"Żydzi. Antysemityzm. Holokaust" Żbikowskiego
|
|
Andrzej Żbikowski prostuje historię
stosunków polsko-żydowskich jak umie. Za typowy przykład jego
inwencji może służyć podpis pod ilustracją opublikowaną na 11
opisywanej książki: "Żydzi, którzy od wieków prowadzili karczmy,
często spotykali się z zarzutem, że rozpijają chłopów. Żydowska
karczma była jednak dla mieszkańców prawdziwym oknem na świat. Można
tu było dowiedzieć się o cenach zboża, zaciągnąć chwilową pożyczkę
czy podyskutować o toczącej się gdzieś daleko wojnie". Jak widać -
dzięki gorzałce polscy włościanie przecierają oczy na świat. No i
dzięki Żydom. |
Na rynku księgarskim pojawiła się książka dotycząca
problemu żydowskiego: Andrzej Żbikowski: "Żydzi. Antysemityzm. Holokaust"
(Wydawnictwo Dolnośląskie 2001), którą uznać należy za nową zmarnowaną
okazję. Jest to właściwie historia Żydów w Polsce, od początków państwa
polskiego aż do dziś, ale zawarta w dwóch słowach tytułu: antysemityzm i
holokaust. Nasuwa się od razu pytanie, czy blisko tysiącletnie współżycie
Żydów z Polakami można ograniczyć do takich dwóch problemów? Czy w naszej
wspólnej historii nie było innych, ciekawych i pozytywnych zjawisk? Czy na
tak ukierunkowanych treściach można budować atmosferę przyjaźni między
Polakami i Żydami? I wreszcie, komu to ma służyć?
Odpowiedź na
to ostanie pytanie jest niestety dość prosta, jeżeli przeanalizuje się
treść całej książki, a szczególnie jej przesłanie polityczne. Okazuje się
wówczas, że tytuł jest celowy jak motto. Ma on od razu nastawić czytelnika
na przyjęcie myślowego schematu: dzieje Żydów to nieustanna tragedia
narodu prześladowanego przez wrogie otoczenie, w tym przypadku przede
wszystkim polskie; obwinienie Polaków o współudział w zagładzie i
wytworzenie w nich poczucia winy, ukorzenia się i... zapłacenia kolejnego
haraczu, tym razem "tylko" 60 miliardów dolarów. Tyle bowiem pieniędzy
życzą sobie na tym etapie międzynarodowe hieny shoah-biznesu. Handel
cierpieniami ludzkimi okazuje się nader intratnym procederem. A
szkoda, bo zmarnowano kolejną okazję do wzajemnego zrozumienia między
Żydami i Polakami. Autor bowiem posiada wielki talent do konstruowania
syntez historycznych i potrafił w krótkich rozdziałach (1-2 stron) zawrzeć
więcej rzeczowego materiału, niż możemy odnaleźć w niektórych
podręcznikach licealnych. Próbuje również wyjaśniać genezę zjawisk, co w
tego rodzaju publikacjach jest niezmierną rzadkością. Książka nadawać by
się mogła dla gimnazjów, gdyby zachowano w niej odpowiednio równe zasady
dla obu stron. Łagodząc opisy złego postępowania Żydów (co można uznać za
słuszne na tym poziomie), zastosować tę samą zasadę w odniesieniu do
działań i postaw Polaków, uznanych przez autora za niewłaściwe. Tego
jednak nie uczyniono za względów politycznych. Widać to wyraźnie, po
zastosowaniu przez autora pewnych argumentów i schematów myślowych,
narzuconych przez "centralę" i innym autorom. Na skutek takiego podejścia
cała ta propaganda przypomina łowienie ryb przy pomocy granatów. Skutki
wiadome.
Antysemityzm a la Żbikowski
Uwag i
postulatów do treści podręcznika jest dość dużo, ale spróbujmy ograniczyć
się do najważniejszych spraw. Na wstępie walka z wiatrakami, czyli próba
udowodnienia, że używane i nadużywane określenie "antysemityzm" jest
zupełnie pozbawione sensu, bowiem oznaczałoby jakieś złe intencje w
stosunku nie tylko do Żydów, ale także do Arabów i kilkunastu innych
narodowości semickich. Przecież Semitami są także: Jaser Arafat, Saddam
Husejn, Muammar Kadafi. Pojęcie "antysemityzm" jest jednym z najbardziej
zakłamanych pojęć XX wieku i jest tak wieloznaczne, że traci w ogóle sens.
Używa się go wówczas, gdy się chce wyjaśnić genezę Zagłady, ale także i
wówczas, gdy ktoś ośmieli się skrytykować osobę pochodzenia żydowskiego za
popełnienie jakiegoś niewłaściwego czynu. Używa się go w dyskusjach, gdy
zabraknie argumentów merytorycznych. Pada wówczas ostateczny argument,
który ma zmiażdżyć oponenta: "A pan to jesteś antysemita". W czasach
stalinowskich nazwanie kogoś "antysemitą" mogło być równoznaczne ze
skazaniem go na prześladowania, a często i na śmierć.
Dmowski
jak Hitler
W recenzowanej książce "antysemityzm" stanowi jeden
z głównych dwóch członów i jest uzasadnieniem do wytłumaczenia przyczyn
Zagłady Żydów. Wymienia się przy tym dwa nazwiska "antysemitów" - Romana
Dmowskiego i Adolfa Hitlera, przy czym nazwisko Dmowskiego opatrzone jest
tym epitetem, Hitlera umieszczono w kontekście idei nazistowskiej.
Dmowski występuje w małym rozdziałku: "Kryzys asymilacji" (s. 18-19).
Na wstępie do tego tematu znajduje się stwierdzenie: "Zarówno wśród
Polaków, jak i w państwach zaborczych narastał antysemityzm, zwalczający
Żydów nie tylko jako przeciwników religijnych, lecz także jako zwolenników
wolnego rynku i kapitalizmu". Od razu nasuwa się pytanie, kto w latach 90.
XIX wieku widział walkę Kościoła z Żydami jako przeciwnikami religijnymi?
Skąd te brednie? A czy można mówić o całym narodzie, że był zwolennikiem
takiej czy innej teorii ekonomicznej? Czy żydowscy ortodoksi tego okresu
byli naprawdę zwolennikami wolnego rynku i kapitalizmu? A czy wśród
społeczeństw europejskich nie było zwolenników kapitalizmu? A tak przy
okazji pozwolimy sobie przypomnieć, że "modny" wówczas był kapitalizm
monopolistyczny, a nie wolny rynek. Należy przypomnieć autorowi, że w
tym okresie część Żydów była żarliwymi wyznawcami idei marksistowskiej i
wszędzie, gdzie się tylko dało brali udział w tworzeniu partii
socjalistycznych (komunistycznych jeszcze nie było) i przygotowywaniu
przewrotów w Europie (ten fakt został nawet podkreślony w programie
"Holokaust" R. Szuchty i P. Trojańskiego). Na stronie 18. słowo
"antysemityzm" pojawiło się po raz pierwszy w tej książce i po
stwierdzeniu, że on "narastał" nie ma wyjaśnienia, co to w ogóle oznacza,
skąd się wziął, itp. Dopiero na następnej stronie pojawia się Roman
Dmowski, a przy nim "ANTYSEMITYZM". Jest to tytuł, a pod spodem treść:
"Mottem polskich nacjonalistów były słowa Romana Dmowskiego, założyciela i
ideologa Narodowej Demokracji: 'Coraz trudniejsze będzie istnienie
typu pośredniego, w jednej osobie Żyda i Polaka, zgłaszającego swą
przynależność do społeczeństwa polskiego wraz z żądaniem, żeby to
społeczeństwo uznało ogół żydowski za swoich'". Dmowski uważał, że ciężko
doświadczeni przez zabory Polacy "mają wszelkie prawo do egoizmu
narodowego". Takie jest tu wyjaśnienie słowa "antysemityzm". Można by
machnąć ręką na ten dość niezrozumiały tekst, gdyby nie fakt, że po raz
drugi "antysemityzm" występuje w odniesieniu do sytuacji w Polsce w
okresie międzywojennym, a po raz trzeci przy omawianiu hitleryzmu w
Niemczech. O żadnym innym "antysemityzmie" europejskim nie ma mowy.
Dmowski zaczął - Hitler skończył. Pierwszy gwóźdź do trumny Polaków.
Zdrajca, ale swój
Obok Dmowskiego jest portret
Leopolda Kronenberga i opis jego wielkich zasług. Rzeczywiście człowiek
wyjątkowo zasłużony, tylko nieco zagadkowy. Wspierał wydatnie Powstanie
Styczniowe, szczególnie finansowo i umożliwił jego dłuższe trwanie. Gdy
skarbnik powstania Goldman zdradził Romualda Traugutta i spowodował
aresztowanie i stracenie członków Rządu Narodowego, policja carska
przeprowadziła drobiazgowe dochodzenie i znała dokładnie sytuację we
władzach powstańczych i wszelkie powiązania z działaczami z zewnątrz.
Jakim tedy cudem, po upadku powstania car odznaczył Kronenberga najwyższym
odznaczeniem rosyjskim - Orderem św. Włodzimierza? Pewne światło rzuca
na to sytuacja, jaka wytworzyła się po powstaniu. Carat skonfiskował
polskiej szlachcie na Litwie i w Królestwie 4.254 majątki. Część z nich
otrzymali w nagrodę "za usmirenie polskawo miatieża" oficerowie i
urzędnicy carscy, resztę odprzedano wzbogaconym Żydom. Od tego właśnie
czasu popularnym zaczęło się stawać powiedzenie: "Wasze ulice, nasze
kamienice", restrykcje popowstaniowe w poważnym stopniu dotknęły także
patriotyczne polskie mieszczaństwo. Oto i mamy dwie wielkie postacie:
Polaka, który za obronę własnego Narodu dorobił się przydomka "antysemita"
i Żyda, którego działalność dopomogła w zmniejszeniu polskiego stanu
posiadania pod zaborem rosyjskim.
Rzeczpospolita
znienawidzona
Pouczający jest tu rozdział "Po odzys kaniu
niepodległości". Na wstępie dowiadujemy się, że "u progu niepodległości
większość Żydów z nieufnością przyglądała się działaniom zmierzającym do
utworzenia państwa polskiego. Ich niepokój budziły hasła ugrupowań
nacjonalistycznych, które opowiadały się za budową państwa narodowego, a
nie obywatelskiego". Pierwsze zdanie jest prawdziwe, natomiast w drugim
znajduje się kupka kłamstw, a mianowicie: - wrogość do odbudowy
państwa polskiego przejawili Żydzi jesienią 1914 roku, zakładając w
Berlinie Związek Wyzwolenia Żydów Rosyjskich i proponując Niemcom budowę
tworu zwanego "Judeopolonią", którego powstanie przekreśliłoby
jakiekolwiek nadzieje na odzyskanie przez Polaków niepodległości; -
Konstytucja marcowa z 1921 roku była najbardziej demokratyczną konstytucją
w Europie, a poprzedziła ją seria dekretów Naczelnika Państwa,
wprowadzających równość obywateli bez względu na narodowość i religię;
- "państwo obywatelskie" lub "otwarte" jest to wymysł naszych
wyobcowanych "Europejczyków" z lat dziewięćdziesiątych i, jak wykazuje
praktyka, prowadzi ono do niszczenia polskiej państwowości i tworzenia
regionów pod władzą obcego kapitału. Kolejne jadowite zdanie głosi:
"Zaufanie do nowych instytucji politycznych podważały ponadto częste w
pierwszych latach powojennych ekscesy antyżydowskie oraz hałaśliwa
kampania nacjonalistyczna". W rzeczywistości; podpisując z Rosją Sowiecką
Traktat Ryski (18 III 1921 r.) Polacy zgodzili się przyjąć w swe granice
330.000 Żydów; prawie drugie tyle przyjęli nielegalnych uciekinierów;
oprócz tego w okresie międzywojennym przyjęliśmy dodatkowo ok. 200.000
Żydów z innych krajów Europy, w tym ok. 15.000 z Niemiec. Po co ci biedni
Żydzi tak się masowo pchali do wstrętnej, nacjonalistycznej Polski? Po
drugie, jak zachowali się Żydzi w czasie najazdu bolszewickiego na Polskę?
Czy powszechny aplauz biedoty żydowskiej dla najeźdźców, tworzenie
czerwonych milicji i przywiezienie z Moskwy "rządu" Marchlewskiego, w
którym dominowali Żydzi, miał Polaków przychylnie nastrajać do Żydów?
Ten krótki rozdział pełen jest "rewelacyjnych" informacji. Czytamy w
nim dalej: "Nacjonalistyczna prawica jedyną szansę poprawy bytu Polaków
widziała w wypieraniu mniejszości żydowskiej z bardziej rozwiniętych i
dochodowych gałęzi gospodarki". Czy ta głupawa interpretacja ma wyjaśnić,
dlaczego nacjonalista Władysław Grabski przeprowadził wspaniałą reformę
walutową opartą nie o obce kapitały, ale o zaufanie społeczeństwa? Czy to
ma wyjaśnić, dlaczego nacjonalista Eugeniusz Kwiatkowski wybudował
Centralny Okręg Przemysłowy, Gdynię, Magistralę Węglową; dlaczego w
planach gospodarczych rozpoczęto rozbudowę przemysłu zbrojeniowego, itp.?
Jakże autor zupełnie nie rozumie mentalności polskiej i nie przychodzi mu
na myśl, że Polacy mogli działać na rzecz rozwoju własnego kraju.
Gruenbaum narodowo antypolski
Pod ilustracją
przedstawiającą spotkanie Naczelnika z delegacją żydowską widnieje podpis:
"Przywódca syjonistów Izaak Gruenbaum apelował w 1918 r. do Naczelnika
Józefa Piłsudskiego o pomoc w uzyskaniu autonomii kulturalnej dla Żydów".
Istna sielanka, tyle że kłamliwa. Już 12 XI 1918 r. wszystkie odłamy
żydostwa polskiego zostały przyjęte na audiencji u Józefa Piłsudskiego.
Jednocześnie tego samego dnia Izaak Gruenbaum złożył żądanie stworzenia w
suwerennym państwie polskim żydowskiego rządu mniejszości narodowej -
Sekretariatu Stanu, działającego na podstawie separatystycznej konstytucji
żydowskiej. Takiej instytucji nigdy i nigdzie diaspora żydowska nie miała.
Kiedy Naczelnik Piłsudski i premier Paderewski oświadczyli, że całkowite
uprawnienie Żydów w Polsce może nastąpić na wzór angielski lub
amerykański, przedstawiciele Żydów uznali to za "wypowiedzenie wojny
żydowskiemu ruchowi narodowemu, którą ten podejmie w obronie swoich
interesów". Istotnie, Gruenbaum stworzył Sejmowy Blok Mniejszości
Narodowych, zwalczający państwo polskie. Nienawiść, jaką preferowano w
działaniach tego Bloku, zaowocowała w 1939 r. mordowaniem Polaków na
Kresach Wschodnich, a od 1942 roku mordowaniem Żydów. We wszystkich
obozach zagłady i w likwidacji gett uczestniczyły oddziały Askarów, czyli
uzbrojonych mniejszości byłej II Rzeczypospolitej w służbie Hitlera.
Emigranci i kłamcy
Autor żali się, że na skutek
kryzysu i antysemityzmu wyemigrowało z Polski w okresie międzywojennym
400.000 Żydów. "Mały Rocznik Statystyczny Polski wrzesień 1939 - czerwiec
1941, Londyn 1941" podaje, iż w okresie międzywojennym wyemigrowało z
Polski 218.200 Żydów, 817.200 wyznania rzymskokatolickiego. Czy Polacy
emigrowali z własnej Ojczyzny też z powodu "antysemityzmu"? I wreszcie
ostatni problem w tym rozdziale, przekraczający granice rozsądku i
przyzwoitości. Autor pisze, że w II Rzeczypospolitej "usuwano Żydów z
posad państwowych" i stosowano "paragraf aryjski, czyli niezatrudnianie
Żydów w instytucjach państwowych". Tutaj komentarz może być tylko jeden:
na takie chore majaczenie mógł się zdobyć tylko wyobcowany umysł. Cały
ten rozdział jest zakłamany i antypolski. Autor nie zawahał się wprowadzić
do międzywojennej polskiej rzeczywistości hitlerowskie ustawy, których
nigdy w Polsce nie było.
Niemiec spłacony i
ułaskawiony
W rozdziale "W obliczu rasizmu" wychodzą na jaw
kolejne przekręty. Otóż, gdy pisano o polskim "antysemityzmie", myśli
konstruowane były w ten sposób, aby czytelnik odniósł wrażenie, że wypływa
on niejako z głębi polskiej duszy, że dzieci wyssały go z mlekiem matki. W
odniesieniu do "antysemityzmu" niemieckiego jest wprost przeciwnie. To
reżim hitlerowski narzucił niewinnemu narodowi niemieckiemu przekonanie o
jego rasowej i kulturalnej wyższości. No cóż, marki niemieckie mają nadal
dużą siłę przebicia, a Niemcy zapłacili już dostatecznie dużo i można ich
teraz trochę pooszczędzać. Gdyby jednak autor wyszedł poza swoje getto
umysłowe, to wiedziałby, że przeświadczenie o wyższości rasowej i misji
cywilizacyjnej to teorie, które powstały w XIX wieku i że w Niemczech
istniało wiele organizacji skrajnie nacjonalistycznych jeszcze przed
pierwszą wojną światową. Hitler nie musiał nic narzucać. Warto, aby autor
wiedział, że na początku XX wieku narodziła się w Niemczech teoria, iż
"Polaków należy wytępić" (ausrotten). Twórcą jej był Nicolai Hartmann,
"wielki filozof i myśliciel". Pisząc o skutkach nazistowskich teorii,
autor stwierdza: "Ofiarą tej imperialnej idei padło ponad trzydzieści pięć
milionów ludzi (w tym pięć milionów samych Niemców), poległych na polach
bitew bądź w zbombardowanych miastach, zamordowanych w obozach,
więzieniach i masowych egzekucjach, zagłodzonych w gettach". Skąd
takie dane? Przecież ofiarą drugiej wojny światowej padło ponad 70.000.000
ludzi! Wszystkie opracowania Wschodu i Zachodu podają takie liczby.
Różnice występują w szczegółowych rozliczeniach, ale ogólny bilans się
zgadza. Dlaczego autor obniżył te straty o połowę? Czy pomniejszanie
tragedii całej ludzkości ma służyć wyraźniejszemu przedstawieniu tragedii
Żydów? W tekście winą za hitlerowskie zbrodnie obciąża się "niechlubne
tradycje europejskiego antysemityzmu", a pamiętajmy, że do tej pory była
mowa tylko o polskim "antysemityzmie". Z kim wobec tego uczeń skojarzy
"europejski antysemityzm"?
Lichwą i bronią
W
rozdziale "Rok 1939" zamieszczone są dane, informujące, że powołano do
wojska 100.000 Żydów, w walkach poległo ich ponad 7.000, około 60.000
dostało się do niewoli niemieckiej i sowieckiej. Skąd się wzięły takie
dane? Znając sposób, w jaki przeprowadzona została ratami polska
mobilizacja, nie ma możliwości na ustalenie ani liczbowe, ani procentowe
udziału mniejszości narodowych w składzie Wojska Polskiego. Tym bardziej
liczby wziętych do niewoli i poległych. Nie wiemy tu jednak, do jakiego
wojska brani byli Żydzi, bowiem słowo "Polska" tu nie występuje. 1
września 1939 r. armia polska liczyła ok. 950.000 żołnierzy. Stan ten -
biorąc pod uwagę obiektywne trudności mobilizacyjne i sprzeciw aliantów -
osiągnięto dzięki niebywałemu patriotyzmowi i poczuciu obowiązku
poborowych. Czyżby autor sugerował, że pod tym względem Żydzi bili Polaków
na głowę i tak masowo zgłaszali się do szeregów, że doszło w armii do ich
nadreprezentatywności? A nie wie to przypadkiem autor, jaka to narodowość
przygotowywała w wielu miastach przyjęcia dla zwycięskiego Wehrmachtu?
Nie było Einsatzgruppen?
Dalej dowiadujemy się, że
"Wehrmacht i postępujące za nim oddziały policji i SS do 'zadań
specjalnych' traktowały Żydów ze szczególnym okrucieństwem". Nie jest to
prawdą dla tego okresu. W odniesieniu do Polaków Wehrmacht i
Einsatzgruppen realizowały operację "Tannenberg", czyli wymordowanie
inteligencji polskiej według listy gończej (Sonderfahndungsbuch Polen),
zawierającej ponad 61.000 nazwisk wybitnych Polaków; w odniesieniu do
Żydów rozkaz nakazywał: "koncentrować w miastach, deportować"
(Konzentrierung in den Staedten, Deportation). Wśród ponad 760 masowych
mordów wykonanych przez Wehrmacht i Einsatzgruppen w czasie od 1 września
do 25 października 1939 roku, w których zginęło 20.100 osób, zdarzały się
również mordy popełnione na Żydach. Nie były to jednak mordy zaplanowane,
ale prewencyjno-represyjne. I tak w Przemyślu wymordowano w dwóch
egzekucjach ok. 600 Żydów, ponieważ odmawiali przejścia za San; w Ostrowi
Mazowieckiej zmasakrowano grupę ludności żydowskiej w odwecie za
podpalenie ulicy przez umysłowo chorego Żyda itp. Rozpoczęto już od
września 1939 r. przesiedlenia z ziem włączonych do Rzeszy. Dotyczyły one
w równej mierze Polaków i Żydów. Obie nacje były jednakowo okrutnie
traktowane, obu odbierano osobisty majątek, obie poniżano.
Holokaust wyżyłowany
Z powyższymi uwagami wiąże się
sprawa "wyjątkowości", czyli specjalnego traktowania wszystkiego co
żydowskie. Na stronie 22 znajduje się zdanie: "Nawet w totalnym
szaleństwie II wojny światowej mord na Żydach był czymś szczególnym". Na
stronach: 8. 9. 14. Żydzi określani są jako naród wybrany, bez cudzysłowu
i bez wyjaśnienia, co to oznacza; w programie nauczania o holokauście,
różnicuje się cierpienia ludzkie, żydowskim przypisując wyjątkowość itp.
Takie stawianie sprawy jest zwykłym szowinizmem i jak każdy szowinizm jest
antyludzkie i prowadzące do kolejnych tragedii. Nie wolno różnicować i
dzielić cierpień bezbronnych ludzi na "lepsze" i "gorsze", na zasługujące
na szacunek i te, które skazuje się na zapomnienie. Każdy rasizm jest
zdziczeniem umysłowym oraz moralnym i sprzecznym z naszą cywilizacją
chrześcijańską. Sprzeciwiajmy się każdemu szowinizmowi, niezależnie od
tego, kto go głosi. Tylko wówczas zachowamy godność i człowieczeństwo.
Biedni Żydzi i Polacy-złodzieje
W książce omówiony z
pewnym naciskiem został problem rabunku mienia żydowskiego. Ponieważ jest
to sprawa bardzo ważna i powodująca komplikacje międzynarodowe, warto
poświęcić jej trochę więcej miejsca. Cytujemy teksty z książki:
"Zaczęło się od napaści na pojedynczych Żydów, a skończyło na
bezkarnym rabowaniu majątków żydowskich i na pogromach ponawiających się w
rozmaitych dzielnicach Warszawy" (s. 25). "Wojna zdemoralizowała ludzi,
którzy przez całe życie byli uczciwymi i porządnymi, a teraz bez skrupułów
przywłaszczali sobie mienie Żydów" (s. 29). "Znaczna część ludności była
podatna na niemiecką propagandę, obawiała się rewanżu Żydów i konieczności
zwrotu zagrabionego majątku" (s. 37). "Poza tym wielu Polaków obawiało
się, że powracający Żydzi będą chcieli odzyskać swoje majątki albo zemścić
się na donosicielach" (s. 42). "Ci, którzy przeżyli Zagładę, rzadko
wracali do swoich rodzinnych miejscowości, gdyż ich domy zawsze były już
zamieszkane przez Polaków" (s. 43). Czyż w kontekście tego można się
dziwić, że - jak pisze współczesna propaganda żydowska w USA - "biedni
Żydzi uciekali pod ochronę Niemców do gett, ratując się przed bestialskimi
Polakami"? Żeby pisać takie teksty, trzeba być wyjątkowo źle
ustosunkowanym do Polaków albo nie mieć zielonego pojęcia o realiach
okupacyjnych. Sprawa rabunków wyglądała bowiem następująco: hitlerowcy
rabowali wszystko na podbitych obszarach, co przedstawiało jakąkolwiek
wartość, kosztowności, dzieła sztuki, odzież, sprzęty domowe, majątek
prywatny i państwowy, aż po pociągi czarnoziemu z Ukrainy. Do rabunku
przywiązywali dużą wagę i w związku z tym zorganizowali cały system
administracji poświęconej rabowanemu dobytkowi. Gdy na ziemie polskie
wkraczało sześć Einsatzgruppen do mordowania inteligencji polskiej i
"utrzymywania porządku", Himmler wysłał za nimi dalsze trzy Einsatzgruppen
"gospodarcze", które wyłącznie miały się zajmować rabunkiem mienia
polskiego i żydowskiego. Grupy te nie podjęły działalności, ponieważ
kategorycznie sprzeciwiło się temu dowództwo Wehrmachtu, gdyż uznawało
ono, że zdobycz wojenna należy się armii. Gdy 26 X 1939 r. utworzono
Generalne Gubernatorstwo, najpierw Einsatzgruppen przemianowano w
stacjonarną służbę bezpieczeństwa, a w drugiej kolejności utworzono całą
sieć administracyjną poświęconą grabieży mienia, (w jednej z takich
instytucji pracował idol "Europejczyków" Nowak-Jeziorański). Niemcy
uznawali tylko rabunek zorganizowany, "upaństwowiony". Gdy pacyfikowali
wsie i miejscowości, dzielili oddział pacyfikujący na trzy części: grupa
dokonująca mordów, pierścień osłony oraz "drużyna gospodarcza" do rabunku
mienia pomordowanych (np. pacyfikacja wsi Wanaty w pow. garwolińskim 12 II
1944 r.). O rabunku na własny rachunek nie było nawet mowy. Niemcy
rozstrzeliwali własnych żołnierzy, a nawet wyższych oficerów. Tak zginął
m.in. dowódca kolaboracyjnej RONA, gen. M. Kamiński, za grabież na własną
rękę w czasie Powstania Warszawskiego. W przypadku prób kradzieży czy
plądrowania opuszczonego mienia, wartownicy niemieccy natychmiast
otwierali ogień, a w przypadku udanej kradzieży ścigali złodziei aż do
skutku. Skąd w takim przypadku wzięła się "część wzbogaconego
żydowskimi dobrami drobnomieszczaństwa"? (s. 36). Czy autor wyobraża
sobie, na jakim poziomie materialnym żyli Żydzi w małych "sztetł"? Jaka
nędza panowała wśród Ostjuden? Recenzent był świadkiem deportowania
ludności żydowskiej z Magnuszewa k. Kozienic i z autopsji zna wiele
wydarzeń związanych z tragedią Żydów.
Przemilczany ŻZW i
żydowscy zdrajcy
Książka jest pełna oskarżeń pod adresem
Polaków, że byli "antysemitami", nie ratowali Żydów, itp. A czy autor lub
ktokolwiek inny napisał kiedykolwiek konkretnie, jak Polacy mieli ratować
Żydów? W jaki sposób mieli to zrobić, jeśli nie mogli uratować siebie? Czy
chwytać za kamienie i rzucać się na oddziały wojskowe deportujące ludność
żydowską? Jedyną możliwością dla sterroryzowanej ludności polskiej było
podanie kawałka chleba, od czego nikt się nie uchylał. Niektórzy Żydzi
odwdzięczali się jednak w inny sposób. Będąca na usługach gestapo żydowska
organizacja kolaboracyjna "Żagiew" rozsyłała w teren swych agentów, którzy
podawali się za ściganych Żydów, prosili o jedzenie, a potem donosili
gestapo, kto żywi Żydów. Za taką działalność dostawali nagrody.
Dlaczego Żydzi nie podjęli żadnych form walki? Jedyną naprawdę
organizacją, która przynosi Żydom chwałę, jest Żydowski Związek Wojskowy,
powstały w grudniu 1939 r. Składał się on z oficerów i podoficerów WP,
uczestników walk wrześniowych. ŻZW przez pierwsze lata okupacji
rozbudowywał i szkolił swoje szeregi, a w kwietniu 1943 r. osiągnął stan
ok. 400 ludzi zorganizowanych w 11 plutonów bojowych. Wcześniej wykonał
wiele akcji zbrojnych, likwidując kolaborantów z "Żagwi" i stawiając
zbrojny opór Niemcom w styczniu 1943 r. ZŻW "podpadł" jednak starszyźnie
getta, ponieważ podjął bez jej upoważnienia walkę i współpracował z
Korpusem Bezpieczeństwa AK. Dowodził nim kpt. Moryc Apfelbaum ps. "Kowal".
O nim jednak zupełnie cicho w opracowaniach na temat powstania w getcie.
Autor recenzowanej książki raczył tylko wspomnieć: "Obok ŻOB w powstaniu w
getcie warszawskim walczyły oddziały Żydowskiego Związku Wojskowego" (s.
41). ŻZW nie walczył "obok", ale był organizatorem powstania.
Śmierć na procent: Żydzi w liczbach i
dolarach
Poważny niepokój budzi żonglerka liczbami. Dotyczy to
recenzowanej książki i nie tylko. Kiedy chodzi o pokazanie gigantycznych
rozmiarów Zagłady, mówi się, że zginęli niemal wszyscy Żydzi polscy i
europejscy, kiedy autor chce pokazać "niegodziwość" Polaków, twierdzi, że
powracający Żydzi nigdzie nie zastawali mieszkań, bo pozajmowali je
Polacy, którzy dodatkowo obawiali się ukarania za donosicielstwo, co jest
nielogiczne, bowiem ci, na których by donieśli, już nie żyli. Strona
żydowska twierdzi, że w Polsce było przed wojną 3.500.000 Żydów.
"Historia Polski w liczbach" podaje, że zginęło ich 2.700.000,
odejmując, uzyskuje się liczbę uratowanych 800.000. Autor zatytułował
jeden rozdział "Antysemityzm bez Żydów" (zwrot stworzony przez A.
Szczypiorskiego, którego usunięto z placówki dyplomatycznej w Danii za
malwersacje finansowe, a którego wybitnie antypolskie artykuły nawet w
czasach komuny sygnowane była pseudonimem "Marceli Jorst"), ale kiedy
przychodzi do roszczeń odszkodowawczych, nagle pojawia się 4.000.000 Żydów
(Sz. Szurmiej), którym należy zwrócić ich majątek. Liczba Żydów rośnie lub
maleje, w zależności od potrzeb politycznych, a te "potrzeby" to
wyłudzenie od Polski ok. 60.000.000.000 dolarów za szkody, jakie poczynili
Niemcy Żydom.
Shoah bez "mea culpa"
W recenzowanej
książce jest jeszcze kilkadziesiąt błędów rzeczowych, ale w krótkiej
recenzji nie ma miejsca na wyszczególnienie ich wszystkich. Chcielibyśmy
tu jednak po raz n-ty poruszyć bardzo ważny temat. Chodzi mianowicie o
bezustanne oskarżanie Polaków i obwinianie ich o rzekomą obojętność wobec
Zagłady. Dlaczego Żydzi wyciszyli propagandę antyniemiecką i nie obwiniają
Niemców o dokonanie holokaustu? Czy wystarczy sowita opłata, aby zapomnieć
o popełnionych zbrodniach? Dlaczego nie obwinia się starszyzny
żydowskiej w gettach, która nakazywała bierność, unikanie walki i
kierowała na rzeź ludność żydowską, która piętnowała ŻZW za współpracę z
Polakami? Dlaczego nie piętnuje się masowej kolaboracji Żydów z
Niemcami, zarówno w gettach, w Niemczech, jak i w wolnym świecie? Przecież
komory gazowe w Auschwitz-Birkenau budowali także inżynierowie ze Standard
Oil Company Johna Rockefellera, a SS-mani z Auschwitz-Birkenau byli na
listach płac SOC? Dlaczego nie piętnuje się bogatego żydostwa
światowego za całkowitą obojętność wobec zagłady ich współbraci? Przecież,
gdyby Bernard Baruch, szef amerykańskiej zbrojeniówki przydzielił Polakom
kilka dodatkowych samolotów do dokonania zrzutów środków walki i pieniędzy
dla walczących Żydów, liczba zgładzonych mogłaby ulec zmniejszeniu; gdyby
Schwarbard wyasygnował trochę pieniędzy dla ginących współbraci, dałoby
się uratować o wiele więcej istnień żydowskich. Książka "Żydzi.
Antysemityzm. Holokaust" jest pozycją, która na pewno nie będzie budziła
szacunku dla Żydów ani budowała pomostów między Polakami a Żydami. Jest to
pozycja z serii zakłamanych antypolskich wydawnictw, które budzić będą
nienawiść przez swoją stronniczość i realizację Shoah-biznesu.
dr Andrzej Leszek Szcześniak
Tytuł, śródtytuły i podpis pod
ilustracją pochodzą od redakcji.
Powrot
|