Ksiądz Edward Orłowski o Jedwabnem
(Pełna relacja zamieszczona została 22.07.2001 w "Tygodniku Katolickim - Niedziela" - patrz "Świadectwo sąsiada")

 
Nie jest nam znany autor poniższego (zaznaczonego kursywą) wprowadzenia. Autorem wprowadzenia nie jest natomiast dr inż. Jan Czekajewski, za pośrednictwem którego otrzymaliśmy niniejszy tekst - wtr. WK.

Jeżeli uwierzysz bardziej relacji proboszcza niż relacji ubowca, to roześlij poniższy tekst do wszystkich swoich znajomych i przyjaciół. Jeżeli wierzysz bardziej relacji ubeckiej, to wyrzuć ten tekst do kosza.
Poniższą relację wysłano do wszystkich Posłów Sejmu RP oraz wszystkich polskich Biskupów.
Przy przepisywaniu z oryginału zachowano oryginalna interpunkcje i składnię. Ujednolicono jedynie pisownie nazwiska Kęblinski. W oryginalnym tekście występowało ono jeszcze w drugiej formie Kemblinski. Dla skrócenia tekstu wycięto fragmenty mające charakter wspomnień osobistych, wszystkie te ingerencje zaznaczono.

Ksiądz Edward Orłowski o Jedwabnem

Jedwabne, 10. 06. 2001

RELACJA KS. EDWARDA ORŁOWSKIEGO, Proboszcza Parafii Jedwabne, Dziekana Dekanatu Jedwabne

(...) Po ukończeniu Seminarium byłem wikariuszem przez 14 lat w różnych parafiach, m.in. w Lipsku nad Biebrza 3 lata, razem z Ks. Józefem Kęblinskim, który był w Jedwabnem przez cały okres okupacji sowieckiej i niemieckiej był duszpasterzem.

(...) Codziennie przy obiedzie, przy kolacji, Ks. Józef Kęblinski opowiadał mi, co działo się w czasie okupacji w Jedwabnem, m.in. mówił o spaleniu Żydów. Z tej relacji, opowiadanej wielokrotnie, znam dokładny przebieg tych wydarzeń.

(...) Od roku 1 lipca 1988 zostałem Dziekanem i Proboszczem Parafii Jedwabne.

(...) Dlaczego poczułem się upoważniony do zabierania głosu w sprawie mordu Żydów w Jedwabnem ? Dlatego, ponieważ miałem bardzo szczegółowe informacje o przebiegu tego mordu na Żydach od Ks. Józefa Kęblinskiego, który opowiadał mi o tym wielokrotnie. Dzięki temu czuje się świadkiem pośrednim. Sprawa korzeniami sięga roku 1939, kiedy do Jedwabnego przyszli Niemcy, ale na podstawie umowy Ribbentrop - Mołotow ustąpili miejsca sowietom.

Po wkroczeniu Sowietów Żydzi przywitali ich kwiatami, objęli stanowiska w urzędzie miejskim, utworzyli z młodych Żydów sowiecka milicje i przystąpili do współpracy z NKWD. Współpraca ta polegała na tym, że udzielali oni NKWD szczegółowych informacji, a ponieważ w październiku 1939 roku zawiązał się Ruch Oporu, była to szkoła dokształcenia w walce partyzanckiej trzech powiatów: łomżyńskiego, białostockiego i augustowskiego. Zgromadziło się tu trochę ludzi ze szkól wojskowych podwarszawskich i warszawskich. Mieszkali oni i działali w Jedwabnem, ale Żydzi ich szpiegowali, dlatego tez przenieśli się do sąsiedniej wsi Kubrzany, ale i tam ich szpiegowano. Wtedy przenieśli się za Biebrze, w na terenie bagiennym, do uroczyska Kobielno, gdzie była leśniczówka, która stała się terenem ich pobytu. Ale i tam ich również wyszpiegowano, i w tym był duży udział Żydów Jedwabieńskich.

W dzień zesłania Ducha Sw. 1941 roku, nadjechało NKWD i oddziały Czerwonej Armii, i tam rozegrała się walka, w której zginęli partyzanci, ale o wiele więcej żołnierzy NKWD. Po tym wypadku były najboleśniejsze zsyłki. Żydzi przygotowywali listy patriotów, ludzi wartościowych, wykształconych których należało jak najszybciej wywieźć. Czynnie uczestniczyli Żydzi w aresztowaniu, przyprowadzili NKWDzistów w miejsce zamieszkania skazańców i wraz z NKWD wywożono furmankami do Łomży na stacje kolejowa. Furmanki były konwojowane przez uzbrojonych w karabiny Żydów. Matki i żony aresztowanych błagały Żydów - sąsiadów, aby umożliwiono ucieczkę ich mężom i synom, w czasie drogi do stacji. Żydzi nie dopuścili do żadnej ucieczki, nieznany jest ani przypadek, aby komuś pomogli uciec.

Najbardziej tragiczny był ostatni konwój, tuz przed wkroczeniem Niemców do Łomży, tuż przed wybuchem wojny niemiecko - sowieckiej. Olbrzymi skład pociągu, składającego się z wagonów bydlęcych, nie zdążył zabrać wszystkich ludzi. Pozostali zostali umieszczeni w wiezieniu, oczekując na następny transport.

22 czerwca 1941r Niemcy wkroczyli do Łomży - więźniowie sforsowali drzwi i zamki i wydobyli się z więzienia, powracając do Jedwabnego, spotykając tu Żydów, którzy ich konwojowali. Mieszkania Polaków były zajęte, rodziny były wywiezione w głąb Rosji, Polacy powracając nie mieli się gdzie podziać.

10 lipca 1941 r Niemcy zorganizowali likwidację Żydów w Jedwabnem. Przez pierwsze dni, poprzedzające te likwidację, Żydów zaganiali na rynek do pracy celem wyrwania trawy na rynku, po tym wyrywaniu trawy rozpuszczali ich do domów. Na drugi dzień znów powtórzyli ten eksperyment, i dopiero trzeciego dnia postanowili ich zamordować. Tak wiec dopiero trzeciego dnia dokonano spalenia Żydów.

Ks. Kęblinski mieszkał na plebani, która Niemcy zwrócili po "Selsowiecie". Niemcy mieli kwaterę w Starej Aptece. Niemcy zwrócili Ks. Kęblinskiemu plebanie. Tutaj mieszkał z księdzem przez krótki czas kapelan niemiecki. Ponieważ Ks. Kęblinski znal język niemiecki, z konieczności stawał się tłumaczem, między Polakami i Niemcami, i Żydami i Niemcami. Dowiedział się Ks. Kęblinski od Niemców, że Żydzi będą zniszczeni, bo jeden z żandarmów udzielił informacji, że przyjechało do Białegostoku komando w liczbie 240 Niemców, które zrobi porządek z Żydami. Ksiądz Kęblinski próbował tłumaczyć, że może jednak udałoby się ocalić tych Żydów. Żydzi nawet chcieli zebrać kosztowności celem przekupienia Niemców. Ale Niemcy oświadczyli, że to jest niemożliwe, powiedzieli, że tam, gdzie stąpnie stopa żołnierza niemieckiego, Żyd nie ma prawa żyć. Ksiądz Kęblinski ostrzegł niektórych poważnych Żydów. Mógł o tym powiedzieć tylko tym, których uważał za zdolnych do dyskrecji, bo inaczej sam zostałby rozstrzelany.

W dniu, kiedy spędzano na rynek nie tylko mężczyzn, ale kobiety i dzieci, Ks. Kęblinski poszedł na posterunek do oficera, wysokiej rangi, który dowodził cala akcją i tłumaczył mu, że jeżeli winni są wam mężczyźni i posądzacie ich o sympatie do komunizmu, to przecież dzieci i kobiety są nic niewinne. I usłyszał odpowiedz: "Czy ty wiesz, kto tu rządzi ? Nie wtrącaj się, jeśli chcesz mieć głowę na karku i zachować życie". Otworzył drzwi i potężnym głosem krzyknął: "Rauss !". Ks. Kęblinski opuścił posterunek, czuł się całkowicie bezradnym. Na słupach wisiały ogłoszenia, że kto ukryje Żyda lub ułatwi ucieczkę, będzie rozstrzelany do trzeciego pokolenia. Widział, jak Polacy byli zmuszani, wyganiani na rynek, celem pilnowania i konwojowania Żydów prowadzonych do stodoły. Ale nikt się nie domyślał, jaki będzie tego finał, ani Żydzi, ani Polacy.

Żydzi poszli z rzeczami, potrzebnymi im do użytku codziennego, spokojnie, nie domyślali się, co ich czeka. Ks. Kęblinski przypuszczał, ze Żydów mogło być od 150 do 200. O samym momencie wiemy tylko, że nastąpił wybuch, krzyk, wiem, że Żydzi próbowali uciekać ze stodoły, ale stodoła była szczelnie otoczona przez Niemców uzbrojonych. Tylko Niemcy byli uzbrojeni, wiadomo, nie zgodzili się dać broń i nawet Karolakowi, agentowi niemieckiemu, którego Niemcy mianowali burmistrzem.

Dzieło więc ostatecznej zagłady Żydów było tylko i wyłącznie dziełem Niemców, Polacy byli zmuszeni do pilnowania pod groźba utraty życia. Z zeznania Żyda, dochodzącego spadku w urzędzie sądu rejonowego w Łomży wynika jednoznacznie, że Żydzi zostali spaleni w stodole przez Niemców. Do stodoły wepchnięto i zostali tam spaleni co najmniej trzej Polacy, wepchnięci zostali przez Niemców i zostali tam spaleni razem z Żydami. Żydzi mieli ze sobą przedmioty użytku codziennego, mieli ze sobą łyżki, widelce, rzezak miał nóź. Żydzi nie wiedzieli, że idą na śmierć. Ów nóź był przeznaczony do uroczystości rytualnych.

Ks. Edward Orłowski

(Pełna relacja zamieszczona została 22.07.2001 w "Tygodniku Katolickim - Niedziela" - patrz "Świadectwo sąsiada" - wtr. WK.)

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1