Trudne sąsiedztwo
Piotr Gontarczyk

 
Jeśli pominie się rzeczywisty obraz stosunków polsko-żydowskich w Jedwabnem i okolicy, niemożliwe jest zrozumienie - bo przecież nie chodzi o usprawiedliwianie - dlaczego po wkroczeniu Niemców znaleźli się ludzie, którzy gotowi byli zabijać Żydów.

Wojna przyniosła ziemiom wschodnim II Rzeczypospolitej doświadczenie bezwzględnego wykorzystywania przez okupantów nawarstwionych antagonizmów narodowych. Napięcia można było zauważyć już w czasach niepodległej Polski. Jednak liczne czynniki osłabiały ich siłę: więzi sąsiedzkie, handlowe, czasem rodzinne, wreszcie polityka władz - nie zawsze mądra, ale zazwyczaj mająca na celu uniknięcie eskalacji wzajemnej niechęci.

W II Rzeczypospolitej Polacy stanowili we wschodnich województwach tylko około 40 procent ogółu populacji. Mimo to oni byli ludnością dominującą. Ich język był językiem państwowym, polska była policja i wymiar sprawiedliwości. Niezwykle istotną rolę w życiu politycznym, społecznym, a nawet gospodarczym odgrywało tu wojsko i Korpus Ochrony Pogranicza, których jednostki - ze względu na zagrożenie ze strony ZSRR - stacjonowały rozsiane we wszystkich większych miastach wschodniej Polski.

Ze względu na mieszany charakter etniczny tych ziem tak władze, jak i społeczeństwo polskie odczuwało potrzebę ustawicznego podkreślania ich polskości.

Stąd wszelkie święta państwowe czy rocznice ważnych dla Polaków wydarzeń historycznych obchodzono tu szczególnie uroczyście. Wielu przedstawicieli mniejszości traktowało tego typu demonstracje jako arogancję i pokaz nacjonalistycznej buty. Inna była optyka: przecież jedno z najważniejszych świąt przedwojennego Lwowa to rocznica jego "powrotu do Macierzy", czyli zdobycia miasta po krwawych walkach z Ukraińcami. Czy można się dziwić, że Ukraińcy wówczas nie świętowali?

Aspiracje narodowe Białorusinów i Ukraińców były lekceważone - prowadzono wobec nich politykę brutalnej, niekiedy, polonizacji. Warto również pamiętać, że przedstawiciele wspomnianych mniejszości byli na ogół biednymi chłopami, zaś wielka własność ziemska znajdowała się niemal wyłącznie w rękach Polaków. Taki stan powodował, iż na prowincji granice podziałów religijnych, etnicznych, społecznych i gospodarczych w znacznej mierze nakładały się na siebie.

Nieco inna sytuacja panowała w miastach.

W miastach zamieszkiwali głównie Polacy i Żydzi. Ci pierwsi pracowali jako urzędnicy, kolejarze, pocztowcy, nauczyciele, funkcjonariusze aparatu państwowego i wymiaru sprawiedliwości. Część zajmowała się drobnym rzemiosłem i handlem, choć dziedziny te były niemal zmonopolizowane przez ludność żydowską. Warstwa żydowskiej burżuazji i inteligencji była tu niezwykle cienka. Dominowała biedota walcząca co dzień o kawałek chleba oraz tak zwani luftmenschen - ludzie bez jakiegokolwiek majątku i zawodu, utrzymujący się z dorywczych prac.

Silne poczucie własnej odrębności powodowało, że społeczność żydowska trwała w separacji. Ortodoksi obracali się w kręgu religijnego mistycyzmu, syjoniści marzyli o budowie własnego państwa w Palestynie. Dominującą pozycję na lewicy żydowskiej zajmował Bund, który co prawda zwalczał ortodoksów i syjonistów, ale stał na stanowisku szerokiej autonomii kulturalnej i narodowej. Tak więc dążenia polityczne większości przedstawicieli społeczności żydowskiej sytuowały się gdzieś "obok" społeczeństwa polskiego. Postawę taką determinowało nie tylko silne poczucie własnej odrębności, lecz także poczucie dyskryminacji i niechęć okazywana przez część polskiego społeczeństwa. Niełatwo było Żydom dostać państwową posadę, obowiązywały ich ograniczenia w dostępie do wyższych uczelni. Także w życiu codziennym Żydzi doświadczali pogardliwego traktowania.

Tak oto zupełnie archaiczna struktura społeczno-gospodarcza, nałożenie się wielu konfliktów ekonomicznych i politycznych czyniło z Kresów coś, co prof. Marian Zdziechowski nazwał Puszką Pandory. Otwarto ją 17 września 1939 r.

Wkroczenie Sowietów

Wkroczenie wojsk sowieckich do Polski spowodowało głęboką polaryzację postaw poszczególnych narodów. O ile większość Polaków z oczywistych względów zachowywała się lojalnie wobec własnego państwa, o tyle Białorusini i Ukraińcy z ulgą i radością przyjęli jego rozpad. Uważali się za upośledzonych pod każdym względem, więc żywili przekonanie, że każda zmiana może im przynieść tylko poprawę losu. Bardzo przychylnie odniosła się do Sowietów poważna część ludności żydowskiej. O przyczynach takiej reakcji historyk Andrzej Żbikowski przed kilkoma laty napisał: "Entuzjazm był reakcją psychologiczną w skali masowej, poszukiwaniem rekompensaty za wcześniejsze upośledzenie prawne i ekonomiczne. Odzwierciedlał uprzedzenia, niechęć, a nawet wrogość wobec Polaków i ich państwa oraz wyrażał zadowolenie z niedopuszczenia na te tereny Niemców. To pierwsze uczucie, wydaje się, było znacznie silniejsze".

Jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej w wielu miejscach powstały oddziały partyzanckie złożone z Białorusinów, Ukraińców i Żydów, które wystąpiły zbrojnie przeciwko Polakom. Wielokrotnie Wojsko Polskie musiało toczyć regularne walki - tak jak w Grodnie czy Skidlu - ze zbrojnymi rebeliami mieszkańców kresowych miast i miasteczek. Armię Czerwoną witano w nich kwiatami i radosnymi okrzykami. Organizację uroczystych mityngów często wspierali lokalni przywódcy społeczności żydowskiej. Niekiedy, tak jak w Różanach, dzień wkroczenia Sowietów przekształcał się w religijne święto. Samorzutnie powstawały "czerwone milicje"- na wsi składały się z Ukraińców i Białorusinów, zaś w miastach głównie z Żydów. Dokonywały one, samodzielnie lub wspólnie z NKWD, pierwszych aresztowań przedstawicieli miejscowej elity: ziemian, rezerwistów, policjantów, działaczy politycznych, sędziów, prokuratorów - przede wszystkim Polaków.

Legendarny kurier Polski Podziemnej Jan Karski raportował władzom o postawie Żydów pod okupacją sowiecką: "...denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce, trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste dużo częstsze, niż wypadki, wskazujące na ich lojalność wobec Polaków, czy sentyment wobec Polski".

Sowietyzacja

Kiedy Sowieci przystąpili do tworzenia własnego aparatu państwowego, stanęli przed zasadniczym pytaniem: z kogo ów aparat tworzyć? Polaków wykluczono a priori. Białorusini byli na ogół słabo wykształceni, a warstwa inteligencji ukraińskiej szybko wykazała tendencje antykomunistyczne i sama stała się obiektem represji. Pozostali więc głównie Żydzi - dominowały wśród nich tendencje antypolskie i antyniemieckie, wielu z nich, zwłaszcza pochodzących z małomiasteczkowej biedoty, ochoczo angażowało się w nowe porządki licząc na poprawę swojego losu. Ponieważ jednak Sowieci nie ufali miejscowej ludności, przy konstruowaniu aparatu władzy zastosowali następujący klucz: najwyższe stanowiska w administracji, NKWD, partii komunistycznej zarezerwowane były dla przybyszów z głębi ZSRR. Dominowali wśród nich Rosjanie, ale było też sporo Żydów. Przy kompletowaniu składu organów władzy oficjalnie pochodzących z "wyborów" (komitety miejskie, wiejskie itp.), ich członków dobierano głównie spośród Białorusinów i Ukraińców. Ciała te miały znikome kompetencje, a zatem ich skład narodowościowy pełnił propagandową rolę i był dobierany według klucza etnicznego.

Pozostała jednak olbrzymia liczba stanowisk w rozbudowanej sowieckiej administracji niższego szczebla, związanych z redystrybucją dóbr, szkolnictwem, opieką medyczną, wymiarem sprawiedliwości itp. Z badań izraelskiego historyka Ben-Ciona Pinchuka wynika, że stanowiska te były masowo zajmowane przez Żydów. Obraz stworzony przez Pinchuka - głównie na podstawie relacji ocalałych z Holocaustu - pokrywa się z treścią zachowanych dokumentów sowieckich pochodzących z lat 1939-1941. Te wskazują bowiem na wyraźną "nadreprezentatywność" osób pochodzenia żydowskiego pośród tak zwanych wydwiżeńców, czyli tych, którzy, wywodząc się z miejscowej ludności, robili kariery w sowieckim aparacie władzy. O ile więc Żydzi stanowili ok. 8 proc. populacji Kresów, o tyle na przykład w obwodzie pińskim stanowili blisko 50 proc. pracowników miejscowej nomenklatury. Na innych terenach, zwłaszcza w instytucjach związanych z gospodarką, odsetek ten był jeszcze wyższy. Niekiedy przekraczał 70 proc.

Ludność żydowska korzystała też z olbrzymich możliwości awansu społecznego, jakie w Sowietach dawał wolny dostęp do szkół i urzędów. Z badań Richarda Lucasa wynika na przykład, że na Uniwersytecie Lwowskim, gdzie przed wojną osoby pochodzenia żydowskiego stanowiły ok. 15 proc. studentów, w 1940 roku odsetek ten wynosił już 85 proc.

Ale nie można zapominać, że społeczność żydowską dotknęły też prześladowania. Zniszczono tradycyjne instytucje społeczno-religijne, a całą ludność poddano sowietyzacji. W głąb ZSRR wywieziono ok. 70-80 tys. Żydów, głównie tak zwanych bieżeńców, czyli uciekinierów z terenów zajętych przez Niemcy.

Stosunki polsko-żydowskie

Sowietyzacja Kresów całkowicie zniszczyła stare struktury, wywracając do góry nogami panujące wcześniej relacje pomiędzy poszczególnymi nacjami. Polacy, którzy przed wojną znajdowali się na szczycie drabiny społecznej, teraz byli prześladowani. Ci, których wcześniej dyskryminowano, nagle stali się uprzywilejowanymi, a często także prześladowcami. Z oczywistych względów nową sytuację najboleśniej odczuli Polacy.

Anonimowy świadek żydowski, którego relacja znajduje się w archiwum Emanuela Ringelbluma, przechowywanym w Żydowskim Instytucie Historycznym, tak opisywał ówczesną sytuację: "Jeśli chodzi o Żydów - to ci odgrywali się na Polakach w sposób częstokroć bardzo ohydny; wyrażenia >> To już nie są wasze czasy<< bywały nie tylko zbyt często używane, ale przeważnie nadużywane. Pewnego razu sama byłam świadkiem, jak w przepełnionym wagonie kolejowym stojący Żyd zwrócił się do siedzącego Polaka z pretensją, że ten mu nie ustąpił miejsca. Gdy Polak odpowiedział, iż nie widzi powodu dlaczego miałby ustąpić, został obrzucony całą lawiną inwektyw i obelg, wśród których jak refren powtarzało się >> Co pan myśli, że to są dawne czasy?<< ".

O szczególnie bolesnym fragmencie stosunków polsko-żydowskich na Kresach napisał ostatnio w swych wspomnieniach Michel (Mendel) Mielnicki pochodzący z Wasilkowa na Białostocczyźnie: "mój ojciec i oficer NKWD, który potajemnie do nas przyjeżdżał rozmawiali przyciszonymi głosami przy przeglądaniu list podejrzanych piątej kolumny (...) polskich faszystów, ultranacjonalistów, i innych >> zdrajców<< i >> kontrrewolucjonistów<< . Wtedy zrozumiałem, że on [ojciec] służył jako doradca NKWD w celu ustalenia, kto spośród lokalnych Polaków miał być wysłany na Sybir lub inaczej potraktowany. (...) Przypominam sobie, jak matka prosiła ojca, żeby się nie angażował. On się z tym nie zgadzał. Musimy uwolnić się od faszystów - mówił do niej - oni zasłużyli na wyjazd na Syberię. Oni nie są dobrzy dla Żydów".

Pinchuk uważa, że miejscowi komuniści żydowscy odegrali ważną rolę, wyszukując byłych działaczy politycznych i przygotowując listy "elementów niepożądanych" i "wrogów klasowych". Inny historyk izraelski - Dov Levin - napisał: "W niektórych przypadkach Żydzi brali udział w profanacji obiektów chrześcijańskiego kultu religijnego. W Wołożynie na przykład Żyd, któremu powiedziano, aby przygotował rynek miejski na wystawienie pomnika Stalina, wysadził w powietrze duży krzyż, który mu w tym przeszkadzał. W Wiszniewie (...) żydowscy komuniści w miejscowym kościele zdjęli chorągwie kościelne z drzewc i przyczepili do nich czerwone sztandary i paradowali z nimi przez całe miasto aż do rynku".

W takiej sytuacji wielu Polaków postrzegało Żydów jako co najmniej współodpowiedzialnych za własne tragedie. Była to jednak subiektywna ocena, bowiem większość tych, którzy początkowo z entuzjazmem witali Sowietów, szybko zniechęciła się do nowych porządków i nie miała nic wspólnego ani z represjami, ani sowieckimi zbrodniami. Ale liczył się efekt psychologiczny. Polaków kolaborantów postrzegano indywidualnie, a na Żydów powszechnie patrzono jak na zbiorowość. Ponadto w świadomości funkcjonowali przecież nie ci Żydzi, którzy siedzieli w domu i nie ci, których aresztowano, tylko ci, których dotkliwą obecność odczuwało się na co dzień: agitatorzy, milicjanci, enkawudziści i "wydwiżeńcy" na stanowiskach państwowych. To oni kształtowali negatywne emocje przenoszone potem na ogół społeczności żydowskiej.

Nie wolno jednak zapominać, że byli i tacy Żydzi, którzy do Polaków odnosili się życzliwie spiesząc im z pomocą, choć czasem spotykały ich za to szykany ze strony własnych rodaków. Tak więc problem wydaje się bardzo skomplikowany i wymaga rzeczowych badań naukowych, które mogłyby zastąpić narosłe nieporozumienia i fałszywe stereotypy.

Łomżyńskie

W swojej książce dotyczącej sprawy Jedwabnego Jan T. Gross stawia tezę, że w stosunkach pomiędzy ludnością żydowską a polską w latach 1939-1941 nic istotnego nie zaszło. Jednak źródła historyczne wskazują na coś dokładnie przeciwnego.

Przede wszystkim warto wspomnieć, że ludność Łomżyńskiego charakteryzowała się bardzo wysokim poczuciem świadomości narodowej. Do sowieckich porządków podchodzono tu z wyjątkową wręcz wrogością. Polacy stanowili tu blisko 100 proc. mieszkańców wsi, z których niekiedy nawet połowa legitymizowała się szlachectwem. Sowieckie hasła "wyzwolenia białoruskich i ukraińskich braci od ucisku polskiej szlachty" brzmiały równie niedorzecznie, co prowokująco.

25 września 1940 roku członek KC WKP(b) Białorusi Pantelejmon Ponomarienko raportował do Stalina: "Za Białymstokiem przyjmują nas wyjątkowo wstrzemięźliwie, język rosyjski znają w mniejszym stopniu, częściej słychać strzały zza węgła i z lasu oddawane w kierunku czerwonoarmistów i dowódców".

Na naradzie, która nieco wcześniej odbyła się w Mińsku, przedstawiciel NKWD z Łomży opowiadał o stosunkach panujących na podległym mu terenie: "U nas utarła się taka praktyka. Poparli nas Żydzi i tylko ich wciąż było widać. Zapanowała też moda, że każdy kierownik instytucji czy przedsiębiorstwa chwalił się tym, że u niego nie pracuje już ani jeden Polak". Nietrudno zgadnąć, jak taką sytuację postrzegali Polacy. Warto również wspomnieć, że brak innych - prócz Żydów - mniejszości narodowych tworzył tu zupełnie odmienną sytuację niż na innych obszarach Kresów. Tam Polacy spotykali się z prosowieckimi nastrojami przedstawicieli różnych nacji. Gdzie indziej odpowiedź na pytanie "kto jest zdrajcą Polski" brzmiała: "mniejszości". Na zachód od Białegostoku - "Żydzi".

Łomżyńskie było też obszarem, na którym szybko powstało polskie podziemie. Prowadzono intensywną działalność organizacyjną, likwidowano pojedynczych żołnierzy sowieckich, milicjantów, a także miejscowych kolaborantów. W czerwcu 1940 roku na drodze z Jedwabnego do Wiznej zastrzelono dyrektora tamtejszej szkoły średniej, komunistycznego aktywistę i prawdopodobnie również agenta NKWD Lejbę Guzowskiego. Zabito też kilku innych kolaborantów Polaków. Poważniejszą akcję wykonano w Rajgrodzie, gdzie do sali domu kultury, w którym bawili się czerwonoarmiści i miejscowa młodzież żydowska, wrzucono granaty. Co najmniej 4 osoby zostały zabite, było też wielu rannych.

Latem 1940 roku Sowieci podjęli szeroko zakrojone działania antypartyzanckie. Zapanowała atmosfera strachu i terroru, za którą Polacy obarczali winą także ludność żydowską. Nie była to specyfika Łomżyńskiego: Eugeniusz Rozenblat, historyk z Mińska, uważa, że po doświadczeniach z pierwszych miesięcy okupacji na terenie tak zwanej Zachodniej Białorusi antysemityzm stał się jednym z elementów antysowietyzmu.

Separacja obydwu narodów stała się zjawiskiem równie głębokim, co powszechnym. Rwały się więzi, które wcześniej łączyły lokalne społeczności. Znajomi przestawali być znajomymi, a sąsiedzi - sąsiadami. Do podziałów doszło nawet na podwórku czy w szkole. W tej ostatniej zdarzało się, że oddzielnie siadało "żydłactwo", a oddzielnie "polskie psy", jak się nawzajem nazywano. Krótko mówiąc, stosunki polsko-żydowskie pod okupacją sowiecką były tak złe, że groziły otwartym konfliktem przy pierwszej nadarzającej się okazji. Nastroje te eksplodowały po wkroczeniu Niemców.

Jan Karski pisał przewidująco o nastrojach panujących na Kresach: "W zasadzie jednak i w masie, żydzi stworzyli tu sytuację, w której Polacy uważają ich za oddanych Bolszewikom i - śmiało można powiedzieć - czekają na moment, w którym będą mogli po prostu zemścić się na żydach. W zasadzie wszyscy Polacy są rozżaleni i rozczarowani do żydów - olbrzymia większość (przede wszystkim młodzież) dosłownie czeka na sposobność >> krwawej zapłaty<< ".

Wkroczenie Niemców

Kiedy latem 1941 roku na Podlasie wkroczyli Niemcy, powitano ich z wyraźną ulgą, a niekiedy wręcz z radością. Cieszono się z końca sowieckiej okupacji i radość ta miała swoje konkretne źródła: dwa dni wcześniej zaczęła się kolejna fala sowieckiej deportacji. Gdy weszli Niemcy, ludzie, którzy wcześniej ukrywali się w lasach, mogli powrócić do domów. Niemcy wypuścili wielu Polaków z rozbitego więzienia w Łomży.

Z zachowanych dokumentów niemieckich wynika, że tuż po wkroczeniu Wehrmachtu na ziemie okupowane przez Sowietów Polacy chętnie pomagali Niemcom w wyłapywaniu żołnierzy Armii Czerwonej, komisarzy, aktywistów politycznych czy funkcjonariuszy administracji - tak Rosjan, jak i Polaków i Żydów.

Szczególnie dramatyczny był los tych ostatnich. Bo zemsta jest rzeczą straszną: kiedy nie mogła dosięgnąć rzeczywistych kolaborantów, którzy zazwyczaj przezornie uciekali z armią sowiecką, wtedy sięgała po ich krewnych, znajomych lub po prostu Żydów. Podobnie było w Łomżyńskiem. W sumie w pierwszych dniach po zajęciu tych terenów przez Niemców w okolicznych miasteczkach różne grupy Polaków zabiły co najmniej kilkadziesiąt osób, w większości Żydów, choć zabijano także Sowietów i Polaków. Różnica polegała tylko na tym, że polskich kolaborantów traktowano ze szczególnym okrucieństwem nie zabijając ich od razu, a czasem znęcając się nad nimi nawet godzinami.

Dopiero znając powyższe fakty i problemy odbiorca ma szanse cokolwiek zrozumieć z dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce na Kresach latem 1941 r. Ale Gross za pomocą wymownych przemilczeń, pozbawionej poważniejszych podstaw naukowych faktografii stworzył taki opis kontekstu historycznego wydarzeń w Jedwabnem, który na dobrą sprawę bardziej rzeczywistość zaciemnia, niż cokolwiek wyjaśnia. Problem dramatycznych stosunków polsko-żydowskich pod okupacją sowiecką dla niego nie istnieje. Konsekwentnie ignoruje on w swej pracy dobrze znane, cytowane przeze mnie, dokumenty i relacje świadków żydowskich, a sprzeczne z jego tezami ustalenia historyków żydowskich i izraelskich pomija głuchym milczeniem. Łatwiej radzi sobie z Polakami - tych nazywa po prostu antysemitami.

Jeśli pominie się rzeczywisty obraz stosunków polsko-żydowskich w Jedwabnem i okolicy, niemożliwe jest zrozumienie - bo przecież nic nie może usprawiedliwić mordów na niewinnych, bezbronnych ludziach - dlaczego po wkroczeniu Niemców znalazły się osoby, które gotowe były zabijać Żydów.

Jan T. Gross napisał w "Sąsiadach": "Oczywiście potrzeba było złego ducha, aby te potwory drzemiące w ludziach obudzić i uruchomić. (...) W tle, jak sądzę, zawsze majaczyło przekonanie o tym, że Żydzi używają krwi chrześcijańskich dzieci do wyrobu macy". Tam, gdzie nie ma analizy źródeł i próby zrozumienia kontekstu historycznego, zaczynają się uprzedzenia, zabobony i metafizyczno-religijny mistycyzm.

Piotr Gontarczyk

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1