Szmul Wasersztajn denuncjował Polaków do NKWD
Stefan Łojewski

 

W nowojorskim "Nowym Dzienniku" z 27-28 stycznia 2001 r. ukazał się artykuł Jana Nowaka-Jeziorańskiego Rzeź w Jedwabnem oskarżający Polaków o dokonanie pogromu. W polemice z Jeziorańskim Stefan Łojewski, który przez 24 lata mieszkał w Jedwabnem obnaża fałsze J.T. Grossa.

Szmul Wasersztajn denuncjował Polaków do NKWD, czyli gros[s] kłamstw i antypolonizmów

Zaszokował mnie niezmiernie opublikowany w "Nowym Dzienniku" z 27-28 stycznia artykuł pt. Rzeź w Jedwabnem pióra Jana Nowaka-Jeziorańskiego na temat książki Sąsiedzi, prof. Jana Tomasza Grossa. Jak można popierać tę tak niepoważną książkę, będącą zbiorem oczywistych antypolskich kłamstw i tendencyjnych półprawd?

Urodziłem się w Jedwabnem w roku 1942 i przeżyłem tam 24 lata. Znam z detalami historię tego miasteczka z lat okupacji sowieckiej i niemieckiej. Słyszałem o relacjach bardzo szanowanych jedwabieńskich obywateli, takich jak Ludwik Zauska, Gosiewski, Szelagotowski, Matyjek, Skarzyński i wielu innych. Przychodzili oni w odwiedziny do mego ojca na pogawędki i w celu słuchania audycji Radia Wolna Europa, gdyż w owym czasie, jako jedyni w Jedwabnem, byliśmy w posiadaniu lampowego radioodbiornika. Przysłuchiwałem się pilnie opowiadaniom i wspomnieniom dorosłych, które interesowały mnie znacznie więcej niż odrabianie lekcji. Pamiętam te opowieści bardzo dobrze i pragnę podzielić się mymi wiadomościami z redakcją "Nowego Dziennika".

Prof. Gross napisał swą książkę w czasie, gdy żyją jeszcze naoczni świadkowie (lub ich rodziny oraz przyjaciele) relacjonowanych wydarzeń. Dlaczego ich zeznania nie były brane pod uwagę, a książka wprost roi się od kłamstw i przeinaczeń?

Wasersztajn współpracownik NKWD

Prof. Gross oparł swą książkę na zeznaniach Szmula Wasersztajna należącego do czołówki miejscowych współpracowników sowieckiego NKWD. W czerwcu 1941 r. Wasersztajn nie zdążył uciec wraz z armią sowiecką, tak jak to zrobili Avracham Kubrzański i Saul Binsztajn.

Na s. 12 znajdujemy u Grossa następujący opis wstrząsającej śmierci dwóch Żydówek, podany przez Wasersztajna: Tego samego dnia zaobserwowałem straszliwy obraz: Kubrzańska Chaja, 28 lat, i Binsztajn Basia, 26 lat, obie z niemowlętami na rękach, widząc, co się dzieje, poszły nad sadzawkę, woląc raczej utopić się wraz z dziećmi, aniżeli wpaść w ręce bandytów. Wrzuciły one dzieci do wody i własnymi rękami utopiły, później skoczyła Binsztajn Basia, która poszła od razu na dno, podczas gdy Kubrzańska Chaja męczyła się przez kilka godzin. Zebrani chuligani zrobili z tego widowisko, radzili jej, aby się położyła twarzą do wody, a wtedy się szybciej utopi. Ta widząc, że dzieci już utonęły rzuciła się energiczniej do wody i tam znalazła śmierć. Jednak ta sama straszna historia jest w księdze pamiątkowej jedwabieńskich Żydów (którą Gross zna) w całkowicie odmienny sposób opisana przez Żydówkę Ryvkę Fogel, również bezpośredniego świadka tragedii. Pisze ona: Siostry - żona Avrachama Kubrzańskiego i żona Saula Binsztajna, których mężowie odeszli razem z Rosjanami, po przejściu okropnej kary z rąk niemieckich zdecydowały zakończyć życie swoje i swych dzieci. Zamieniły się dziećmi między sobą i razem skoczyły do głębokiej wody. Nie-żydzi stojący w pobliżu wydostali je, lecz one skoczyły jeszcze raz i utonęły. Pytanie, kto był prawdziwym świadkiem: Wasersztajn czy Ryvka Fogel? Z relacji Fogel wynika bowiem, że Polacy podjęli nawet próbę ratowania tych Żydówek! Jednocześnie nasuwa się pytanie: dlaczego Niemcy tak okropnie męczyli Kubrzańską i Binsztajnową? Czy dlatego, że ich mężowie uciekli razem z Sowietami, bo przedtem pełnili wysokie funkcje w NKWD w Jedwabnem? Jeśli świadectwo Ryvki Fogel jest prawdziwe, to jak należy traktować zeznania Szmula Wasersztajna (zarówno to, jak i pozostałe)? Jako wieloletni mieszkaniec Jedwabnego wiem, iż w okresie okupacji sowieckiej Szmul Wasersztajn denuncjował do NKWD polskie rodziny oraz asystował przy ich aresztowaniu i wywózce na Sybir. Takiemu to"świadkowi" Gross dedykuje swoją książkę!

Grossa kłamstwa o Laudańskim

Innym przykładem fałszu w książce Grossa są następujące informacje na stronach 52, 80 i 81 (według Arkusza informacyjnego - dossier - z materiałów kontrolno-śledczych Powiatowego Urzędu UB w Łomży): jeden z młodszych, bo zaledwie wówczas 19-letni i zarazem jeden z najbrutalniejszych uczestników tych wydarzeń, "moralnie zidiociały złoczyńca", który z "Wiśniewskim i Kalinowskim kamieniowali po kolei Lewina i Zdrojewicza", a nawet "dwóch z nich - Jerzy Laudański i Karol Bardoń - było później szucmanami w niemieckiej żandarmerii". Na temat Jerzego Laudańskiego przeczytać można opublikowaną w "Rzeczpospolitej" z 27-28 stycznia 2001 r. notatkę pióra dr. Adama Cyry, pracownika Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka pt. Jedwabne-Oświęcim-Sachsenhausen. Z notatki tej dowiadujemy się, że dotąd żyjący bracia Jerzy, Kazimierz i Zygmunt pochodzą z jednej z najbardziej szanowanych rodzin polskich w Jedwabnem. Jerzy Laudański, były członek ZWZ/AK, w dniu 15 września 1942 r. przewieziony został przez Niemców z więzienia na Pawiaku do obozu w Oświęcimiu (nr obozowy 63805), a następnie więziony w KL Gross-Rosen i KL Sachsenhausen. Pytanie dla profesora Grossa: kiedy więc Jerzy Laudański został szucmanem niemieckiej żandarmerii i czyje zeznania - UB z 1949 r. czy dr. Cyra - są bardziej wiarygodne?

Prof. Gross cytuje jako wiarygodne zeznania Bardonia. Otóż Bardoń był pochodzenia niemieckiego i z chwilą wkroczenia Niemców założył mundur niemiecki. W procesie z 1949 r., z którego pochodzą te zeznania, kłamał, broniąc siebie i Niemców, a starając się przerzucić winę na Polaków.

Mianowany przez Niemców burmistrzem Jedwabnego - Karolak (po wojnie zaginął bez wieści) - pochodził ze Śląska i pod okupacją niemiecką stał się reichsdeuchem.

Pomagali Niemcom - zginęli z ich rąk

Pozostali Polacy, których winić by można było za pomoc Niemcom przy mordowaniu Żydów, pochodzili z marginesu społecznego, który znajduje się w każdym narodzie. W Jedwabnem byli to bracia Niecieccy,Kalinowski i Kubrzeniecki. Byli to znani jeszcze sprzed wojny złodzieje i rzezimieszki napadający zarówno na Polaków, jak i na Żydów w celach rabunkowych. W czasie tragicznego mordu Żydów włączyli się do rabunku, aby się obłowić. Następnie pojechali do sąsiedniej wioski, gdzie zrabowali chłopom świniaka i ucztując w pobliżu, dzielili zdobyte łupy. Nadjechali ciężarowym samochodem Niemcy, załadowali bandycką czwórkę, wywieźli do lasu i rozstrzelali w odwecie za kradzież mienia żydowskiego, które należało się przecież - jak zwykle w podobnych przypadkach - Niemcom. Wszystko to jest pominięte milczeniem w książce Grossa i skwitowane oświadczeniem jego "świadków", iż miejscowi chuligani mordowali.

Rzut kamieniem na 1,5 km!

Kłamstwa w książce Grossa dotyczą również namacalnych i łatwych do sprawdzenia faktów. Gross pisze np., że odległość stodoły, w której Niemcy spalili Żydów, od rynku - jest na rzut kamienia, natomiast w rzeczywistości odległość ta wynosi około 1,5 km. Młyn zbożowy mieścił się, według Grossa, przy ul. Przytulskiej - otóż nigdy nie było tam żadnego młyna, a istniejący po dzień dzisiejszy młyn znajduje się przy ul. Cmentarnej.

Według książki Grossa, Antonina Wyrzykowska, która przechowała siedmiu Żydów, musiała się ukrywać, gdyż była prześladowana przez polskich sąsiadów i partyzantów. To również jest kłamstwem. Wyrzykowska mieszkała od lat w pobliskiej wiosce - Janczewku (nie w Janczewie, jak podaje Gross). Moja matka znała ją bardzo dobrze i opowiadała, iż Wyrzykowska przyjeżdżała co środę na targ, przywożąc masło, ser i jaja. Moja matka była jej stałą klientką i nawet nie było mowy o jakichś prześladowaniach. Po wojnie Wyrzykowska mieszkała w tym samym miejscu, pojechała z wizytą do USA do Kubrzańskiego - jednego z ocalonych Żydów - otrzymała order Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, ale wróciła spokojnie do starego miejsca zamieszkania. Są to następne bezsporne dowody na brak ścisłych i zgodnych z prawdą danych w książce Grossa.

Partyzanci nie atakowali Żydów

Chciałbym również uzupełnić wiadomości Grossa na temat okolicznych polskich partyzantów. Otóż prowadzili oni wyłącznie działalność niepodległościową, nigdy nie atakując Żydów. Natomiast nie mieli litości dla komunistycznych agitatorów.

Już w czasach powojennych mieszkało w Jedwabnem dwóch Żydów: stolarz Grondowski (robi trumny), ożenił się z miejscową Polką i razem adoptowali polskie osierocone dziecko, oraz Jan Cytrynowicz (rymarz), który ożenił się z miejscową nauczycielką, również Polką. Obie rodziny cieszyły się sympatią i szacunkiem polskich sąsiadów, nie było mowy o jakichkolwiek etnicznych niechęciach lub prześladowaniach.

Ci ludzie musieli zostać skazani...

Prof. Gross pominął całkowicie w swej książce bardzo istotne, opublikowane w 1989 r. - a więc już w czasach postsolidarnościowych - w "Studium Podlaskim" (wydawanym przez ówczesną Filię Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku) obszerne opracowanie o zagładzie skupisk żydowskich w rejonie białostockim w roku 1939 oraz w latach 1941-1944. Autor tego opracowania, prokurator Waldemar Monkiewicz, był szefem Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Według jego ustaleń, 10 lipca 1941 r. do Jedwabnego przybyło samochodami ciężarowymi około 200 niemieckich funkcjonariuszy policyjnych (dokładnie 232) z batalionów 309. i 316. działających w ramach Einsatzgruppen B, tworzących "Kommando Białystok" (bataliony utworzone w większości z niemieckich kryminalistów). Dowodził nimi Wolfgang Bürkner z warszawskiego Gestapo. Przenosili się oni z miejscowości do miejscowości, urządzając pogromy Żydów. W Jedwabnem rola nielicznych miejscowych Polaków ograniczona była do przyprowadzania ofiar na rynek i ich konwojowania poza miasto, oczywiście pod niemieckim przymusem: Niemcy spędzili do stodoły poza miastem około 900 Żydów, których następnie spalili. Prokurator Monkiewicz zaznajomiony był z przebiegiem rozprawy z 1949 r., kiedy kilkunastu Polaków oskarżonych było o pomaganie Niemcom przy wyłapywaniu Żydów i ich eskortowaniu. Zapadły wówczas wyroki kilku do kilkunastu lat więzienia (prawie połowa oskarżonych została uniewinniona). Po latach Monkiewicz mówi o tym bardzo niechętnie (w wypowiedzi do artykułu Danuty i Aleksandra Wroniszewskich w "Kontaktach" z lipca 1988 r.): Ci ludzie - mówi z naciskiem - musieli być skazani. Bez względu na stopień winy. Były to przecież czasy Jakuba Bermana, Różańskiego (którzy byli Żydami) i im podobnych...

Jedną z najbardziej jaskrawych bzdur w książce Grossa jest wiadomość o spaleniu 1600 Żydów w polskiej, należącej do małego gospodarstwa stodole, która pomieścić mogła około 150 osób.

Kto fundował obelisk?

Obelisk wymieniający 1600 zamordowanych Żydów, postawiony w PRL-u w latach 60. powstał z inicjatywy Krakowskiego (pochodzenie żydowskie), który był wówczas przewodniczącym Prezydium Rady Miejskiej, a w czasie pierwszej okupacji sowieckiej współpracował z NKWD (dopuścił się wówczas obrzydliwego świętokradztwa).

Natomiast drugi obelisk, postawiony za czasów wolnej Polski, głosi prawdziwą już wiadomość: zginęło około 150 Żydów i około 30 Polaków.

Uprzejmie proszę o opublikowanie powyższych informacji, jako pochodzących od mieszkańca Jedwabnego i znającego faktyczny przebieg tragedii w tymże miasteczku.

Stefan Łojewski

PS Przez wiele lat darzyłem podziwem i szacunkiem osobę Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Jednak po przeczytaniu jego artykułu (na temat książki Grossa) dochodzę do wniosku, iż pogłoski o niechlubnej jego przeszłości w latach 1940-1942 i ówczesnej jego funkcji w niemieckim zarządzie dóbr pożydowskich są prawdziwe. Inaczej trudno byłoby mi zrozumieć jego strach przed powiedzeniem prawdy. rramka

Tekst został wysłany do redakcji "Nowego Dziennika". Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji "NP".


Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1