2 marzec 2001r. Pierwszy dzień 

                                                                                
              

Po 14 godzinnej ale dość wygodnej, podróży pociągiem docieram do Mostu Przyjaźni. Nawet nie wiem, kiedy opuściłem Tajlandi� ale wiem kiedy wjad� do Laosu. Trzy punkty kontrolne, wszędzie panie i panowie w zielonych mundurkach ze znajomo wyglądającymi, zbyt wielkimi pagonami i rondami czapek, a nad tym wszystkim łopocząca czereda wielkich chorągwi w wiadomym kolorze. No i oczywiście kwestionariusz i sto pyta� a wśród nich: “gdzie będziesz si� zatrzymywa� w Laosie ? � Nie mam przecie� pojęcia więc wpisuje “Vientian Hotel�. Mój wybór potwierdza pieczątka któr� wbija prześliczna Azjatka, wrzucona przez dogorywający system w za duży mundur. No i ta czapka admirała floty radzieckiej...... Bez problemu tuk tukiem docieram do Vientiane. Miasto to cieszy si� potworn� wprost opini� wśród turystów i autora przewodnika ( którzy polecaj� zosta� tu maximum 1 dzie� ), stąd spodziewałem si� raczej szybkiego rozczarowania z mojej strony. Jednak polubiłem t� mieścinie ( bo w pełni zasługuje na takie miano ) od pierwszego wrażenia. Wystarczy bowiem jedynie przyjrze� si� przez moment aby zauważy� że trafiło si� do jakiego� niesłychanie pociesznego świata w którym zapomniano przestawi� wskazówki zegarów. Mamy zatem ponownie rok 1977. Przebrzmiewa tu jednak jeszcze echo lat wcześniejszych � francuskiego panowania, które zadecydowało o kształcie miasta. Szerokie,,zacienione drgającymi palmami ulice, ożywione przez wędrownych sprzedawców owoców, przemykających rowerzystów, powolne tuk- tuki i przechodniów, którzy uśmiechaj� si� nieśmiało. Nieliczne samochody z lat siedemdziesiątych, jakie chętnie widziałby w swojej kolekcji niejeden koneser, skutery i rowery, zupełny brak wysokich budowli, nic co przypominałoby blok i hektary zieleni. Palmy, drzewka bananowe, eukaliptusy. Podziw mój wzbudza architektura, szczególnie francuska kolonialna, lekka i bardzo śródziemnomorska. Pewien Francuz powiedzia� mi że troch� przypomina to starsze dzielnice Marsylii oraz francuskie osiedla w Algierze i Casablance. Te dwupiętrowe domki z wieloma tarasami, otoczone wysokimi palmami maj� naprawd� wiele uroku i pomimo różnic stylu i czasu, zgrabnie wkomponowane s� w tło starego Vientiane pełnego przecie� dawnych budowli sakralnych i laickich. Wpływ architektury francuskiej pozostawi� trwały w widoczny ślad równie� w nowym tutejszym budownictwie.

Po za tym Vientiane w ogóle zdaje si� nie aspirowa� do roli wielkiej stolicy państwa, jak� znamy w zasadzie wszędzie. Nawet prawidłowa i szczególna przecie� dla tej części Azji, żywotność i ruchliwość ulic ma charakter przelotny i po południu wymiera, jakby nastała, trwająca do dnia następnego pora siesty. W przeciwieństwie do wielu miast w Tajlandii, Vientiane zupełnie inaczej potraktowa� swój związek z rzek�. Raczej jak zmęczony wędrowiec skorzysta� z orzeźwiającego postoju przy jej brzegach i zapomnia� wkrótce potem dokąd i po co mia� iść. A teraz sprawia wrażenie jakby dalej drzema� w najlepsze, podczas gdy każdy na jego miejscu ju� dawno zrobiłby z tego miejsca centralny punkt handlu i żeglugi. Bo tej jednej z największych rzek Azji tutaj si� w ogóle nie zauważa. Po 5 minutach ju� wiem na pewno że znalazłem si� w świecie który nie zna współczesnego pragmatyzmu, nie zna praw śmierci i zniszczenia.

Po obiedzie, id� na spacer nad rzek� i dopiero teraz widz� j� po raz pierwszy. Patrz� i oczom nie wierze: I to jest owa jedna z największych rzek Azji, przy brzegach której wzrastały potęgi starych cywilizacji południowych Chin i Khmerów ? Mógłbym ja bowiem przekroczy� such� stop�.... Częś� koryta jest po prostu sucha, a to co jest dalej przypomina raczej dłuższ� sadzawk� na środku której chłopi po pas w wodzie stercz� łapiąc ryby na siatk� wyglądając� jak wielki podbierak. Jest jednak pora sucha, to wszystko tłumaczy, samo koryto cho� teraz suche jest jednak szerokie i starczyłoby na 10 minutowy spacer.

>W guesthousie, gdzie jak to mawiaj�, wziąłem kwater� ( piętrowa prycza za 2 $ ) dokonuje spektakularnego odkrycia : 50 mlg Lao whisky za 500 kipów. 8000 to 1 $, więc nawet nie wiem ile to jest w przeliczeniu na nasze 500 kipów � 25 groszy ? Zamawiam sobie 4 takie cuda, i smakuje mi to. Potem jeszcze 4 a potem jeszcze 4. Przy okazji poznaje turyst� z Liberii i rozmawiamy przez pół nocy o Afryce. Jest bardzo sympatycznie i mój kolega bynajmniej nie wylewa za kołnierz. Musi to by� syn prezydenta albo kto� w tym rodzaju, bo prawd� mówiąc nigdy nie słyszałem o turystach z Liberii.


Dalej

Hosted by www.Geocities.ws

1