Żydzi wierzyli Niemcom Grażyna Dziedzińska |
Rejwach, jaki wszczęli Żydzi wokół Jedwabnego,
oskarżając Polaków o niepopełnione winy - bowiem, jak wynika z wypowiedzi
świadków polskich i żydowskich oraz z dotychczasowych, niezbitych dowodów,
zbrodni dokonali tam Niemcy - wzburzył także wielu Polaków zamieszkałych
zagranicą.
Jednego z nich, pana Tadeusza Bolca-Chojko z Kanady, spotkałam niedawno w Warszawie. Mój rozmówca urodził się w osadzie Głowaczów, między Warką a Kozienicami. Po śmierci rodziców 14-latek został przygarnięty przez krewnych w Warszawie. W czasie okupacji hitlerowskiej należał do warszawskich Grup Szturmowych, przyjął pseudonim "Bolec". Był w grupie "Zrzutka" z Londynu Adama Borysa ps. "Dyrektor". Brał udział w odbiciu "Rudego" w słynnej akcji pod Arsenałem, a jako powstaniec warszawski w najcięższych bojach na Woli. Wyzwalał niemiecki obóz koncentracyjny "Gęsiówkę" (głównie dla niedobitków z getta), był poważnie ranny, przechodził kanałami do Śródmieścia. Kiedy opowiadałam panu Tadeuszowi, że Żydzi obecnie nieustannie obwiniają Polaków, że nie pomagali im w czasie wojny, a nawet - jak pisał Cichy w "Gazecie Wyborczej" 15 XII 1993 r. - "że AK i NSZ wytłukło mnóstwo niedobitków z getta", nie posiadał się z oburzenia. - Działałem w konspiracji i wiedziałem, co to był Oświęcim. Pojechałem do Głowaczowa i namawiałem Żydów, żeby uciekali do Rosji czy gdzie indziej, bo będzie zagłada (wtedy jeszcze mogli to zrobić, nie było getta ani zasieków z drutu kolczastego, ani strażników), ale wyśmiali mnie. Wierzyli Niemcom, twierdzili, że jako czapnicy, krawcy, szewcy będą im potrzebni i dostaną pracę. Inni wciskali gestapowcom pieniądze i kosztowności, licząc, że się uratują. Wszyscy zostali wywiezieni do obozów zagłady - mówi Tadeusz Bolec-Chojko. - Na polecenie dowództwa AK, zaniepokojonego wzmagającymi się strzałami i krzykami w getcie warszawskim, przedostałem się tam kanałami, jak to robili też Polacy, regularnie pomagający zamkniętym za murami. Był świt. Na ulicach koszmar: wynędzniałe kobiety żebrzące z niemowlętami na rękach, leżące pokotem dzieci-kościotrupy z wydętymi brzuszkami. Nagle usłyszałem głośną muzykę taneczną. Z nocnego lokalu zaczęli wytaczać się pijani gestapowcy, a z nimi Żydzi, świetnie ubrani, wypasieni, z pierścieniami na rękach. Proszę pani! Oni podnosili nogi do góry, żeby przejść nad brzuchami tych nieszczęsnych dzieciaków, bez żadnej emocji, zupełnie jakby to były kupy błota albo jeszcze gorzej - naprawdę! W czasie powstania w getcie z kolei - chociaż trudno to nazwać powstaniem; 400 uzbrojonych ludzi na setki tysięcy zamkniętych - mając sami bardzo mało broni, dostarczaliśmy ją Żydom. AK pomagała przygotować zbrojny opór przeciw ostatecznej likwidacji getta. Robiliśmy otwory w murze i stworzyliśmy grupy ubezpieczenia, które pomagały w ewakuacji Żydów, zwłaszcza ocalałych powstańców, m.in. do partyzantki w Kampinosie. Swoją drogą jednak bierność, a nawet zdecydowana niechęć znakomitej większości Żydów do walki lub do ucieczki do lasu znacznie utrudniały całą operację. Z Grup Szturmowych do ubezpieczenia getta należeli m.in. Feliks Pendelski ps. "Felek", Józef Pleszczyński ps. "Ziutek", Tytus Trzciński ps. "Tytus" i wielu, wielu innych. Pan Tadeusz Bolec-Chojko, po ciężkich zmaganiach na Woli, wdarł się z kolegami do "Gęsiówki". Wynędzniali, schorowani Żydzi, więźniowie tego hitlerowskiego obozu, płakali z radości i całowali polskich wyzwolicieli po rękach.
Grażyna Dziedzińska |