Zbigniew Marcin Kowalewski, Magdalena Ostrowska
W POPRZEK - OŚCIĄ W GARDLE
Jesteśmy gotowi dyskutować nad każdym projektem prowadzącym do skupienia sił
radykalnej czy, jeśli kto woli, konsekwentnej lewicy i ich uruchomienia w walce
o prawa, godność, interesy i wyzwolenie klasy pracującej. Nie interesuje nas
dokonywanie "podziałów w poprzek" i wyłomów w organizacjach radykalnej lewicy,
lecz doprowadzenie do przełomu w jej rozwoju. I o tym chcemy rozmawiać.
Żadne z nas nie postawiło Ewie Balcerek i Włodzimierzowi Bratkowskiemu zarzutu
rozbijactwa. "Podstawą oskarżeń o rozbijactwo jest założenie obojga autorów, że
nieistniejąca GSR zamierza rozbijać FL", napisali oni w swoim tekście "Wyłom"
(który Marek Gański słusznie określił jako wejście z łomem do salonu). Ani
wprost, ani pośrednio niczego takiego nie twierdziliśmy ani nie sugerowaliśmy.
Jedno z nas wspomniało, że na lewicy "grasują rozbijacze" (o czym wielu ludziom
na lewicy dobrze wiadomo, podobnie jak dobrze wiadomo, o kogo chodzi). Drugie
ostrzegało, że stawianie na podziały "w poprzek", jakie rzekomo istnieją w
grupach radykalnej lewicy, może prowadzić do rozbicia tych skromnych grup,
ponieważ sądziło, że B.B. nie są tego świadomi. W swoim tekście potwierdzili oni
jednak, że doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Z nieistniejącego zarzutu B.B.
uczynili motyw przewodni całego swojego tekstu. Wiedząc o ich bezsilności
(zapewne frustrującej) przejawiającej się nie tylko na tym polu, żadne z nas nie
snuło tego rodzaju rozważań. Wydawały się niedorzeczne. Zrobienie z tego przez
B.B. osi całej polemiki świadczy więc albo o dziwnej obsesji, albo o chęci
dowartościowania się. A może o czymś, o czym wtedy nie pomyśleliśmy, a
powinniśmy?
Był to sposób, aby uniknąć rzeczowej odpowiedzi na nasze polemiczne teksty, gdyż
B.B. tak naprzekłamywali i nabzdurzyli o froncie lewicy i tak niewiele mają
politycznie do powiedzenia, że musieli odwrócić uwagę od tego, o czym była w
nich rzeczywiście mowa. Odpisali więc nie na rzeczywistą krytykę, lecz na
wyssany z palca zarzut i wprowadzili tematy zastępcze, którymi można wypełnić
całe strony, choć nie mają one nic do rzeczy.
TEMATY ZASTĘPCZE
Takimi tematami zastępczymi są, nie odnoszące się do obecnej sytuacji polskiej
lewicy, dywagacje: o historii, taktyce i dramatach KPP, o polityce Czwartej
Międzynarodówki w latach 80. w Polsce, o poglądach ZMK sprzed 20 lat, z których
to poglądów "powinien się rozliczyć", o ewolucji "Solidarności" w tychże latach,
o obecnej polityce francuskiego Związku Rewolucyjnych Komunistów (LCR), o której
nasi adwersarze wiedzą, że dzwonią, ale nie wiedzą, w którym kościele... Czy
zaserwowana czytelnikom CHEs "historia w pigułce" to podbudowa
historyczno-teoretyczna dla obecnych działań B.B.? Tego rodzaju dywagacje
zajmują grubo ponad połowę tekstu. Niczego jednak nie wnoszą do dyskusji nad
OBECNYM stanem i perspektywami oraz zadaniami polskiej lewicy.
Kiedy MO z Markiem Gańskim przystępowali do pracy nad utworzeniem frontu lewicy,
nie przeprowadzili aukcji, na której licytowano by poszczególne tradycje. Może
dlatego nie wiedzieli, jak kształtują się ich ceny i które z nich opłaca się
popierać, które zaś nie bardzo. Nie wiedzieli też, na czym miałaby taka
licytacja polegać? Czy na podliczaniu: który nurt lewicy poniósł więcej ofiar z
rąk stalinizmu na ziemiach polskich? To nie lepiej zajmować się budowaniem
pomników niż działalnością polityczną? Front nie był w zamyśle muzeum
jakiejkolwiek tradycji, lecz przede wszystkim próbą skutecznego działania,
korzystnego nie tylko dla radykalnej lewicy w Polsce, ale dla ludzi, w których
imieniu chce ona występować. Warto przypomnieć, że B.B. nie przyłożyli do tej
próby ręki, do frontu nie weszli, choć pchali się do niego tylnymi drzwiami.
Dopiero teraz oznajmiają, że pomysł frontu "w wydaniu zarówno ZMK, jak i MO"
(czyli "Czerwonego Salonu", bo innego nie było) od początku odrzucili. Sugerują,
że mieli i mają inny pomysł na front - o którym jednak dalej nic nie wiadomo,
poza tym, że warunkiem jego stworzenia jest wykorzystanie rzekomo istniejących
"podziałów w poprzek" na radykalnej lewicy.
Rozważania historyczno-personalne w wykonaniu B.B. niczego nie wnoszą, a
świadczą co najwyżej o pieniactwie. Kiepsko maskują też fakt, że ani w sprawie
koncepcji i losów frontu lewicy, ani w sprawie szumnie zapowiedzianego
"przejścia do ofensywy", polegającego na tworzeniu "konsekwentnej i rewolucyjnej
partii robotniczej", nic godnego uwagi w ich tekście nie ma i zupełnie nic z
niego nie wynika.
POLSKIEMU ROBOTNIKOWI - POLSKIE TRADYCJE
Trudno za coś godnego uwagi uznać przekomiczne wezwanie do tworzenia jednolitego
frontu antytrockistowskiego i do rozprawy z trockistami (czy to ma jednoczyć
lewicę? w poprzek?) pod klasycznym hasłem walki z obcą agenturą, która wszystko
nam tu, na ziemi ojczystej, psuje i sabotuje. Np. zaśmieca zdrowy polski
jadłospis z kartoflanką i schaboszczakiem, stawiając na stół różne ślimaki,
małże i inne robactwo zagraniczne, które w prawdziwym Polaku wywołują słuszne
obrzydzenie szowinistyczne. Albo zamiast wzorować się na sprawdzonych wzorach
KPP, powołuje się na przykład Szkockiej Partii Socjalistycznej. B.B.
skrytykowali doświadczenia współpracy radykalnej lewicy w innych krajach, choć
już zabrakło chęci (wiedzy?), aby wyjaśnić, na czym polegają owe, jak oni to
określili, "eksperymenty". Przykład z innego kraju, nawet jeśli dobry i
sprawdzony (patrz "Rewolucja" nr 1), to jednak szkodliwa kalkomania; słuszny
może być jedynie przykład rodzimy, choćby był z zupełnie innej epoki
historycznej.
"Czerwonemu Salonowi" i jego koncepcji frontu lewicy przypisano chęć
mechanicznego naśladowania zagranicznym wzorów, nie wskazano jednak, na jakiej
podstawie. Nie można było jej wskazać, ponieważ nic takiego nie miało miejsca.
Jednocześnie otrzymaliśmy w pigułce historię polskiego ruchu komunistycznego
wraz z gęstym powoływaniem się na ówczesne wzory i taktykę stosowaną przed
niemal wiekiem. Oba te wzory - konkurencyjne? - "zagraniczny" i "historyczny",
B.B. przedstawiają jako alternatywę. Zamiast merytorycznego sporu, czytelnikom
zamydlono oczy pseudohistorycznym wywodem na temat działalności KPP, jej rzekomo
sprawdzonej taktyki i podawaniem jej za wzór do naśladowania Można odnieść
wrażenie, iż największym grzechem insynuowanej nam chęci czerpania wzorów z
taktyki przypisywanej m.in. LCR, czy tych wysiłków zjednoczeniowych mających
miejsce na radykalnej lewicy w Europie Zachodniej, jest to, że... nie są
polskie! Lepsze są NASZE POLSKIE wzory, sprawdzona tradycja, w którą się żaden
trockizm nie wpisuje. Zabrakło tylko przypomnienia, że to stworzona przez
Trockiego Armia Czerwona najechała w 1920 r. ziemie Naszej Ojczyzny, Polski, i w
związku w tym trockistom ręki się nie podaje.
Warto zastanowić się nad wezwaniem do tworzenia "jednolitego frontu przeciw
trockistom".
O ROLI JEDNOSTKI W HISTORII
Okazuje się, czemu B.B. służy pojęcie jednolitego frontu - rozprawie z
adwersarzami na lewicy: "To, co robią polscy trockiści jest hańbą, którą trzeba
wypalić wspólną walką. I do takiej wspólnej walki wzywamy w myśl taktyki
jednolitego frontu robotniczego od góry, a jeśli zajdzie taka potrzeba - i od
dołu!" Tyle że ani z tej rozprawy, ani z ogłoszonej przez nich ofensywy, której
rozprawa ta ma utorować drogę, nic nie wyjdzie. Może jedynie na papierze. Kiedyś
takie wezwania kończyły się tragedią. Dzisiaj - w wykonaniu B.B. - nie są nawet
farsą, tylko groteską.
Ogłoszona przez B.B. ofensywa utknęła, ponieważ nie mają oni siły prowadzić jej
nawet na papierze. Trzeba więc wskazać winnych i się z nimi "jednolitofrontowo"
(ciekawe, do spółki z kim?) rozprawić. Winnych nie tylko porażki tej papierowej
ofensywy, nie tylko (przed laty) fiaska "grupy inicjatywnej partii robotniczej"
założonej przez B.B. (którą to inicjatywę ZMK sabotował, bo się nie przyłączył),
ale i wszystkiego innego, z restauracją kapitalizmu w Polsce włącznie. "...Czy
to wiara w "determinizm historyczny", czy śmieszne i żałosne przekonanie o swoim
sprycie i zdolnościach organizacyjnych, które wystarczą do zmanipulowania
potężnego prądu wyzwalającej się w Polsce żądzy akumulacji pierwotnej? Jak by
nie było, ZMK ma swój doniosły udział w skutecznym storpedowaniu prób oporu
wobec takiego rozwoju wypadków w Polsce." Gdyby nie Kowalewski, B.B. stanęliby
na czele rewolucyjnych mas. Gdyby nie Kowalewski, nie byłoby dziś w Polsce
kapitalizmu. W ten oto sposób B.B. rozwijają plechanowowską teorię o roli
jednostki w historii...
UDERZ W STÓŁ
W odpowiedzi na oba polemiczne teksty, z których tekst MO skupił się jedynie na
sprostowaniu przekłamanych informacji, zaś tekst ZMK - polemizował z ogłoszoną
przez B&B "ofensywą", na ZMK wylano kubeł pomyj. Zaatakować MO było trudniej, bo
to młoda (ale śmiała!) i naiwna panienka, do której działalności nie było jak
się przyczepić, jako że i ta działalność prawie żadna. Autorzy chwycili się więc
(jak brzytwy?) biografii i przynależności organizacyjnej ZMK. Czytelnicy CHEs
mogli poczytać sobie krytyczny rys biograficzny ZMK, sięgający 20 lat wstecz i
mający wykazać, że to B.B. zawsze mieli i mają rację. Tymczasem żadne z nas
nigdy nie rościło sobie pretensji do nieomylności. Wprost przeciwnie - wiemy, że
popełniliśmy wiele błędów i wcale tego nie ukrywamy. Jeszcze gorzej poszło B.B.
z nieustannie przypisywaną ZMK przynależnością organizacyjną, bowiem od wielu
lat ZMK nie jest członkiem LCR (jest to organizacja działająca tylko na terenie
Francji, czego B.B. zapewne też nie wiedzą...), jest natomiast członkiem
Czwartej Międzynarodówki. Mieszanie tej organizacji z jedną z jej wielu
krajowych sekcji jest dowodem złej woli bądź ignorancji. Zasadniczą część swojej
krytyki, a raczej insynuacji, oparli oni na wielu tego rodzaju niesprawdzonych
informacjach. Nie po raz pierwszy, zresztą. Czemu to ma służyć? Sprawie ludzi
pracy? Sprawie lewicy?
Kubeł pomyj, jaki został wylany w tym tekście, okazał się bardzo pojemny i
dostało się nie tylko ZMK, ale też zdecydowanej większości grup i działaczy
polskiej lewicy. Nie musimy ich tutaj wymieniać, ponieważ sami bez trudu odnajdą
się w tekście B.B.
W świetle wymowy tego tekstu przestał nas dziwić fakt, dlaczego B.B. oparli go
na zaprzeczaniu zarzutom, których nikt im nie stawiał. Czyżbyśmy nieświadomie
potrącili stół i nożyce się odezwały?
***
Dwa pytania dla dociekliwych. Pierwsze: czy teoria o "podziałach w poprzek"
stosuje się również do GSR, czy tylko do wszystkich innych? Drugie: a jeśli się
stosuje, to gdzie ten podział przebiega?
29 lipca 2002 r.