Niedawno ukazała się w księgarniach książka Urszuli Ługowskiej: "Trockizm. Doktryna i ruch polityczny". Postanowiliśmy więc przypomnieć inną genialną analizę radykalnej lewicy, którą Ługowska zrobiła kilka lat temu na łamach liberalnego "Wprost". Zamieszczamy jej artykuł a także sprostowanie Macieja Rembarza z PPS i sprostowanie Ługowskiej. Po przeczytaniu wszystkiego chcielibyśmy znaleźć odpowiedź na pytanie czy Ługowska jest czy nie jest w NLR. A jeśli jest, to dlaczego się tego wstydzi ? Zapraszamy do wyrażania swoich opinii w Księdze Gości.


Uczniowie Che Guevary
Tygodnik "Wprost", Nr 859 (16 maja 1999)

http://www.wprost.pl/ar/?O=4193
 

Rewolta, rewolta, rewolta robotnicza. To nasza odpowiedź na plan Balcerowicza!"; "Klechy, burżuje, wasz koniec się szykuje!" - krzyczą na wiecach młodzi lewacy, machając czerwonymi szturmówkami. 1 maja podczas warszawskiego pochodu lewicy od wybuchu petardy zostali ranni działacz PPS prof. Krzysztof Dunin-Wąsowicz oraz dziennikarze telewizji RTL 7. Prawdopodobnie petardę rzucił działacz Ruchu III Rzeczypospolitej uczestniczący w manifestacji Ligi Republikańskiej. Piotr Ikonowicz, przewodniczący PPS i poseł SLD, złożył w prokuraturze wniosek o delegalizację ligi; podpisało się pod nim kilkunastu posłów SLD. Równocześnie Piotr Ikonowicz jest jednym z idoli współczesnych polskich lewaków. O ich istnieniu przekonał się poseł Michał Kamiński (AWS-ZChN) - gdy wybierał się odwiedzić gen. Pinocheta, oblano go na lotnisku cuchnącą substancją. Ofiarą lewicowych happenerów padł również goszczący w Polsce przywódca włoskiego Sojuszu Narodowego Gianfranco Fini. Te same młodzieżowe środowiska 12 marca tego roku - w dniu przystąpienia Polski do NATO - zorganizowały antynatowską pikietę pod ambasadą USA. Tam również lewackie młodzieżówki protestowały ostatnio przeciwko interwencji paktu w Kosowie. W grudniu ubiegłego roku widzowie programu "Tok-Szok" Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego oglądali butnych i zadowolonych z siebie członków radykalnych grup komunistycznych działających w Polsce. Deklarowali oni, że są zwolennikami rewolucji socjalistycznej. Kto chce dziś zbudować "nowy, wspaniały świat"? Prawdopodobnie najsilniejszą organizacją lewacką w Polsce jest Nurt Lewicy Rewolucyjnej. Przedstawia się on jako sekcja trockistowskiej IV Międzynarodówki - międzynarodowej organizacji z siedzibą w Paryżu, mającej sekcje w ponad 30 krajach, głównie w Europie i Ameryce Łacińskiej. Trockistowska kandydatka Arlette Laguiller w czasie ostatnich wyborów prezydenckich we Francji otrzymała ponad 1,6 mln głosów (5,3 proc.). Według sondaży, wspólna lista francuskich trockistowskich organizacji Ligue Communiste Revolutionaire i Lutte Ouvriere ma szanse zdobyć w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego ponad 5 proc. głosów. Nurt Lewicy Rewolucyjnej powstał w 1987 r. i był wówczas częścią składową Polskiej Partii Socjalistycznej-Rewolucji Demokratycznej kierowanej przez Piotra Ikonowicza. Z NLR związani są uniwersyteccy intelektualiści: Ludwik Hass (profesor historii) i Zbigniew Kowalewski (znawca partyzantki latynoamerykańskiej). Nurt jest wydawcą kwartalnika "Dalej!". "Międzynarodowy Fundusz Walutowy narzucił Polsce politykę dewastacji gospodarczej i superwyzysku świata pracy. Cała obecna koalicja rządowa utrzymuje się tylko dzięki temu, że wszystkie człony tej koalicji uważają ślepą dyspozycyjność wobec MFW za rzecz świętą. Mimo pozornych praw demokratycznych, mamy dziś w Polsce do czynienia z faktyczną dyktaturą kapitału i kleru. Co gorsza, jest to kapitał najbardziej pasożytniczego i spekulanckiego rodzaju i najbardziej wsteczne skrzydło kleru" - czytamy w tym piśmie. Ukazuje się też w nim wiele przedruków z międzynarodowej prasy trockistowskiej, z aplauzem witającej sukcesy lewackiej partyzantki w Kolumbii, krytykującej prorynkowe reformy na Kubie, protestującej przeciwko amerykańskim nalotom na Bagdad czy entuzjastycznie donoszącej o marszu górników rumuńskich na Bukareszt. Równie szokujące jak teksty publikowane w "Dalej!" mogą się wydać akcje plakatowe przeprowadzane przez NLR. W sierpniu ubiegłego roku, w rocznicę cudu nad Wisłą działacze nurtu rozkleili w Warszawie klepsydry ku czci "żołnierzy Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej poległych na przedpolach Warszawy". Zdumieni warszawiacy mogli przeczytać: "Z głębokim żalem przypominamy, że 78 lat temu, 15 sierpnia 1920 r. pochód rewolucji socjalistycznej został zatrzymany na przedpolach Warszawy. Upadła nadzieja na złamanie światowego systemu kapitalistycznego wyzysku. Chylimy czoła przed poległymi żołnierzami Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Cześć ich pamięci!". 7 listopada ubiegłego roku w rocznicę rewolucji październikowej działacze nurtu wraz z Organizacją Młodzieżową PPS rozkleili w Warszawie i Wrocławiu plakaty wzywające do ustanowienia władzy robotniczej i wywłaszczenia burżuazji - do przechodniów uśmiechali się z nich Lenin z Trockim, otoczeni grupą rewolucjonistów w rubaszkach i walonkach.


Czy w Polsce uda się obalić władzę burżuazji i zakończyć kapitalistyczny wyzysk?

Drugą znaczącą grupą trockistowską w Polsce jest Pracownicza Demokracja, należąca do niechętnej IV Międzynarodówce federacji grup skrajnej lewicy o nazwie Międzynarodowy Socjalizm z siedzibą w Londynie. Grupy tworzące MS są kierowane przez emisariuszy wysyłanych przez centralę. Działacze Pracowniczej Demokracji w przedziwny sposób łączą marksistowską walkę klas z ekologią, wegetarianizmem, feminizmem czy domaganiem się praw gejów i lesbijek. System kapitalistyczny postrzegany jest jako główny winowajca wszelkich problemów, z jakimi boryka się dzisiejszy świat, na przykład katastrofy ekologicznej. "Konieczność spłacania długów powoduje, że rządy biedniejszych krajów znoszą ograniczenia związane z ochroną środowiska w stosunku do firm. Wyrąb lasów i inne formy destrukcji otoczenia nie tylko niszczą środowisko w Trzecim Świecie, lecz powodują także globalne efekty" ("Pracownicza Demokracja", nr 54). Również dyskryminacja kobiet czy homoseksualistów widziana jest jako nieodłączny element "społeczeństwa klasowego"; kres może jej zaś położyć wyłącznie prawdziwie socjalistyczna rewolucja. W jaki sposób młodzi ludzie trafiają do tego typu ugrupowań? - Poznałem chłopaków z Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, kiedy przed moim liceum rozdawali ulotki o potrzebie budowy partii rewolucyjnej. Zamieszczona w nich była informacja o spotkaniach organizacji. Zainteresowało mnie to i poszedłem na ich zebranie. Tak się zaczęło. Pochodzę z lewicowej rodziny. Oczywiście, nie jest tak radykalna jak ja teraz - mówi 18-letni Marcin. - Lewicowcem zostałem już w ogólniaku. W bardzo zwyczajny sposób - po lekturze "Przedwiośnia" Żeromskiego i "W hołdzie Katalonii" Orwella. Na uniwerku chodziłem na spotkania organizowane przez Pracowniczą Demokrację i Marksistowski Klub Akademicki. Doszedłem do wniosku, że budowa "kapitalizmu z ludzką twarzą" to bujda i oszustwo burżuazyjnej propagandy. Śmieszą mnie koledzy, którzy zapisali się do SdRP i paradują po wydziale z komórką i w krawacie. W Pracowniczej Demokracji staramy się rzeczywiście coś zrobić dla ludzi, a tych kolesiów interesuje wyłącznie kariera - twierdzi Andrzej, student historii Uniwersytetu Warszawskiego. - W Polsce powszechne jest przekonanie, że tylko gospodarka rynkowa może być skuteczna w dzisiejszym świecie. Skuteczna dla kogo? Jest u nas tendencja do brania pod uwagę kilkunastu państw, głównie zachodnioeuropejskich. Zapomina się, że ich rozwój i panujący tam względny dobrobyt został okupiony nędzą reszty świata. Anglia czy Francja zbudowały kapitalizm wyłącznie dzięki wyzyskowi kolonialnemu. Ameryka korzystała z niewolniczej pracy czarnych. Trzeba być ślepym, by nie zauważyć, że także dziś biała wyspa dobrobytu ginie w morzu trzecioświatowej, "kolorowej" nędzy - przekonuje Wanda, studentka iberystyki działająca w Nurcie Lewicy Rewolucyjnej. - Poznałem trockistów w czasie wakacji w Berlinie - mówi 19-letni Michał. - Mieszkałem na Kreuzbergu. To taka alternatywna dzielnica, pełna lewackich knajp i księgarń. Na domach często namalowane są rewolucyjne hasła lub czerwone gwiazdy, sierpy i młoty. Początkowo myślałem sobie, że się zgrywają. Po kilku nocnych rozmowach zrozumiałem, że mają rację. O wszystkim na świecie tak naprawdę decyduje kilka tysięcy bogaczy, którzy manipulują resztą ludzi. Doszło do tego, że robotnicy i lewica wstydzą się swoich własnych symboli.


Rewolucja bez końca
Trockizm - doktryna po- lityczna ukształtowana przez Lwa Trockiego, jednego z najbliższych współpracowników Lenina. Trockiści nawoływali do walki z przekształcaniem się elit w państwach socjalistycznych w "nową klasę". W tym celu domagali się wprowadzenia pluralizmu partii robotniczych. Są zwolennikami tzw. permanentnej rewolucji, czyli agresywnej polityki wobec państw kapitalistycznych i zbrojnego rozprzestrzeniania rewolucji. W roku 1938 trockiści powołali IV Międzynarodówkę. Trockizm stał się szczególnie popularny na Zachodzie w okresie studenckiej rewolty 1968 r. Obecnie największą organizacją trockistowską w Europie jest brytyjska Socialist Workers Party (liczy 8 tys. członków).

- Mimo prorobotniczego programu politycznego, grupy skrajnej lewicy skupiają inteligencką młodzież z wielkich miast. To przejaw rozczarowania kapitalizmem i sprzeciw wobec konsumpcyjnych wzorów życia, jakie upowszechniły się wśród kolegów i rodziców tej młodzieży po 1989 r. Otwarte granice i Internet w połączeniu z problemami polskiej transformacji mogą stanowić doskonałą pożywkę dla dalszego rozwoju tego typu organizacji - ocenia Karol Kostrzębski z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Wchodząc do siedziby Organizacji Młodzieżowej Polskiej Partii Socjalistycznej w Warszawie, możemy być zdumieni wiszącymi tam portretami Karola Marksa, Che Guevary, Feliksa Dzierżyńskiego, Fidela Castro, Ho Szi Mina, Ulryki Meinhoff. Myliłby się ten, kto potraktowałby te wizerunki jako żart. Młodzi pepeesowcy niezwykle swobodnie traktują stuletnią tradycję swojej partii. W wielu kwestiach ich radykalizm dalece wykracza poza oficjalną linię PPS. Na demonstracjach OPZZ i pochodach pierwszomajowych dzierżą czerwone flagi z Che Guevarą, intonują Międzynarodówkę, wznoszą okrzyki, domagając się rewolty robotniczej. Na ostatnim, grudniowym zjeździe Organizacja Młodzieżowa PPS nie tylko sprzeciwiła się przynależności Polski do NATO, ale zastanawiała się nad zasadnością wejścia Polski do Unii Europejskiej. Młodzi pepeesowcy doskonale dogadują się z trockistami. Wspólną inicjatywą jest na przykład Marksistowski Klub Akademicki na Uniwersytecie Warszawskim czy antynatowska pikieta pod ambasadą amerykańską zorganizowana w dniu przystąpienia Polski do paktu. W swojej gazetce "Che!" młodzi socjaliści piszą: "Na scenie politycznej RP pojawiła się pustka, której nikt nie zagospodarował. Dlatego konieczna jest ścisła współpraca tych sił komunistycznych i socjalistycznych w Polsce, które są pewne tego, że "miejsce społeczeństwa burżuazyjnego z jego klasami i przeciwieństwami klasowymi zajmie zrzeszenie, w którym swobodny rozwój każdego jest gwarantem rozwoju wszystkich" (K. Marks, F. Engels, "Manifest komunistyczny"). Muszą razem stanąć wszyscy przeciwnicy włączenia Polski do NATO, wszyscy nie godzący się na uległość lewicy wobec "wielkiego brata" zza oceanu i przywódcy duchowego z Watykanu". "Głos socjalistów i komunistów naszej ojczyzny powinien jasno wyrazić nasze poparcie dla rewolucyjnej Kuby pod przywództwem Fidela Castro Ruz i dla tych wszystkich, którzy walczą o równość i sprawiedliwość społeczną". Starsi działacze PPS patrzą na to przez palce. Sam Piotr Ikonowicz przetłumaczył w stanie wojennym wiele trockistowskich broszur, na przykład "O biurokracji" Ernesta Mandla (wieloletniego przywódcy IV Międzynarodówki). Wychodzą oni z założenia, że "młodzież musi się wyszumieć" lub że "z czasem z Che Guevary się wyrasta i dojrzewa do Daszyńskiego". Czesław Kulesza, wiceprzewodniczący PPS, stwierdza: - Nie widzę nic złego w tym, że młodzieżówka współpracuje z trockistami. Przed wojną trockiści należeli do PPS.

Urszula Ługowska


Uczniowie Che Guevary
W artykule "Uczniowie Che Guevary"(nr 20) wśród ugrupowań o lewackim charakterze wymieniono Organizację Młodzieżową PPS Młodzi Socjaliści - stowarzyszenie kontynuujące tradycje przedwojennej OM TUR, którego mam zaszczyt być przewodniczącym. Autorka próbuje przypiąć nam obelżywą łatkę lewactwa m.in. dlatego, że nie uciekamy przed Ligą Republikańską; dlatego, że nazywamy siebie socjalistami w kraju, gdzie lewicy miało już nigdy nie być; dlatego, że nie tolerujemy faszystów podnoszących ręce w nazistowskim pozdrowieniu i krzyczących do nas "Jude raus". Urszula Ługowska próbuje zaszokować czytelników bzdurnymi opowieściami o mających wisieć w naszej siedzibie portretach Ulrike Meinhoff i Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego. Przeciwstawia fakt zranienia przez prawicowca trzech osób w czasie Święta Pracy istnieniu jakichś groźnych, wydumanych lewaków. Nie wiadomo, czy śmiać się z tego, czy płakać? Żeby uspokoić nie zorientowanych, informuję, że nasze stowarzyszenie dąży do demokratycznej zmiany ustroju. Chcemy budować socjalizm - jego podstawy dali nam m.in. Marks, Engels i Kautsky, których prace inspirowały Daszyńskiego, Drobnera, Arciszewskiego... Ustrój ten nie jest - jak każdy dobrze wie - stalinowskim gułagiem.
Nasze lewactwo ma także podkreślać śpiewanie "Międzynarodówki", która jest hymnem nie tylko naszej organizacji, ale także całej Międzynarodówki Socjalistycznej i Międzynarodowej Unii Młodzieży Socjalistycznej. Stosując tę logikę, trzeba by uznać za lewaków takich socjaldemokratycznych polityków, jak Blair, Gonzalez, D?Alema czy Schröder. Także nasz konsekwentny sprzeciw wobec NATO, którego słuszność notabene potwierdziła praktyka, nie jest tylko wymysłem lewej strony sceny politycznej. Jeżeli chodzi o postać Che Guevary, to przyznaję: jest on dla nas wzorem moralnym. Tworzył teorie i próbował je wprowadzić w życie w rozwijających się krajach Ameryki Południowej i Afryki, a nie Europy. W realiach politycznych lat 60., przy całkowitym braku demokracji, walka zbrojna była - i w wielu państwach pozostaje do dziś - jedyną metodą walki politycznej. Guevara pozostaje dla nas jedynie wzorem moralnym, gdyż Polska jest demokratycznym krajem europejskim, a więc nie można być w RP guevarystą. Naszą bronią jest kartka wyborcza i o zwolenników walczymy w ramach demokracji, której będziemy zawsze bronić.
Najlepsze oczywiście na końcu. Urszula Ługowska do niedawna należała do Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, organizacji zaprzyjaźnionej z trockistowską Czwartą Międzynarodówką. NLR to skądinąd organizacja poważana w środowiskach lewicowych ze względu na zaprzyjaźnioną z nią grupę lewicowych intelektualistów. W swoim artykule autorka zapomniała dodać, że to ona wraz z kilkoma swoimi kolegami rozlepiała klepsydry wyrażające żal z powodu klęski armii bolszewickiej na przedpolach Warszawy w 1920 r. Co ciekawe, była to akcja przeprowadzona wbrew opinii większości tzw. lewaków z NLR. Podobnie sprawa ma się z plakatami wywieszonymi w rocznicę rewolucji październikowej.

MACIEJ REMBARZ przewodniczący
Organizacji Młodzieżowej PPS Młodzi Socjaliści

http://www.wprost.pl/ar/?O=5157


Uczniowie Che Guevary
Przewodniczący Organizacji Młodzieżowej PPS Młodzi Socjaliści Maciej Rembarz napisał zdumiewające "sprostowanie" (nr 27) dotyczące mojego artykułu "Uczniowie Che Guevary" (nr 20). Wymowa jego listu jest następująca: PPS to partia europejskiej lewicy (równie dobra jak socjaldemokracja niemiecka czy hiszpańska), nie mająca nic wspólnego z jakimkolwiek antykapitalistycznym lewactwem. Tymczasem wszystkie treści dotyczące pepeesowskiej młodzieżówki, które zawarłam w moim artykule, są prawdziwe i sprawdzalne. Rembarz w swoim liście w ogóle nie odnosi się do opisanych przeze mnie lewackich elementów działalności PPS: współpracy z trockistami, świętowania rocznicy rewolucji październikowej, wznoszenia skrajnie lewicowych okrzyków na demonstracjach (na przykład nawoływania do robotniczej rewolty i rozprawy z klerem i burżuazją) czy - w publicystyce - entuzjastycznego popieerania reżimu Fidela Castro. Zdaniem Rembarza, nic nie różni pepeesowców od takich socjaldemokratów europejskich, jak Blair, Gonzalez, D?Alema czy Schröder. Nic mi jednak nie wiadomo, by wyżej wspomniani zajmowali się propagowaniem kultu Che Guevary, nie mówiąc już o wspieraniu reżimu Fidela Castro, a w skali globalnej - nawoływaniu do zniesienia społeczeństwa burżuazyjnego jako takiego! ("Che", nr 3/98). Jedynym faktem z mojego artykułu, do którego nawiązuje Rembarz, są wiszące w siedzibie młodzieżówki portrety Ulryki Meinhoff i Feliksa Dzierżyńskiego. Prawda jest taka, że po ukazaniu się mojego artykułu zostały one zdjęte. Przewodniczący OM PPS wie, co robi, "zapominając" się ustosunkować do podanych w artykule faktów. Są one po prostu niepodważalne. Bezsilny wobec nich Rembarz usiłuje się więc bronić w sposób najbardziej prymitywny: oskarżając mnie o... członkostwo w Nurcie Lewicy Rewolucyjnej. Cóż, tak to już bywa, że badacze masonerii uparcie oskarżani są o przynależność do wolnomularstwa, historykom skrajnej prawicy zarzuca się kryptofaszyzm, a co do specjalistów od antysemityzmu, to... Nieuchronnie rodzi się jednak pytanie: dlaczego Rembarz wstydzi się czerwonej twarzy PPS? To proste. Receptą tej partii na sukces wśród młodzieży jest prezentowanie jej swego radykalniejszego oblicza. Wobec mediów jednak aparatczykom parlamentarnego bądź co bądź PPS wygodniej jest uchodzić za przewidywalnych socjaldemokratów, bo to ułatwia im funkcjonowanie w "poważnej" polityce.

URSZULA ŁUGOWSKA Warszawa
 

http://www.wprost.pl/ar/?O=5214

Hosted by www.Geocities.ws

1