Śmiali się Żydzi i Niemcy...
Grażyna Dziedzińska

 

Kiedy otrzymałam zaproszenie na spotkanie w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie na temat Jedwabnego, myślałam, że to jakaś pomyłka. Tak niedawno przecież odbyła się w ŻIH konferencja prasowa, na której Jan Gross wciskał każdemu do ręki za darmo swoją książkę Sąsiedzi (obecnie triumfalnie głosi, że będzie dodrukowana, ponieważ "rozeszła się błyskawicznie"). Podobna konferencja miała miejsce w Białymstoku; odbyły się również dyskusje w telewizji. Ponieważ zaś badania prokuratorów i historyków dotyczące mordu w Jedwabnem wciąż trwają, nie należało raczej oczekiwać jakichś nowości. I rzeczywiście takowych nie było, ponieważ ani w założeniach organizatorów spotkania - z dyrektorem ŻIH Feliksem Tychem na czele - ani w zamiarach tłumnie przybyłych Żydów polskich oraz z USA, Niemiec itd. w ogóle nie chodziło o tropienie prawdy, lecz o nadanie jak największego rozgłosu sprawie Jedwabnego i o... dokonanie sądu nad Polską i Polakami...

"Dekoracyjna" rola Niemców...

Sąd ten miał zresztą wzorcowy wręcz charakter "procesu czarownic", czyli całkowitego lekceważenia argumentów "strony polskiej" i respektowania wyłącznie twierdzeń żydowskich, jako niemal objawione. Zawierał całe mnóstwo wydumanych oskarżeń, bardzo często nie mających nic wspólnego z Jedwabnem, jeszcze więcej faktów przekręconych, a to wszystko podawane w atmosferze nienawiści, polakożerczości, jakże dalekiej od deklarowanej na pokaz przez sprawcę tej "sensacji" Grossa chęć "pojednania się", "pochylenia się w żalu nad grobami". Przygotowana na nastrój smutku i rzeczowej dyskusji - w końcu tragiczne wydarzenie tego wymagało - zostałam kompletnie zaskoczona atmosferą pikniku: śmiechów, kpin, rozgardiaszu i mściwej satysfakcji występujących Żydów, którzy prześcigali się w atakowaniu Polaków i przedstawianiu nas jako narodu antysemitów i morderców Żydów. (I to już od prawieków - jak podkreślił jeden z nich - według którego np. największych pogromów Żydów dokonywał nie carat, lecz Polacy.) W tych wypowiedziach można było usłyszeć cały zestaw z arsenału antypolskich oszczerstw, poza prawdą. Chociaż nie, muszę oddać sprawiedliwość Grossowi, że podczas kiedy przedtem podawał się za historyka, tym razem sprostował, że jest socjologiem. (W drugiej części dyskusji zresztą jakoś o tym zapomniał i znów wrócił do poprzedniego "tytułu".) Tak czy inaczej jednak Gross jest ponoć profesorem (Uniwersytetu w Nowym Jorku). Niestety z jego pogmatwanej, nieskładnej relacji, zupełnie to nie wynikało. W pełni też zgadzam się z opinią nawet liberalnych historyków, uczestników konferencji w Białymstoku, że z Grossa "naukowiec marny". Cechuje go bowiem wstręt do obiektywizmu i silna skłonność odrzucania albo lekceważenia niewygodnych faktów oraz naginania innych do z góry postawionej tezy, czyli skrajna tendencyjność. Jedną z takich jego tez jest twierdzenie o niewinności Niemców wobec wydarzeń w Jedwabnem. A oto próbka "dowodowego wywodu" prof. Grossa na ten temat: Wśród dyskusji, która się rozwinęła wokół Jedwabnego, bardzo ważną sprawą była kwestia, do jakiego stopnia można przesądzić o nieobecności Niemców, zresztą obecności szczątkowej (sic! - pokreślenie G.D.). Ja o tym piszę w książce. Mnie się wydaje, jeśli idzie o obecność Niemców w tym dniu w Jedwabnem, możemy powiedzieć, mam wrażenie, tak myślę, że była ona raczej szczątkowa. Być może przyjechało parę osób z zewnątrz, taksówką z Łomży, prawdopodobnie może tego dnia, może poprzedniego i to wszystko. I ci Niemcy, ich rola tam, była rolą, że tak powiem, dekoracyjną w dużej mierze. Pomijając już cynizm stwierdzenia Grossa o "dekoracyjnej" (ładna mi "dekoracja"!) roli gestapowców i żandarmów niemieckich w odniesieniu do brutalnego mordu w Jedwabnem, Gross najwyraźniej usiłuje utrwalić w powszechnejświadomości kłamstwo o braku udziału Niemców w zbrodni. Pomija milczeniem fakt, że zarówno świadkowie, jak i białostocki prokurator, pan Waldemar Monkiewicz - który już w 1989 r. poinformował opinię publiczną o wynikach swojego śledztwa, stwierdzając, że decydującą rolę w masakrze odegrali żandarmi niemieccy - podają liczbę 232 żandarmów, a nie 8, jak mówi Gross. Mało tego, dla Grossa fakt, iż żandarmi przywieźli ekipę do filmowania całego zajścia nie jest czymś znamiennym, chociaż dziś każdy już wie, że hitlerowcy czynili tak w celach propagandowych. (W Warszawie w 1940 r. spędzili garstkę żulików, aby przed kamerami biła kilkunastu Żydów...

Dochodzenie nie skończone - "historyk" wie wszystko...

Gross także beztrosko żongluje liczbą ofiar w Jedwabnem. Na omawianym zgromadzeniu w ŻIH trzymał się liczby 1600. Wcześniej, w wywiadzie, podał liczbę 800. Słusznie więc doskonały znawca, zwłaszcza historii najnowszej, Andrzej Kunert stwierdził w telewizji, że książka Grossa jest wypreparowana z rzeczywistości: pomija pewne fakty i jest sprzeczna z podstawowymi zasadami metodologii historycznej. Pozytywem jest przecież, iż z tej okazji - po raz pierwszy tak szeroko i publicznie - wyeksponowana została przez historyków i świadków haniebna rola Żydów w trakcie i po napaści bolszewików 17 września 1939 r. na polskie Kresy Wschodnie. Grossa jednak ani też jego żydowskich wielbicieli takie "drobiazgi", jak np. udział Żydów w NKWD oraz żydowskich funkcjonariuszy UB i milicji w sowieckich represjach w Jedwabnem, a w tym w aresztowaniu rejenta, ks. Szymowskiego, a także w donosach, które rodziny powinny zostać wysłane do łagrów, w ogóle nie interesują. Kiedy jeden z dyskutantów (student historii) mówił na ten temat i przypomniał także, iż na Nowogródczyźnie partyzanci żydowscy pod wodzą Żyda Jaakowa Prennera, z poparciem Sowietów, zamordowali kilkuset Polaków, w tym kobiety i dzieci, zebrani na sali Żydzi wyłączali magnetofony, ziewali, rozmawiali, zaś Gross skwitował tę informację stwierdzeniem: nawet gdyby tak było, to i co z tego? Na takim właśnie poziomie autor książki-paszkwilu prowadzi swoje "naukowe" dywagacje. Dochodzenie jeszcze nie skończone, ale Gross wie już wszystko. W książce pisze: (...) kto ich zabił? Polscy mordercy, brudne ręce ze świata podziemnego ludzi ślepych, którzy pędzeni są przez zwierzęcy instynkt za krwią i rabunkiem, uczeni i wychowani w przeciągu (w ciągu, panie Gross, w przeciągu można tylko dostać kataru - przyp. G.D.) dziesiątków lat, przez czarne duchowieństwo, które na gruncie nienawiści rasowej budowało swoją egzystencję. Oto język, którym posługuje się "badacz naukowy" i "nierasita" prof. Gross. Skąd my znamy ten styl? oczywiście z brukowca Urbana (Urbacha), który ma nawet swoją rubrykę poświęconą "czarnym". Swoją drogą wyobraźmy sobie, co by to było, gdyby jakiś Polak publicznie nazywał rabinów "czarnymi"? Podniósłby się rejwach na cały świat! Tymczasem Polaków można bezkarnie obrażać, bo przecież szef państwa, Kwaśniewski, zamierzający przeprosić Żydów zanim zostaną ogłoszone wyniki śledztwa, dał w ten sposób zielone światło dla oczerniania polskiego społeczeństwa, chociaż to właśnie tysiące Polaków, narażając własne życie, pomagało Żydom. "Czarne duchowieństwo" ukrywało zwłaszcza żydowskie dzieci, partyzanci AK pomagali Żydom uciekać do lasu, a chłopi kryli ich w swoich chatach. W tym samym czasie bogaci Żydzi w USA, Anglii itd. nie kiwnęli nawet palcem, by ratować rodaków, powstrzymać holokaust; wręcz przeciwnie, żydowscy bankierzy finansowali Hitlera i jego najdroższą wojnę Europy. Zabierając głos w dyskusji, pan Chomicki powiedział, iż czuje się boleśnie dotknięty oskarżaniem całej Polski, całego narodu polskiego za mord w Jedwabnem. Przypomniał o budowaniu przez Żydów "bram triumfalnych" bolszewikom na Kresach i radził, żeby zamiast kierować się zaciekłością i agresją, poczekać na rezultaty badań. Bywa bowiem, że ukazują one zupełnie inną stronę medalu - jak to się zdarzyło w wypadku pogromu w Kielcach (za który także nasze polityczne czynniki przepraszały - przyp. G.D.), podczas gdy historycy udowodnili ponad wszelką wątpliwość, że była to prowokacja ubeckiej żydokomuny, co potwierdził w swojej książce "Umarły cmentarz" Krzysztof Kąkolewski. (Prowokacja ta miała doprowadzić do zrzucenia odpowiedzialności za pogrom na polskich patriotow z AK, NSZ i przygotować grunt do ostatecznej rozprawy z podziemiem, a także "zachęcić" Żydów, mało jakoś zdecydowanych, do wyjazdu do utworzonego właśnie w 1948 r. Izraela - przyp. G.D.) Wypowiedzi p. Chomickiego Żydzi przez cały czas przerywali okrzykami, inwektywami, hałaśliwym śmiechem, co przyjmował z podziwu godnym spokojem. Kolejnym mówcą był urażony wystąpieniem p. Chomickiego Jerzy Diatłowicki. Rozparty w pierwszym rzędzie, jak zwykle niechlujny i nie ogolony (na szczęście jakoś już od dawna nie musimy oglądać jego fizis w telewizji, gdzie tępił przejawy polskiego "faszyzmu", tj. przywiązania do tradycji narodowych, wiary katolickiej, honoru - przyp. G.D.), wymieniał dowcipy ze znajomymi...

Rewelacje ZMP-owca Diatłowickiego...

Diatłowicki już na wstępie swojej bełkotliwej, zagmatwanej wypowiedzi (jakaś epidemia czy co?) stwierdził, iż zamierza: rzucić sprawę Jedwabnego na szersze tło. No i rzucił. Ogłosił mianowicie, że jest ona pochodną wrodzonego Polakom antysemityzmu, co potwierdzają "ojczyźniane" protesty wobec takich dzieł jak "Malowany ptak" Kosińskiego (grafomański, skrajnie obsceniczny i polakożerczy paszkwil, ukazujący Polaków z Kresów jako zwyrodnialców - przyp. G.D.), filmu Lanzmana o holokauście (przedstawiającego żołnierzy polskich jako morderców Żydów), artykułu Błońskiego w "Tygodniku Powszechnym" (zarzucającego Polakom kompletną obojętność wobec getta, chociaż to Polacy pomagali Żydom wydostawać się stamtąd, dostarczali im żywność i broń, natomiast ich pobratymcy żydowscy i policjanci, przyjmowali od nieszczęsnych kosztowności, ale potem i tak wysyłali ich do obozów albo tworzyli słynne "trójki", wyszukujące Żydów, ukrywanych przez Polaków). W karkołomnej gimnastyce werbalnej Diatłowicki zapędził się tak daleko, iż powiedział: Jak to już dzisiaj wiem na pewno, upowszechnił się stereotyp, którego uczyłem się bardzo długo (tępy jakiś czy co?) i lata przeżyłem w przeświadczeniu, że cały naród bohatersko walczył z okupantem, a "tylko świnie siedzą w kinie" (niemieckim - przyp. G.D.), a Polacy ratowali Żydów. Teraz dowiaduje się, że Żydzi wysyłali Polaków na Wschód. Ale to wszystko zbudowane zostało w całkowicie zakłamanym obrazie lat 1939-1945. Towarzyszu Diatłowicki! Tak długo uczyliście się w miejscu i otoczeniu, które upowszechniało polityczne kłamstwa i nawet dobrze kłamać się nie nauczyliście?! Tymczasem liczenie na amnezję słuchaczy bywa często zawodne. W jakiej to bowiem szkółce towarzysz (wówczas jeszcze fanatyczny ZMP-owiec) się uczył? Nie pamięta? No to przypomnę: w 34 LO im. gen. Świerczewskiego (sowieckiego szpiega, którego jednostki mordowały żołnierzy AK i NSZ), przy ul. Parkowej w Warszawie. W szkole dla dzieci kacyków bezpieki, w głównej "kuźni kadr ubeckich". W szkole tej - jak wspomniał z sentymentem Diatłowicki w telewizji (1998 r.) - wisiała fotografia jakiegoś przystojnego pana i był to niejaki Radkiewicz. Dodajmy, że ten "przystojniak" - minister bezpieczeństwa publicznego żydowskiego pochodzenia podpisał w 1954 r. dopuszczalność stosowania konwejerów, tj. katowania więźniów bez przerwy 48 godzin przez 7 dni, oraz polecił tworzenie band terrorystycznych, upozorowanych na oddziały AK i NSZ, aby nastawiać ludność przeciwko nim. Takiej właśnie perfidii i "moralności" uczyła ta szkoła. Nauka padała na podatny grunt. Większość uczniów z naszej szkoły (Elżbieta Jędrychowska, Daniel Passent, Ochabówny, Marian Grinberg i inni - przyp. G.D.) wywodziła się z tej formacji, dla której ten nowy, komunistyczny ustrój był akceptowany znacznie bardziej niż potocznie. Można przypuszczać, że gdyby to nie była Warszawa tylko prowincja, zbrojne podziemie strzelałoby do naszych rodziców, a nie do innych (...). To była szkoła TPD, co m.in. oznaczało, że nie uczono w niej religii. Wśród kolegów było stosunkowo dużo tych, którzy przyjechali z ZSRR (na czele z Diatłowickim - przyp. G.D.) po szkołach radzieckich (dzieci politruków, enkawudzistów, ludzi Berii, niemal wyłącznie Żydów, których rodzice zmieniali nazwiska, aby tym skuteczniej, na rozkaz Stalina i Berii, wprowadzać w Polsce "ustrój wiecznej szczęśliwości" - przyp. G.D.). I oni głęboko ubolewali, że Polska nie jest 17 republiką radziecką. Kolega mojego brata miał nad łóżkiem własnoręcznie zaprojektowany herb polskiej republiki rad. I w takiej to szkole, jak wyznał Diatłowicki, miał on się uczyć długo i uporczywie o (kwestionowanym przez niego obecnie, a w gruncie rzeczy zawsze - przyp. G.D.) bohaterstwie warszawiaków, Szarych Szeregów, AK! Towarzyszu Diatłowicki! W tamtych latach i w tamtej szkole uczono Was, jak widać skutecznie, jedynie nienawiści do wszystkiego, co polskie i narodowe. W tym samym czasie zaś polskie dzieci, harcerze, partyzanci, żołnierze AK, NSZ, WiN itp. niepodległościowych organizacji byli nieludzko torturowani przez katów UB - w większości Żydów - na Rakowieckiej, 11 Listopada, Cyryla i Metodego, we Wronkach, w Jaworznie. Aby zakwestionować stwierdzenie, iż Żydzi razem z Sowietami wysyłali Polaków do łagrów, co już dawno dowiedziono, Diatłowicki wyciągnął - jak królika z kapelusza - wujka, który strzelił do czerwonoarmiejca i za to jego rodzinę zesłano do Kazachstanu, ale rodzice nigdy nie mówili mu, że zesłali ich Żydzi. I z pewnością nie zrobili tego ani Żydzi, ani Sowieci, jeśli cała rodzina natychmiast po wojnie bez najmniejszych problemów przyjechała z Rosji do Polski i to do Warszawy, a nie na tzw. Ziemie Odzyskane, a Diatłowicki dostał się do szkoły dla synalków czerwonych bonzów.

A Izrael podyktuje nam podręczniki...

Żydowscy dyskutanci składali hołdy Grossowi za jego książkę. Monika Wietrzyńska w długim peanie rozpoczętym słowami: Chwała panu za tę książkę... zachwycała się tym, że ma ona największy oddźwięk z dotychczasowych, jej podobnych. Nawet Prymas Polski Józef Glemp, który wcześniej, 28 lutego, odżegnywał się od pojednania, zgodził się na przepraszalne modlitwy w Warszawie. Zmianę stanowiska - zdaniem Wietrzyńskiej - można także zaobserwować u prof. Tomasza Strzembosza, którego wcześniejsze wypowiedzi "wiadomo, jakie były". Otóż w obu tych przypadkach Wietrzyńska nie powiedziała prawdy. Prymas Glemp zastrzegł się, iż nikt nie będzie narzucał Kościołowi sposobu przepraszania za mord w Jedwabnem oraz że nie można stracić z pola widzenia zasadniczej prawdy, że jedynym źródłem systematycznie tępiącym Żydów był totalitaryzm hitlerowski i tego zdania nie zmienił. Również prof. Strzembosz nie tylko nie zmienił stanowiska, ale również nie zrezygnował z konsekwentnego dochodzenia prawdy, ostatnio nawet uzupełnił wiedzę o Jedwabnem informacją (3 marca br. w "Głosie"), że jedyny uznany przez Grossa świadek Szmul Wasersztajn był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa (UB), występującym jako śledczy w stopniu porucznika. Irena Rybczyńska za przykładem Grossa - "guru" jej i większości zebranych - atakowała księży, którzy szczególnie w okresie Wielkanocy, mówią, że Żydzi zabili Chrystusa i oburzała się na upowszechniane przez Polaków nieprawdy, a w tym o mordach rytualnych m.in. przez eksponowanie w Sandomierzu obrazu ilustrującego taki czyn. Co by się jednak nie powiedziało, niewinny chłopiec, syn Bolesława Piaseckiego (dyrektora PAX-u) został - jak to udowodniono - zamordowany w wyjątkowo okrutny i mający wszelkie cechy mordu rytualnego sposób przezŻydów, którzy potem bez żadnych przeszkód ze strony totalitarnego reżimu "uciekli" do Izraela. Następna dyskutantka przyłączyła się do chóru tych, którzy żądali zmiany podręczników historii dla młodzieży polskiej, naturalnie, aby pokazać w nich "przestępstwa" i "okrucieństwa" Polaków wobec Żydów. Spytała również, jak postępują prace Polsko-Izraelskiej Komisji na ten temat. Dyrektor Tych z Żydowskiego Instytutu Historycznego zapewnił, że są one bardzo zaawansowane. Jak z tego wynika - obce państwo, Izrael, w dodatku okupujące cudzą ziemię i mordujące palestyńskie dzieci, będzie ingerowało w programy szkolne suwerennej Polski i uczyło Polaków "moralności" oraz "prawdy" historycznej. (Czyżby się to miało odbywać na podstawie podpisanej niedawno przez ministra Bartoszewskiego umowy o polsko-izraelskiej wymianie kulturalnej?!). Jan Solecki - stwierdził z pełną zawziętości satysfakcją, że po Jedwabnem Polska już nie będzie tą samą Polską, co przedtem. Powiedział, że od lat zajmuje się problematyką Niemców wysiedlonych z Polski w wyniku układów poczdamskich i zarzucił jej uczestnikom, że nie powiedzieli ani słowa o niemieckiej własności. Tymczasem kiedy Niemcom zezwolono brać ze sobą 25 kg bagażu, jeden Polak prowadził ich do piwnicy, kazał ładować do toreb 12,5 kg węgla i tylko pozostałą resztę bagażu wypełniać osobistymi rzeczami, a czynił tak w przekonaniu, że bierze odwet za straszliwe cierpienia swojego narodu. Jeden polski rzeźnik codziennie chodził z siekierą do lasu, ale nie wracał ze zwierzyną tylko ze złotem (wiadomo, komu zabieranym) i potem oddał to złoto na zbudowanie kościoła we wsi. Polacy wysiedlali także "Bogu ducha winnych Ukraińców i Łemków" na Ziemie Zachodnie (zmuszając ich do wynoszenia się z glinianych i drewnianych chałup i wprowadzania do wyposażonych, murowanych gospodarstw poniemieckich - przyp. G.D.). Polacy też, kiedy Niemcy wywozili Żydów do gazu (oczywiście tylko i wyłącznie Żydów - przyp. G.D.), zabierając im najcenniejszy dobytek, zajmowali jeszcze ciepłe żydowskie domy i łóżka. I Żydzi nie dostali za to żadnych odszkodowań od Polaków. Tego steku polakożerczych bzdur nie warto nawet komentować, podałam je tylko dla zilustrowania mentalności i poziomu występującego. Słuchając jednak tych i tym podobnych "rewelacji" przesyconych nienawiścią do Polaków, przyglądając się rozradowanym twarzom Żydów (oraz śmiejącym się Niemcom, którzy w rozmowie ze mną uznali, że był to "fantastyczny mityng") upewniłam się już na dobre, że dla tego gremium nie są ważne ofiary mordu w Jedwabnem czy prawda (na zakończenie Gross zaznaczył, że rozstrzygnięcia prokuratorów nie są rozstrzygnięciami, które ja z konieczności przyjmę jako ostateczne) albo sprawiedliwość. Ale przede wszystkim maksymalne upokorzenie Polaków, rzucenie ich na kolana, wzbudzenie w nas kompleksu za nie popełnione winy. Ponadto - po wyciśnięciu z Niemców i innych krajów Zachodu wszelkich możliwych odszkodowań, wymuszenie ich na Polakach poszkodowanych przez hitleryzm, Sowietów, żydokomunę. Wymuszenie także większych świadczeń na rzecz "zaprzyjaźnionego" Izraela, na który Europa Zachodnia nie chce łożyć w związku ze zbrodniami przezeń popełnianymi. Szum wokół Jedwabnego ma także odwrócić uwagę opinii światowej od tych właśnie zbrodni i bestialstw popełnianych przez izraelskich Żydów na cywilnej ludności palestyńskiej, szczególnie na dzieciach, a w tym trucia ich gazami bojowymi. //

Grażyna Dziedzińska

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1