Ponieważ wywiązała się na naszym portalu dyskusja nt. ATTAC-u to publikujemy starszy tekst, który jest pierwszą odpowiedzią na

pierwszy list ZM Kowalewskiego.                                              


 

Zarząd i Rada Programowa ATTAC-Polska

 

KOMENTARZ DO LISTU AUTORSTWA Z. KOWALEWSKIEGO, S. ZGLICZYŃSKIEGO I R. PANKOWSKIEGO

 

Szanowni Państwo,

dnia 6 grudnia 2001 r. otrzymałem, dzięki uprzejmości jednego z kolegów, list do kierownictwa ATTAC-Polska i ATTAC-Francja podpisany przez Z. Kowalewskiego, S. Zgliczynskiego i R. Pankowskiego. List dotyczy m.in. mojej osoby oraz „Magazynu OBYWATEL” – pisma, którego jestem współredaktorem.

Poniższe wyjaśnienie nieprawdziwych informacji nie jest skierowane do autorów owego listu (poniżej pewnego poziomu się nie schodzi), lecz do tych, którzy nie śledząc moich działań na bieżąco i nie czytując regularnie „Obywatela” mogliby przyjąć za dobrą monetę zawarte w nim pomówienia i kłamstwa. Im właśnie należy się kilka słów wyjaśnienia – gwoli prawdy i w imię zasady, że zaatakowany ma prawo do obrony.

ATTAC w momencie przystąpienia do stowarzyszenia postrzegałem jako organizację obywatelską, mająca na celu sprzeciw wobec tych procesów społeczno-ekonomicznych, które można określić zbiorczym terminem globalizacji. Sama idea oporu wobec globalizacji, jak i zapisy statutowe ATTAC są zgodne z moimi przekonaniami, czemu wielokrotnie dałem wyraz na długo przed akcesem do stowarzyszenia. ATTAC jawił mi się jako inicjatywa obywatelska, w której ludzie, mimo różnic, działają razem w celu urzeczywistnienia jakiegoś ideału. Tylko taki, będący swoistym porozumieniem ponad (drugorzędnymi) podziałami, model działania wydaje się stwarzać szanse na sukces. Do ATTAC-u przystąpiłem z nadzieją, iż może to być inicjatywa wykraczająca poza sekciarskie podziały. Nie przystępowałem do ATTAC-u jako lewicowiec – nie jestem nim i nawet nie zamierzam takiego udawać. Autorzy listu przypisują mi chęć infiltracji ATTAC-u z ramienia skrajnej prawicy. Prawicowcem (skrajnym czy umiarkowanym) się nie czuję, trudno zatem byłoby mi zostać rzecznikiem nie mojej sprawy. W dodatku, jeśli moim zamiarem miałaby być „skrajnie prawicowa infiltracja” ATTAC-u, to nadawałbym się do tej roli jak najgorzej. Moja – faktyczna, o czym za chwilę – współpraca z różnej maści środowiskami prawicowymi jest powszechnie znana, nigdy jej nie ukrywałem, zawsze firmuję ją własnym nazwiskiem.

Moje poglądy polityczne nie są ani lewicowe, ani prawicowe. Umownie nazywam je „radykalnie centrowymi” – nie jest mi po drodze ani z kapitalizmem, ani z komunizmem, ani z ustrojami autorytarno-faszystowskimi. Czerpię to, co wydaje się rozsądne i mądre od każdej opcji politycznej – czy to lewicowej, czy prawicowej, czy centrowej, dlatego w moim światopoglądzie bez trudu można odnaleźć zarówno wątki lewicowe, jak i prawicowe, a także liberalne i anarchistyczne czy typowe dla myśli politycznej ruchu ludowego bądź komunitarian, zasadniczą rolę odgrywają w nim też idee ekologiczne. Wystarczy uważnie przeczytać wszystkie moje artykuły, prześledzić wszystkie moje związki organizacyjne i całokształt działalności, by opinie o mojej „skrajnej prawicowości” uznać za śmieszne i głupie. Ale przejdźmy do szczegółowych zarzutów.

Autorzy listu piszą, iż w gronie członków-założycieli ATTAC-Polska znaleźli się ludzie znani ze współpracy ze skrajną prawicą, wśród nich moja osoba. To prawda, zdarza mi się współpracować z takimi środowiskami. Dziwne jednak, że autorzy listu, tak wnikliwie śledzący moje poczynania, nie wspomnieli o tym, że współpracowałem także ze środowiskami nieco odmiennymi. Gdy chodzi o organizacje – z Polską Partią Socjalistyczną (Dariusz Zalega vel Konrad Markowski z redakcji „Robotnika Śląskiego” być może opowie o moim skromnym wkładzie w zbieranie podpisów pod kandydaturą Piotra Ikonowicza przed ostatnimi wyborami prezydenckimi), Polskim Stronnictwem Ludowym, Związkiem Młodzieży Wiejskiej, Federacją Anarchistyczną, stowarzyszeniami mniejszości narodowych itp. Gdy mowa o pismach – z PPS-owskim „Robotnikiem Śląskim”, trockistowskim „Głosem Robotniczym”, PSL-owską „Rzeczywistością”, „Kurierem Związkowym Sierpień’ 80” (ten związek co prawda jest już „zły”, bo do wyborów poszedł z „Alternatywą”, ale wcześniej był „dobry”, kokietował go PPS i trockiści, a mój tekst z „Kuriera...” zamieścił też „Robotnik Śląski”), anarchistycznymi pismami „Mać Parjadka” i „Inny Świat”, anarchosyndykalistycznym „A-takiem”*. Równie dobrze można by mnie zatem uznać za osobę pragnącą infiltrować ATTAC z ramienia skrajnej lewicy, ludowców, anarchistów etc.

Ze środowiskami prawicowymi, uważanymi za skrajne, współpracuję od dawna, zwłaszcza z pismami. Autorzy listu piszą tylko o „Rojaliście”, „Frondzie” i „Templum” (kłamiąc, iż jest związane z Narodowym Odrodzeniem Polski), ja dodam gwoli ścisłości jeszcze „Myśl Polską”, „Arcana”, „Sprawę Polską”, „Odalę”, „Trygława”, „Pro Fide, Rege et Lege”, „Wspólnotę” (pisywałem też do „Nowego Państwa” – ono chyba nie jest „skrajnie prawicowe”, choć kto wie). Piszę w tych gazetach na tej samej zasadzie, co w pismach innych opcji – wyrażając tam swoje poglądy, nie zaś poglądy redakcji tych pism (to ostatnie byłoby trudne, gdyż często znacznie się w opiniach różnimy a ja publikuję tam jako outsider). Piszę do nich, by propagować bliskie mi poglądy, zwiększając w ten sposób ich szanse na dotarcie do jak największej liczby odbiorców. Na ogół nie publikowałem tam tekstów o wymowie prawicowej (choć zdarzało mi się akcentować wartościowe wątki konserwatyzmu), a często wręcz z pogranicza stanowiska lewicowego. Przykłady? We „Wspólnocie” recenzowałem przychylnie „Pułapkę globalizacji” Martina i Schumanna, „Rok 501” Chomsky’ego, pisałem o kapitalistyczno-przemysłowym modelu rolnictwa narzucanym Polsce przez Unię Europejską (ten sam tekst zamieścił anarchosyndykalistyczny „A-tak”), ten ostatni temat poruszyłem w „Myśli Polskiej”, w „Trygławie” pisałem o agrarystach polskich z międzywojnia (oskarżanych wówczas o sympatie komunistyczne) i książce Wojciecha Giełżyńskiego „Ani Wschód, ani Zachód” (każdy, kto ją czytał wie, że chyba nie ma mniej skrajnie prawicowej lektury, zresztą autor reaktywował w 1987 r. PPS), w „Templum” opublikowałem recenzję „Buntu elit” Christophera Lasha – lewicującego komunitarianina z USA. W „Nowym Państwie” recenzowałem „Turbokapitalizm” Luttwaka (skróconą wersję tej recenzji zamieścił „Robotnik Śląski”) i najlepszą chyba w języku polskim książkę o globalizacji – „Małe jest piękne a duże... dotowane” Stevena Gorelicka.

A co z tekstami „skrajnie prawicowymi”? Było ich też kilka. Na przykład wspomniany przez autorów listu artykuł chwalący „politykę ekologiczną nazizmu” zamieszczony w „Żadnym”. W tym tekście, opierając się na informacjach z książki znanego liberalnego filozofa francuskiego Luca Ferry’ego, opisałem jako kuriozum wysoki poziom praktyki ekologicznej w Niemczech hitlerowskich. Choć ekologię sobie cenię, to jednak widzę też nieco poza nią i w zakończeniu tego tekstu potępiłem nazizm jako ustrój zbrodniczy. Ba, w tym samym numerze „Żadnego” zamieszczono mój tekst o agrarystach, którego jedna część zawierała krytykę faszyzmu – zapewne dla lepszego kamuflażu raz go wychwalam, a raz krytykuję.

A wspomniany w liście „paszkwil na polskie środowisko antyfaszystowskie” opublikowany przeze mnie w „katolicko-narodowej” „Frondzie”? Ten sam tekst ukazał się w anarchistycznym piśmie „Inny Świat” (do niego był pierwotnie pisany). Zaś sam paszkwil, jak z wdziękiem określają mój tekst autorzy listu, zawierał uwagi krytyczne, jednak nie pod adresem „polskiego środowiska antyfaszystowskiego”, lecz wobec tej jego części, którą reprezentuje jeden z autorów listu – Pankowski (czyli pismo „Nigdy Więcej!”, w którym zresztą swego czasu również opublikowałem tekst o Cyganach, widocznie redakcja w porę nie wyczuła jego skrajnie prawicowej wymowy) i jego współpracownicy (m.in. drugi z autorów – Zgliczyński). W tym tekście pisałem o belgijskiej dywizji Waffen SS. By jednak zrozumieć co i po co o niej pisałem, trzeba przeczytać cały tekst i poznać jego specyficzną konstrukcję (porównanie deklaracji środowiska pisma „Nigdy Więcej!” z jego czynami). Belgijskiej dywizji Waffen SS nie traktowałem jako wybitnej w czymkolwiek, bowiem w przeciwieństwie do Kowalewskiego, sławiącego Lenina i Trockiego, nie mam w zwyczaju zajmować się gloryfikowaniem zbrodniarzy.

Jak wygląda sprawa innych moich skrajnie prawicowych przewinień? To prawda, figuruję w stopce „Rojalisty” jako stały współpracownik. Figuruję też jako stały współpracownik w stopce anarchistycznego „Innego Świata”, z którym współpracuję o kilka lat dłużej niż z „Rojalistą”. „Rojalista” to, wg autorów listu, jedno z najbardziej antysemickich i negacjonistycznych pism w Polsce. Jeśli o antysemityzm idzie, to prababkę miałem Żydówkę, więc antysemitą zostać nie mogę, nie ryzykując rozdwojenia jaźni. Negacjonizm – znam dość przykładów nie-skrajnie prawicowego negacjonizmu, by uznać jego łączenie tylko ze skrajną prawicą za nieuczciwe. Ot, choćby francuski anarchista Serge Thion, znany lewicowy filozof francuski Roger Garaudy, osoby z kręgu lewackiej Międzynarodówki Sytuacjonistycznej. Sam Noam Chomsky bronił negacjonisty Faurissona przed cenzorami. Ba, skoro Kowalewski w redagowanym przez siebie trockistowskim piśmie „Dalej!” zamieścił negacjonistyczny tekst Ernesta Mandela, podważający zbrodniczość totalitaryzmu bolszewickiego i podaną przez historyków liczbę jego ofiar, nie widzę nic zdrożnego w publikowaniu negacjonistycznych tekstów przez „Rojalistę”.

Dalej mamy stwierdzenie, iż należę do czołowych ideologów tego samego nurtu skrajnej prawicy, co J. Tomasiewicz. Hm, chciałbym jednak zobaczyć te liczne zastępy skrajnych prawicowców, którzy przyswoili sobie moje, niezbyt co prawda skrajnie prawicowe, ale często im serwowane, tezy. Ponoć w dodatku chciałem, by w ramach „opozycji antysystemowej” „skrajna prawica uzyskała wsparcie ze strony kontestatorskich środowisk lewicowych”. W pomyśle „opozycji antysystemowej” chodziło naprawdę o to, by ci skrajni prawicowcy i skrajni lewicowcy, którzy widzą jałowość swoich środowisk i szukają nowych dróg, porzucili skrajną prawicę i skrajną lewicę i zabrali się razem za wypracowanie strategii adekwatnej do współczesnych problemów.

Jeśli chodzi o „ZaKORZENIEnie”, które razem z Jarkiem Tomasiewiczem wydajemy, to faktycznie jest to „biuletyn etnopluralistyczny”. To prawda, że terminem „etnopluralizm” posługuje się także francuska Nowa Prawica. Ale na tym podobieństwa się kończą. Autorzy listu piszą: „’Etnopluralizm’ oznacza, że każde terytorium polityczne powinno być ‘czyste’ – jednorodne etnicznie”. Nasz etnopluralizm oznacza coś zupełnie innego – na łamach biuletynu wielokrotnie pochwalaliśmy wieloetniczność wielu terytoriów politycznych, choćby w cyklu tekstów o mniejszościach narodowych i etnicznych w Polsce (nie mogę sobie przypomnieć, byśmy wzywali do czystek etnicznych wobec nich, a wręcz przeciwnie – np. krytykowaliśmy projekt ustawy o mniejszościach narodowych za niekorzystne dla nich zapisy, stawiające te zbiorowości w gorszej sytuacji niż ogół obywateli polskich, potępialiśmy akty chuligaństwa wobec nich np. mniejszości ukraińskiej, apelowaliśmy o wsparcie działań wielu zbiorowości z całego świata na rzecz samostanowienia). Niejednemu psu Burek na imię, nasz etnopluralizm różni się od tego francuskiej Nowej Prawicy. Czy z racji tego, że jako socjalista określał się Mieczysław Moczar mamy uznać, że Kowalewski i Zgliczyński mają te same poglądy co on?

Teraz pora na zarzuty wobec współredagowanego przez mnie „Obywatela”. Autorzy listu piszą: „Na łamach tego pisma postuluje się ustanowienie państwa represyjnego i militarystycznego, stawia się za wzór terrorystów skrajnie prawicowych, głosi się poglądy rasistowskie oraz reklamuje się wydawnictwa o jawnie faszystowskim charakterze, w tym oficjalne organy partii faszystowskich”. I dalej: „na łamach „Obywatela” regularnie pojawiają się artykuły o jawnie faszystowskim, rasistowskim i antysemickim wydźwięku”. Zarzuty poważne, w sam raz dla sądu w ramach procesu o zniesławienie (tam się zresztą spotkam z autorami listu w przypadku jego publikacji gdziekolwiek, bo chamstwo należy piętnować bez litości, choć pewnie wtedy rozpętają wrzawę o „prześladowaniach ze strony skrajnej prawicy” i „neofaszystowskich próbach ograniczania wolności słowa”).

Z dowodami już gorzej. Przejawem faszyzmu ma być cytat z określanego z wdziękiem jako „hitlerowski kolaborant” Mackiewicza, w którym ten podły typek raczył stwierdzić „Nieważne kto rządzi, ważne czy da żyć, czy nie da żyć”. Zaiste, stwierdzenie żywcem wyjęte z ust Hitlera czy Rosenberga.

Teraz rasizm: rasistowską wymowę ma ponoć tekst Rafała Jakubowskiego o dobranockach. Jeśli dla kogoś kpiny z politycznej poprawności są przejawem rasizmu, wtedy nie ma w ogóle sensu dyskutować, bo z obsesjami nie ma dyskusji.

Następny grzech: reklamy organów partii faszystowskich. „Reklamami” w rzeczywistości okazują się recenzje tych gazet. Nie rozumiem jak dla kogoś obiektywny opis może być reklamą (mimo, iż nawet nie podajemy gdzie i jak można „reklamowane” produkty kupić). Ale te recenzje są ponoć entuzjastyczne, jak np. recenzja „Szczerbca” w nr 1 „Obywatela”. Przeczytałem ją raz jeszcze – ani słowa entuzjazmu, są natomiast słowa krytyki pod adresem jednego z artykułów (tego, który wg autorów listu „omawiam przychylnie”) i jego autora – Adama Gmurczyka, szefa NOP. Nie jest to oczywiście krytyka w ulubionym przez autorów listu stylu „pier... faszysta”, niemniej jednak trudno krytykę nazwać entuzjazmem. W innym numerze mamy recenzje (znów ponoć entuzjastyczne – znów przeczytałem, nie znajdując tam ni grama entuzjazmu) „Arcanów”, „Pro Fide, Rege et Lege”, „Sprawy Polskiej” i „Szczerbca”, a w kolejnym „Odali”, „Rojalisty” i „Templum”. Autorzy listu nawet się nie zająknęli, że obok tych recenzji umieściłem omówienia anarchistycznych pism „Inny Świat” i „A-tak”, redagowanej przez Zgliczyńskiego przy pomocy Kowalewskiego „Lewą Nogą”, że w każdym numerze recenzowałem „Robotnika Śląskiego”. Rozumiem, że recenzje „Szczerbca” i „Templum” to reklamy, a recenzje „Lewą Nogą” i „Robotnika Śląskiego” to antyreklamy – prawda, że logiczne?

Następnie mamy antysemityzm – tym razem w wydaniu Andrzeja Gwiazdy, który ponoć dowcipkuje sobie w dobrze znanym antysemickim stylu. Różne rzeczy można sobie pomyśleć o jego wypowiedzi, ale nie to, że jest antysemicka, zwłaszcza, że w tym samym wywiadzie Gwiazda krytykuje środowiska polityczne, które zajęte są tropieniem Żydów gdzie popadnie.

Militaryzm z kolei przejawia się w „narodowo-militarystycznym” artykule Rafała Jakubowskiego – w rzeczywistości ten tekst podnosił tezę, że niepotrzebny jest udział Polski w militarystycznym Pakcie Północnoatlantyckim, lecz powinniśmy być państwem neutralnym, nie zaangażowanym w żadne działania zbrojne przeciw innym krajom, choć przygotowanym na odparcie ewentualnego ataku (a nie odeprze się go pustosłowiem, lecz dobrze wyszkoloną i uzbrojoną armią, znam zresztą bardziej militarystyczne kraje niż Polska z wizji Jakubowskiego, choćby Kubę Castro).

Państwo represyjne – ponoć piszemy o takim w oświadczeniu „postulującym represyjną politykę karną (włącznie z karą śmierci)”. We wspomnianym oświadczeniu nie ma o tym ani słowa, bo zamiast zbrodni i kar poruszamy w nim problem sprawnego funkcjonowania aparatu sądowniczego. To już nawet nie manipulacja – to kłamstwo bezczelne i ordynarne.

Później mamy zbrodnię w postaci przedrukowania artykułu Tomasza Gabisia. Co prawda artykuł nie jest wg autorów listu ani rasistowski, ani faszystowski, ani antysemicki, ani represyjny, ani militarystyczny, ani nie reklamuje organów partii faszystowskich, ale i tak za jego publikację powinni mnie wywalić z ATTAC-Polska, bo Gabiś redaguje „Stańczyka”, a „Stańczyk” jest faszystowski, bo drukuje... i tak dalej. Gdyby Gabiś napisał dla „Obywatela” tekst o pszczelarstwie, to też byłaby naganna jego publikacja, bo wiadomo, że Gabiś to faszysta i druk jego tekstu obok tekstów antyglobalizacyjnych wypacza przesłanie ATTAC-u.

Podobnie jest z opublikowanym w numerze czwartym „Obywatela” tekstem Marka Głogoczowskiego. Wiadomo, Głogoczowski to antysemita, związany z Polską Wspólnotą Narodową, więc publikacja jego tekstu też jest przejawem naszych skłonności faszystowskich. Autorzy listu „zapomnieli” jednak dodać, że Marek Głogoczowski przed kilkoma laty działał w Polskiej Partii Socjalistycznej, że jego teksty zamieszczał trockistowski „Głos Robotniczy” (redagowany przez kilku działaczy obecnego śląskiego oddziału ATTAC-Polska), a jego artykuł z „Obywatela” jest peanem na cześć Noama Chomsky’ego (najlepiej absurdalność zarzutów autorów listu oddaje fragment korespondencji, którą przed kilkoma dniami otrzymałem od prawicowego znajomego, w którym ten napisał: „drukowanie w „Obywatelu” komunistycznych tekstów Głogoczowskiego to już przesada”).

No i „skrajnie prawicowi” terroryści, czyli pochwała Unabombera. Związków ze skrajną prawicą nie miał on żadnych, a nawet ją krytykował, ale wiadomo, że od terroryzmu do terroryzmu skrajnie prawicowego niedaleko. Chyba, że to akurat terroryzm skrajnie lewicowy w rodzaju RAF – tamci nie mordowali, tylko stracili oparcie w robotniczych masach i w efekcie nieco się awanturowali, łagodnie, jak u cioci na imieninach, więc Kowalewski mógł o nich pisać w swej gazetce „Dalej!”. A pochwała McVeigha w passusie o SANEPID-zie, to istny horror.

Chwalący McVeigha Kontras w ogóle jest straszny, bo oprócz niego chwali też Ligę Polskich Rodzin – autorzy listu mają wybiórczą pamięć, bo w numerze 2 „Obywatela” chwalił też Piotra Ikonowicza.

Tak właśnie wyglądają „niezbite dowody, że Obywatel jest tubą skrajnej prawicy”. Dodajmy do tych „niezbitych dowodów” jeszcze i to, że publikowali na łamach „Obywatela” Józef Pinior, Konrad Markowski (ten na szczęście w porę się ocknął i ze współpracy wycofał, a ostatnio dołożył nam na łamach „Robotnika Śląskiego”), że zamieściliśmy wywiad z Kevinem Danaherem, Platformę komunitariańską, pochwałę pomysłów „starej lewicy” w recenzji książki Giddensa, cytowaliśmy Karla Poppera  itp. Wszystko to nie w celu jakiejś infiltracji, lecz w imię swobodnej dyskusji o ważkich problemach społecznych (nas nie interesuje pluralizm, który polega na tym, że współistnieją różne środowiska „samych swoich”, bo taki pluralizm już dzisiaj mamy – w postaci neoliberalnych mędrków przytakujących sobie nawzajem) i przezwyciężania sekciarstwa spod znaku kolejnych „jedynie słusznych dróg” i zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam”. I tak właśnie będziemy nadal w „Obywatelu” robić, bo w tym celu powstało nasze pismo.

Autorzy listu kończą swój wywód wezwaniem do wykluczenia mnie i moich kolegów z szeregów ATTAC-Polska i zaprzestania przez działaczy i członków ATTAC współpracy z „Obywatelem”. Ja do niczego nie wzywam – w kierownictwie ATTAC zasiadają w większości osoby, o których mam dobre zdanie. Wierzę w ich rozsądek, a to, jakie podejmą kroki wobec autorów listu, pozostawiam w ich gestii. Kończącą list sugestię, że brak żądanej reakcji na wezwania autorów spowoduje kompromitację idei ATTAC w Polsce oraz marginalizację stowarzyszenia mogę skwitować jedynie uśmiechem politowania. Znając nieco to środowisko, wiem dobrze o co chodzi – otóż problemem nie jest żadna infiltracja ATTAC-u przez „skrajną prawicę”, lecz to, że Kowalewski i Zgliczyński nie zdołali ATTAC-Polska przejąć ze swoimi ludźmi w ramach dobrze znanej trockistowskiej taktyki tzw. entryzmu. Teraz zaś przy pomocy Pankowskiego, wycierając sobie gęby sloganami o trosce o losy ATTAC-u, usiłują doprowadzić w stowarzyszeniu do wewnętrznych podziałów. Mam jednak nadzieję, że tym razem trafi kosa na kamień.

       Z poważaniem

    Remigiusz Okraska

 

Do wiadomości:

Oddziały ATTAC-Polska

Redaktorzy i stali współpracownicy kwartalnika „Magazyn OBYWATEL”

Kilkunastu szeregowych członków ATTAC-Polska, z którymi utrzymuję kontakt

Autorzy listu z 6 grudnia

 

* W razie potrzeby gotów jestem udostępnić wszystkie wspomniane w tym tekście artykuły czy czasopisma, by czytelnicy tego listu mogli sobie naocznie sprawdzić prawdziwość moich stwierdzeń.

Hosted by www.Geocities.ws

1