Kontrowersyjna wystawa w Lublinie
Do skandalu wywołanego przez lubelskie Biuro Edukacji
Publicznej IPN, które na otwarcie wystawy poświęconej zbrojnemu podziemiu
na Lubelszczyźnie zaprosiło wszelkie możliwe władze, ale żadnej lubelskiej
organizacji kombatanckiej, dochodzą kolejne "kwiatki". Wystawę zamknięto
na dwa dni przed zapowiedzianym terminem, a interweniującemu dr. Bohdanowi
Szuckiemu, prezesowi Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, urzędnicy
BEP IPN kazali przez miesiąc czekać na kilka zamieszczonych na planszach
wystawy napisów dotyczących NSZ.
- O wystawie dowiedziałem się
w dniu otwarcia z "Naszego Dziennika" - mówi dr Bohdan Szucki
zastrzegając, że nie wypowiada się w imieniu Związku Żołnierzy NSZ,
którego jest prezesem, ale jako żołnierz walczący w NSZ o niepodległość
Polski. - Sposób, w jaki potraktowano na wystawie Narodowe Siły Zbrojne,
tak mną poruszył, że wyszedłem nie przepisawszy kontrowersyjnych
informacji o NSZ. Nie udało mi się tego uczynić później, gdyż wystawa
została skrócona o dwa dni w stosunku do zapowiadanego terminu.
Ponieważ trudno jest polemizować z tezami, których się nie zna w
dokładnym brzmieniu, dr Szucki zwrócił się 4 czerwca br. do Biura Edukacji
Publicznej IPN w Lublinie o udostępnienie mu tekstów z wystawy dotyczących
NSZ. Od jednego z konsultantów naukowych wystawy uzyskał zapewnienie, że
potrzebne mu informacje otrzyma w ciągu 10 dni. Na dwa dni przed upływem
tego terminu został poproszony o przedstawienie swojej prośby na piśmie.
Uczynił to niezwłocznie, lecz na materiały i tak musiał czekać kolejne 3
tygodnie. Dostał je dopiero na początku lipca, a tymczasem wystawę oprócz
Lublina zdążono już pokazać w Zamościu i Janowie Lubelskim. Niebawem ma
trafić do Biłgoraja.
NSZ wobec dwóch totalitaryzmów (wg BEP
IPN)
W zamyśle autorów wystawa miała przedstawiać obraz
pokolenia konspiratorów i partyzantów toczących nieprzerwaną walkę,
najpierw z totalitaryzmem hitlerowskim, a następnie komunistycznym. Miała
temu służyć jej specjalna aranżacja. Ekspozycja została zbudowana z dwóch
części: jednej poświeconej organizacjom zbrojnym w czasie II wojny
światowej i drugiej, pokazującej partyzantkę antykomunistyczną. O
Narodowych Siłach Zbrojnych autorzy wystawy wspominają zarówno w jej
pierwszej części, jak i drugiej. W pierwszej, przedstawiającej walkę z
totalitaryzmem niemieckim, nazwa NSZ pojawia się w jednym, jedynym
miejscu, na panelu pt. "Armia Podziemna" we fragmencie depeszy z 30
grudnia 1943 r. gen. Tadeusza Komorowskiego do Naczelnego Wodza o
uchylaniu się NSZ od scalenia. Więcej możemy dowiedzieć się o zbrojnej
działalności NSZ w okresie powojennym, gdyż poświęcono tej organizacji, do
spółki z Narodowym Zjednoczeniem Wojskowym, cały panel. W jednym zdaniu
przedstawiono na nim cele polityczno-militarne obu ugrupowań. Zaraz jednak
stwierdzono: "Cieniem na działalności NSZ i NSW kładą się akcje przeciwko
mniejszościom narodowym - Ukraińcom, Żydom i Białorusinom. W jednej z nich
oddział Mieczysława Pazderskiego 'Szarego' zabił 6 czerwca 1945 r. 194
Ukraińców we wsi Wierzchowiny, pow. Krasnystaw. Kilka dni później grupa
pościgowa z 98. Pułku NKWD wsparta przez funkcjonariuszy UB doszczętnie
rozbiła oddział 'Szarego' we wsi Huta". Poniżej umieszczono zdjęcie
partyzantów "Szarego", które podpisano: "Oddział Pogotowia Akcji
Specjalnej NSZ mjr Mieczysława Pazderskiego 'Szarego'". To wszystko,
co lubelskie BEP IPN miało do pokazania nt. walki NSZ z dwoma
totalitaryzmami.
Czego dowie się młodzież?
Bohdan
Szucki sądzi, że trudno uznać za prawdziwy obraz podziemia zbrojnego na
Lubelszczyźnie przedstawiony przez autorów wystawy, skoro w informacji
dotyczącej jednej z największych zbrojnych organizacji, jaką na
Lubelszczyźnie były NSZ, zupełnie pominięto jej walkę z okupantem
hitlerowskim, a okres powojenny skwitowano rzekomym wymordowaniem
mieszkańców Wierzchowin. - Wczujmy się w położenie młodego człowieka,
który niewiele wie o podziemiu zbrojnym na Lubelszczyźnie w latach 1939-56
- zastanawia się dr Szucki. - Oglądający tę wystawę, a niedługo ma ona
dotrzeć do młodzieży szkolnej, dowie się, że NSZ to organizacja, która nie
podporządkowała się Armii Krajowej, czyli siłom zbrojnym Polskiego Państwa
Podziemnego, i działając samodzielnie mordowała niewinnych Ukraińców,
Żydów i Białorusinów. Szucki konstatuje, że autorzy wystawy nie uznali
za potrzebne poinformować widzów o genezie organizacji, o zakresie jej
działań zbrojnych, o liczebności.
Zbyt trudny problem
scalenia?
Zdaniem dr. Szuckiego, autorzy wystawy wyjątkowo
nierzetelnie przedstawili udział NSZ w akcji scaleniowej. Przytoczyli
jedynie urywek depeszy "Bora" do Wodza Naczelnego z 30 grudnia 1943 r., z
którego wynika, że NSZ nie chcą mu się podporządkować, a więc, że unikają
scalenia. Tymczasem rozkaz, o którym mowa w depeszy, pochodzi z czasu,
kiedy trwały bardzo intensywne rozmowy z różnymi ugrupowaniami w kraju na
temat scalenia się i stworzenia wspólnego frontu niepodległościowego. W
wyniku tych rozmów NSZ i AK doszły do porozumienia i 7 marca 1944 r., a
więc 6 miesięcy po wydaniu rozkazu, który akurat wybrali sobie
organizatorzy wystawy, zostało podpisane porozumienie o scaleniu NSZ i AK.
Ten sam "Bór" wydał wtedy nowy rozkaz, który, zdaniem Szuckiego, warto
zacytować: "Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, witam was w szeregach
Armii Krajowej. Mam głębokie przeświadczenie, że oddziały NSZ wnoszą do
zjednoczonego wysiłku kraju wartościowy wkład obywatelski i żołnierski,
uzyskując obecnie pełne uprawnienia przysługujące wszystkim dobrym
żołnierzom AK. Wnieście w jej szeregi entuzjazm i wiarę w wielkość sprawy.
Swą karnością, zdyscyplinowaniem, wyszkoleniem żołnierskim i obywatelskim,
a przede wszystkim gotowością do ofiar, sięgnijcie po najwyższą nagrodę -
wolność i wielkość Ojczyzny. Komendant Sił Zbrojnych Kraju, 'Bór'".
Według dr. Szuckiego, dopiero to porozumienie jest zamknięciem sprawy
scalenia NSZ i AK. Ten rozkaz jest znany powszechnie i trudno
przypuszczać, by uszedł uwadze organizatorów wystawy, a już zwłaszcza jej
naukowych konsultantów legitymujących się, jak wynika z podpisów, tytułami
doktorskimi. I nie można tego pominięcia tłumaczyć faktem, że później
niewielka część oddziałów NSZ wycofała się z AK.
Dziwne ataki
ze strony narodowej
Autorzy i konsultanci naukowi wystawy
zdecydowanie odrzucają wszystkie zarzuty o nieobiektywność wystawy. Nie
sądzą, aby umniejszyli udział NSZ w zbrojnym podziemiu na Lubelszczyźnie.
Przyznają, że NSZ były trzecią pod względem liczebności i uzbrojenia siłą
tego podziemia, ale brak miejsca uniemożliwił im szerszą prezentację jego
walki. - Rozumiemy niedosyt pewnych środowisk, ale Batalionom Chłopskim
też poświęciliśmy mało miejsca, koncentrując się głównie na Armii
Krajowej, jako głównej strukturze zbrojnej Państwa Podziemnego - tłumaczą.
Ich zdaniem, nie można haseł dotyczących NSZ wyrywać z ogólnego kontekstu
wystawy. W całości ekspozycji NSZ zajmują miejsce proporcjonalne do ich
zasług. Są również absolutnie pewni tego, że dokonali właściwego doboru
informacji charakteryzujących udział NSZ w zbrojnym podziemiu na
Lubelszczyźnie. Sprawę Wierzchowin uważają za dostatecznie
udokumentowaną, by w majestacie Instytutu Pamięci Narodowej ogłosić liczbę
zabitych i sprawców mordu. Za prawdziwość tych informacji ręczą swoimi
badaniami naukowymi. Mogliby zmienić zdanie tylko wtedy, gdyby nagle
pojawiły się zupełnie nowe materiały. Ale jest to, ich zdaniem, prawie
niemożliwe. - Nie chcemy unikać trudnych tematów - podkreślają. -
Zresztą, gdybyśmy nie pokazali zabójstwa w Wierzchowinie, otrzymalibyśmy
protesty z innej strony. Pracownicy BEP IPN nie sądzą również, aby w
wypowiadaniu apodyktycznych sądów na temat zbrodni w Wierzchowinie mogło
ich ograniczać śledztwo prowadzone w tej sprawie przez "bratnią" lubelską
Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN. Podkreślają
niezależność pionu edukacyjnego od prokuratorskiego IPN. Argumentują, że
toczące się śledztwo nie przeszkadza przecież wskazywaniu sprawców mordu w
Jedwabnem czy w Grudniu 1970 roku. Nie przyznają się też do żadnej
manipulacji w sprawie scalenia NSZ z AK. Uważają, że do scalenia po prostu
nie doszło, gdyż część oddziałów NSZ nie podporządkowała się zawartemu
porozumieniu. Dlatego świadomie wybrali ten właśnie fragment depeszy,
mówiący o uchylaniu się NSZ od scalenia.
Może to nie atak,
tylko obrona?
Przypomnijmy, że w tekście pt. "Odzyskać pamięć"
zamieszczonym 17 maja w "Naszym Dzienniku", zapowiadaliśmy, że do sprawy
wystawy, która wywołała liczne kontrowersje w środowisku kombatantów,
powrócimy. Wzmianki tej nie mogli przeoczyć urzędnicy BEP IPN. Niestety,
na skutek ich opieszałości, do sprawy powróciliśmy dopiero po dwóch
miesiącach. Wydaje się, że pracownicy instytucji takiej jak Instytut
Pamięci Narodowej sami powinni dążyć do jak najszybszego wyjaśnienia
wszelkich kwestii spornych ze środowiskiem kombatanckim. Szczególnie
pracownicy Biura Edukacji Publicznej IPN, młodzi przecież ludzie, powinni
liczyć się z opiniami tych, którzy walczyli o naszą niepodległość, a nie
traktować ich jak materiał do swoich naukowych karier. - Chcę wierzyć,
że sprawa ta jest, najdelikatniej mówiąc, wynikiem jakiegoś
nieporozumienia - mówi dr Szucki. - Trudno bowiem zarzucić organizatorom
wystawy nieznajomość warsztatu historycznego, czy celową manipulację
wynikającą z właściwej pewnym środowiskom niechęci do polskiego ruchu
narodowego. Kontrowersje wokół wystawy należy szybko rozstrzygnąć i
wyjaśnić, w co właściwie grają młodzi ludzie z BEP IPN w Lublinie?
Dlaczego jak ognia unikają lubelskich środowisk kombatanckich?
Przypomnieć też wypada, że prof. Leon Kieres, prezes IPN, zapowiedział
sprawdzenie, czy i dlaczego lubelscy kombatanci nie zostali zaproszeni na
otwarcie wystawy traktującej nomen omen o nich. Jeden z organizatorów
zapewnił wówczas, że zaproszenia zostały do nich wysłane drogą pocztową.
Sprawdziliśmy, że do lubelskiego oddziału Światowego Związku Żołnierzy AK,
do Zarządu Głównego Obszaru Wschodniego WiN, a także do NSZ takie
zaproszenia nie dotarły ani na czas, ani w terminie późniejszym... W
zamyśle Biura Edukacji Publicznej IPN wystawa pt. "Podziemie zbrojne na
Lubelszczyźnie w latach 1939-1956" ma być elementem szerszego projektu
edukacyjnego. Od września br. mają się z niej uczyć historii uczniowie
lubelskich szkół. Jakby przewidując taką sytuację, już od kilku
ładnych lat Zarząd Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Lublinie,
Zarząd Okręgu Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych W Lublinie,
Zarząd Obszaru Wschodniego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, a także
Komenda Hufca ZHP Lubartów organizują młodzieżowy konkurs wiedzy o Polskim
Podziemiu Zbrojnym. W br. konkurs objął, bez wydatkowania państwowych
pieniędzy, ponad 200 uczniów z ponad 50 szkół z całego województwa
lubelskiego (pisaliśmy o tym w "Naszym Dzienniku" z 6 czerwca br.). A może
by tak pracownicy Biura Edukacji Publicznej IPN w Lublinie jednak
nawiązali kontakt z żyjącymi jeszcze żołnierzami Polski Podziemnej i razem
z nimi zaczęli edukować młodzież?
Adam Kruczek, Lublin
Powrot
|