BILANS PPS – POROZMAWIAJMY O NOWEJ LEWICY

 

 

 

PPS obchodzi dziś 110 rocznicę istnienia. Odrodzona w solidarnościowym podziemiu w 1987 roku, opierała się początkowo na takich jak ja, działaczach opozycji demokratycznej. Wierzyliśmy, że pro społeczne ideały programu I Krajowego Zjazdu NSZZ „Solidarność” stanowią wykładnię przyszłego ustroju sprawiedliwości społecznej.

Strajkujący robotnicy mieli dopisać demokrację i wolność polityczną do socjalnych zdobyczy PRL.

Dlatego kontestowaliśmy „okrągły stół” i powstały tam kompromis elit starego i nowego reżimu. Radykalizm PPS współbrzmiał z rosnącym rozczarowaniem środowisk pracowniczych, które w neoliberalnym kapitalizmie traciły swą rolę społeczną i polityczną. Wyrzucona na śmietnik historii klasa robotnicza nie była już potrzebna nowej, drapieżnej, wolnorynkowej demokracji.

Ówcześni PPS-owcy byli ostatnimi Mohikanami związkowej ekstremy. Potrafili organizować strajki i demonstracje, drukować ulotki i malować sprayami po murach. Tymczasem polityka z barykady przeniosła się do parlamentu. Z awangardy walki o wolność staliśmy się nagle pogrobowcami czasu burzy i naporu.

Wtedy Aleksander Kwaśniewski zaproponował nam sojusz wyborczy. Ludzie, którzy nas zamykali mieli nam teraz otworzyć drogę do dorosłej, parlamentarnej polityki. Poszedłem na to. Kosztowało to PPS kolejny rozłam, a zaowocowało trzyosobowym kołem parlamentarnym. SLD zawiódł nas ustawą o najmie lokali mieszkalnych, dopuszczającą eksmisję na bruk i prawicowym budżetem.

Wielu zarzucało nam, że przehandlowaliśmy opozycyjne życiorysy i historyczne sztandary za fotele poselskie. Nasi przyjaciele i koledzy z podziemia są dziś albo na politycznej prawicy, albo poza polityką. A nam, mimo płomiennych przemówień sejmowych i spektakularnych akcji nie udało się zbudować lewicowej alternatywy dla SLD. Nie udało się to również środowisku Unii Pracy. Lewica w Polsce to wciąż tylko SLD plus takie czy inne przybudówki.

Nadszedł czas rozliczenia. Dlaczego najpiękniejsza tradycja polskiej lewicy, do której wszyscy się chętnie przyznają nie przyciągnęła wielu ludzi w nasze szeregi? Bo pamięć historyczna Polaków jest krótka, bo czerwony sztandar splugawiono i zbanalizowano wraz z całą tradycją ruchu robotniczego na oficjalnych akademiach „ku czci”.

Socjalizm i komunizm większość Polaków uważa za jedno i to samo, bo PZPR, będąca oficjalnie partia komunistyczna, wolała przyznawać się do socjalizmu. Bo po nastaniu demokracji media używały tych pojęć wymiennie. Pro kapitalistyczna SLD jawiła się opinii publicznej jako lewica nawrócona i nowoczesna, a my wyszliśmy na niereformowalny beton, który wciąż rozprawia o jakimś „socjalizmie: nie mogąc się pogodzić z wyrokiem historii. O socjalizmie skandynawskim, europejskim niewiele u nas słyszano. A dobre strony starego ustroju utożsamiała stara kadra PZPR w nowej, europejskiej szacie.

PPS, mimo wierzgania i chwilowych buntów inicjowanych przez wąską grupę lide-rów z opozycyjnym, podziemnym stażem coraz bardziej przyrastała do SLD. Dawni radykałowie odchodzili w prywatność, a do partii przyszli ludzie PZPR, którzy chcieli być w PPS pod warunkiem, że PPS będzie w SLD. To było takie przyjemne z pożytecznym. Firma PPS nobilitowała, a koalicja ze starszym bratem dawała widoki na korzyści polityczne i osobiste. Dlatego również w wyborach 1997 roku poszliśmy do wyborów na listach Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Nie mieliśmy złudzeń, ale baliśmy się samodzielności, baliśmy się wypaść z gry. Decyzja o samodzielnym starcie w wyborach prezydenckim była rozpaczliwą nieco próbą wybicia się Partii na niezależność.

Towarzyszyły jej akcje obrony lokatorów przed coraz bardziej masowymi eksmi-sjami na bruk. Doprowadziło to do korzystnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał prawo Barbary Blidy za niekonstytucyjne i w konsekwencji do zmiany ustawy. Bez zainteresowania mediów tą sprawą w ramach kampanii prezydenckiej to wszystko mogło się nie udać. Mimo skandalicznego wyniku wybory te sprawiły, że PPS zaczęła być, choć symbolicznie (1-2%)notowana w rankingach, a Partię zaczęto odróżniać od wielkiego brata. Nie wystarczyło to jednak do udanego startu parlamentarnego. Słabość struktur i brak wiary w sukces uniemożliwiły zarejestrowanie list wyborczych w ponad połowie okręgów. Przekreśliło to możliwość zauważalnego społecznie uczestnictwa w wyborach i zakończyło się totalną klęską. Klęską, która sprowadziła nas z powrotem do roli wasala i to najgorszej kategorii.

Mimo to w terenie trwają i działają organizacje PPS, które mimo braku zauważal-nego kierownictwa i jakiejś jasnej linii programowej czy politycznej dalej próbują organizować społeczny opór wobec niesprawiedliwego systemu. Kilkutysięczne w skali kraju środowisko PPS jest niewątpliwie stanowi wciąż najlepiej zorganizowaną i najliczniejszą lewicową opozycją wobec bloku SLD-UP.

Nie jestem już członkiem partii, którą 15 lat temu zakładałem, organizowałem i przez osiem lat reprezentowałem w Parlamencie. Nowe kierownictwo Partii poin-formowało mnie o tym za pomocą gazety „Trybuna”. Zawsze jednak pozostaję so-cjalistą. I wszystkim tym, którym ręce nie opadły proponuję udział w dyskusji o nowym kształcie polskiej lewicy. Przeszliśmy razem szmat drogi. Pomogliśmy wielu skrzywdzonym ludziom. Pokazaliśmy jak się walczy. Dziś powinniśmy wspólnie pokazać, że z każdej porażki wychodzimy sprawdzeni, mądrzejsi i silniejsi. Przyszłość lewicy zależy jednak od rozstrzygnięcia zasadniczego sporu: czy chcemy poprawiać kapitalizm czy go obalić. Potrzebna jest dyskusja o nowym ustroju. Brak jasności programowej w  tych zasadniczych sprawach kosztował nas klęskę próby odbudowy PPS. Zacznijmy więc rozmawiać o nowej lewicy.

 

Piotr Ikonowicz

 

 

Hosted by www.Geocities.ws

1