Antynarodowa histeria
Jan Engelgard

 

Dmowski winny za Jedwabne?

Jan Engelgard

Dyskusja, jaka toczy się wokół sprawy Jedwabnego już dawno przestała być dyskusją. Powoli przekształciła się w propagandowy zgiełk przypominający rewolucję kulturalną w Chinach. Mamy więc hunwejbinów stawiających do kątka nieprawomyślnych, mamy masowe samokrytyki i samobiczowanie. To żenujące widowisko byłoby być może śmieszne, gdyby nie fakt, że "przy okazji" zwyczajnie pluje się na Polskę, jej historię, jej bohaterów narodowych.

Nie jest to także śmieszne z innego powodu - masowa nagonka na Polskę dokonywana jest w Polsce, co świadczy o tym, że jako naród pozbawieni zostaliśmy wpływu na ośrodki opiniotwórcze, w tym na media. To stan wewnętrznej okupacji natury politycznej, ideologicznej i kulturowej.

Winny Dmowski i narodowcy

W czasie debat o Jedwabnem padło już tysiące zdań, mądrych i głupich, jątrzących i uspokajających. Pojawił się także wątek nawiązujący bezpośrednio do historii obozu narodowego. Część publicystów stara się postawić tezę, że za mord w Jedwabnem odpowiada Roman Dmowski i stworzony przez niego obóz polityczny. Klaus Bachmann pisze na łamach "Rzeczpospolitej" (Błędne koło zbiorowej odpowiedzialności, 17-18 marca br.): Za antysemityzm odpowiadają antysemici. Przeprosić za Jedwabne powinni dobrowolni spadkobiercy Roman Dmowskiego, Bolesława Piaseckiego i księdza Trzeciaka, którzy do dzisiaj stosują te same kryteria, na podstawie których w Jedwabnem można było jednoznacznie rozstrzygnąć, kto jest Polakiem, a kto nie". Jest to nie tylko opinia skandaliczna, wykazująca brak elementarnej wiedzy autora o polskiej historii (Bachmann jest korespondentem prasy niemieckiej), ale także bezmiernie głupia. Jakież trzeba było tworzyć kryteria, by rozstrzygać o tym, kto jest Żydem a kto Polakiem? Żydzi byli Żydami, a Polacy Polakami. W przeciwieństwie do czasów dzisiejszych, wówczas nikt nie miał trudności z określeniem swojej przynależności narodowej i religijnej. Być może pan Bachmann ma z tym kłopoty, ale niech nie wypowiada się o sprawach, o których nie ma pojęcia. Przypomnieć mu też trzeba, że jeśli chodzi o kryteria określania, kto jest Żydem - największe "osiągnięcia" miała w tym względzie III Rzesza ze swoimi ustawami norymberskimi, i zapewniam pana Bachmanna, że przy ich tworzeniu nie miał udziału ani Roman Dmowski, ani ks. Trzeciak.

Wątek odpowiedzialności obozu narodowego za Jedwabne podnosi także Aleksander Małachowski ("Przegląd", 19 marca br.). Pisze on tym, że "kolosalną" rolę w przygotowaniu tragedii w Jedwabnem odegrała "prasa katolicko-narodowa". I dalej: "Nie wolno zapominać, że endecka Polska była bardzo bliska faszyzacji kraju, co się dzisiaj odbija czkawką antysemityzmu w wielu środowiskach (...) Warto także wspomnieć ONR Falangę, jakże bliską jawnego faszyzmu i jakże mocno antysemicką". Do tego chóru dołącza Tomasz Nałęcz, pisząc na łamach "Wprost" (25 marca br.): Mniej byłoby powodów do wstydu i wyrzutów sumienia, gdyby obóz Romana Dmowskiego w walce o rząd dusz nie grał na najprymitywniejszych antyżydowskich odruchach. Jasne, że najbardziej nawet radykalni narodowcy nie planowali mordowania Żydów, ale lekkomyślnie siali wiatr, bez którego najpewniej nie byłoby burzy w Jedwabnem".

Teorie pana Maca

I na koniec najbardziej bulwersująca publikacja, także na łamach "Wprost" (25 marca br.). Stanisław Janecki i Jerzy Sławomir Mac "przepraszają" w imieniu Polaków za grzechy wobec Żydów. Przy okazji prezentują zdumiewający wręcz brak wiedzy historycznej. Oto próbka tej "twórczości": Przepraszamy Żydów za 700 lat wysiłków, także ustawodawczych, by uczynić ich obywatelami drugiej kategorii. Za antysemicką kampanię, którą w 1936 r. zainicjował prymas August Hlond, wydając list pasterski zalecający izolację społeczną wyznawców judaizmu". Publicyści "Wprost" zalecają też przeprosić za wypowiedź prof. Romana Rybarskiego, wybitnego ekonomistę i działacza narodowego, który stwierdził: "Rola Żydów w naszych dziejach gospodarczych była bezwzględnie ujemna". Niejako mimochodem lansują dwie tezy: "W II RP większość etnicznych Polaków marzyła tylko o jednym: jak pozbyć się Żydów z Polski" i "Tylko w latach 1935-1937 doszło w Polsce do 150 pogromów".

Tekst obu redaktorów "Wprost" można by uznać za kuriozum, gdyby nie fakt, że ukazuje się w piśmie o nakładzie ponad 300 tys. egzemplarzy, uważanym prze wielu ludzi za poważne. Każda szanująca się redakcja wyrzuciłaby te wypociny chorych umysłów do śmietnika. Okazuje się, że redakcja "Wprost" nie szanuje także siebie, czym daje dowód na to, że woli uprawiać publicystyczne gangsterstwo, będąc pewna, że nic złego jej za to nie spotka. Dożyliśmy czasów, w których najbardziej podłe kłamstwo jest bezkarne i urasta do roli prawdy objawionej. W normalnym języku nazywa się to totalitaryzmem. Wysyłać sprostowań do tej gazety nie ma sensu, gdyż nigdy ich nie zamieszcza. Dlatego zmuszony jestem obnażyć kłamstwa i oszczerstwa autorów na łamach "MP".

Co do rzekomego traktowania Żydów jako ludzi drugiej kategorii, to wystarczy tylko zacytować Włodzimierza Żabotyńskiego, wybitnego syjonistę: "Getta tworzyliśmy sami, dobrowolnie, z tej samej przyczyny, z jakiej Europejczycy w Szanghaju osiedlają się w odrębnej dzielnicy, aby przynajmniej tutaj, w odciętej sferze zaułka, żyć po swojemu" ("Państwo Żydowskie", Warszawa 1937). Mimo tej oczywistej prawdy, publicyści typu Maca i Janeckiego plotą bzdury o "zamykaniu Żydów w gettach". Opinia Rybarskiego o negatywnej roli Żydów w gospodarce dotyczyła Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Chodzi oczywiście o to, że Żydzi stali się narzędziem uniemożliwiającym rozwój polskiego mieszczaństwa i handlu, przez co Polska była zapóźniona cywilizacyjnie w stosunku do Zachodu, a jej struktura społeczna archaiczna. Z faktem tym zgadzają się wszyscy historycy, bez względu na barwy polityczne. Tylko panowie Mac i Janecki są mądrzejsi.

Emigracja była zbawieniem

A teraz co do marzeń o pozbyciu się Żydów. Nie były to marzenia, tylko narzucająca się konieczność. Kwestia żydowska istniała w II RP naprawdę, dostrzegały to wszystkie obozy polityczne, od lewicy do prawicy, i zapewniam panów z "Wprost", że bynajmniej nie był to monopol obozu narodowego. Oto przykłady. Czołowy przedstawiciel rządów sanacyjnych, płk Bogusław Miedziński, mówił w Sejmie w dniu 11 stycznia 1937 roku: "Osobiście bardzo lubię Duńczyków, ale gdybym miał ich w Polsce 3 miliony, to bym Boga prosił, aby ich najprędzej stąd zabrał". Teodor Herzl, twórca ideologii syjonistycznej, pisał: "Kwestia żydowska istnieje wszędzie, gdzie przebywa znaczna ilość Żydów. Gdzie kwestia nie istnieje, tam przywożą ją imigrujący Żydzi". W Polsce w drugiej połowie lat 30., w obliczu szalejącego kryzysu gospodarczego, biedy i nędzy, przeludnienia i niemożności awansu społecznego, musiało dojść do starcia dwóch odrębnych narodowo i religijnie społeczności, konkurujących o zatrudnienie i przetrwanie. Jedynym rozsądnym wyjściem była emigracja Żydów do Palestyny i utworzenie tam państwa żydowskiego. Opowiadały się za tym wszystkie organizacje syjonistyczne w Polsce, z bardzo wpływowymi osobistościami. Wspomniany już Żabotyński miał kontakty z władzami sanacyjnymi, a nawet z ONR-em. Planowano wspólny marsz Żydów ku granicy z Rumunią. Miała to być demonstracja mająca na celu krzewienie idei syjonistycznej. Przeciwko emigracji byli ortodoksi i komunizujące organizacje typu "Bund". Ci ostatni liczyli na rewolucję światową i objęcie władzy przez socjalistów. Złudzeń nie pozostawił im publicysta PPS, J.M. Borski, który w broszurze "Sprawa żydowska i socjalizm" (Warszawa 1937) pisał, że Bund nie może liczyć na to, że Polacy kiedykolwiek zrezygnują z postulatu wyjazdu Żydów. I dodawał: - Nie zmieni się pod tym względem nic, gdyby nawet przyszły w Polsce rządy socjalistyczne. Dodajmy przy okazji, że gdyby postulaty syjonistów zostały wcześniej spełnione, to liczba ocalałych z holocaustu Żydów, byłaby ogromna, a być może ocaleliby prawie wszyscy. Niech więc panowie Mac i Janecki nie wypisują bzdur o jakiś marzeniach "etnicznych Polaków" (cóż to za rasistowska kategoria). Nie o marzenia tu szło, tylko o rozwiązanie palącej kwestii społeczno-gospodarczej.

Czyje rodziny przepraszać?

Informacja o 150 pogromach, jakie rzekomo miały miejsce w Polsce w latach 1935-1937, to zwyczajne kłamstwo. W tym czasie nie miał miejsce żaden pogrom, miały natomiast miejsce incydenty, starcia i tumulty. Stroną inicjującą tego typu wydarzenia byli raz Polacy, raz Żydzi. Nigdy jednak zajścia te nie były organizowane czy planowane, wybuchały z reguły spontanicznie. Nawet pisząca z pozycji filosemickich Jolanta Żyndul, autorka książeczki pt. Zajścia antyżydowskie w Polsce w latach 1935-1937, nie używa terminu "pogromy". Dane przez nią podane zweryfikował w doskonale udokumentowanej pracy Piotr Gontarczyk (patrz: "Pogrom? Zajścia polsko-żydowskie w Przytyku 9 marca 1936 r.", Warszawa 2000). Dobrze by było, gdyby zabierając się za pisanie na temat historii Mac i Janecki zapoznali się z dostępną powszechnie literaturą. Wtedy nie napisaliby zapewne zdania: "Prosimy o wybaczenie rodziny zabitych w Przytyku, Grodnie, Myślenicach, Odrzywole... Czyje rodziny panowie mają na myśli? W Przytyku najpierw zginął zabity skrytobójczo przez Żyda polski chłop Stanisław Wieśniak, który osierocił liczną rodzinę. Dopiero potem wzburzony tłum zabił żydowskie małżeństwo. W Myślenicach, podczas "najazdu" Adama Doboszyńskiego, nikt nie zginął. W Grodnie były zajścia, skazano dwóch Żydów za zabójstwo Polaka Władysława Kuszcza, a w Odrzywole zginął jeden Żyd i 18 polskich chłopów zastrzelonych przez policję. Czyje rodziny mamy więc przepraszać? Żydowskie czy polskie? Rozumiem, że panowie proponują przeprosiny rodzin żydowskich, gdyż polskie ofiary nie mają dla panów żadnego znaczenia.

Podłość

Obowiązkiem dziennikarzy i polityków jest mówienie prawdy. Jeśli zamiast tego mamy do czynienia z brudną propagandą, wówczas uczestnicy takiej "dyskusji" nie zasługują na żaden szacunek. Jedwabne obnażyło jeszcze raz oblicze "naszych dziennikarzy" i "naszych polityków". Sprzedajność, brak godności, tchórzostwo, tupet i nieuctwo - oto najczęściej spotykane obecnie cechy. Mac i Janecki uprawiają swój proceder od lat, mają poczucie wsparcia potężnych ośrodków, wiedzą, że mogą kłamać w żywe oczy. Tomasz Nałęcz mieni się być historykiem, ale jest tylko dosyć prymitywnym, i jednocześnie pewnym siebie, propagandystą. Jeśli historyk, który - w przeciwieństwie do Maca - zna swoje rzemiosło, mówi, że Dmowski siał wiatr, bez którego nie byłoby Jedwabnego, to ktoś taki kompromituje się moralnie. Wszyscy tu wymienieni są winni potwarzy rzuconej na ludzi, którzy w czasie wojny, jako członkowie konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego i innych organizacji narodowych, ratowali Żydów, płacąc często życiem, by wymienić tylko zamordowanego w Oświęcimiu Jana Mosdorfa. Twórca niepodległej Polski, sygnatariusz Traktatu Wersalskiego, Roman Dmowski, uznany zaś został za współodpowiedzialnego za mord w Jedwabnem. Tym samym na tej skleconej przez małych ludzi, zwykłych prowokatorów i sprzedawczyków ławie oskarżonych zasiadła cała Polska, a w sposób symboliczny (i nie tylko symboliczny) usunięto z niej Niemców. Tak wygląda ponoć niepodległa III Rzeczpospolita.

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1