Cezary Cholewiński -Antyburżuj

Recenzja książki: U. Ługowska, A. Grabski "Trockizm. Doktryna i ruch polityczny", Wyd. Trio, Warszawa 2003.
 



Leży oto przede mną niewielka książeczka, której lekturę właśnie zakończyłem. 210 stron formatu A5 w broszurowej oprawie. Biała okładka z fragmentem słynnego fresku Diego Rivery, na którym Marks, Engels i Trocki zaciskają dłonie na czerwonym sztandarze z wielojęzycznym napisem: “Robotnicy świata, łączcie się w IV Międzynarodówce!” Nad obrazkiem – wypisany czerwonymi literami tytuł: “Trockizm. Doktryna i ruch polityczny”. Już tu czytelnika opadają pierwsze wątpliwości – jak można w tak niewielkiej książce wyczerpać tak obszernie ujęty temat? Ale idźmy dalej. Nad tytułem widnieją dwa nazwiska autorów. Urszula Ługowska i August Grabski. Para czołowych działaczy polskiej sekcji mandelowców. Wprawdzie w krótkich notkach biograficznych o obojgu autorach, zamieszczonych na tylnej części okładki, nie ma słowa o tym, “kim są politycznie” (jak lubi wyrażać się August:), ale uważna lektura książki nie pozostawia co do tego wątpliwości.
Książka ta, jak każda praca naukowa czy pretendująca do miana naukowej, zaczyna się od krótkiego Wstępu. Wstęp do pracy naukowej – jak powie choćby każdy profesor na pierwszym lepszym seminarium magisterskim – ma do spełnienia trzy funkcje: objaśnić tytuł (temat) pracy, przedstawić i uzasadnić jej strukturę wewnętrzną oraz omówić dotychczasowy stań badań naukowych w tej dziedzinie i literatury przedmiotu. Z tych trzech zadań Wstęp do pracy Uli i Augusta spełnia właściwie tylko jedno, to ostatnie. Już pierwsze zdanie Wstępu brzmi jak zgrzyt żelaza po szkle. Cytuję:
“Prezentowana praca stanowi próbę naukowo zobiektywizowanej prezentacji doktryny i historii ruchu trockistowskiego w polskiej literaturze politologicznej w postaci monografii”.
Czytam to pokraczne zdanie raz, drugi, trzeci... i doprawdy nie wiem, co PT Autorzy chcieli przez to powiedzieć. A raczej rozumiem jedno: Juz w pierwszych słowach swego dziełka (“naukowo zobiektywizowanej”) Ula i August składają deklarację lojalności wobec burżuazyjnego, tzw. obiektywistycznego uprawiania nauk społecznych. Postawa taka opiera się na zasadzie metodologicznej, postulującej ograniczenie się do obojętnej, “niezaangażowanej” rejestracji zjawisk społecznych bez ich oceny oraz na wyrzeczeniu się analizy klasowej. Nie trzeba chyba dodawać, ze postawa taka służy w istocie konserwowaniu społeczno-politycznego status quo – leży więc w istocie w interesie klas posiadających.
I tego obiektywistycznego, burżuazyjnego podejścia PT Autorzy próbują się trzymać przez całą książkę – z różnym zresztą powodzeniem. Czasami daje to efekty komiczne – tam, gdzie nieudolnie próbują ukryć, że z post-trockistowskim (a raczej pseudotrockistowskim) odłamem mandelowców łączy ich coś więcej niż “naukowo zobiektywizowana” ciekawość, zainteresowanie. Zresztą obiektywizm pryska jak sen jaki złoty, gdy trzeba coś napisać np. o historii PRL. Dla niej Ula i August mają tylko źle skrywaną nienawiść i pogardę, pisząc np.: “tzw. Polska Ludowa”, “proreżimowy związek studencki” itp. O kapitalistycznej kontr-rewolucji, która zlikwidowała PRL, wyrażają się natomiast z entuzjazmem, per “demokratyczny przełom 1989 roku”. I tak już będzie się to przewijać przez całą książkę aż do końca. Aż dziw bierze, że o udziale swojej “tendencji” w w tym niechlubnym, kontr-rewolucyjnym dziele mówią tak półgębkiem – ale do tego jeszcze dojdziemy. Rozważania nad Wstępem zakończę może tym, że niesłychanie rozśmieszyło mnie zaliczenie Trockiego do “krytyków realnego socjalizmu:” wraz z renegatami typu Shachtmana i Burnhama oraz beneficjentami III RP typu ministra Kuronia i senatora Modzelewskiego.
Ponieważ we Wstępie PT Autorzy nie tylko nie uzasadnili, ale nawet nie przedstawili struktury swojej pracy, to musimy jakoś wypełnić tę lukę, przynajmniej jeśli chodzi o rozdziały. Powiedzmy więc, że zasadnicza część książki, między Wstępem a Zakończeniem, składa się z 6 rozdziałów:
1)Analiza stalinizmu w myśli politycznej Lwa Trockiego,
2)Teoria permanentnej rewolucji,
3)Program przejściowy,
4)Ruch trockistowski w latach 1929-1953,
5)Ruch trockistowski w latach 1953-2002,
6)List otwarty do Partii Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego.

W związku z takim podziałem pracy nasuwają się – muszą się nasunąć – dość poważne wątpliwości. Dlaczego teoria permanentnej rewolucji jest przesunięta na drugie miejsce, kiedy wiadomo, że jest ona starsza niż zjawisko stalinizmu, a tym bardziej niż wszystkie jego analizy? Dlaczego “Program przejściowy” jest omówiony przed problemami ruchu trockistowskiego w latach 1929-1953, kiedy wiadomo, że pochodzi dopiero z roku 1938? Skąd akurat takie cezury czasowe? Można zrozumieć rok 1929, jako rok wysiedlenia Trockiego z ZSRR, odnowienia przez niego kontaktów z zagranicznymi zwolennikami, a więc rok początku budowy międzynarodowego ruchu trockistowskiego. Można zrozumieć rok 2002 (zapewne w tym właśnie roku Ula i August zakończyli pisanie swej książki). Ale dlaczego przydają aż taką wagę “rozłamowi 1953 roku”, tym samym stawiając go wyżej w hierarchii ważności od śmierci samego Trockiego, kiedy faktycznie zaraz po jego śmierci (choć prawda, że nie tylko i nie tyle z powodu jego śmierci, ile raczej z powodu II wojny światowej) działalność IV Międzynarodówki zaczęła się zwijać i zamierać? Doprawdy nie wiadomo też, po co PT Autorzy zamieszczają w swej pracy rozdział 6, ten o liście Kuronia i Modzelewskiego – rozdział krótki, nie dzielący się nawet na żadne podrozdziały, nie pasujący ani w tym miejscu, ani w żadnym innym, bo Ula i August poza tym listem właściwie pomijają kwestie trockizmu w Polsce Wychodzi więc na to, że ten rozdzialik, czy może raczej aneks, ma być kolejną deklaracją lojalności, tym razem w postaci hołdu dla późniejszych luminarzy “Solidarności”.
Rozdział 1 “Analiza stalinizmu w myśli politycznej Lwa Trockiego” składa się z sześciu (nie numerowanych) podrozdziałów:
Geneza biurokratyzacji państwa radzieckiego;
Socjalizm w jednym kraju;
Analogie między rewolucją październikową a Wielką Rewolucją Francuską (Uwaga na pisownię – ani tu, ani w tekście samego podrozdziału rewolucja październikowa nie zasługuje u PT Autorów na duże litery, ani na przymiotnik “wielka”, ani na przypomnienie, że była socjalistyczna, podczas gdy rewolucja burżuazyjna z 1789 r. zasługuje ich zdaniem jak najbardziej i na przymiotnik “Wielka”, i na wielkie litery też);
Charakterystyka biurokracji stalinowskiej w myśli politycznej Lwa Trockiego (troszkę niezręczne stylistycznie powtórzenie wyrażenia z tytułu rozdziału w tytule podrozdziału);
Inne trockistowskie teorie ZSRR i państw Europy Wschodniej;
Oceny analizy biurokracji radzieckiej dokonanej przez Trockiego.
Już na samym początku, w pierwszym podrozdziale pierwszego rozdziału, Ula i August popełniają – aż błąd rzeczowy czy może tylko niechlujstwo językowe? - gdy nazywają Trockiego “komisarzem wojny” zamiast poprawnego określenia “ludowy komisarz spraw wojskowych”. W podrozdziale trzecim, tym o analogiach między rewolucjami francuską a radziecką, wydarzenia roku 1923 w Niemczech kwitują eufemistycznym frazesem: “cofnęły się wpływy partii komunistycznej”, podczas gdy w rzeczywistości było to brutalne i krwawe stłumienie przez burżuazyjny rząd (z udziałem prawego skrzydła SPD) powstań robotników-komunistów i lewicowych socjaldemokratów w Hamburgu, Saksonii i Turyngii Na tej samej stronie jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu Trockiego, to z początku roku 1929, nazywają “wyjazdem z ZSRR” – gdy w rzeczywistości było to przymusowe wysiedlenie, poprzedzone przecież jeszcze rocznym zesłaniem do Ałma-Aty.
Kolejną perełkę językową odnajdziemy w podrozdziale czwartym – potem zresztą jeszcze parę razy powtarzaną w innych miejscach książki. Rozszerzony tytuł “Programu przejściowego” PT Autorzy cytują jako: “Śmiertelna agonia kapitalizmu i zadania Czwartej Międzynarodówki”; idą tu wyraźnie za wersją angielskojęzyczną: “The death agony...” nie zauważając, że po polsku “agonia” to tyle co “umieranie”, a “śmiertelne umieranie” ma mniej więcej taki sens jak masło maślane.
Dalej w tym samym rozdziale Ula i August dają dwa kolejne przykłady burżuazyjnego obiektywizmu. Oto słowo “burżuazyjnych” piszą tak właśnie, w cudzysłowie (wielokrotnie będzie się to jeszcze powtarzać w całej książce, a raz zdarzy im się nawet, pisząc o partii rewolucyjnej, także ten przymiotnik wziąć w cudzysłów!), jakby wstydząc się używania marksistowskiej terminologii i się od niej dystansując. Jeszcze chwilę wcześniej, półgębkiem, bo w przypisie, odcinają się od poglądów trockistów, twierdząc że tylko je referują i przez to “zmuszeni są zaakceptować nietypowy uzus” słów “stalinizm” i “staliniści” w odniesieniu do całego okresu tzw. realnego socjalizmu aż po rok 1991. O tym, że sami robią z tych słów ten “nietypowy uzus” (po naszemu użytek) w swoich publikacjach jako polskiej sekty (fu, czort, miało być: sekcji) mandelowców – jakoś nie wspominają nawet w przypisie. Może się wstydzą tej działalności?
Rażący anachronizm popełniają PT Autorzy w podrozdziale piątym, gdzie – relacjonując teorię Tony'ego Cliffa i wymieniając przykłady azjatyckiego sposobu produkcji obok m. in. starożytnego Egiptu i Persji (tu dawna nazwa Iranu dobrze zastosowana) wymieniają także Irak(!), choć nowożytna państwowość iracka zaczyna się dopiero od roku 1921, od powstania Emiratu Iraku jako mandatu Ligi Narodów zarządzanego przez Wielką Brytanię, a wcześniej od czasów starożytnych Greków kraj ten nazywano Mezopotamią (co znaczy: Międzyrzecze, kraj między dwiema rzekami – Eufratem a Tygrysem) - i tak należało napisać.
W ostatnim podrozdziale pierwszego rozdziału Ula i August na szeregu stron omawiają zjawisko udziału biurokracji (“nomenklatury”) w restauracji kapitalizmu w zdeformowanych państwach robotniczych. Oczywiście prawdą jest, że udział taki miał miejsce i był znaczący, co zresztą przewidział już Trocki w “Zdradzonej rewolucji” i “Programie przejściowym”. Szkoda tylko, że PT Autorzy wstydliwie przemilczają niechlubny udział w tym kontr-rewolucyjnym procederze byłych trockistów – zarówno tych, co dawno i jawnie trockizm porzucili (jak Kuroń i Modzelewski), jak i tych, co do dziś mienią się być trockistami (jak macierzysta Uli i Augusta sekta mandelowców).
W drugim podrozdziale drugiego rozdziału, opisując “wydarzenia w Chinach w latach 1925-1927” (tak właśnie piszą, jak ognia unikając nazwania rzeczy po imieniu – rewolucją i kontr-rewolucją) PT Autorzy popełniają niekonsekwencję, pisząc nazwisko chińskiego przywódcy kontr-rewolucyjnego z angielska: Chiang, a imię z polska: Kai-szek. Lepiej byłoby zdecydować się na którąś wersję i konsekwentnie się jej trzymać, pisząc albo: Chiang Kaishek, albo: Czang Kaj-szek.
Ostatni podrozdział drugiego rozdziału, zatytułowany: “Teoria permanentnej rewolucji po drugiej wojnie światowej”, dotyka już dwu kwestii fundamentalnej wagi dla tematu całej pracy:
1)Dlaczego – mimo uderzającej trafności teoretycznych analiz i prognoz samego Trockiego – trockizm pozostał na marginesie ruchu robotniczego, a głównymi jego siłami jak były, tak i pozostały socjaldemokracja i (do pewnego momentu) stalinizm?
2)Jaki był socjologiczny, społeczno-polityczny charakter przebiegu światowego procesu rewolucyjnego z lat 1944-1991, polegającego na tworzeniu w różnych częściach świata (zauważmy, że z małymi wyjątkami – niemal wyłącznie świata postkolonialnego i neokolonialnego, zwanego “Trzecim”) zdeformowanych państw robotniczych na wzór i podobieństwo stalinowskiego, potem post-stalinowskiego ZSRR, bądź przynajmniej państw z nim ideologicznie, politycznie i ekonomicznie związanych, sprzymierzonych?

Bez postawienia tych dwóch pytań i choćby próby udzielenia odpowiedzi na nie (a nie da się próbować odpowiedzieć na jedno z nich, nie próbując odpowiedzieć na drugie) nie ma co marzyć o choć jako tako pełnym przedstawieniu trockizmu jako ruchu politycznego, a nie tylko jako doktryny, teoretycznej koncepcji.
Niestety! PT Autorzy omawianej książki nie tylko nie próbują odpowiedzieć na te pytania, ale nawet nie usiłują ich jasno postawić. Można powiedzieć, że poczynając od owego końca drugiego rozdziału kilka razy mają okazję to zrobić, ale podchodzą do tego tematu jak pies do jeża, za każdym razem się wycofując i unikając choćby jasnego postawienia pytań. Czyżby się czegoś obawiali?
Drugi podrozdział rozdziału trzeciego (poświęconego “Programowi przejściowemu”), zatytułowany: “Znaczenie Programu w ruchu trockistowskim” jest już swego rodzaju wstępem do kolejnych dwóch rozdziałów, czwartego i piątego, poświęconych historii (przynajmniej niektórych odłamów, jak wkrótce zobaczymy) trockizmu jako ruchu politycznego. Już tu Ula i August sygnalizują problem, że trockizm, zamiast zakorzenić się w ruchu klasy robotniczej, znajdował sobie kolejne jego substytuty: a to lewicę akademicką, a to młodzież w ogóle, a to ruchy studenckie, a to antywojenne, a to antykolonialne, a to antyglobalistyczne. Już w tym podrozdziale widzimy też, co z całą siłą wypłynie w dalszej części książki – skupienie się na dziejach tego nurtu w trockizmie, z którym Ula i August są związani, choć się do tego nie chcą w książce przyznać, to znaczy mandelowców ze Zjednoczonego Sekretariatu.
W przypisie do podrozdziału piątego rozdziału czwartego, przedstawiając krótko postać C. L. R. Jamesa, PT Autorzy popełniają “poprawną politycznie” śmieszność, nazywając tego żyjącego w latach 1901-1989 Trynidadczyka, działacza brytyjskiego i amerykańskiego ruchu trockistowskiego, modnym dziś określeniem “Afroamerykanin”. Lepiej byłoby napisać po prostu: Murzyn – przecież w określeniu tym nie ma nic obraźliwego, przecież Engels i inni przyjaciele nazywali samego Marksa (ze względu na ciemną karnację skóry, czarne włosy i oczy, odziedziczone po semickich przodkach) właśnie Murzynem (po niemiecku Mohr). Już sobie wyobrażamy, jak jakiś poprawny politycznie “marksista” będzie cytował np. list Engelsa do Marksa, zaczynający się od słów: “Drogi Afroamerykaninie!”
W tymże samym podrozdziale Ula i August wymieniają jako datę zabójstwa Trockiego 20 sierpnia 1940 r. Nie jest to zupełnie ścisłe. Śmiertelny w skutkach, jak się okazało, zamach istotnie został dokonany 20 sierpnia, trzeba jednak pamiętać, że Trocki zmarł z odniesionych ran dopiero następnego dnia, czyli 21 sierpnia. Notabene szkoda, że omawiając (to następny podrozdział) stanowisko trockistów wobec wojny, PT Autorzy nie wspominają choćby słowem o jednej z ostatnich koncepcji politycznych samego Trockiego – “proletariackiej polityce wojskowej”. Takich pominięć bądź przemilczeń będzie w drugiej połowie książki jeszcze więcej. Sporo w niej także niedomówień, za co przynajmniej częściową winę ponowi przyjęcie osławionej metody obiektywistycznej. Tak na przykład kiedy pod koniec szóstego podrozdziału czwartego rozdziału (“Stanowisko trockistów wobec wojny”) Ula i August piszą, że wspomniane stanowisko okazało się mylne w trzech kluczowych kwestiach (w wyniku II wojny światowej ani stalinizm, ani socjaldemokracja nie upadły, lecz jeszcze się umocniły, umocnił się też nacjonalizm), to nie piszą tego od siebie, lecz zasłaniają się opinią Rodolphe Pragera. Trochę dalej, w przedostatnim podrozdziale tego samego rozdziału, opisując słynny “rozłam 1953 roku” nareszcie wyrażają jakąś opinię od siebie, cytuję:

“Stanowisko zajęte przez Pablo na początku lat pięćdziesiątych i jego pomysł entryzmu sui generis należy traktować jako radykalną reakcję na całkowitą nietrafność historycznych przepowiedni Trockiego na temat szybkiej agonii stalinizmu i systemu kapitalistycznego. Taktyka Pablo była zatem odejściem od nietrafnych prognoz Trockiego w kierunku politycznego pragmatyzmu”.

W związku z tym powstaje pytanie: Jak PT Autorzy godzą swą pojednawczą postawę wobec bardzo zbrodniczego stalinizmu z roku 1953 ze swą nieprzejednaną, radykalnie antykomunistyczną postawą wobec znacznie przecież łagodniejszych reżimów post-stalinowskich z ostatniego okresu istnienia “realnego socjalizmu”, z lat osiemdziesiątych? Tego też nie wyjaśniają, a szkoda. Fakt, że spadkobiercy stalinofila Pablo – mandelowcy – są dziś najzagorzalszymi “krytykami reżimu”, a spadkobiercy przeciwników Pablo z Międzynarodowego Komitetu Czwartej Międzynarodówki – spartakusowcy - są największymi obrońcami zdeformowanych państw robotniczych, trzeba uznać za szczególną ironię losu, a może nawet chichot historii. Zresztą w całej swojej książce Ula i August nie napisali ani słowa o spartakusowcach, nie ma ich także konsekwentnie w poprzedzającym książkę wykazie często używanych skrótów, ani w zamykającym ją schemacie rozłamów i fuzji w ruchu trockistowskim. Czyżby to jakiś wyrzut sumienia, który trzeba zagłuszyć, zabić milczeniem?
W piątym rozdziale PT Autorzy przedstawiają dzieje ruchu trockistowskiego po rozłamie 1953 roku, przy czym ogromną większość uwagi poświęcają najpierw nurtowi pablistowskiemu, a po “reunifikacji” z 1963 r. - Zjednoczonemu Sekretariatowi.
Usprawiedliwiają to co prawda tym, że jest on największą ze wszystkich post-trockistowskich “IV Międzynarodówek” (tak rzeczywiście jest), ale dlaczego w takim razie poświęcają tak nieproporcjonalnie mało uwagi cliffowcom z tendencji Międzynarodowych Socjalistów, a Militant wspominają bodajże tylko trzy razy, w tym raz w przypisie? Trudno nie odnieść wrażenia, że i tu wyzbywają się swej postawy obiektywistycznej, a dochodzi do głosu po prostu ich niechęć do konkurencyjnych sekt.
Tak więc rozdział piąty Ula i August poświęcają głownie tym trochę dawniejszym i całkiem współczesnym dziejom swej macierzystej “tendencji”. Dobrze, niech i tak będzie. Na plus im można zapisać to, że nie ukrywają przynajmniej tego, co od dawna, właściwie od zawsze było główną bolączką trockistów: braku zakorzenienia w klasie robotniczej. Zamiast tego pabliści, a później Zjednoczony Sekretariat – popierali a to ruchy partyzanckie (pod wpływem doświadczeń kubańskich i algierskich), a to Mao przeciw Chruszczowowi, a to entryzm w partiach reformistycznych, a to ruchy studenckie...
Nie ukrywają też porzucenia przez ZS zasady centralizmu demokratycznego na rzecz federalizmu.
Ale na tym kończy się ten przystęp szczerości. Z książki Uli i Augusta nie dowiemy się o tym, że w 1970 r. mandelowcy poparli rząd Allende w Chile, oparty na froncie ludowym – koalicji partii socjalistycznych z burżuazyjnymi, co skończyło się tak jak w latach trzydziestych w Hiszpanii – krwawą rebelią armii dowodzonej przez faszystowskich oficerów. Nie dowiemy się o tym, że na początku 1979 r. irańscy mandelowcy “krytycznie poparli” klerykalny reżim Chomeiniego. O tym, jak od końca tegoż 1979 r. przez całe lata osiemdziesiąte ZS zaślepiony antyradziecką fobią w jednym szeregu z imperialistami z USA i innych państw NATO, Pakistanu, Arabii Saudyjskiej itd. wspierał reakcyjną rebelię obszarników i mułłów w Afganistanie. O tym, że w 1981 r. francuscy mandelowcy wzywali do głosowania na Francois Mitterranda, socjaldemokratę z kolaborancką przeszłością. O tym, że w latach 1989-1991 z entuzjazmem powitali upadek zdegenerowanych/zdeformowanych państw robotniczych w NRD, Jugosławii, ZSRR, że poparli przyłączenie NRD do RFN i kontr-rewolucyjny “kontr-pucz” Jelcyna, a wcześniej gloryfikowali estońskich faszystów walczących przeciw ZSRR u boku III Rzeszy – też nie ma ani słowa. O stosunku Zjednoczonego Sekretariatu do wojen na obszarze b. Jugosławii PT Autorzy coś tam wprawdzie wspominają, ale jedynie w kontekście pomocy humanitarnej od związkowców zachodnioeuropejskich dla związkowców bośniackich. O tym, jak ZS popierał natowskie bombardowania i wkroczenie natowskich wojsk w charakterze rzekomych “sił pokojowych” (czytaj: okupantów) znów nie ma ani słowa. O entryzmie, uprawianym przez brazylijskich mandelowców w reformistycznej Partii Pracowników – piszą wprawdzie nieco wcześniej, ale jakoś wstydliwie pomijają okoliczność, że entryzm ten doprowadził w końcu do poparcia przez nich (także zresztą inne post-trockistowskie sekty, np. militantowców) kandydatury jednego z najbogatszych ludzi w kraju, kapitalisty z branży tekstylnej na wiceprezydenta Brazylii.
W ostatnich trzech podrozdziałach rozdziału piątego, przedstawiwszy wcześniej pokrótce historię nieudanych przegrupowań, podejmowanych przez sekcje Zjednoczonego Sekretariatu, Ula i August fascynują się ruchem antyglobalistycznym, “tendencjami koordynacyjnymi i integracyjnymi wobec międzynarodowej radykalnej lewicy”, wynikami wyborczymi trockistów itd. Posuwają się nawet do twierdzenia, że “złagodzenie retoryki trockistowskiej skutkowało pozytywnie”! To znaczy tworzeniem bloków i koalicji dogłębnie, do szpiku kości przeżartych reformizmem, nie wychodzących w zasadzie poza ograniczenia narzucane przez burżuazyjny parlamentaryzm (wybory do parlamentu Europejskiego!). I nic im nie pomoże zapewnienie, że “udział w wyborach nie jest główną formą działalności politycznej organizacji trockistowskich, skoro PT Autorzy muszą przyznać, że dwiema innymi głównymi formami są: udział w demonstracjach i konferencjach antyglobalistycznych oraz “funkcjonalne inkorporowanie (...) szeroko pojętej problematyki młodzieżowo-alternatywnej”. Jak wynika z dalszej części książki, tu Ula i August mają na myśli kampanie antywojenne, antyrasistowskie, na rzecz dopuszczalności aborcji, legalizacji tzw. miękkich narkotyków, uwolnienia więźniów politycznych, oddłużenia Trzeciego Świata, równouprawnienia kobiet i mniejszości seksualnych itp. Skądinąd akcje te na pewno (wyjąwszy może legalizację miękkich narkotyków – co do tego mamy wątpliwości) są słuszne i warte poparcia, ale to samo może o nich powiedzieć i zresztą popiera je także wiele umiarkowanych “tendencji” partii burżuazyjnych.
Jedno jest pewne: ani Zjednoczony Sekretariat, ani żadna inna z “sekt” post-trockistowskich nie ma od dawna nic wspólnego z masowym rewolucyjnym ruchem robotniczym. Zamiast niego mamy do czynienia z niewielkimi sektami drobnomieszczańsko-inteligenckimi, przeżartymi reformizmem.
No i wreszcie nieszczęsny szósty rozdzialik (czy też aneks), ten o “Liście otwartym do partii” Kuronia i Modzelewskiego. Jak piszą w drugim akapicie Ula i August, cytuję:

“W niniejszym rozdziale autorzy pragną z jednej strony przypomnieć zapomniany dziś i odrzucony przez samych autorów tekst Listu, z drugiej – odnieść go do szerszej tradycji marksistowskiej, dowodząc że mieści się on w ramach szeroko rozumianego trockistowskiego nurtu marksizmu”.

I rzeczywiście – przypominają tekst. I dowodzą ówczesnych powiązań Kuronia i Modzelewskiego z trockizmem – między innymi z tego, że choć obaj oni kontaktowali się osobiście z działaczami nurtu pablistowskiego i z jego literaturą, a nurty cliffowski i shachtmanowski były im wtedy nieznane, to jednak idee “Listu” są bardziej zbliżone właśnie do cliffowskich i shachtmanowskich. Tylko tu powstają pytania: A po co tego dowodzić? Co z tego może wynikać? I dlaczego Ula i August tak łatwo prześlizgują się nad tematem, ze Kuroń i Modzelewski odrzucają dziś swą trockistowską przeszłość i działają na podstawie innego programu politycznego? Czyż nie stało się tak właśnie dlatego, że ich “trockizm” w latach sześćdziesiątych XX w. był w rzeczywistości cliffizmem-shachtmanizmem, całkowicie ugodowym wobec kapitalizmu? Tego pytania Ula i August też nie stawiają -zapewne dlatego, że próba odpowiedzi na nie zmusiłaby ich do krytycznej refleksji także nad ugodowością ich macierzystego mandelizmu.
No i zostaje jeszcze Zakończenie, które – jak to zakończenie – dokonuje pewnego podsumowania pracy i formułuje wnioski. A w ostatnim akapicie PT Autorzy przedstawiają taki oto pesymistyczny, ale realistyczny wniosek: “Nie wydaje się, aby najbliższe lata przyniosły jakieś istotne zmiany we wpływach ruchu trockistowskiego...”
Zamykam już tę książkę. Na ostatniej stronie okładki, oprócz wspomnianych już notek biograficznych o obojgu PT Autorach, są jeszcze trzy króciutkie fragmenty opinii o tej książce (oczywiście pozytywnych, jakże inaczej!), wystawionych przez trzech recenzentów. Jeden z nich, były minister edukacji narodowej III RP Jerzy Wiatr (drugim jest dyżurny antykomunistyczny polski historyk Związku Radzieckiego Paweł Wieczorkiewicz), zauważa podobnie jak sami PT Autorzy w Zakończeniu: “..trockizm nie jest obecnie – i zapewne już się nie stanie – poważniejszą siłą polityczną...”
Aż ciśnie się na usta pytanie: “Dlaczego?” Odstawiam książkę na półkę z uczuciem niedosytu, bo choćby próby odpowiedzi na to pytanie w niej nie znalazłem. Mogę tylko mieć nadzieję, że ktoś kiedyś jeszcze takiej odpowiedzi udzielić spróbuje. Ale w tym celu będzie musiał zapoznać się z książką Urszuli Ługowskiej i Augusta Grabskiego “Trockizm. Doktryna i ruch polityczny” – podobnie jak np. książka Karola Marksa “Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej” nigdy by nie powstała, gdyby Marks nie czytał prac ekonomistów burżuazyjnych. I to jest główny, a właściwie chyba jedyny, pożytek wynikający z ukazywania się tego typu książek.



 

Hosted by www.Geocities.ws

1