Pod znakiem kłamstwa i paranoi –

odpowiedź Kowalewskiemu

 

Choć niektórych może to dziwić, bardzo się cieszę, że Zbigniew Marcin Kowalewski zamieścił na lewica.pl tekst poświęcony swoim obsesjom i paranojom, zatytułowany „W jednolitym froncie ze skrajną prawicą”. Jest to bowiem znakomita okazja, by raz jeszcze, na właściwym forum, odeprzeć jego kłamliwe ataki i spróbować wyjaśnić, o co Kowalewskiemu chodzi. Do tej pory takiej otwartej dyskusji unikano: Kowalewski wraz z Pankowskim i Zgliczyńskim pokątnie rozesłali swój list do kierownictwa ATTAC-Polska, a Pankowski podobne wywody publikował wyłącznie za granicą. Nie sprzyjało to bynajmniej odkłamaniu rzeczywistości zafałszowanej przez ww. osobników – jedynie na stronie WWW ATTAC-Polska znalazł się zarówno wspomniany list, jak i odpowiedzi na niego autorstwa Joanny Dudy-Gwiazdy, Jarosława Tomasiewicza, Stefana Adamskiego oraz mojego. Zachęcam do lektury tych tekstów – obrazują one doskonale ile kłamstw i fałszerstw zdołali wyprodukować owi trzej muszkieterowie (ów donos autorstwa tej trójki pojawił się ostatnio na stronie WWW „Lewica bez cenzury” – jej twórcy, jak przystało na ludzi „uczciwych inaczej”, nie raczyli jednak zamieścić towarzyszącej donosowi odpowiedzi osób w nim zaatakowanych, dziwny to brak cenzury).

Tu warto odnieść się do kolejnej produkcji Kowalewskiego. Zrobił to już Piotr Ciszewski, trafnie odczytując i demaskując, że Kowalewski de facto wysługuje się neoliberałom. Ja dodam od siebie kilka innych spostrzeżeń – zarówno ogólnych, jak i poświęconych kłamliwym zarzutom Kowalewskiego pod moim adresem.  

Nie będę się szczegółowo odnosił do głównego jawnego wątku tekstu Kowalewskiego, czyli „infiltracji ATTAC-Polska przez skrajną prawicę”, bo wewnętrzne sprawy tej organizacji nie są moim problemem. Zostawiam to samym członkom ATTAC-Polska. Pozwolę sobie skomentować tylko jeden cytat z tekstu Kowalewskiego, który rozśmieszył mnie niemal do łez. Kowalewski pisze: „Dotychczas ATTAC nie stał się taką siłą napędową [ruchu oporu wobec globalizacji] – od chwili, gdy powstał, niewiele się rozwinął, liczba jego członków jest niewiele większa niż podczas I Walnego Zebrania – i zapewne już się nie stanie, a to dlatego, że jest obciążony kilkoma ciężkimi grzechami pierworodnymi. Najcięższy z nich to powiązania ze skrajną prawicą /.../”. Zaiste, abstrahując w tym momencie od fałszywości oskarżeń o wspomnianą „infiltrację”, można się tylko uśmiechnąć z politowaniem nad tak fałszywym stwierdzeniem. Otóż Kowalewski sugeruje, dokładnie tak samo jak kilka miesięcy temu Pracownicza Demokracja, że gdyby ATTAC-Polska nie był „faszystowski” (czytaj: posłuchał dobrych rad Kowalewskiego i Żebrowskiego z PD, a najlepiej oddał w ich ręce przywództwo, choć nie na raz, bo skoczyliby sobie do gardeł), to byłby dzisiaj organizacją o wiele bardziej prężną, przypominającą swoje odpowiedniki na zachodzie Europy. Być może ATTAC-Polska mógłby działać sprawniej i lepiej, ale na pewno nie ma na to żadnego wpływu postawa kierownictwa i członków ATTAC wobec Kowalewskiego czy Pracowniczej Demokracji. Tak się bowiem składa, że i Kowalewski, i stojący na czele PD Żebrowski są po prostu politycznymi nieudacznikami, o czym najlepiej świadczą ich dotychczasowe dokonania. Tylu osób, ile działa obecnie w ATTAC-Polska, Kowalewski i Żebrowski nie skupili wokół siebie nigdy dotąd, mimo wieloletniej działalności politycznej. Obaj potrafili skupić wokół siebie jedynie góra kilkudziesięcioosobowe grupki, wydawać mizerne gazetki w nakładzie kilkuset egzemplarzy i animować rachityczne akcje – to wszystko mimo wsparcia finansowego od zagranicznych trockistów. Kowalewski w końcu ze swojej macierzystej organizacji (Nurt Lewicy Rewolucyjnej) został wyrzucony, teraz za pieniążki wydawnictwa „Książka i Prasa” wydaje raz do roku nudną jak flaki z olejem gazetę „Rewolucja” w nakładzie 1500 egz., która później przez wiele miesięcy zalega na półkach Empików. Dla porównania: ostatni „Obywatel” (nr 10) ukazał się w nakładzie 5 tys. egz., wychodzi regularnie co dwa miesiące i sprzedaje się w 80-90%, a nakład i zasięg pisma stale rosną. Jeśli więc taki facet pisze, że ATTAC-Polska nie działa efektywnie, m.in. wskutek wpływu ciemnych, faszystowskich sił, to można popukać się w czoło. Taki bankrut polityczny i nieudacznik powinien mieć odrobinę wstydu i siedzieć cicho. Ale nie siedzi i wiadomo dlaczego: otóż Kowalewski, po tym, gdy wraz ze Zgliczyńskim nie udało mu się przejąć kontroli nad powstającym ATTAC-Polska, może jedynie podgryzać tych, którzy są po prostu bardziej sprawni w działaniu.

Przejdźmy teraz do bardziej konkretnych zarzutów Kowalewskiego.  Cytat:  „W grudniu 2001 r. Zgliczyński, Pankowski i ja wysłaliśmy do zarządów stowarzyszeń ATTAC w Polsce i we Francji list, w którym na podstawie wielu przytoczonych a łatwych do sprawdzenia faktów i licznych dokumentów zwróciliśmy uwagę na bardzo niepokojące zjawisko: a) obecność w polskim ATTAC, a nawet wśród jego założycieli, osób dobrze znanych nam z działalności skrajnie prawicowej, b) współpracę niektórych czołowych działaczy ATTAC, w tym przewodniczącego Macieja Muskata i kilku innych członków-założycieli ATTAC, z ideologami i aktywistami skrajnej prawicy, szczególnie na łamach pisma »Obywatel«, wydawanego przez skrajnie prawicowego ideologa, m.in. rzecznika »narodowo-radykalnego neopogaństwa«, Remigiusza Okraskę; Muskat był i jest jednym z redaktorów »Obywatela«”.

W odpowiedzi na wspomniany list Kowalewskiego z grudnia 2001 r. pisałem już o prawdziwości tych zarzutów, ale powtórzę raz jeszcze kilka z nich. Wbrew temu, co pisze Kowalewski o „przytoczonych a łatwych do sprawdzenia faktach i licznych dokumentach”, wspomniany list niczego takiego nie zawierał. Zawierał natomiast kilka kłamstw, wyrwanych z kontekstu cytatów i niedopowiedzeń, które miały służyć uprawomocnieniu z góry założonej tezy. I tak oto, podobnie jak teraz, Kowalewski (z koleżkami) pisał, iż jestem osobą znaną z działalności skrajnie prawicowej – w rzeczywistości jedyne moje związki ze skrajną prawicą polegały na opublikowaniu na łamach pism etykietowanych jako skrajnie prawicowe kilkudziesięciu tekstów – żaden z tych tekstów nie miał wymowy skrajnie prawicowej, a część miała wymowę wręcz lewicującą. Na łamach tych pism publikowałem m.in. teksty o Chomskym, recenzję „Pułapek globalizacji” Martina i Schumanna, recenzję „Ani Wschód, ani Zachód” Wojciecha Giełżyńskiego, osobna część moich tekstów z tych gazet ukazała się równolegle w pismach anarchistycznych. Kowalewski „zapomina” dodać, że oprócz „skrajnie prawicowej działalności” mam na swoim koncie nieco inne postawy: mając lat kilkanaście zacząłem sympatyzować z ruchem anarchistycznym, z jego lewym skrzydłem. Później, w wieku lat 19 związałem się z radykalnie lewicowym katowickim Ruchem Radykalno-Postępowym, tworzonym przez dzisiejszych twórców „Robotnika Śląskiego”. Odszedłem z niego w wieku lat 22, zrażony tak ideologicznym dogmatyzmem tego środowiska, jak i paranoiczną atmosferą wojenek podjazdowych panującą wśród całej skrajnej lewicy w Polsce. Owszem, później zacząłem pisywać m.in. do czasopism radykalnej prawicy, ale przez cały ten czas pisywałem do czasopism anarchistycznych („Mać Parjadka”, „Inny Świat”, „A-tak”), lewicowych („Głos Robotniczy”, „Robotnik Śląski”, „Dziś”), związanych z ruchem ludowym (biuletyn „Rzeczywistość”) itd. Ba, moja rzekoma „skrajnie prawicowa działalność” nie przeszkodziła mi pomóc w miarę skromnych możliwości w zbieraniu podpisów pod kandydaturą Piotra Ikonowicza w ostatnich wyborach prezydenckich, na podobną skalę cały czas współpracowałem też z różnymi środowiskami anarchistycznymi. Nie jestem lewicowcem – nie po to rozstałem się ze skrajną lewicą, by teraz kogoś takiego udawać. Kowalewski kłamie jednak, że jestem skrajnym prawicowcem – co prawda dla niego każdy, kto nie jest trockistą, jest podejrzany o skrajną prawicowość, ale to problem dla lekarza, a nie do polemiki. Znakomita większość postulatów czy zasad ideowych skrajnej prawicy nie jest mi bliska i dawałem temu wielokrotnie wyraz. Gdyby zresztą była, to po prostu wstąpiłbym np. do Narodowego Odrodzenia Polski czy Młodzieży Wszechpolskiej i tam realizował swoje skrajnie prawicowe pomysły (jaki interes może mieć osoba o skrajnie prawicowych poglądach w zbieraniu podpisów dla Ikonowicza?). Kowalewski nie może (a raczej nie chce) jednak zrozumieć, jak to możliwe, że ktoś współpracujący (jako outsider podsyłający swoje teksty do druku) z pismami radykalnej prawicy, nie ma poglądów skrajnie prawicowych. Dla mnie to proste: kilka lat temu stwierdziłem, że tego typu podziały są po prostu idiotyczne i jałowe, bo ważne nie jest to, czy na kogoś nakleili naklejkę z napisem „skrajna lewica”, „skrajna prawica”, „liberał” itp., lecz co ten ktoś sobą prezentuje jako: a) działacz polityczny (co konkretnego promuje), b) człowiek (czy np. jest uczciwy i prawdomówny, co jest dla mnie ważniejsze niż zbieżność poglądów i np. z takim facetem jak Kowalewski nie współpracowałbym pod żadnym pozorem, nawet gdybym był zadeklarowanym trockistą ze Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki). I w tym duchu zarówno wypowiadam się, jak i prowadzę działalność polityczną od kilku lat. Odrzucam tak neoliberalizm, jak i faszyzm czy komunizm. To, że Kowalewskiemu kojarzę się ze skrajnym prawicowcem zupełnie mnie nie dziwi – miałem kiedyś okazję poznać Kowalewskiego osobiście i zrobił na mnie bardzo negatywne wrażenie jako zaślepiony, fanatyczny dogmatyk. Taki facet zawsze będzie miał klapki na oczach i wszystko, co mu się nie spodoba, określi mianem „skrajnej prawicy”, dokładnie tak, jak tępaki z przeciwnego mu obozu politycznego wszystkich „innych” uznają za „komuchów”, „Żydów” czy „masonów”.

Idźmy dalej. Kowalewski twierdzi, iż jestem „skrajnie prawicowym ideologiem, m.in. rzecznikiem »narodowo-radykalnego« neopogaństwa”. Dawno nie czytałem o sobie takich bredni. Wyjaśniam więc, że naród darzę umiarkowaną estymą, nacjonalizm uważam za kierunek ideologiczny fałszywie opisujący rzeczywistość, a z neopogaństwem nie mam wiele wspólnego. O neopogaństwie napisałem pracę magisterską, obronioną w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Śląskiego. Praca ta ukazała się jako książka nakładem prawicowego – a jakże! – wydawnictwa „Rekonkwista”. Jest ona naukowym, obiektywnym opisem pewnego zjawiska kulturowo-społecznego, pracę nagrodził Oddział Katowicki Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, co dobrze świadczy o tym, iż ma ona naukowy, a nie ideologiczny charakter. Oprócz tego opublikowałem w pismach wydawanych przez neopogan kilka tekstów, ale bynajmniej nie deklarowałem się w nich jako neopoganin. Wątki neopogańskie interesują mnie jako działacza ruchu ekologicznego, ze względu na stosunek dawnych zbiorowości pogańskich do przyrody – ale na tej samej zasadzie interesuje mnie katolicyzm, buddyzm, hinduizm czy świecka myśl humanistyczna. W każdym razie nie jestem neopoganinem, nie byłem związany z jakąś wyznaniową grupą neopogańską itp.    

Dalej Kowalewski pisze: „W lipcu 2002 r. Rafał Pankowski, przedstawił podniesioną przez nas sprawę na łamach brytyjskiego czasopisma antyfaszystowskiego »Searchlight«. Okraska i Muskat oraz dwaj inni działacze ATTAC, Olaf Swolkień i Rafał Górski, zareagowali na to paszkwilem w języku angielskim pt. »At the Service of Neo-liberals«, w którym, we właściwym sobie stylu, określili nas jako »sly dogs and ordinary liars«. Chcieli opublikować go w »Searchlight«, ale to zbyt poważne czasopismo, by można było w nim upchnąć paszkwil. Okraska, mszcząc się za odmowę opublikowania tego paszkwilu przez »Searchlight«, oskarżył »Searchlight« (w lewica.pl), że... współpracuje z brytyjskimi służbami specjalnymi. Gdyby „Searchlight” opublikował paszkwil, Okraska pisałby o nim zupełnie inaczej”.

Fakty wyglądały „troszkę” inaczej – Pankowski rzeczywiście opublikował taki tekst w „Searchlight”. Tekst ten zawierał powtórzone za listem z grudnia 2001 r. liczne kłamstwa. Pozwoliliśmy sobie je sprostować, pisząc przy okazji, co myślimy o manipulacjach, kłamstwach i intrygach Kowalewskiego, Zgliczyńskiego i Pankowskiego. Ten paszkwil, jak z właściwym sobie chamstwem określa nasz tekst Kowalewski, zawierał sprostowania (krok po kroku) kłamstw zawartych w tekście Pankowskiego. Kowalewski pisze, iż z racji tego, że w poważnym piśmie „Searchlight” nie udało się upchnąć paszkwilu, to zemściłem się oskarżając je o współpracę z brytyjskimi służbami specjalnymi. Znów jest to prawda, ale niekoniecznie cała. Otóż materiały o związkach „Searchlighta” z brytyjskimi spec-służbami ujawnił kilka lat temu jeden z posłów brytyjskiej Partii Pracy (zapewne też faszysta...), a opisał tę i inne ciemne strony tego pisma niezależny lewicowy publicysta Larry O’Hara (jego broszurę na ten temat rozpowszechnia anarchistyczne wydawnictwo brytyjskie AK Press; oczywiście „Searchlight” po jej publikacji oskarżył O’Harrę, że jest faszystą – następny faszysta do kolekcji...). Ja o tym fakcie wspomniałem na lewica.pl nie po to by się zemścić, lecz by była jasna sytuacja – publikacji mojej odpowiedzi na kłamstwa Pankowskiego w „Searchlight” nawet się nie spodziewałem, bo „antyfaszystowskie” pisma nie drukują polemik i nie mają w zwyczaju prowadzić swobodnej dyskusji, one wiedzą lepiej, kto jest faszystą, a zaatakowani nie mają prawa się bronić, dokładnie tak, jak u hitlerowców, którzy lepiej wiedzieli, kto jest „niepełnowartościowy” rasowo i odmawiali mu prawa do obrony. Polemikę wysłaliśmy tam pro forma, opublikowało ją natomiast kilka portali internetowych, gdzie Pankowski szybciutko umieścił elektroniczną wersję swego tekstu z „Searchlighta”. Ja osobiście pisałem, o czym Kowalewski znów „nie wie”, o współpracy „Searchlighta” ze spec-służbami już we wrześniu roku 1999 w anarchistycznej „Mać Parjadce” w tekście „Za, a nawet przeciw wolności” (na prośbę redakcji nie wymieniając jednak nazwisk i tytułu pisma) oraz w lipcu roku 2000 w tekście „AntyHitler-Jugend”, opublikowanym jednocześnie w anarchistycznym  piśmie „Inny Świat” (Kowalewski pisze o nim „podobno anarchistycznym” – pismo to obnaża matactwa „antyfaszystów”, więc nie dostanie od Kowalewskiego certyfikatu autentyczności anarchistycznej, choć de facto jest związane z ruchem anarchistycznym od blisko 10 lat i współpracują z nim wszystkie większe ośrodki ruchu anarchistycznego w Polsce) i prawicowej „Frondzie”. Tekst ten poświęcony był matactwom pisma „Nigdy Więcej!” i Pankowskiego – odsyłam tam tych, których interesują korzenie bynajmniej nie świeżego mojego sporu z tymi typkami. Jak więc widać, teza Kowalewskiego, że „Gdyby „Searchlight” opublikował paszkwil, Okraska pisałby o nim zupełnie inaczej” – jest fałszywa, gdyż policyjnych kapusiów mam w pogardzie od dawna i dałem temu wyraz dużo wcześniej niż sugeruje Kowalewski.  

Co mamy dalej? Kowalewski pisze: „Górski i Swolkień, przewodniczący oddziałów ATTAC w Łodzi i Krakowie, wraz z Okraską (a więc trzej z czterech autorów tego paszkwilu!) we wrześniu 1999 r., na tzw. II Kongresie Opozycji Antysystemowej w Wałbrzychu, powołali do życia Konfederację dla Naszej Ziemi. Po to, aby dowiedzieć się, czym pod względem »ideowym« miała być ta »konfederacja«, wystarczy zapoznać się z opublikowaną m.in. w »Zielonych Brygadach« (nr 15, 1999) listą sygnatariuszy tej inicjatywy. Obok Okraski, Górskiego i Swolkienia figurują tam tak skrajnie prawicowe organizacje, jak: Polska Wspólnota Narodowa Bolesława Tejkowskiego, Stowarzyszenie na rzecz Tradycji i Kultury »Niklot« Tomasza Szczepańskiego, Stowarzyszenie Świaszczyca, Rodzima Wiara, Organizacja Monarchistów Polskich oraz redakcje tak skrajnie prawicowych czasopism, jak »Wspólnota«, »Trygław«, »Rojalista - Pro Patria«, »Odala«, »Securius«. Spośród innych sygnatariuszy warto wymienić redakcję (ponoć anarchistycznego) czasopisma »Inny Świat« z Januszem Krawczykiem na czele i Janusza Waluszko, który podpisał się w imieniu Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego”.

To prawda, takie wydarzenie miało miejsce – sam Kongres Opozycji Antysystemowej był próbą powołania luźnej platformy ponad podziałami w celu przeciwstawienia się tym zjawiskom, które zdaniem wielu różnych środowisk są zagrożeniem na tyle istotnym, by warto było odłożyć na bok animozje. Chodziło m.in. o udział Polski w NATO i akcesję do Unii Europejskiej. Spotkanie to nie miało w ogóle charakteru „ideowego”, co sugeruje Kowalewski – w rzeczywistości chodziło o czysto techniczne połączenie sił różnych środowisk, na płaszczyźnie tego, co wspólne, bez zagłębiania się w różnice. Oczywiście komuś może się taka strategia nie podobać (tak jak nie podoba się np. mnie – po kilku latach uznaję ten pomysł za kiepski, choć nie dlatego, że brali w nim udział „faszyści”, lecz dlatego, że prawie wszystkie strony wydarzenia są jałowe i dogmatyczne, zamknięte w skorupie swych przesądów i małych gett ideologicznych). Ale komuś innemu może się nie podobać np. to, że Kowalewski wielokrotnie ukazywał w pozytywnym świetle murzyńskich nacjonalistów i religijnych fanatyków z Nation of Islam Louisa Farrakhana, przedstawiając ich jako potencjalnych sojuszników środowisk lewicowych. „Sojusz” z „białą” skrajną prawicą jest zły, ale sojusz z „czarną” skrajną prawicą to wyśmienity pomysł... 

Kowalewski pisze dalej: „Koleżanka Górskiego z łódzkiego Ośrodka Działań Ekologicznych »Źródła« oburzyła się w biuletynie (nr 17, 1999) tego ośrodka, że na wspomnianym »kongresie« w Wałbrzychu »debatowali wspólnie anarchiści-ekolodzy i zwolennicy skrajnej prawicy«. Współpracę ze skrajną prawicą dosadnie i słusznie określiła mianem »bagna«”. Kowalewski „zapomniał” dodać, że ta sama „koleżanka Górskiego” jest dziś stałym współpracownikiem „Obywatela”, który ponoć też jest faszystowski. Nie przeszkadza jej to „bagno”?

Następnie Kowalewski pisze: „Ja odsyłam do tego i innych numerów pisma »Żaden« wszystkich zainteresowanych problemem skrajnej prawicy w ATTAC. Ich lektura pozwala zdać sobie sprawę, jak wypracowana – m.in. na łamach tego czasopisma – przez Okraskę i określone nurty skrajnie prawicowe strategia takiego sojuszu realizuje się w ATTAC. Tzw. »opozycja antysystemowa« oparta na tzw. »sojuszu ekstremów« z prawa i lewa to strategia polityczna lansowana od dawna przez skrajnie prawicowych ideologów Jarosława Tomasiewicza i Remigiusza Okraskę /.../”.

Najpierw kwestia logiki – dlaczego „skrajnie prawicowi” ideolodzy mieliby lansować „sojusz ekstremów”, skoro dla każdego prawdziwego skrajnego prawicowca ludzie z lewicy to znienawidzona hołota (poczytajcie sobie gazetki narodowców)? I dlaczego „sojusz ekstremów”, a więc połączenie sił obu ekstremów miałby być ideologicznie „zły”, skoro nie byłby już wszak skrajnie prawicowy (jeśli wrzucisz kostkę cukru do gorzkiej herbaty, to nie masz już ani kostki cukru, ani gorzkiej herbaty, lecz nową jakość – słodką herbatę)? Dopowiedzmy też jedno, bo Kowalewski znów „zapomniał”. Otóż ja osobiście, jak przystało na „ideologa skrajnej prawicy”, o pomyśle sojuszu ekstremów pisałem w roku 1998 na łamach anarchistycznego „Innego Świata” (nr 9) w tekście „Styczność wymuszona”. I znów, jak na rasowego skrajnego prawicowca przystało, pisałem, że taki sojusz radykałów z obu stron miałby sens wtedy, gdyby obie strony porzuciły najgłupsze z aspektów swoich ideologii – w przypadku skrajnej prawicy miałoby to być porzucenie rasizmu, przemocy, siłowego narzucania swoich wizji oraz uznanie prawa innych do życia po swojemu. Czyli wypisz-wymaluj tego, co czyni z nich skrajną prawicę. Dlaczego więc Kowalewski sugeruje, że „sojusz ekstremów” miałby mieć charakter skrajnie prawicowy, skoro „przerobieni” na moją modłę dotychczasowi skrajni prawicowcy przestaliby nimi być?

Następnie czytamy u Kowalewskiego: „O poglądach i działaniach Tomasiewicza i Okraski pisaliśmy dość obszernie w naszym liście z grudnia 2001 r. /.../. Obaj wydają (czy wydawali do niedawna) biuletyn tzw. Stowarzyszenia Wspierania Kultur Etnicznych pt. »zaKORZENIEnie«, które określa się jako »etnopluralistyczne«, a pod którym to maskującym terminem kryje się skrajnie prawicowa ideologia »etnodyferencjalistyczna« – dążenie do tworzenia etnicznie jednorodnych społeczeństw i do apartheidu”. W rzeczywistości „zaKORZENIEnie” miało zupełnie odmienny charakter, co każdy jego czytelnik może sobie sprawdzić. W tej gazetce, ponoć skrajnie prawicowej i dążącej do wprowadzenia apartheidu, pisaliśmy o prawach mniejszości narodowych i etnicznych w Polsce (m.in. potępialiśmy akty wandalizmu wobec obiektów mniejszości ukraińskiej, wzywaliśmy do odbudowy zniszczonego cmentarza żydowskiego, pisaliśmy o problemie napaści bojówkarzy skrajnej prawicy na Romów w Polsce, postulowaliśmy taką zmianę zapisów ustawy o mniejszościach narodowych w Polsce, aby mniejszości miały nie mniejsze, lecz równe prawa jak inni obywatele RP – jak to wszystko się ma do chęci stworzenia „jednorodnego etnicznie społeczeństwa”, co kłamliwie przypisuje nam Kowalewski?). W tej promującej ponoć apartheid gazetce pisałem: „Ksenofobia zasadza się na tworzeniu i rozpowszechnianiu takiego obrazu ojczyzny, w którym nie starcza miejsca na jakiekolwiek wzmianki o »obcych«, bądź też ich wpływ na oblicze rodzimego etosu zostaje zmarginalizowany za pomocą przekłamań i niedomówień lub – co zdarza się najczęściej – przedstawiany jest jako pasmo negatywnych i szkodliwych oddziaływań niszczących daną kulturę. Modelowy wizerunek przeszłości i teraźniejszości zrodzony w ksenofobicznym kręgu nie jest bynajmniej, choć za taki pragnie uchodzić, prezentacją rzeczywistych elementów (i ich właściwych proporcji) składających się na całokształt kultury ojczystej. Wizerunek ten przypomina czarno-białą fotografię pozbawioną jakże bogatej palety barw towarzyszącej wszystkim zjawiskom związanym z działalnością człowieka lub z istnieniem natury. Rugowanie wpływów zbiorowości i wybitnych jednostek powiązanych z odmiennymi wzorcami kulturowymi bądź też ich siłowe przypisywanie do jedynego słusznego kanonu prowadzi do stworzenia kalekiej wizji fundamentów tożsamości danej grupy” (nr 7, wrzesień 1999). Podobnych cytatów z tego pisma mogę przytoczyć mnóstwo, odsyłam każdego ciekawego, by sam sprawdził, jaki to „faszystowski” charakter miał wspomniany biuletyn.

Dalej pisze Kowalewski: „Tomasiewicz i Okraska nieco maskują na tym polu swoje poglądy, również pod tym względem korzystając z doświadczeń Nowej Prawicy francuskiej, ale nie czyni tego stały współpracownik »zaKORZENIEnia«, przywódca ultraprawicowego, narodowo-radykalnego i neopogańskiego stowarzyszenia „Niklot”, Tomasz Szczepański. Bez właściwego Tomasiewiczowi i Okrasce owijania rzeczy w bawełnę pisze na stronie internetowej tego stowarzyszenia, że zasadniczym »dobrem«, którego należy bronić, jest »jednolitość narodowa (a o takiej możemy mówić w sytuacji gdy mniejszości narodowe nie przenoszą [sic] ponad 2% ogółu ludności)«. Co to oznacza w praktyce, wyjaśniono na łamach »Nowego Państwa« (nr 28, 2000) cytując następujące wynurzenie Szczepańskiego: »Taki Moczar, co prawda, zawisłby w narodowej Polsce za działalność w UB w stalinizmie, ale wykonał dobrą robotę, bo przy okazji Marca 1968 roku wypuścił dżina patriotyzmu z butelki, a Żydzi, którzy wyjechali, byli groźniejsi od tępych gierkowców, którzy przejęli rządy«”.

Rzeczywiście, Tomasz Szczepański tak twierdzi i należał do stałych współpracowników „ZaKORZENIEnia”. Szkopuł w tym, że wydawcy „ZaKORZENIEnia” nie mogą brać odpowiedzialności za prywatne poglądy i wystąpienia swoich współpracowników. Kowalewski „zapomina” dodać dwóch rzeczy: 1. że na łamach „skrajnie prawicowego” „ZaKORZENIEnia” nigdy nie padły z ust Szczepańskiego i kogokolwiek innego analogiczne stwierdzenia (wiadomo, maskujemy swój faszyzm jak tylko się da...) i 2. że Szczepański został współpracownikiem naszego biuletynu nie dlatego, że był miłośnikiem Moczara, ale dlatego, że znany był nam jako znawca problematyki mniejszości narodowych (czytelników zainteresuje też na pewno i to, że Kowalewski znów czegoś „zapomniał” – dodać informacji, że wspomniany Szczepański był swego czasu współpracownikiem pisma „Nigdy Więcej!”, dokładnie w takim samym charakterze, jak w „ZaKORZENIEniu”). Warto też wspomnieć, że pozytywna recenzja wspomnianego „ZaKORZENIEnia” ukazała się kiedyś w „Robotniku Śląskim”.  

Kowalewski: „W paszkwilu Muskata i trzech sygnatariuszy oświadczenia z 1999 r. o powołaniu Konfederacji dla Naszej Ziemi (»sojuszu ekstremów«) mnie obrzucono szczególnie ordynarnymi oszczerstwami. Oszczerstwa te wyprodukowała i usłużnie dostarczyła Okrasce i Muskatowi (na co są dowody) grupa pn. NLR, której czołowi działacze szerzą te oszczerstwa od prawie czterech lat”. Paranoja Kowalewskiego osiąga szczyt. Prawda wygląda zupełnie inaczej. Otóż „oszczerstwa” pod adresem Kowalewskiego (defradaucja organizacyjnych funduszy Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, współpraca z SB, niedemokratyczny sposób kierowania organizacją) znane są mi osobiście od dawna – kilka lat temu po raz pierwszy dowiedziałem się o nich od działacza śląskiej radykalnej lewicy Marcina Pazurka (rozmowa miała miejsce w bufecie Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego), bodaj 2 czy 3 tygodnie później powtórzył mi je na korytarzu tego samego WNS Dariusz Zalega (obie rozmowy miały miejsce w obecności osób trzecich). Nurt Lewicy Rewolucyjnej niczego mi więc „usłużnie nie dostarczył” – byłoby to zresztą niemożliwe, gdyż nie mam z nikim z tego kręgu kontaktów, a jedyną osobą znaną mi z działalności w NLR jest Urszula Ługowska, od której otrzymałem jeden list elektroniczny, w którym nie było mowy ani o Kowalewskim, ani o ATTAC-u, ani o problemie faszyzmu itp. Gdy Kowalewski więc pisze, że są „na to dowody” to po prostu kłamie – ja całą sprawę znam od dawna, a informacji dostarczył mi zupełnie ktoś inny niż NLR. Jeśli jest inaczej – niech Kowalewski przedstawi te dowody. Kowalewski pisze jednak, że „Nic więc dziwnego, że teoretyk czy strateg „sojuszu ekstremów”, Okraska, ochoczo wystawia tzw. NLR zaświadczenie o dobrym sprawowaniu, stwierdzając w lewica.pl: »Obecnie NLR to jedna z najporządniejszych grup polskiej radykalnej lewicy«”. Rzeczywiście tak uważam, ale bynajmniej nie dlatego, że NLR coś mi usłużnie dostarczył – po prostu nie zgadzając się z ideologią NLR (trockizm), doceniam ich postawę wobec różnych kwestii społecznych, odmienną niż innych grup radykalnej lewicy. Jak się jednak okazuje, Kowalewski wie lepiej niż ja sam, co i dlaczego myślę. Marnuje się facet w polityce – lepiej by było, gdyby otworzył salon wróżbiarski.

Dalej mamy: „Wreszcie, w ponad rok po naszym liście, głos w tej sprawie zabrał Piotr Ciszewski. Ponieważ uczynił to tuż po ukazaniu się wspomnianego paszkwilu Muskata, Okraski, Swolkienia i Górskiego, można domniemywać, że zbieżność czasowa nie jest przypadkowa. Czyżby wynikała z rozpisania ról? Tego nie wiem, ale nie ulega wątpliwości, że głos Ciszewskiego to wystąpienie w jednolitym froncie z Okraską i jego przyjaciółmi”. Jak widać, spiskowych obsesji mamy ciąg dalszy: wszystko się ze wszystkim klarownie łączy, wszyscy współpracują by dokopać Kowalewskiemu, Pankowskiemu i Zgliczyńskiemu i chronić faszystów, którzy przeniknęli do ATTAC-u. Kowalewski wiarą w spiski dorównuje antysemitom czytającym „Protokołu Mędrców Syjonu” – w rzeczywistości chodziło tu o czystą zbieżność dat, niczego nikt z autorów tekstu „Na usługach neoliberałów” nie ustalał we wspomnianej przez Kowalewskiego kwestii z Piotrem Ciszewskim.

Kowalewski ma jednak dużo zapału w demaskowaniu spisków. I tak oto pisze dalej: „Ludzie, o których mowa [Okraska i Tomasiewicz], nie tylko publikowali [w gazetach skrajnej prawicy] »kiedyś«, jak twierdzi Ciszewski. Publikują nadal. Do dziś. Co więcej, są czołowymi redaktorami i współpracownikami wielu pism skrajnie prawicowych”. To kolejny zestaw kłamstw: Jarosław Tomasiewicz od kilku lat niemal w ogóle nie publikuje tekstów w pismach skrajnej prawicy. Czasem któraś z tych gazet dokonuje przedruków jego starych tekstów, jedyna znana mi niedawna publikacja jego autorstwa w tego typu prasie, to dwa teksty w nr 1 pisma „Templum” (czerwiec 2001) – Tomasiewicz opublikował tam fragment swojej książki o terroryzmie oraz politologiczną analizę ruchu Lyndona LaRouche’a (ten drugi tekst w skróconej wersji zamieścił „faszystowski” „Tygodnik Powszechny”...). Żaden z tych tekstów nie miał wymowy skrajnie prawicowej, był suchym opisem zjawiska – można to sprawdzić. Jeśli chodzi o mnie, to w ciągu roku 2002 opublikowałem trzy teksty w prasie, którą Kowalewski uznałby zapewne za faszystowską: w piśmie „Stańczyk” pisałem o konserwatywnych aspektach dorobku prekursora anarchizmu Pierre’a Josepha Proudhona, w piśmie „Phalanx” przedrukowano z „Rojalisty” mój tekst o związkach ekologii i patriotyzmu w Polsce (piszę tam o takich „faszystach”, jak Mickiewicz czy Prus – można sprawdzić, jak faszystowski jest ten tekst) oraz artykuł „Od Woltera do Führera” we „Frondzie”. Ten ostatni tekst opisywał zbrodniczość nazizmu jako efekt wcielenia w życie wielu nowożytnych teorii i rozwiązań praktycznych, a w zakończeniu tekstu pisałem: „Dlatego też pytania o nazizm i jego nowoczesne oblicze oraz wynikające stąd wnioski stają się nad wyraz zasadne właśnie dzisiaj. Bo właśnie dzisiaj, teraz i tutaj potrzebny jest nam antynazizm. Nie spod znaku naiwnych i cwanych młodzieniaszków, inżynierii społecznej, grantów od popularnych fundacji, sensacyjnych doniesień telewizyjnych, politycznych gierek i oderwanych od rzeczywistości podstarzałych ciałem, lecz wiecznie młodych duchem »bojowników o prawa człowieka« z tytułami profesorskimi. Potrzebny jest nam antynazizm sięgający korzeni nazizmu, czyli moderny i jej zwyrodnień. Potrzebny jest nam antynazizm wartości sięgających poza epokę nowożytną. Antynazizm dekalogu i prawa naturalnego, tradycji i zdrowego chłopskiego rozsądku, pokory i szacunku wobec Stwórcy i jego dzieła. W przeciwnym wypadku znów grozi nam terror, przemoc i zagłada – choć tym razem przybierające być może znacznie bardziej przyjemną dla oka i ucha postać niż mały facecik z wąsikiem i zaciśniętymi w gniewie ustami”. Jak widać, jest to cytat i „faszystowski”, i „neopogański” itd. W roku bieżącym u „skrajnej prawicy” zamieściłem jeden tekst – w neopogańskiej gazetce „Odmrocze” wydrukowano mój tekst o... wątkach ekologicznych w powieści Marii Rodziewiczówny „Lato leśnych ludzi” – proszę sprawdzić, czy jest tam coś faszystowskiego. W tym samym czasie pisałem w innych miejscach np.Uważam bowiem, że choć kulturowa homogenizacja jest zjawiskiem ze wszech miar negatywnym, to równie godne potępienia są takie formy ochrony różnorodności, które zasadzają się na przemocy, eliminowaniu alternatyw, ograniczaniu praw zbiorowych i jednostkowych oraz przymusie. Dlatego mając na uwadze potrzebę zmiany stosunku sił pomiędzy podmiotami unifikującymi i ochraniającymi przed unifikacją, wydaje się, iż poparcie należne jest tylko i wyłącznie inicjatywom nie odwołującym się do skompromitowanych oraz negatywnych rozwiązań i metod. Świat pozbawiony kulturowego zróżnicowania zasługiwałby na równie małe uznanie, jak świat kulturowej różnorodności, której towarzyszyłyby terror, wojny i rozlew krwi” („Colloquia Communia” nr 3 (70), wrzesień 2001). Albo: Mam jednak nadzieję, że tak u nas, jak i w innych krajach w ruchu tym [antyglobalizacyjnym] weźmie górę rozsądek, czyli ludzie, którzy mają pomysły na inny świat bez odwoływania się do skompromitowanych wzorców komunizmu czy faszyzmu” (wywiad dla „Expressu Bydgoskiego” z dnia 11.10.2002 r.). Takich cytatów mogę bez trudu podać więcej. Oczywiście w latach poprzednich publikowałem więcej tekstów w prasie prawicowych radykałów, ale jak o tym już wspominałem, nie było w owych tekstach twierdzeń czy postulatów skrajnie prawicowych – można sprawdzić. Kowalewski twierdzi też, że jesteśmy – Jarosław Tomasiewicz i ja – czołowymi redaktorami i współpracownikami pism skrajnie prawicowych. To wierutna bzdura. Ja osobiście z każdym pismem skrajnej prawicy współpracowałem na zasadzie outsidera, który przysyła swoje teksty i tyle – nie miałem nigdy wpływu na kształt tych gazet, ich zawartość itp. Gdy kiedyś na prośbę redaktora pisma „Rojalista” zgodziłem się na wpisanie mnie do stopki jako stałego współpracownika, w niczym nie zmieniło to mojego statusu – mogłem przysłać jakiś tekst, lecz nie miałem żadnego wpływu na to, czy się on ukaże, o innych aspektach charakteru pisma nie wspominając. Ale i z tej funkcji (stały współpracownik „Rojalisty) zrezygnowałem ponad rok temu. Zatem Kowalewski po raz kolejny ordynarnie kłamie. Nie jestem pewien, ale chyba swego czasu dopisano mnie bez mojej zgody i wiedzy do stopki pisma „Odala” jako współpracownika. Natomiast w pełni świadomie zgodziłem się figurować kilka lat temu jako stały współpracownik anarchistycznego pisma „Inny Świat” i pozostaję nim do dziś.

Co dalej? Ano to: „»Linki do stron nacjonalistycznych« [na stronie internetowej „Obywatela”] To wszystko. Tylko tyle. Nawet gdyby rzeczywiście tak było, dla żadnego świadomego lewicowca wcale nie byłoby to tylko tyle”. Problem w tym, że na stronie WWW „Obywatela” nie ma żadnych linków do stron nacjonalistycznych – jest link do neopogańskiego pisma „Odmrocze” i link do katolickiej „Frondy”, obok m.in. linków lewicowych, np. lewica.pl. Przypominam też, że przed laty na łamach „Dalej!” Kowalewski brał w obronę nacjonalistów ukraińskich z UPA, odpowiedzialnych za śmierć wielu Polaków i Ukraińców. Kowalewski dowodził, że była to formacja „lewicowo-narodowyzwoleńcza” – w ten sposób de facto brał w obronę zbrodniarzy. Polski nacjonalizm – be, ale nacjonalizm ukraiński czy murzyński – cacy. Ot, logika.

Kowalewski: „Ciszewski przemilcza naszą długą listę innych przejawów obecności skrajnej prawicy na łamach »Obywatela«. Reklamy skrajnie prawicowych wydawnictw. Przyjazne omówienia »Szczerbca«, »Odali«, »Rojalisty«, »Templum« itd., zachęcające do ich lektury jako prasy rzekomo antysystemowej. Liczne artykuły skrajnie prawicowych autorów. Liczne idee skrajnie prawicowe, które od pierwszego numeru do najświeższego sączy się na łamach »Obywatela«. Ciszewski przemilcza to wszystko skrajnie prawicowe, co ukazało się w »Obywatelu« zarówno przed naszym listem, jak i po nim”. Rzeczywiście, publikowaliśmy w „Obywatelu” recenzje pism skrajnej prawicy – po prostu założenie było takie, żeby recenzować różne gazety pomijane milczeniem przez liberalny establishment. Kowalewski znów „zapomniał” dodać, że obok recenzji tych pism były liczne recenzje prasy anarchistycznej („Inny Świat”, „A-tak”, „Kurier Anarchistyczny”), lewicowej „Robotnik Śląski”, „Dziś”, „Lewą Nogą”) czy feministycznej („Prawo i Płeć”, „Zadra”). Kowalewski nawet się nie zająknie, że w numerze 5 „Obywatela” zamieściłem omówienie „Lewą Nogą” nr 13, w tym tekstu Kowalewskiego, w którym starałem się wiernie oddać jego przesłanie – mimo, że było to już po donosie, jaki Kowalewski z kolegami wysłali na mnie do kierownictwa ATTAC-Polska. Niech Kowalewski publicznie wytłumaczy, dlaczego recenzowanie pism skrajnej prawicy czyni „Obywatela” skrajnie prawicowym, ale recenzowanie pism skrajnej lewicy nie czyni go skrajnie lewicowym, zaś anarchistycznych – anarchistycznym. Jako ciekawostkę warto też dodać, że jedno z tych pism skrajnej prawicy, które ponoć z zapałem promowaliśmy w „Obywatelu” (chodzi o pismo „Rojalista”), skrytykowało tegoż „Obywatela” ponad rok temu, zarzucając nam, że niebezpiecznie skręcamy w... lewo (to dokładnie ta sama obsesja co u Kowalewskiego, tyle, że inny punkt wyjścia).

Następnie Kowalewski pisze: „Oto choćby ostatni numer, w którym pod batutą skrajnie prawicowego redaktora naczelnego, Remigiusza Okraski, ramię w ramię z nim i przewodniczącym ATTAC Maciejem Muskatem produkują się tacy ludzie, jak czołowy rosyjski ideolog »nacjonalbolszewicki« Aleksander Dugin, stały współpracownik »Trygława« (organu stowarzyszenia »Niklot«) i »Stańczyka« Marek Węgierski, czy rzecznik »narodowo-radykalnego neopogaństwa« lansujący w Polsce idee francuskiej Nowej Prawicy, Jarosław Tomasiewicz, stary znajomy Okraski z tych samych i im podobnych »klimatów« i koneksji »narodowo-radykalnych« czy »rewolucyjno-nacjonalistycznych« i »neopogańskich«”. Ale Kowalewski jakoś znowu (który to już raz?) zapomina dodać, że ani tekst Dugina, ani tekst Węgierskiego nie miały wymowy skrajnie prawicowej – Dugin pisał o politycznych następstwach rozpowszechnienia się ideologii postmodernizmu (choć wspomniał o takich policjantach myśli, jak Kowalewski), a Węgierski o wspólnych wątkach dla współczesnej lewicy i prawicy w obronie przed neoliberalizmem. Kowalewski „zapomniał” też dodać, że w tym samym numerze mamy np. wywiad z uczniem Noama Chomsky’ego, prof. Normanem Finkelsteinem. Dalej Kowalewski pisze: „Kolejnym autorem, o którym warto wspomnieć, w tym samym numerze »Obywatela« jest Janusz Krawczyk, redaktor (podobno) anarchistycznego »Innego Świata«, sygnatariusz wspomnianego już »sojuszu ekstremów« z 1999 r. pn. Konfederacja dla Naszej Ziemi i – do spółki z takim tuzem skrajnej prawicy, jak Tomasz Szczepański, któremu zresztą udostępnił łamy »Innego Świata« – stały współpracownik redagowanego przez Tomasiewicza i Okraskę »zaKORZENIEnia«”. Kowalewski znów „zapomina” dodać, o czym pisał Krawczyk – a pisał o typowo „faszystowskim” temacie, mianowicie wygłosił pochwałę tzw. skłotów, czyli pustostanów nielegalnie zajmowanych przez alternatywną młodzież. Zaiste, tematyka rodem co najmniej z „Mein Kampf”... Myślę, że warto jednak wspomnieć o pewnej kwestii, skoro tak dużo piszemy o tym, kto i gdzie publikował. Otóż warto przypomnieć, że wielokrotnie tu przywoływany „faszysta” Tomasiewicz publikował m.in. w „Lewą Nogą” (w tym samym czasie, kiedy znacznie częściej niż obecnie pisywał do gazet skrajnej prawicy). Ja osobiście natomiast swego czasu opublikowałem tekst w „Nigdy Więcej!” (nr 4, wiosna 1997) – dotyczył on napiętnowania problemu przejawów rasizmu wobec Romów w Polsce. Jak widać, faszyści potrafią przeniknąć do najbardziej nawet strzeżonej twierdzy...

Natomiast taki charakter „Obywatela” jest świadomy i zamierzony – jednak nie dlatego, że jesteśmy faszystami i że realizujemy strategię „sojuszu ekstremów” (ten pomysł, jak wspomniałem, uważam obecnie za jałowy), ale dlatego, że znużeni monotonią gazetek radykalnej lewicy i prawicy, w których jedni dowalają faszystom, a inni komunistom, postanowiliśmy robić pismo służące swobodnej dyskusji o palących problemach społecznych, bez dzielenia autorów na „faszystów” i „antyfaszystów”, lecz na mądrych i głupich, piszących ciekawie i nudnie – teksty tych pierwszych drukujemy, nie zaglądając autorom w metrykę i do sumień, a teksty tych drugich wywalamy do kosza redakcyjnego. Przez 10 opublikowanych numerów pisma przewinęło się przez nasze łamy sporo autorów z lewicy i sporo z prawicy, a jeszcze więcej takich, którzy ów podział uważają za anachroniczny i pozbawiony sensu. I takie właśnie pismo będziemy nadal robić, wbrew temu, co chcieliby nam narzucić różni faceci o mentalności UB-eckich cenzorów. Nasze łamy są otwarte na wszelkie mądre osoby i ciekawe przemyślenia – ale swoje obsesje na punkcie czystości lewicowej czy prawicowej muszą zostawić za naszymi drzwiami. Nie ma w tym nic nowego – takie cele deklarowaliśmy w numerze pierwszym „Obywatela” i mam nadzieję, że z takim samym nastawieniem wydamy za lat wiele ostatni numer.

Piszę to tylko po to, by postronnym czytelnikom wyjaśnić, jak wygląda „prawda” w wydaniu Zbigniewa Marcina Kowalewskiego. Sądzę, że w świetle tej „prawdy” jasne stają się inne działania i postawy Kowalewskiego, m.in. jego „troska” o stowarzyszenie ATTAC i ruch antyglobalizacyjny w Polsce. Kowalewskiemu nie mam się zamiaru z czegokolwiek tłumaczyć, bo jak trafnie zauważył Piotr Ciszewski, trudno się tłumaczyć z tego, że nie jest się wielbłądem, poza tym Kowalewskiemu nie zależy bynajmniej na opisaniu rzeczywistości, lecz na oczernianiu niewygodnych dla siebie osób. Kowalewski nadal będzie więc głosił, że jestem faszystą, skrajnie prawicowym działaczem, takim też ideologiem i redaktorem, że pismo „Obywatel” jest faszystowskie, a ATTAC-Polska został zinfiltrowany przez faszystów. Będzie to robił, bo ma w tym wyraźny interes – chęć pozyskania wpływów w środowisku skrajnej lewicy, w którym został zmarginalizowany. Za frazesami, jakich w jego tekście pełno, kryje się zwykły polityczny interes. Kowalewski w jego realizacji nie cofnie się przed niczym – kłamstwem, pomówieniem, oszczerstwem, współpracą ze zwolennikiem Unii Wolności Pankowskim (ba, nie przeszkadza Kowalewskiemu nawet to, że w redagowanym przez Pankowskiego piśmie „Nigdy Więcej!” zrównywano wielokrotnie komunizm z nazizmem, a jego redaktor Marcin Kornak, bliski przyjaciel Pankowksiego, ukuł nawet termin: „klasizm = rasizm”, na oznaczenie identycznego charakteru zbrodniczości komunizmu i nazizmu) itd. Jak pisaliśmy w polemice z tekstem Pankowskiego w „Searchlight” i jak zauważył Piotr Ciszewski, w ten sposób Kowalewski wysługuje się neoliberałom, robiąc co się da, by skłócić, osłabić i zmarginalizować środowisko tych, którzy chcieli w Polsce walczyć z globalizacją. Mnie to nie dziwi – warto jednak, by zwolennicy radykalnej lewicy dowiedzieli się nie tylko o „faszystach” w ATTAC-Polska, ale zastanowili nad współpracą Kowalewskiego z fanem Unii Wolności czy nad tym, że obecny redaktor pisma „Lewą Nogą” Zgliczyński pojawia się na łamach „Newsweeka” itd. Ten odłam „radykalnej lewicy” chodzi na krótkiej smyczy neoliberałów i taka jest właśnie jego rola: po to psu dają żreć, żeby szczekał. I szczeka.

Remigiusz Okraska

Redaktor naczelny „Magazynu OBYWATEL”

 

P.S. Ponieważ w powyższym tekście często powołuję się na różne materiały i artykuły, w razie potrzeby gotów jestem udostępnić je każdej chętnej osobie – część w wersji elektronicznej, część w postaci xerokopii (to drugie za zwrot kosztów xero i przesyłki). Zainteresowanych proszę o kontakt pod adresem:

 

[email protected]

 

 

 

 

 

Hosted by www.Geocities.ws

1