Nowa lewica - stare problemy
Dr Tomasz R. Wiśniewski, w przeciwieństwie do innych
polemistów biorących na warsztat naszą koncepcję działania lewicy i celów, jakie
przed nią stoją, nie zadowolił się atakami personalnymi czy, chociażby,
wytykaniem wad analiz bieżących przez nas dokonywanych, ale postawił sobie
zadanie ambitniejsze. Pokusił się, mianowicie, o wskazanie zasadniczych,
filozoficznych powodów, dla których owa koncepcja jawi mu się jako nieadekwatna
do rzeczywistości (patrz: T. R. Wiśniewski, "Towarzyszom z GSR").
"(...) autorzy jego [tj. GSR] materiałów wykazują niezmienną troskę w
konceptualizowaniu zawartości pojęcia klasy robotniczej (...) za wszelką cenę
usiłują opisywać dzisiejszą rzeczywistość klasowych podziałów za pomocą terminów
jak najmniej odbiegających od klasycznego wyposażenia teoretycznego (...).
Nieustanne odwoływanie się do dyskursu ukształtowanego na linii wiodącej od
<<starego Engelsa>>, poprzez Kautsky'ego, Lenina aż po Lwa Trockiego sprawia, że
wiele elementów współczesnej rzeczywistości uzyskuje w języku GSR co prawda
niezwykle przejrzystą, ale jednocześnie nad wyraz uproszczoną strukturę.
Posługiwanie się publicystycznym żargonem Lenina (...) daje w rezultacie
diagnozę rzeczywistości tak zaskakująco zgodną z apriorycznie przyjętymi
założeniami, że jej struktura pojęciowa nie przewiduje jakichkolwiek wyłomów"
(tamże).
Oś konstrukcyjna wywodu T. R. Wiśniewskiego opiera się na próbie wykazania, że
wychodząc od pojęcia klasy robotniczej, przetworzonego w pozytywistycznym sensie
przez zdogmatyzowany marksizm - nazwijmy to - Drugiej Międzynarodówki, która to
tradycja zaważyła na teoretycznych koncepcjach następnych pokoleń marksistów,
nie ma możliwości poprawnego reagowania na wyzwania stawiane przez zmieniające
się społeczeństwo, na realne sprzeczności pojawiające się w jego łonie i, co za
tym idzie, nie sposób dokonywać krytycznych przewartościowań swoich aksjomatów.
Mówiąc konkretnie, marksiści, którzy nie zerwali z pozytywistycznym
rewizjonizmem teorii Marksa, nie potrafią dostrzec prawdziwie rewolucyjnych sił
dzisiejszego społeczeństwa. Siły te znajdują swój wyraz w nowych (choć mających
już swą tradycję) ruchach alternatywnych wobec społeczeństwa mieszczańskiego.
Klasa robotnicza a metoda analizowania rzeczywistości
Istotnie, pierwotna koncepcja klasy robotniczej w ujęciu Marksa miała bardziej
filozoficzno-krytyczny niż materialno-deskryptywny - jak to ujmuje T.R.
Wiśniewski - charakter. Teoria wartości sformułowana przez Marksa pokazuje, że
społeczeństwo kapitalistyczne zasadza się na fundamentalnej sprzeczności
interesów między robotnikami a kapitalistami, zaś wszystkie sprzeczności
angażujące pozostałe klasy mają charakter wtórny. Wynika to z faktu, że wartość
jako wyraz stosunku społecznego zachodzącego między dwiema fundamentalnymi
klasami powstaje w procesie produkcji charakterystycznej dla nowej formacji
społeczno-ekonomicznej. Pierwotny podział dochodu i dochodów, jaki kształtuje
się między robotnikami a kapitałem warunkuje wszelkie konkretne przejawy
podziału wtórnego, obejmującego pozostałe grupy społeczne.
Z istnienia tego podstawowego antagonizmu klasowego wynika, że tylko jego
zniesienie dzięki zwycięstwu klasy robotniczej nad kapitałem może znieść warunki
odradzania się takiego podziału dochodu, w którym odbijają się wyzysk i
dominacja klasy zawłaszczającej środki produkcji.
Odrzucenie teorii wartości opartej na pracy prowadziło, rzecz jasna, do
zakwestionowania Marksowskiego mechanizmu funkcjonowania społeczeństwa oraz jego
wizji dróg zniesienia formacji opartej na wyzysku. W optyce II Międzynarodówki,
rola klasy robotniczej w wyzwoleniu społeczeństwa przestała opierać się na
dostrzeganiu wyróżnionego charakteru antagonizmu między klasą robotniczą a
kapitalistami, antagonizmu stanowiącego o dynamice ewolucji społeczeństwa. W
optyce po-Bernsteinowskiej, rola klasy robotniczej straciła charakter atrybutu
kondycji społeczeństwa, a stała się jej akcydensem. Bez akceptacji teorii
wartości opartej na pracy wielość równoległych światów burżuazji staje się
możliwa - by ująć to w modnym języku literatury s-f.
Poszukiwanie uzasadnienia walki klasowej w empirycznie wykazywalnej i
socjologicznie policzalnej nędzy materialnej proletariuszy bardzo szybko
przerodziło się w kwestionowanie wyróżnionej pozycji antagonizmu: praca-kapitał.
Zjawiska empiryczne nie dawały jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o
rewolucyjność klasy robotniczej; samo pojęcie klasy robotniczej straciło
charakter kategorii "filozoficzno-krytycznej" na rzecz socjologicznego opisu
zbiorowiska ludzi połączonych wspólnymi cechami.
Jeśli więc T.R. Wiśniewski z wyraźną niechęcią pisze o rewizji teorii Marksa
dokonanej na przełomie XIX i XX wieku, to zapomina jednocześnie, że to właśnie
ta rewizja otwiera drogę późniejszej praktyce podstawiania innych podmiotów w
miejsce klasy robotniczej w sylogizmie obejmującym, z jednej strony, robotników,
z drugiej - kapitalistów czy, ogólniej, społeczeństwo mieszczańskie.
Teoria, która opiera się na wykryciu, że warunkiem istnienia kapitalizmu, poza
samym kapitałem i kapitalistami, jest istnienie klasy robotniczej, nie jest
formułą, w której można dowolnie podmieniać człony. Nie został przeprowadzony
dowód, że na miejsce klasy robotniczej weszła inna grupa społeczna, której
istnienie warunkowałoby powstawanie wartości jako stosunku społecznego, czyli
która - w praktyce - zajęłaby miejsce klasy robotniczej w pierwotnym podziale
dochodu i dochodów.
Nie oznacza to, oczywiście, że nie można wyjść poza marksizm w ogóle w
wyjaśnianiu mechanizmu rządzącego rozwojem społeczeństwa. Jest to możliwe, ale
jednocześnie, posunięcie się poza granice rewizjonizmu jest o tyle niewygodne
dla lewicy, że poza tym obszarem rozpościera się całkowicie subiektywna wizja
mechanizmów społecznych, odrzucająca cały wysiłek filozofii Hegla szukającej
"obiektywnych" podstaw wizji historii, możliwości jej intersubiektywnej
interpretacji. Dlatego też, odrzucenie rewizjonizmu w jego pozytywistycznej
postaci, a jednocześnie pozostawanie w obrębie myślenia lewicowego, musi
zadowolić się strywializowaniem heglizmu, tj. postawieniem, tym razem Marksa, z
nóg na głowę. To znaczy, przyjmuje się proponowany przez niego mechanizm
antagonizmu społecznego, ale jednocześnie odrzuca się wywiedzioną pewną pracą
myślową i empiryczną rolę klasy robotniczej na rzecz powierzchownych analogii
opierających się na zaobserwowanym radykalizmie grup nie związanych z
podstawowym procesem produkcyjnym, ani z pewną historycznie ukształtowaną drogą
- historią walki emancypacyjnej. To, co byyło atrybutem staje się akcydensem, zaś
akcydens urasta do rangi atrybutu, bez choćby próby historycznego uzasadnienia.
Inną rzeczą, która dziwi w tekście T.R. Wiśniewskiego, jest zwieńczenie
łańcuszka "rewizjonistów" teorii Marksowskiej nazwiskami Lenina i Trockiego.
Jeśli już coś, to akurat nie pozytywistyczne pojmowanie klasy robotniczej można
by tym myślicielom zarzucać.
W przeciwieństwie do socjaldemokratycznych teoretyków, którzy swą motywację do
walki o wyzwolenie klasy robotniczej byli zmuszeni, w konsekwencji, oprzeć na
współczuciu, na chęci poprawy jej położenia konkretnymi, natychmiastowymi
środkami, stosunek Lenina do klasy robotniczej był daleki od skłonności do jej
idealizowania. Niezrozumienie teorii Marksa prowadzi nawet różnych przeciwników
lewicy do wmawiania Leninowi pogardliwego stosunku do klasy robotniczej
(podobnie rzecz się ma w przypadku Lwa Trockiego). Akceptowanie podmiotowej roli
klasy robotniczej przez Lenina nie dopuszczało do tego, by litość czy
współczucie - będące zawsze wyrazem stosunku do konkretnej osoby - ograniczało
jego perspektywę teoretyczną czy świadomość celu.
Świadomość klasowa
Rola klasy robotniczej w wyzwoleniu społecznym wynika z jej miejsca w procesie
reprodukcji systemu, a nie ze świadomości, której nosicielem byłby poszczególny
członek tej klasy. Lenin zauważył, że robotnicy pozostawieni sami sobie, byliby
w stanie, co najwyżej, osiągnąć świadomość trade-unionistyczną.
Skoro "dotychczasowa historia jest historią walk klasowych", oznacza to, że
dotychczas zmieniały się tylko formy wyzysku klasowego, natomiast żadna zmiana
nie miała charakteru znoszącego wyzysk jako taki. Co nie oznacza, że w owym
procesie przechodzenia przez poszczególne systemy wyzysku nie pojawiła się myśl
o zniesieniu ucisku jednego człowieka przez drugiego w ogóle. Stara jak świat
literatura utopii społecznej wraz ze zbliżaniem się do społeczeństwa
mieszczańskiego osiągała coraz wyraźniejszą świadomość mechanizmów kryjących się
za zjawiskiem ucisku. Literaturze utopijnej towarzyszyła od początku twórczość
antyutopijna, stanowiąca glosę do narastającej świadomości odrębnej tożsamości
klasowej wyzyskiwanych. Literatura utopijna dążyła do zawężania perspektywy,
usiłując uchwycić odrębność interesu klasowego, zaś literatura antyutopijna
starała się ową perspektywę poszerzać, ukazując ideały i koncepcje wypracowane
przez ideologie klas panujących, z samej swej istoty stanowiące najlepsze, co w
sferze krytycznej owa ideologia mogła wypracować.
Rewolucja, mająca na celu urzeczywistnienie społeczeństwa bezklasowego, musi
wziąć pod uwagę pracę wykonaną w ludzkiej świadomości, w toku historycznych walk
między klasą dominującą a podporządkowaną. Nie niezakłócony proces wysnuwania
pięknych ideałów na zamówienie klas panujących jest zgodną z sensem teorii
Heglowskiej pracą ducha dziejów, ale dwugłos - piękne wizje i ich brutalne
zaprzeczenie odbijające się w kondycji klas podporządkowanych - jest ową pracą.
Warunki życia klasy uciśnionej i podporządkowanej dają ramy i kryteria syntezy
owych ideałów w historii, nie odwrotnie, ponieważ tylko to, co rzeczywiste,
czyli to, co się przejawia, jest prawdą dziejów, a nie to, co bezsilne w swym
pięknoduchostwie.
W rewolucji nie ma więc miejsca na pełną spontaniczność i na odrzucenie
instytucji, która mogłaby zebrać i przetworzyć tradycję i cel walki, a także
towarzyszące jej dyskusje i doświadczenie. Taką instytucją jest partia.
Odmawianie klasie robotniczej roli wiodącej w przyszłej rewolucji społecznej z
tego względu, że jej bezpośrednie położenie ekonomiczne, społeczne czy
polityczne nie predestynuje jej do roli podmiotu żywiołowego wybuchu, który
odmieniłby świat, jest błędem oportunizmu i wyrazem braku jasności co do celu
ruchu robotniczego.
Przyjmując filozoficzno-krytyczną rolę klasy robotniczej (która się do dziś nie
zmieniła) przyznajemy, że dążenia i cele klasy robotniczej są dążeniami i celami
warstw upośledzonych, obecnych i minionych. Oczywiście, w sposób przetworzony i
zweryfikowany przez historię - dążenia klasy robotniczej są syntezą dążeń klas
upośledzonych. Ta rola klasy robotniczej wynika również z jej własnej historii,
z tego, że historycznie stoi ona w zasadniczym przeciwieństwie (odmiennie niż
jakakolwiek inna grupa społeczna) do swego nieodłącznego, drugiego członu
sylogizmu - klasy kapitalistów. Nie ma znaczenia fakt, czy jest ona klasą
najradykalniej przejawiającą swe niezadowolenie, czy też nie. Jej pozycja
obiektywna nadaje cechę fundamentalności jej żądaniom. Można powiedzieć za
Heglem: żądania innych grup społecznych, jakby nie były zasadne, są tylko o tyle
prawdziwe, o ile stykają się z żądaniami klasy robotniczej (chodzi, oczywiście,
o sferę postulatów ekonomiczno-społecznych, a nie dotyczących jednostkowych
losów).
Ważne jest, w jaki element rzeczywistości kapitalizmu wymierzone jest ostrze
owego radykalizmu. Jeżeli nie narusza ono układu sił, tzn. nie jest wymierzone w
ów warunek prywatnego zawłaszczania produktu społecznego, jakim jest prywatna
własność środków produkcji, bunt może, co najwyżej, prowadzić do przesunięć we
wtórnym procesie dystrybucji dochodu i dochodów, nie naruszając zasady systemu
antagonistycznego.
Partia jest więc nośnikiem świadomości ruchu robotniczego, jednak obumiera lub
wyrodnieje, jeżeli nie analizuje na bieżąco możliwości konkretnej walki
robotników, jej uwarunkowań, klęsk i sukcesów. Bez dostosowywania swojej taktyki
do aktualnych możliwości klasy robotniczej, nie ma szans na uświadomienie
robotnikom celów strategicznych.
Analiza konkretno-historyczna a polska klasa robotnicza
W swojej krytyce autor nie zauważa, że kierując się dyrektywą rozpatrywania
zjawisk w ich konkretno-historycznym aspekcie, analizując rzeczywistość polską,
nie odrzucamy a priori specyfiki "zacofania" społecznych struktur naszego kraju
jako nieinteresującej z punktu widzenia powszechnej tendencji rozwojowej klasy
robotniczej, ucieleśnionej w kształcie tej klasy w rozwiniętych krajach Zachodu.
"Zacofanie" polskiej gospodarki polegające na trwaniu tzw. sektorów schyłkowych
jest faktem, abstrahowanie od którego może być, co najwyżej, przejawem
chciejstwa. Wymuszanie planowania gospodarczego, czyli nie uleganie propagowanej
od piętnastu lat zasadzie żywiołowego, wolnorynkowego rozwiązywania wszelkich
problemów ekonomicznych, a więc anarchii typowej dla kapitalizmu, jest zadaniem,
które stoi przed polską i przed zachodnią klasą robotniczą. Recesja zrównała oba
sektory gospodarki - zacofany i "nowoczesny". Dlatego nie ma znaczenia, czy
postulat planowania działalności ekonomicznej odnosi się do sektora
"schyłkowego" czy nowoczesnego - zadanie jest to samo.
Całkowitym pomieszaniem z poplątaniem jest spisywanie na straty tzw. schyłkowych
sektorów z punktu widzenia walki robotniczej. Owo "odpuszczanie" walki w tym
segmencie jest równoznaczne z przejmowaniem perspektywy kapitału. Nie jest
powiedziane, że los polskiej klasy robotniczej jest jednoznacznie wytyczony
przez dzieje klasy robotniczej krajów wyżej rozwiniętych gospodarczo.
Co do diagnozy rzeczywistości, to chyba rzecz w tym, aby była ona trafna, nie
zaś zgodna z apriorycznie przyjętymi założeniami. Nie wiemy, co przy takim
rozumieniu naszych analiz mogłoby budzić podziw deklarowany przez T.R.
Wiśniewskiego. Chyba nie tautologia?
Podziw może wzbudzać umiejętność przewidywania rozwoju sytuacji. Naszego autora
natomiast drażni, że tak wąsko rozpatrujemy społeczeństwo, nie zauważając całego
obszaru tzw. społeczeństwa obywatelskiego, a tak zawężając pole widzenia,
konstruujemy spójną wizję, niewywracalną ze względu na maksymalne zawężenie pola
odniesienia.
Nie jest to słuszny zarzut, albowiem świadomie bierzemy w "nawias
fenomenologiczny" tzw. społeczeństwo obywatelskie, ustosunkowując się do jego
aspektów w tym stopniu, w jakim wynika to z potrzeb analizy mechanizmu przemian
społecznych. Nie przyznajemy temu zjawisku statusu autonomicznej siły napędowej
dziejów. Uważamy je za przejaw wtórny sprzeczności społecznych i rozpatrujemy
zgodnie z jego miejscem w hierarchii ważności, jaką postrzegamy.
Uważamy, że buntu klasy robotniczej nie da się zepchnąć do roli jednego z wielu
przejawów niezadowolenia ze społeczeństwa burżuazyjnego. Żądania innych grup są
często przejawem żądania pewnego przywileju w ramach uczestnictwa w wyzysku
klasy robotniczej - świadomym czy też nie. Co nie znaczy, że w sytuacji dobrej
koniunktury nawet robotnicy nie mogliby poprawić swego losu. Jednak warunki te
są zawsze możliwe do cofnięcia. Przeświadczenie, że można zbudować wolne
społeczeństwo na wyzysku klasy robotniczej jest mrzonką uczestników ruchów
alternatywnych.
Rewolucyjna świadomość klasowa
Od czasów Marksa nie zmienił się fakt, że klasa robotnicza stanowi podstawę
systemu wyzysku. Klasa robotnicza może mieć lepiej lub gorzej wykształconą
świadomość tego faktu, czyli świadomość klasową. Zależy to od sytuacji
gospodarczej i od stanu ruchu robotniczego. Interes klasowy to nie doraźny
interes bieżąco-ekonomiczny, ale to wszystko, co leży w interesie prowadzonej
walki o wyzwolenie klasy robotniczej. Świadomość tego jest nie tylko
zróżnicowana, ale i często uśpiona. Nie jest tak, by ogół pracowników najemnych
utożsamiał się z tak pojętym interesem klasowym. Niemniej, w okresie recesji,
nawet szerokie rzesze pracowników najemnych odzyskują świadomość klasową i
sprzyjają walkom robotniczym. Dlatego, jak słusznie zauważył autor, kiedy
piszemy o "ogóle pracowników najemnych", mamy świadomość dystynkcji obu pojęć i
ich stosunek ujmowany jest w dynamice, w stałej analizie stanu aktualnego.
Świadomość, o jaką walkę chodzi powoduje, że w naszych tekstach pojawia się
"niezmącona pewność konieczności prowadzenia polityki robotniczej" czy
"wspierania ruchu robotniczego". Posługiwanie się terminem "klasa pracowników
najemnych" nie jest próbą zastąpienia, po cichu, terminu "klasa robotnicza".
Na ile ten "fałsz teoretyczny" mści się na nas, łatwo ocenić, kiedy weźmie się
pod uwagę, jakie to cenne elementy rzeczywistości umykają nam z pola widzenia.
Autorowi chodzi bowiem o to, że przy takiej perspektywie, nie potrafimy docenić
masowych ruchów społecznych, "ruchu antyglobalistycznego" w szczególności.
Na temat "ruchu antyglobalistycznego" wypowiadaliśmy się już nie raz, dlatego
odsyłamy do naszych tekstów. Tutaj mamy szansę nieco lepiej zaznaczyć nasze
stanowisko wobec innych kwestii ruchów alternatywnych.
Pewne formy zniewolenia w ramach społeczeństwa burżuazyjnego mogą, do pewnego
stopnia, zostać zniesione w ramach tego społeczeństwa. Ograniczenie nie polega
tutaj na stopniu odsunięcia granicy wolności jednostki, ale na klasowym
ograniczeniu dostępu do owej wolności.
W jednym ze swych tekstów, T.R. Wiśniewski pisze, że tylko poza społeczeństwem
mieszczańskim mogą zniknąć wszelkie formy zniewolenia, np. seksualnego.
Wydaje się, że jedynym ograniczeniem, jakie narzuca społeczeństwo burżuazyjne
jest zasięg form wyzwolenia. Trudność napotyka upowszechnienie pewnych form
elitarnie pojmowanej wolności w ramach kultury masowej. To nie określony przejaw
wolności jest nie do pogodzenia z moralnością mieszczańską, ale umasowienie jego
wzorca. Społeczeństwa nie stać na pewne formy wolności w ich masowej postaci.
Np., postulat wolnej miłości był osiągalny przez kobiety z warstw
uprzywilejowanych już w XVII czy XVIII wieku. Kobiety te nie musiały w ogóle
zajmować się dziećmi poczętymi w wyniku tak pojmowanej wolności. Robiły to za
nie mamki, gdzieś na głuchej wsi. Upowszechnienie, w ramach demokratyzacji,
owego modelu "wyzwolenia seksualnego" stawia trudny problem przed
społeczeństwem. Dostępna aborcja jest jedną z "metod dla ubogich" rozwiązywania
tego problemu. Autentycznym wyzwoleniem kobiety było osiągnięcie przez nią, w
Rosji Radzieckiej, niezależnego statusu materialnego i prawa do rozwodu. W tym
znaczeniu, istotnie, tylko zmiana systemu daje prawdziwe rozwiązanie kwestii
wyzwolenia kobiet, czy innych kwestii wolności osobistych.
Stara a nowa lewica
"Jeszcze większy poziom niejasności można zauważyć w wypowiedziach zawierających
kolejne słowo-klucz - jest nim rewolucja. Autorzy dość konsekwentnie trzymają
się tego, iż interesuje ich wyłącznie <<rewolucyjna>> praktyka, bezustannie
przeciwstawiana <<reformizmowi>>. Co więcej, co i raz znajdujemy zapewnienia, że
owa dystynkcja jest oczywista oraz że jej niedostrzeganie stanowi jeden z
podstawowych grzechów nowych żywiołów pojawiających się na lewej stronie sceny
politycznej" (T.R. Wiśniewski, tamże).
W kwestii "reformizmu" istnieje ogromne materii pomieszanie, które wynika nie
tylko z faktu, że termin ten uległ niejakiej ewolucji znaczeniowej, ale i z
tego, że różne radykalne grupy, szczególnie młodzieżowe, ale nie tylko, uważają
to określenie za pejoratywne, deprecjonujące, dezawuujące ich radykalizm.
T.R. Wiśniewski poczuł się tutaj dotknięty w imieniu całej formacji Nowej
Lewicy, a jednocześnie z nim, poczuła się zdeprecjonowana i Barbara Radziewicz,
choć przy okazji innej, nie GSR-u, wypowiedzi (patrz: C. Cholewiński, "Nowa
Lewica - stara socjaldemokracja").
Po pierwsze, należy od razu stwierdzić, że "reformizm" nie musi oznaczać braku
radykalizmu. Radykalizm działań może być bardzo daleko posunięty w ramach
reformizmu, nie mówiąc już o radykalizmie żądań. Historycznie konsekwentny
reformizm różnił się od postawy rewolucyjnej nie celem (socjalizm), ale metodą
jego osiągania. Historia ruchu robotniczego pokazała jednak, że mrzonką jest
wiara w możliwość zmiany systemu kapitalistycznego na socjalistyczny drogą
głosowania, zaś obecnie partie socjaldemokratyczne przesunęły się z opcji
reformistycznej jeszcze bardziej na prawo, w kierunku liberalizmu, pozostawiając
pole dla formacji, które z rewolucyjności przechodzą właśnie na reformizm.
I tak, Barbara Radziewicz, charakteryzując swoje ugrupowanie pisze: "My na co
dzień działamy z konkretnymi ludźmi, żyjącymi w realiach tego świata. Ci ludzie
mają konkretne problemy, potrzeby i poszukują rozwiązań na przyszłość, poszukują
realnych rozwiązań, nie utopijnych mrzonek zaczerpniętych z literatury" (B.
Radziewicz, "Sprostowanie").
Jeżeli coś wygląda jak reformizm, mówi jak reformizm, a nie jest reformizmem, to
może to być, co najwyżej, populizm, ponieważ przy radykalizmie postulatów nie
stawia pytań o "utopijne" zniesienie systemu kapitalistycznego. To coś, co
reprezentuje sobą formacja zwana Nową Lewicą, jest więc tworem chaotycznym i
niespójnym.
Zarówno B. Radziewicz, jak i T.R. Wiśniewski, twierdzą, że za wcześnie na
formułowanie sądów, co do charakteru tej formacji. Jej niechęć do samookreślenia
nie jest jednak, w żaden sposób, wiążąca dla pozostałych członków sceny
politycznej.
Gdyby Nowa Lewica, tak jak chce tego B. Radziewicz, ograniczała się do niesienia
konkretnej pomocy konkretnym ludziom, to nie musiałaby się określać jako partia.
Wystarczyłaby formuła organizacji pozarządowej i nie trzeba by było tracić -
cennych z punktu widzenia konkretnych ludzi w potrzebie - pieniędzy na promocję
partii. Można by się włączyć w liczne akcje charytatywne, albo pomagać Romanowi
Klusce (byłemu prezesowi Optimusa) w wydawaniu jego pieniędzy na takież same
cele filantropijne.
Tymczasem, Piotr Ikonowicz powołuje partię, a więc wchodzi na teren, na którym
są już inni, na którym panują określone (nie od dziś) reguły gry. Histeryczne i
infantylne próby nie przyjmowania do wiadomości owych reguł gry są jałowe. Może
trudno byłoby powiedzieć coś konkretnego o poglądach politycznych Barbary
Radziewicz, jednak udawanie, że nikt nie ma pojęcia, jakie koncepcje polityczne
są bliskie liderowi, Piotrowi Ikonowiczowi, działającemu politycznie od ponad
dwudziestu lat, byłoby niepoważne.
Na scenie politycznej różne grupy dokonują roszad, zajmują opuszczone pola,
zmieniają barwy, ewoluują lub stoją twardo na swoim, upierając się przy
wypracowanych koncepcjach, ale nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zwrócić się
z apelem do pozostałych o wstrzymanie ocen do czasu, kiedy ich partia uzna, że
już można zacząć analizować jej dokumenty programowe.
Partia ma jasno postawione zadania polityczne i określa się wobec walki, jaka
się toczy. Unikanie tego nie jest wcale neutralne z punktu widzenia świata
pracy. Takie zachowanie jak to, które prezentuje Nowa Lewica, stanowi jaskrawy
przykład zamulania świadomości, a więc jest szkodliwe dla ludzi pracy. Tyle, że
co to obchodzi Nową Lewicę?
24 marca 2003 r.