komisji
Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, dr Wincenty Jarosiński
przesłuchał w charakterze świadka dr. Dawida Schlanga, syna Arona i
Anny, wyznawcę religii mojżeszowej, z zawodu adwokata. Oto fragment jego
zeznania, dotyczący egzekucji przy ul. Wodnej (zachowałem oryginalną
pisownię - KB):
"Wiadomo mi, że z końcem czerwca 1942 r. gestapo
krakowskie, oddział dla spraw żydowskich, w osobach: sekretarza policji
kryminalnej Willy Kunde, Heinricha Oldego, rozkazali radzie żydowskiej
przygotowanie sznurów oraz talku. Powszechnie sądzono, że przygotowuje
się egzekucja na członkach rady żydowskiej lub innych mieszkańcach
ghetta. Równocześnie nakazano, by cała rada żydowska wraz z personelem
kancelaryjnym nazajutrz, dnia, o ile sobie przypominam - 23 czerwca
1942 oraz wybrany przez gestapo oddział tzw. mundurowej żydowskiej
policji porządkowej (Ordnungsdienst) z jej komendantem, Simche Spirą na
czele, udali się do Płaszowa.
Wiadomo mi, że w grupie żydowskiej
policji porządkowej znajdowali się następujący członkowie OD. Simche
Spira, Silberman, którego nazwiska nie pamiętam, Feiler Mojżesz, Dawid
Immerglück, Leon Schleifer, Salo Rottersmann, Herman Rosner, Ignacy
Neiger, Herman Neiger, Szeiner Ignacy i Efroim Immerglück.
Na miejscu
zgromadzeni otoczeni byli niemiecką policją i na przygotowanej
szubienicy członkowie OD wyżej wymienieni, z rozkazu niejakiego
Obersturmführera gestapo - Bächera, o czym dowiedziałem się w tym
samym dniu z ust jednego z odemanów 1, powiesili siedmiu skazańców,
przywiezionych przez gestapo autem. Między powieszonymi znajdował się
jeden albo dwóch Żydów, a reszta Polaków. Z opowiadania asystujących
przy egzekucji odemanów wiem, że siedmiu skazańców przywieziono w
godzinach przedpołudniowych, około godz. 10-tej autem ciężarowym i
ustawiono ich obok uprzednio przygotowanej szubienicy. Każdego ze
skazańców wprowadzono na specjalnie do tego celu przygotowane schodki,
następnie jeden z odemanów przytrzymywał skazańca, a drugi nakładał
pętlę. Po założeniu pętli inny z odemanów na polecenie nadzorujących
gestapowców podrywał stopnie spod nóg skazańca, tak że ten zawisał w
powietrzu. Podczas wykonywania egzekucji na jednym - inni skazańcy
czekali na swoją kolej. Cała egzekucja robiła straszliwe wrażenie z
uwagi na to, że odemani nie mieli żadnej wprawy w kierunku wieszania
ludzi, w związku z czym zdarzało się, że skazaniec, którego miano
powiesić, już z samej szubienicy urywał się i tego wieszano po raz
drugi. Radę Żydowską i cały personel gminy użyto do tej egzekucji w tym
celu, aby wzburzyć opinię ludności polskiej przeciw Żydom, jako rzekomym
sprawcom egzekucji, a z drugiej strony, by mieć "galerię", przyglądającą
się tej niesamowitej egzekucji. Jako powód wykonania tej egzekucji
podano sabotaż kolejowy, wykonany w ten sposób, że nieznani sprawcy
rozkręcili szyny kolejowe w okolicy Bieżanowa 2, na skutek czego wykoleił
się pociąg. Nazwisk powieszonych nie znam, w każdym razie z opowiadania
odemanów wiem, że byli to więźniowie, ponieważ zdradzali ślady
wyczerpania i katowania ich w więzieniach przez Niemców. Według
posiadanych przeze mnie informacji zwłoki skazanych miały wisieć na
szubienicy kilka dni, ale następnie z nieznanych mi powodów zdjęto już
je nazajutrz o godzinie 10-tej wieczór. Dokąd wywieziono zwłoki nie
wiem, ale wiem, że zdejmowali je z szubienicy ci sami odemani, którzy
wykonali egzekucję".
Na publikowanym obok zdjęciu z ulicy Wodnej
widać wyraźnie umundurowanych policjantów z
Ordnungsdienst.
Ten sam scenariusz
Druga publiczna
egzekucja odbyła się w kilka dni później, u zbiegu ulic Prokocimskiej i
Narutowicza, na przedmieściu Krakowa zwanym Wola Duchacka, dziś
włączonym do miasta. W latach powojennych ta okolica uległa gruntownym
przemianom urbanistycznym, toteż ulica Narutowicza w ogóle zniknęła, a
ulicę Prokocimską częściowo wchłonęła potężna Fabryka Kabli. Przybliżone
miejsce egzekucji znajduje się teraz tuż przy przystanku nowej linii
tramwajowej, poprowadzonej wzdłuż nowej arterii - ulicy
Nowosądeckiej; stoi tam skromny, ale zadbany pomnik z napisem:
TU
ZOSTALI STRACENI NIEWINNIE / ŚMIERCIĄ MĘCZEŃSKĄ / PRZEZ OPRAWCÓW
HITLEROWSKICH / DNIA 1.VII.1942 R. / KUŹMA ZYGMUNT / KUŹMA JÓZEF / GACEK
EDMUND / KOSZAŁKA JAKÓB / KOSZAŁKA MICHAŁ / BUDETTY LUDWIK / SPUŁA
STEFAN / OZGA WŁADYSŁAW / WŁODARCZYK ANTONI / ZAŁUBSKI LEON / HABAJ JAN
/ CZEŚĆ BOHATEROM!
Ofiarami byli w większości robotnicy w wieku
od 24 do 48 lat. Początkowo znano nazwiska tylko ośmiu, potem dopisano
pozostałych trzech. Tych 11 mężczyzn zamordowano w odwecie "za rzekome
zabicie przez Ruch Oporu wywiadowcy policyjnego w Prokocimiu" 3. Powróćmy
na chwilę do zeznań dr. Schlanga.
"Bliższych szczegółów, dotyczących
egzekucji, wykonanej na 11 Polakach w Woli Duchackiej w dniu 1 lipca
1942, nie posiadam (...). Egzekucję wykonali ci sami odemani pod
kierownictwem kierownika OD Simche Spiry".
Znacznie więcej na temat
tej drugiej egzekucji przekazała prokuratorowi Jarosińskiemu Zofia
Bittner, córka Piotra i Anny, wyznania rzymskokatolickiego, żona
kolejarza, zamieszkała wtedy przy ul. Narutowicza 88 w Woli Duchackiej.
Oto najistotniejsze fragmenty jej zeznania z 26 sierpnia 1948:
"W
okresie okupacji - jakoś do czerwca 1942, niedaleko mnie na tej
samej ulicy mieszkał, pracujący wówczas w policji polskiej, Jerzy
Orłowski. Orłowski miał wśród ludności Woli Duchackiej i Prokocimia złą
opinię i uważano go za konfidenta gestapo. Jakoś z początkiem czerwca
1942 r. - daty dokładnie nie pamiętam - w nocy nieznani sprawcy
zastrzelili Orłowskiego, tuż koło mego domu. Powodu zastrzelenia
Orłowskiego nie znam. W związku z powyższym Niemcy urządzili na Woli
Duchackiej łapankę i aresztowali kilku Polaków. Co się z tymi
aresztowanymi następnie działo, tego nie wiem. Ostatniego czerwca 1942
r. w godzinach rannych zajechało auto z Niemcami mundurowymi i policją
żydowską. Z auta wyładowano również materiał, z którego wybudowano
następnie szubienicę. Wszystko to obserwowałam dokładnie z odległości
około 15 metrów, ponieważ szubienicę budowano naprzeciw mojego domu,
obok miejsca zastrzelenia Orłowskiego (...).
Dnia 1 lipca 1942 roku,
o godzinie 6-tej rano zajechało przed mój dom auto ciężarowe (...)
wysiadło z niego kilku policjantów żydowskich i kilku Niemców i poczęli
wyprowadzać skazańców. Byli oni skuci po dwóch, a jedna grupka liczyła
trzech. Było ich razem 11-tu. Szubienica zbudowana była w ten sposób, że
opierała się na trzech słupach (...). U dołu ułożono na wysokości około
półtora metra dwie deski, które oparte były na słupach. Na te właśnie
deski, po specjalnie do tego zbudowanych schodkach, spro-wadzono
dwójkami skazańców. Najpierw wprowadzono ich sześciu, a wprowadzali ich
policjanci żydowscy. Równocześnie z wprowadzaniem skazańców na deski
inni policjanci wiązali pętle (...). Po założeniu pętli na szyję
pierwszych sześciu skazańców zauważyłam, że dwaj policjanci Żydzi
zepchnęli deskę (...).
Po wykonaniu egzekucji na pierwszych sześciu,
wyprowadzono z auta następnych pięciu i ustawiono ich na desce po
drugiej stronie szubienicy. Egzekucję na tych pięciu wykonano w sposób
analogiczny (...).
Cały przebieg egzekucji obserwowałam bardzo
dokładnie przez okno swego mieszkania. Jakkolwiek okno zasłoniłam
uprzednio firanką, ale zostawiłam odpowiednią szparę (...). Oprócz mnie
przebieg egzekucji obserwowały moje dzieci oraz inni mieszkańcy w
sąsiednim domu. Jak już uprzednio zaznaczyłam, całą egzekucję wykonywali
policjanci żydowscy i mundurowi Niemcy. Czy to byli gestapowcy, tego
dokładnie określić nie potrafię (...).
Według krążących pogłosek,
zwłoki powieszonych miały wisieć na szubienicy przez kilka dni, ale na
skutek interwencji przejeżdżającego tamtędy włoskiego generała polecono
je zdjąć drugiego dnia wieczorem, tzn. czwartek 2 lipca 1942. Zwłoki
powieszonych zdejmowali z szubienicy policjanci żydowscy, którzy pod
eskortą Niemców przyjechali dwoma autami
ciężarowymi".
Odemani
Jest rzeczą oczywistą, że
sprawcami obu zbrodni byli Niemcy. Natomiast ich bezpośrednimi
wykonawcami byli funkcjonariusze żydowskiej policji z oddziałów
Ordnungsdienst, w skrócie OD, nazywani odemanami. Co to była za
formacja?
Jeszcze raz mówi dr Schlang:
"Służba porządkowa żydowska
została zorganizowana z polecenia gestapo jeszcze w r. 1940. Początkowo
znaleźli się w szeregach OD ludzie przyzwoici, pod kierownictwem
kapitana W.P. Aleksandra Chocznara, znanego działacza społecznego i
sportowca z Krakowa. Następnie jednak ludzi tych usunięto lub sami
wystąpili, a służba porządkowa została opanowana przez 30-tu ludzi,
którzy złożyli przyrzeczenie wierności i bezwzględnego podporządkowania
się rozkazom gestapo krakowskiego na ręce Untersturmführera Branda. TA
30-tka została następnie przeniesiona z końcem marca do ghetta na
Podgórzu 4 i pod kierownictwem Simche Spiry uformowała się jako
niezależna od rady żydowskiej instytucja, podległa bezpośrednio rozkazom
gestapo. Część członków OD otrzymała mundury z odznaką JOD (Judischer
Ordnungsdienst), bez dodatku "Judische Gemeinde" i pałki gumowe, a część
chodziła w ubraniach cywilnych, tworząc specjalny oddział pod nazwą
"Zivilabteilung". Ta ostatnia grupa złożona z 10-u zaufanych, spełniała
rolę niejako policji politycznej (...). Brali oni udział w różnych
akcjach (łapanki) wespół z gestapo. Kontaktowali się stale z urzędem
"Sicherheitspolizei" przy ul. Pomorskiej 2, gdzie mieli resortowych
szefów gestapowców (...). Do tej grupy należał znany mi osobiście Szymon
Spitz, Wigdor Werthal, Leopol Blodek, mgr Artur Löffler, znani
konfidenci gestapa i ścigani przez podziemną organizację polską.
Kierownikiem tej. "Z.A." (Zivilabteilung) był Michał Pacanower.
Mundurowi odemani (...) w czasie wysiedleń lub łapanek wykonywali
również funkcje doprowadzania z listy osób przeznaczonych do
aresztowania. Między członkami OD znajdowali się również ludzie
nieskazitelni, którzy niejednokrotnie z narażeniem swojej osoby pomagali
ludności żydowskiej - większość jednak wykonywała ślepo i gorliwie
wszystkie rozkazy władzy niemieckiej. Wiadomo mi, że niemal wszyscy byli
przekupni i ludność żydowska, która usiłowała przez bramkę przenieść
żywność do ghetta, zmuszona była opłacać się drogo członkom OD, przy
czym taksa ta w porównaniu z łapówkami wręczanymi granatowej policji
wynosiła zawsze podwójną stawkę. OD miało nieograniczoną władzę
policyjną, sądową i administracyjną. Spory między mieszkańcami ghetta
załatwiał arbitralnie kierownik OD, który za zgodą gestapo uzurpował
sobie nieograniczoną władzę sądową i administracyjną. OD miało własne
więzienie przy ul. Józefińskiej 37, gdzie przetrzymywano ludzi
przywiezionych przez gestapo, policję kryminalną i inne władze policyjne
niemieckie. Z tego więzienia wybierano ludzi do obozów koncentracyjnych
w czasie ogólnej represji przeciwko ludności polskiej i żydowskiej,
przeznaczając ich jako zakładników do stracenia. Ponadto z więzienia
tego wysyłano ludzi do Bełżca lub innych miejsc stracenia, dołączając
ich do transportów przechodzących przez Kraków. Z chwilą likwidacji
ghetta dnia 13 marca 1943 roku część odemanów przeniesiono do obozu w
Płaszowie, a część "Z.A." pozostała do dnia 14 grudnia 1943 roku. W tym
czasie członkowie "Z.A." spełniali niebezpieczne dla ludności polskiej
funkcje śledzenia i informowania gestapo o różnych ruchach oporu i
organizacji podziemnej polskiej. W dniu 14 grudnia 1943 władze
niemieckie, uważając, że członkowie "Z.A." spełnili swoją "powinność",
wywiozły wszystkich członków "Z.A." z rodzinami na tzw. "górkę
stracenia" w obozie w Płaszowie i tam po rozstrzelaniu
spalili".
Co dalej?
W zeznaniach Dawida Schlanga są
pewne miejsca wątpliwe bądź niespójne - na przykład relacjonując
wydarzenia przy ul. Wodnej, myli się co do daty egzekucji oraz stwierdza
w pewnym momencie, że po dokonaniu egzekucji odemani upili się do
nieprzytomności i przez tydzień byli niezdolni do wykonywania swych
funkcji - a jednocześnie pamięta, że ci sami policjanci żydowscy,
którzy wieszali siedmiu nieszczęśników, dzień później ich z szubienicy
zdejmowali... Generalnie jednak w świetle jego i Zofii Bittner zeznań
staje się bezsporne, że funkcjonariusze OD w obu zbrodniach czynnie
uczestniczyli. Ich ponurą rolę w getcie i poza nim opisał Schlang
szczegółowo. Potwierdza się stara prawda, że w każdym narodzie,
zwłaszcza w sytuacjach ostatecznych, ujawniają się jednostki zwyrodniałe
i zbrodnicze.
Odemanów spotkał tragiczny koniec, ale to nie zmazuje
ich win ani nie zwalnia od współodpowiedzialności za zbrodnie, w których
brali udział. Zbrodnie tak przeciw Żydom, jak i przeciw Polakom. Czy
wobec tego, gwoli prawdy historycznej i elementarnej sprawiedliwości,
nie należałoby rozważyć zmiany treści napisów na obu cytowanych
tablicach? Przecież tam mowa jest jedynie o "oprawcach hitlerowskich"
bądź o "okupantach hitlerowskich"! Odemani z całą pewnością nie byli ani
hitlerowcami, ani okupantami...
KRYSTIAN BRODACKI
1 Odeman - rzeczownik
urobiony od skrótu "Ordnungsdienst", czyli OD.
2 Bieżanów -
przedmieście Krakowa, dziś dzielnica.
3 Cytat z książki St. Czerpaka
i T. Wrońskiego pt. "Upamiętnione miejsca walk i męczeństwa w Krakowie i
województwie krakowskim 1939-1945", Kraków 1972; Prokocim
- przedmieście Krakowa między Płaszowem a Bieżanowem, dziś
- dzielnica.
4 Podgórze - prawobrzeżna dzielnica Krakowa, teren
getta.