Co z tymi napisami?
Krystian Brodacki

podkreślenia w tekście moje - WK.
 

W 1942 roku w Krakowie i okolicy żydowska policja porządkowa OD współpracująca z Niemcami, z polecenia gestapo, dokonała dwóch publicznych - przez powieszenie - egzekucji Polaków i Żydów. Stojące w miejscu kaźni tablica i pomnik zawierają napisy oskarżające o tę zbrodnię "okupanta hitlerowskiego" (tablica) i "oprawców hitlerowskich" (pomnik).

To krótka, nijaka ulica, na pół przemysłowa, na pół mieszkalna. Wprawdzie ostatnio budowane tu są nowe wille, ale ton nadają nadal stare piętrowe domy, nie remontowane od lat. Ulica Wodna kończy się ślepo, bo od północnego wschodu zamyka ją pas torów kolejowych stacji Kraków-Płaszów. Tory biegną powyżej poziomu ulicy, więc aby do nich dojść, trzeba pokonać schody, wpuszczone w niewielką skarpę. Wieńczy ją wysoki obelisk, z krzyżem wytłoczonym u góry. Jeśli rozgarnąć gęste chwasty, ukaże się tablica z napisem:
MIEJSCE UŚWIĘCONE / MĘCZEŃSKĄ ŚMIERCIĄ / 7 POLAKÓW / POWIESZONYCH PRZEZ / OKUPANTA HITLEROWSKIEGO / 26 VI 1942 / CZEŚĆ ICH PAMIĘCI
Chyba nikt tego miejsca kaźni siedmiu Bezimiennych nie odwiedza, nie ma kwiatów, nie stoją znicze, tynk z obelisku odpada. A wokół - leżą śmieci.

Kto to zrobił?

Wydarzenia przy ul. Wodnej w Płaszowie w czerwcu 1942 wstrząsnęły Krakowem: była to pierwsza publiczna egzekucja w mieście. Niemcy postarali się, żeby nabrała rozgłosu, pozostawiając na szubienicy ciała powieszonych przez dwa dni - były dobrze widoczne z okien przejeżdżających w pobliżu pociągów. Na ulicę Wodną ciągnęły pielgrzymki. Mówiono, że tych siedmiu to kolejarze, zamieszani w akcję sabotażową Gwardii Ludowej, której miał przewodzić sowiecki oficer Leonid Czetyrko. Czy to prawda - nie udało się ustalić, a najlepszym dowodem jest brak takiej informacji na obelisku, wzniesionym za "Polski Ludowej", której zależało przecież na każdej prokomunistycznej propagandzie. Do dziś n i ez n a m y też nazwisk ofiar. Ale przypadek zrządził, że znamy okoliczności egzekucji, a te są ogromnie bulwersujące!
1 września 1948 wiceprokurator Sądu Okręgowego w Krakowie i członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, dr Wincenty Jarosiński przesłuchał w charakterze świadka dr. Dawida Schlanga, syna Arona i Anny, wyznawcę religii mojżeszowej, z zawodu adwokata. Oto fragment jego zeznania, dotyczący egzekucji przy ul. Wodnej (zachowałem oryginalną pisownię - KB):
"Wiadomo mi, że z końcem czerwca 1942 r. gestapo krakowskie, oddział dla spraw żydowskich, w osobach: sekretarza policji kryminalnej Willy Kunde, Heinricha Oldego, rozkazali radzie żydowskiej przygotowanie sznurów oraz talku. Powszechnie sądzono, że przygotowuje się egzekucja na członkach rady żydowskiej lub innych mieszkańcach ghetta. Równocześnie nakazano, by cała rada żydowska wraz z personelem kancelaryjnym nazajutrz, dnia, o ile sobie przypominam - 23 czerwca 1942 oraz wybrany przez gestapo oddział tzw. mundurowej żydowskiej policji porządkowej (Ordnungsdienst) z jej komendantem, Simche Spirą na czele, udali się do Płaszowa.
Wiadomo mi, że w grupie żydowskiej policji porządkowej znajdowali się następujący członkowie OD. Simche Spira, Silberman, którego nazwiska nie pamiętam, Feiler Mojżesz, Dawid Immerglück, Leon Schleifer, Salo Rottersmann, Herman Rosner, Ignacy Neiger, Herman Neiger, Szeiner Ignacy i Efroim Immerglück.
Na miejscu zgromadzeni otoczeni byli niemiecką policją i na przygotowanej szubienicy członkowie OD wyżej wymienieni, z rozkazu niejakiego Obersturmführera gestapo - Bächera, o czym dowiedziałem się w tym samym dniu z ust jednego z odemanów 1, powiesili siedmiu skazańców, przywiezionych przez gestapo autem. Między powieszonymi znajdował się jeden albo dwóch Żydów, a reszta Polaków. Z opowiadania asystujących przy egzekucji odemanów wiem, że siedmiu skazańców przywieziono w godzinach przedpołudniowych, około godz. 10-tej autem ciężarowym i ustawiono ich obok uprzednio przygotowanej szubienicy. Każdego ze skazańców wprowadzono na specjalnie do tego celu przygotowane schodki, następnie jeden z odemanów przytrzymywał skazańca, a drugi nakładał pętlę. Po założeniu pętli inny z odemanów na polecenie nadzorujących gestapowców podrywał stopnie spod nóg skazańca, tak że ten zawisał w powietrzu. Podczas wykonywania egzekucji na jednym - inni skazańcy czekali na swoją kolej. Cała egzekucja robiła straszliwe wrażenie z uwagi na to, że odemani nie mieli żadnej wprawy w kierunku wieszania ludzi, w związku z czym zdarzało się, że skazaniec, którego miano powiesić, już z samej szubienicy urywał się i tego wieszano po raz drugi. Radę Żydowską i cały personel gminy użyto do tej egzekucji w tym celu, aby wzburzyć opinię ludności polskiej przeciw Żydom, jako rzekomym sprawcom egzekucji, a z drugiej strony, by mieć "galerię", przyglądającą się tej niesamowitej egzekucji. Jako powód wykonania tej egzekucji podano sabotaż kolejowy, wykonany w ten sposób, że nieznani sprawcy rozkręcili szyny kolejowe w okolicy Bieżanowa 2, na skutek czego wykoleił się pociąg. Nazwisk powieszonych nie znam, w każdym razie z opowiadania odemanów wiem, że byli to więźniowie, ponieważ zdradzali ślady wyczerpania i katowania ich w więzieniach przez Niemców. Według posiadanych przeze mnie informacji zwłoki skazanych miały wisieć na szubienicy kilka dni, ale następnie z nieznanych mi powodów zdjęto już je nazajutrz o godzinie 10-tej wieczór. Dokąd wywieziono zwłoki nie wiem, ale wiem, że zdejmowali je z szubienicy ci sami odemani, którzy wykonali egzekucję".

Na publikowanym obok zdjęciu z ulicy Wodnej widać wyraźnie umundurowanych policjantów z Ordnungsdienst.

Ten sam scenariusz

Druga publiczna egzekucja odbyła się w kilka dni później, u zbiegu ulic Prokocimskiej i Narutowicza, na przedmieściu Krakowa zwanym Wola Duchacka, dziś włączonym do miasta. W latach powojennych ta okolica uległa gruntownym przemianom urbanistycznym, toteż ulica Narutowicza w ogóle zniknęła, a ulicę Prokocimską częściowo wchłonęła potężna Fabryka Kabli. Przybliżone miejsce egzekucji znajduje się teraz tuż przy przystanku nowej linii tramwajowej, poprowadzonej wzdłuż nowej arterii - ulicy Nowosądeckiej; stoi tam skromny, ale zadbany pomnik z napisem:
TU ZOSTALI STRACENI NIEWINNIE / ŚMIERCIĄ MĘCZEŃSKĄ / PRZEZ OPRAWCÓW HITLEROWSKICH / DNIA 1.VII.1942 R. / KUŹMA ZYGMUNT / KUŹMA JÓZEF / GACEK EDMUND / KOSZAŁKA JAKÓB / KOSZAŁKA MICHAŁ / BUDETTY LUDWIK / SPUŁA STEFAN / OZGA WŁADYSŁAW / WŁODARCZYK ANTONI / ZAŁUBSKI LEON / HABAJ JAN / CZEŚĆ BOHATEROM!
Ofiarami byli w większości robotnicy w wieku od 24 do 48 lat. Początkowo znano nazwiska tylko ośmiu, potem dopisano pozostałych trzech. Tych 11 mężczyzn zamordowano w odwecie "za rzekome zabicie przez Ruch Oporu wywiadowcy policyjnego w Prokocimiu" 3. Powróćmy na chwilę do zeznań dr. Schlanga.
"Bliższych szczegółów, dotyczących egzekucji, wykonanej na 11 Polakach w Woli Duchackiej w dniu 1 lipca 1942, nie posiadam (...). Egzekucję wykonali ci sami odemani pod kierownictwem kierownika OD Simche Spiry".
Znacznie więcej na temat tej drugiej egzekucji przekazała prokuratorowi Jarosińskiemu Zofia Bittner, córka Piotra i Anny, wyznania rzymskokatolickiego, żona kolejarza, zamieszkała wtedy przy ul. Narutowicza 88 w Woli Duchackiej. Oto najistotniejsze fragmenty jej zeznania z 26 sierpnia 1948:
"W okresie okupacji - jakoś do czerwca 1942, niedaleko mnie na tej samej ulicy mieszkał, pracujący wówczas w policji polskiej, Jerzy Orłowski. Orłowski miał wśród ludności Woli Duchackiej i Prokocimia złą opinię i uważano go za konfidenta gestapo. Jakoś z początkiem czerwca 1942 r. - daty dokładnie nie pamiętam - w nocy nieznani sprawcy zastrzelili Orłowskiego, tuż koło mego domu. Powodu zastrzelenia Orłowskiego nie znam. W związku z powyższym Niemcy urządzili na Woli Duchackiej łapankę i aresztowali kilku Polaków. Co się z tymi aresztowanymi następnie działo, tego nie wiem. Ostatniego czerwca 1942 r. w godzinach rannych zajechało auto z Niemcami mundurowymi i policją żydowską. Z auta wyładowano również materiał, z którego wybudowano następnie szubienicę. Wszystko to obserwowałam dokładnie z odległości około 15 metrów, ponieważ szubienicę budowano naprzeciw mojego domu, obok miejsca zastrzelenia Orłowskiego (...).
Dnia 1 lipca 1942 roku, o godzinie 6-tej rano zajechało przed mój dom auto ciężarowe (...) wysiadło z niego kilku policjantów żydowskich i kilku Niemców i poczęli wyprowadzać skazańców. Byli oni skuci po dwóch, a jedna grupka liczyła trzech. Było ich razem 11-tu. Szubienica zbudowana była w ten sposób, że opierała się na trzech słupach (...). U dołu ułożono na wysokości około półtora metra dwie deski, które oparte były na słupach. Na te właśnie deski, po specjalnie do tego zbudowanych schodkach, spro-wadzono dwójkami skazańców. Najpierw wprowadzono ich sześciu, a wprowadzali ich policjanci żydowscy. Równocześnie z wprowadzaniem skazańców na deski inni policjanci wiązali pętle (...). Po założeniu pętli na szyję pierwszych sześciu skazańców zauważyłam, że dwaj policjanci Żydzi zepchnęli deskę (...).
Po wykonaniu egzekucji na pierwszych sześciu, wyprowadzono z auta następnych pięciu i ustawiono ich na desce po drugiej stronie szubienicy. Egzekucję na tych pięciu wykonano w sposób analogiczny (...).
Cały przebieg egzekucji obserwowałam bardzo dokładnie przez okno swego mieszkania. Jakkolwiek okno zasłoniłam uprzednio firanką, ale zostawiłam odpowiednią szparę (...). Oprócz mnie przebieg egzekucji obserwowały moje dzieci oraz inni mieszkańcy w sąsiednim domu. Jak już uprzednio zaznaczyłam, całą egzekucję wykonywali policjanci żydowscy i mundurowi Niemcy. Czy to byli gestapowcy, tego dokładnie określić nie potrafię (...).
Według krążących pogłosek, zwłoki powieszonych miały wisieć na szubienicy przez kilka dni, ale na skutek interwencji przejeżdżającego tamtędy włoskiego generała polecono je zdjąć drugiego dnia wieczorem, tzn. czwartek 2 lipca 1942. Zwłoki powieszonych zdejmowali z szubienicy policjanci żydowscy, którzy pod eskortą Niemców przyjechali dwoma autami ciężarowymi".

Odemani

Jest rzeczą oczywistą, że sprawcami obu zbrodni byli Niemcy. Natomiast ich bezpośrednimi wykonawcami byli funkcjonariusze żydowskiej policji z oddziałów Ordnungsdienst, w skrócie OD, nazywani odemanami. Co to była za formacja?
Jeszcze raz mówi dr Schlang:
"Służba porządkowa żydowska została zorganizowana z polecenia gestapo jeszcze w r. 1940. Początkowo znaleźli się w szeregach OD ludzie przyzwoici, pod kierownictwem kapitana W.P. Aleksandra Chocznara, znanego działacza społecznego i sportowca z Krakowa. Następnie jednak ludzi tych usunięto lub sami wystąpili, a służba porządkowa została opanowana przez 30-tu ludzi, którzy złożyli przyrzeczenie wierności i bezwzględnego podporządkowania się rozkazom gestapo krakowskiego na ręce Untersturmführera Branda. TA 30-tka została następnie przeniesiona z końcem marca do ghetta na Podgórzu 4 i pod kierownictwem Simche Spiry uformowała się jako niezależna od rady żydowskiej instytucja, podległa bezpośrednio rozkazom gestapo. Część członków OD otrzymała mundury z odznaką JOD (Judischer Ordnungsdienst), bez dodatku "Judische Gemeinde" i pałki gumowe, a część chodziła w ubraniach cywilnych, tworząc specjalny oddział pod nazwą "Zivilabteilung". Ta ostatnia grupa złożona z 10-u zaufanych, spełniała rolę niejako policji politycznej (...). Brali oni udział w różnych akcjach (łapanki) wespół z gestapo. Kontaktowali się stale z urzędem "Sicherheitspolizei" przy ul. Pomorskiej 2, gdzie mieli resortowych szefów gestapowców (...). Do tej grupy należał znany mi osobiście Szymon Spitz, Wigdor Werthal, Leopol Blodek, mgr Artur Löffler, znani konfidenci gestapa i ścigani przez podziemną organizację polską. Kierownikiem tej. "Z.A." (Zivilabteilung) był Michał Pacanower. Mundurowi odemani (...) w czasie wysiedleń lub łapanek wykonywali również funkcje doprowadzania z listy osób przeznaczonych do aresztowania. Między członkami OD znajdowali się również ludzie nieskazitelni, którzy niejednokrotnie z narażeniem swojej osoby pomagali ludności żydowskiej - większość jednak wykonywała ślepo i gorliwie wszystkie rozkazy władzy niemieckiej. Wiadomo mi, że niemal wszyscy byli przekupni i ludność żydowska, która usiłowała przez bramkę przenieść żywność do ghetta, zmuszona była opłacać się drogo członkom OD, przy czym taksa ta w porównaniu z łapówkami wręczanymi granatowej policji wynosiła zawsze podwójną stawkę. OD miało nieograniczoną władzę policyjną, sądową i administracyjną. Spory między mieszkańcami ghetta załatwiał arbitralnie kierownik OD, który za zgodą gestapo uzurpował sobie nieograniczoną władzę sądową i administracyjną. OD miało własne więzienie przy ul. Józefińskiej 37, gdzie przetrzymywano ludzi przywiezionych przez gestapo, policję kryminalną i inne władze policyjne niemieckie. Z tego więzienia wybierano ludzi do obozów koncentracyjnych w czasie ogólnej represji przeciwko ludności polskiej i żydowskiej, przeznaczając ich jako zakładników do stracenia. Ponadto z więzienia tego wysyłano ludzi do Bełżca lub innych miejsc stracenia, dołączając ich do transportów przechodzących przez Kraków. Z chwilą likwidacji ghetta dnia 13 marca 1943 roku część odemanów przeniesiono do obozu w Płaszowie, a część "Z.A." pozostała do dnia 14 grudnia 1943 roku. W tym czasie członkowie "Z.A." spełniali niebezpieczne dla ludności polskiej funkcje śledzenia i informowania gestapo o różnych ruchach oporu i organizacji podziemnej polskiej. W dniu 14 grudnia 1943 władze niemieckie, uważając, że członkowie "Z.A." spełnili swoją "powinność", wywiozły wszystkich członków "Z.A." z rodzinami na tzw. "górkę stracenia" w obozie w Płaszowie i tam po rozstrzelaniu spalili".

Co dalej?

W zeznaniach Dawida Schlanga są pewne miejsca wątpliwe bądź niespójne - na przykład relacjonując wydarzenia przy ul. Wodnej, myli się co do daty egzekucji oraz stwierdza w pewnym momencie, że po dokonaniu egzekucji odemani upili się do nieprzytomności i przez tydzień byli niezdolni do wykonywania swych funkcji - a jednocześnie pamięta, że ci sami policjanci żydowscy, którzy wieszali siedmiu nieszczęśników, dzień później ich z szubienicy zdejmowali... Generalnie jednak w świetle jego i Zofii Bittner zeznań staje się bezsporne, że funkcjonariusze OD w obu zbrodniach czynnie uczestniczyli. Ich ponurą rolę w getcie i poza nim opisał Schlang szczegółowo. Potwierdza się stara prawda, że w każdym narodzie, zwłaszcza w sytuacjach ostatecznych, ujawniają się jednostki zwyrodniałe i zbrodnicze.
Odemanów spotkał tragiczny koniec, ale to nie zmazuje ich win ani nie zwalnia od współodpowiedzialności za zbrodnie, w których brali udział. Zbrodnie tak przeciw Żydom, jak i przeciw Polakom. Czy wobec tego, gwoli prawdy historycznej i elementarnej sprawiedliwości, nie należałoby rozważyć zmiany treści napisów na obu cytowanych tablicach? Przecież tam mowa jest jedynie o "oprawcach hitlerowskich" bądź o "okupantach hitlerowskich"! Odemani z całą pewnością nie byli ani hitlerowcami, ani okupantami...


KRYSTIAN BRODACKI

1 Odeman - rzeczownik urobiony od skrótu "Ordnungsdienst", czyli OD.
2 Bieżanów - przedmieście Krakowa, dziś dzielnica.
3 Cytat z książki St. Czerpaka i T. Wrońskiego pt. "Upamiętnione miejsca walk i męczeństwa w Krakowie i województwie krakowskim 1939-1945", Kraków 1972; Prokocim - przedmieście Krakowa między Płaszowem a Bieżanowem, dziś - dzielnica.
4 Podgórze - prawobrzeżna dzielnica Krakowa, teren getta.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1