Żydzi straszą w Jedwabnem Jan Kowalski, Nasz Dziennik |
Nie jest dziś łatwo być mieszkańcem Jedwabnego. Jan
Turnau z "Gazety Wyborczej" (15.06.2001) mówi, że "ludzie, którzy mieli
odwagę opowiadać o wydarzeniach sprzed 60 lat zgodnie ze swoim sumieniem,
są niszczeni przez sąsiadów" i że tych sąsiadów popiera ks. Edward
Orłowski.
Nasuwają się oczywiste pytania, których z pewnością, w zgodzie ze swoim sumieniem, nie postawi sobie redaktor "Wyborczej". Skąd wiadomo, że akurat jedynie tych kilka osób, które obarczają zbrodnią Polaków, mówi zgodnie ze swym sumieniem? Czy cała społeczność Jedwabnego, która akurat twierdzi co innego, nie mówi zgodnie ze swym sumieniem? A może, zdaniem Turnaua, mieszkańcy Jedwabnego nie mają sumienia? To oczywiście nie wszystko. Bo jeśli ci nieliczni, oskarżający Polaków, mówią zgodnie ze swym sumieniem, to jest czymś oczywistym, że mówią zgodnie ze swą pamięcią. Ale czy ta pamięć jest zgodna z wydarzeniami, które rozegrały się 60 lat temu? I czy w ogóle ich pamięć tak daleko sięga? Wielu z nich (występujących w obrzydliwie tendencyjnym filmie A. Arnold) to ludzie nie mający jeszcze 60 lat, którzy znają temat z opowieści. I "GW" woli znać kwestię z opowieści tych nielicznych, którzy potwierdzają jej oczekiwania.
Jeżeli zaś red. Turnau postępuje zgodnie z własnym sumieniem, to dlaczego nie pisał o Jedwabnem przed rokiem 2000, czyli przed zorganizowanym (!) atakiem międzynarodowego żydostwa na Jedwabne (czytaj: Polskę)? Przecież nie jest on zwolennikiem spisków. A może powinien wziąć miarkę i zmierzyć swe sumienie, tzn. jego szerokość? Jan Kowalski |